Wyciąg | Apostołowie kontra Herosi – bitwa na hexy

dvhminiDlaczego lata 90 były fajne? Dlatego, że na ten okres przypadała zatrważająca ilość tytułów, które odpowiadały za renesans danego gatunku gier wideo. To tak jakby co chwilę rodził się Leo DaVinci albo inny Michał Anioł i dostarczał nam dzieła sztuki, o najwyższym poziomie jakości.

Heroes of Might & Magic 3 było swoistym odrodzeniem strategii turowych w klimatach fantasy, ponieważ po długich latach nieurodzaju w końcu pojawił się zawodnik z najwyższej półki i z miejsca zawładnął sercami graczy. Progres względem części drugiej był olbrzymi, a gra stała się wyznacznikiem jakości i wzorem do naśladowania dla innych firm deweloperskich. Magikom z 3DO udało się stworzyć tytuł ponadczasowy, do którego z chęcią wraca się nawet po kilkunastu latach (premiera miała miejsce w roku 1999). Nie zestarzał się absolutnie żaden element Herosów –  grafika nadal jest miła dla oka, muzyka wciąż brzmi cudownie, a litry miodu wylewają się z ekranu przytwierdzając gracza do fotela na długie godziny.

Sprawa z Disciples wygląda trochę inaczej, ponieważ seria nie doczekała się, aż tak dużej popularności jak Herosi. O ile część pierwsza była jeszcze słabo oszlifowanym diamentem, tak część druga nad którą w tym porównaniu chcę się pochylić – była już godnym konkurentem dla HoMM 3, a w moim prywatnym rankingu – grą lepszą. Podobnie jak w przypadku Heroes, Apostołowie dzielnie oparli się działaniu czasu po dziś dzień i żaden z jego elementów nie wywołuje negatywnych reakcji. Wrażenie robią zwłaszcza ręcznie rysowane tła podczas walk.

Woli Pan ciemne, czy jasne?

Fantasy, czy Dark Fantasy? Oto jest pytanie. Osobiście jestem zwolennikiem mroczniejszej odmiany gatunku, gdzie kości tęczowych smoków spoczywają pod powierzchnią ziemi i nikt nie śmie ich odgrzebywać. Jednak nie przeszkadzało mi to w dobrej zabawie przy Herosach, gdzie owe tęczowe smoki się pojawiały, całe i zdrowe oczywiście. Bajkowa kolorystyka towarzyszyła serii Heroes od początku istnienia. W końcu dwie pierwsze części wyglądały jak kolorowanka dla dzieci, którą wprawiono w ruch. Oczywiście w trzeciej części HoM&M pojawiają się także miejsca typu Nekropolis, Inferno, czy mroczne podziemia, gdzie „wesoła kolorystyka” odchodzi na dalszy plan, co nie zmienia faktu, że jest ich zdecydowanie mniej.DVH5

Z kolei Disciples od pierwszej części stawiało na mroczniejszy klimat. Nie jest to jeszcze tak bardzo widoczne w części pierwszej, ale za to w części drugiej mrok, zgnilizna i zepsucie wydzierają z ekranu oraz głośników. Tereny opanowane przez Mortis i jej Hordy Nieumarłych, gdzie ziemia pokryta jest popielnym pyłem, a uschnięte, czarne drzewa to policzek wymierzony matce naturze. Gorejące ogniem ziemie Legionów Potępionych, pocięte rzekami lawy, które przemierzają olbrzymie demony. Nawet zielone łąki Imperium oraz skute lodem doliny Górskich Klanów skrywają złowieszcze tajemnice i ukazują tylko pozorną sielankę.

DVH1

Ilość vs jakość

Zawsze byłem fanem prowadzenia niewielkiej grupki straceńców, która w czasie podróży stawała się drużyną wyszkolonych zabijaków (naleciałości erpegowe). Taką możliwość dawali mi Apostołowie, gdzie jednostki dzieliły się na 3 rodzaje – walczących w zwarciu, walczących na dystans oraz wsparcia różnorakiego (nakładanie paraliżu, wzmacnianie innych jednostek, leczenie etc). Poprzez stawianie nowych budynków w stolicy planowaliśmy „ścieżkę kariery” każdego z żołnierzy, co przejawiało się różnymi możliwościami ich ewolucji. Żeby jednak nie było zbyt fajnie, twórcy wprowadzili system „coś za coś”, czyli w momencie, gdy decydowaliśmy się na rozwój jednej z gałęzi budynków – druga była automatycznie blokowana. Dzięki temu trzeba było dobrze przemyśleć jaki będzie układ naszej drużyny i kogo do niej powinno się dodać. Awans danego żołnierza był uzależniony od ilości punktów doświadczenia potrzebnych do zebrania – im lepsza jednostka, tym więcej PD trzeba było zebrać. Dowódcy także mieli możliwość osiągania wyższych poziomów, co otwierało im drogę do nowych umiejętności np. używania artefaktów, sztandarów, czy umieszczenia dodatkowych żołnierzy pod swoją komendą.DVH3

Natomiast w Herosach zwycięstwo zależało od ilości i siły posiadanych jednostek. Można było je, co prawda, ulepszać, ale nie w takim zakresie jak miało to miejsce w Disciples 2. Ponad setka Archaniołów roznosiła w pył wszystko, co stanęło im na drodze. Pamiętam, że podczas zwiedzania losowych map w największym, możliwym rozmiarze uzbieranie kilkudziesięcio – tysięcznej armii nie było problemem. W grze studia 3DO nie było ograniczeń, co do stawianych budynków w stolicy, a przy zakupie jednostek mogliśmy kupować zarówno te ulepszone, jak i gorsze wersje (miało to duże znaczenie w momencie, gdy statystyki żołnierzy nie różniły się drastycznie, ale cena już tak).

Istotne różnice dotyczyły systemu walki w przypadku obu tytułów. W Heroes 3, mogliśmy przemieszczać jednostki na planszy, gdzie toczyła się walka, a ilość heksów (pól), o które dany typ mógł się ruszyć zależał od jego szybkości. Dawało to spore pole do popisu przy taktycznym planowaniu potyczki, a zwycięska obrona zamku 1 smokiem przeciwko sporej armii – nie była czymś niemożliwym. W Disciples 2 nasi podwładni byli zdolni tylko do wykonywania ataków w miejscu, o żadnym przemieszczaniu się nie było mowy. Oczywiście miało to swoje wady i zalety – wygranie walki często zależało od odpowiedniego ustawienia żołnierzy np. wilkołak, który był niewrażliwy na ataki fizyczne potrafił sam zmasakrować oddział, w którym nie było nikogo, kto zadawał obrażenia magiczne.

Inne było również podejście do używania zaklęć. W Disciples 2 czary opracowane w stolicy można było rzucać jedynie na mapie świata, a podczas walk już nie było takiej możliwości (bohater mógł zamiast tego używać specjalnych kul, talizmanów, ale były to przedmioty jednokrotnego użytku). Nic nie stało na przeszkodzie, żeby wykończyć wroga z dystansu, bez angażowania się w starcie. Wiązało się to jednak ze stratą PD, ale bywało przydatne do niszczenia słabych bohaterów, którzy mieli zakusy na posiadane przez nas surowce.

DVH2

W Heroes 3 czarami miotało się podczas starć, co nierzadko miało decydujący wpływ na wygraną batalię, a ich liczba robiła wrażenie. Bohater mógł także zdobywać artefakty podnoszące jego statystyki. Różnica w wykorzystaniu możliwości bohatera w obu tytułach polegała na tym, że w HoM&M 3 bohater był tłem, kimś kto od czasu do czasu wspierał swoich żołnierzy i nic więcej. Natomiast w Disciples 2 był aktywnym uczestnikiem wydarzeń i zawsze pod koniec rozgrywanego scenariusza –  najpotężniejszym elementem drużyny.

Asses of fire

W czasach, gdy premierę miało Heroes of Might & Magic 3 dostęp do internetu pozostawał nieosiągalnym marzeniem wielu graczy w Polsce. Gra na szczęście wychodziła naprzeciw osobom „niepodłączonym” i oferowała tryb, który stał się jednym z największym plusów trzeciej odsłony – Hot Seat albo Płonące Pośladki. Dzięki owemu trybowi możliwe było wspólne granie na jednym komputerze. Gracze zmieniali się co turę, a wygrywał ten kto zdobył wszystkie zamki przeciwnika.

DVH4

Disciples 2 również doczekał się trybu Hot Seat, rozbudowując go o możliwość zawierania sojuszy, zarówno z nacją sterowaną przez innego gracza, jak i przez komputer. Przewagą Herosów była możliwość tworzenia map losowych, gdzie każda rozgrywka była inna od poprzedniej. Apostołowie cierpieli na małą ilość map (zwłaszcza tych o największej powierzchni), a brak generatora map losowych jest dla mnie totalnym nieporozumieniem (dla mnie też jeśli to kogoś interesuje ;) – Nacz.Os.Rep).

Gdy opadnie kurz bitwy…

O obu tytułach można by pisać jeszcze długo, ale pora najwyższa przejść już do podsumowania. Zarówno Heroes of Might & Magic 3, jak i Disciples 2 zajmują na mojej prywatnej liście gier wszechczasów wysokie miejsce (D2 jest kapkę wyżej). Zachęcam tych, którzy nie mieli okazji, do zapoznania się oboma tytułami (o ile szansa na to, że jakaś część naszych czytelników nie grała w HoM&M 3 jest niska, tak z D2 nie jest to już takie oczywiste). Czekają na Was setki godzin, wypełnione grywalnością najwyższej próby, zarówno solo jak i ze znajomymi. Tymczasem wracam do rozgrywania kolejnego scenariusza. Do przeczytania!

Redaktor i główny czaromiotacz. Ulubione gatunki: Wbrew pozorom nie ograniczam się tylko do RPG. Posiadane platformy: PS4, N3DS, WiiU, PC