Recenzja + Video | Moonshine Racers (Amiga)

 

Dzisiaj nielegalnie! Zapraszamy na przemyt księżycówki, bimbru, samogonu, whiskacza, wódy, spirytusu, denaturatu, borygo oraz innych trunków wyskokowych! Wszystko w towarzystwie Przyjaciółki i trójki przyjaciół… Retromana Marechcka, sierściucha Borsuka i Naczelnego Karka Repipa!
Że co i jak? Śmigamy przez USA z kanistrami wypełnionymi procentami w Moonshine Racers! 


MOONSHINE RACERS

MILLENNIUM INTERACTIVE / PEAKSTAR SOFTWARE (1991)

WYŚCIGI

FILM DOTYCZY: AMIGA

TAKŻE: ATARI ST / PC-DOS

Soundtrack do recenzji: The Native Howl – Thrash Grass (Cały Album). Czyli thrash metal plus banjo!

Okładka gry zachęca do ruszenia szlakiem przemytników bimbru!

Marecheck zadzwonił trochę wcześniej niż się umawialiśmy… – Przyjedź Borsuk najpierw do mnie i dopiero pojedziemy na zlot, chciałem ci zaprezentować fajne, ale trochę zapomniane wyścigi. Pogramy sobie godzinkę w Moonshine Racers i dopiero wbijamy na RETROnizację! Znasz tę gierkę? Całkiem rozbudowana, szmuglujemy samogon przez United States of Amerika i spierniczamy gliniarzom! – No, coś tam grałem za młodu, ale wolałem Trylogię Lotusa, Jaguara XJ220 czy mknącego szybciutko Vrooma, wiesz takie wyścigi Formuły 1. W sumie to spuściłem Moonshine Racers swego czasu w kiblu, bo mi się scrolling nie podobał i jakoś dziwnie się grało… – Żałuj! Naprawdę zaskakujący tytuł! Rozbudowany. Śmigamy po rożnych mapach, ulepszamy samochód w trakcie podróży, przeskakujemy przeszkody. – No, cosik tam kojarzę, nawet grafika była całkiem zjadliwa… – Tak, krajobrazy niczego sobie, Stany można pozwiedzać wszerz i wzdłuż! – Mówisz, taki trochę nielegalny i 16-bitowy odpowiednik atarowskiego Road Race? – No, coś w tym stylu, tylko się nie spóźnij spóźnialski śierściuchu…

Witamy w Teksasie, królestwie grzechotników!

Dobra, dobra! Zanim po niego pojadę sprawdzę może sobie kto stoi za tym przemytem bimbru. Developer zupełnie mi nieznany, jakieś Szczytujące Gwiazdy (PeakStar Software)… Producenci pornoli? Hmm, nie… Co oni do tej pory ciekawego stworzyli? Mocno średnią edycję wyścigów motorów połączonych z bitką na łomy czyli Road Rash (1992 dla Electronic Arts) i jakiegoś zupełnie nieznanego mi platformera z chorym klimatem, w którym sterujemy pluszowym miśkiem oraz królikiem, pod nazwą Sooty & Sweep (1992 dla Alternative Software). Aha i jeszcze kolorowe i całkiem ładne, ale średnio grywalne wyścigi Formuły 1 zatytułowane F1 World Championship Edition (1995 dla Domark) i bardzo przeciętną podróż ciuchcią wzorowaną na bajce dla dzieci o lokomotywie Tomaszu. Oglądaliście tę animację kiedyś? Dosyć edukacyjne przesłanie ma dla dzieciaków, ale brzydka jak wszystkie moje wcześniejsze kobity razem wzięte… Jak to się zwało? Thomas The Tank Engine (1992 dla Alternative Software). Nawet dwie części tego dzieła wydali… Hmm, czyli niby racery to ich chleb powszedni, jednak osiągnięć zbytnich na tym polu nie mają… Zobaczmy w takim razie, kto stoi za wydaniem tego polecanego mi przez kumpla tytułu? A tu już lepiej! Millenium Interactive – czyli ludziska znane głównie z przebojowej serii platformerów James Pond (od 1990 do 1994), albo bardzo fajnej gry logicznej Diggers (1993) będącej połączeniem Lemingów z Boulder Dash. Amigowcy pewnie kojarzą jeszcze ich wielce brutalną i krwistą wariację futbolu amerykańskiego zwaną Brutal Football (1993). W takim razie jest nadzieja, że Wyścigi Przemytników Bimbru będą zacnym szpilem! Kurczę, po cholerę włączałem tego trzeciego Jamesa Ponda! Wciąga jak bagno. Spóźnię się do Marechcka, a po drodze jeszcze miałem odebrać moczymordę Naczelnego Karka Repipa! Ponoć pochlał wczoraj z bratem samogonu własnej roboty… Tak do oporu, trzecia w nocy skończyli! Jak my się wyrobimy na zlot? Hmm…

James Pond 3 – najlepsza część trylogii i najlepsza gra Millennium Interactive.

Zbiegam szybko na dół po schodach, wsiadam do DeLoreana, odpalam chybcikiem maszynę i ruszam z impetem. Zadzwonię może do Naczelnego, czy się chociaż obudził? – Karku, żyjesz? Dobudziłeś się? Wytrzeźwiałeś? – Kto mówi? A żonka kochana! Tak kochanie, kup mi kefir i jajecznice bo ledwo zipię… Co?! Borsuczysko! Nikaj nie jada, chyba, że bieremy kanister mojego paliwa, hehehe. – Na zwisłe cyce! Twa morda śmierdzi jeszcze wódą! Czuję przez słuchawkę! Ogarniaj dupsko i pod prysznic! Najpierw skoczę po Marechcka, a po waszmości przyjadę na końcu! – Nikaj nie jada! – Zawrzyj się cholerniku i pakuj mandżur! – Bierzesz coś na zlot? – Ta, kanister, hehehe! – Ja pieeeerdziu, za pół godziny jestem u Ciebie! Podjeżdżam pod hacjendę naszego nowego retromaniaka Marechcka i dzwonię do niego domofonem. – Hejka, tu ja Borsuk, przepraszam za spóźnienie, ale trochę się zagrałem w retrogierki. Sam wiesz jak to jest… – Dobrze, dobrze Borsuczku. Fajnie, że się spóźniłeś nawet, bo sąsiad odwiedził mnie z wiśnióweczką na spirytusie. Pyszna! Czekaj spakuje jeszcze do torby baryłkę, co byśmy mieli na drogę i zaraz schodzę! – Baryłkę?! To ile on ci tego przywiózł? – Cysternę, stoi za domem! – Co tu się do cholery wprawia?! – Cichaj Borsuku, zaraz będę… Czekam kwadrans i w końcu wyłania się ze swoją Amigą 1200 pod pachą i beczułką wiśniówki. Ładuje wszystko na tylne siedzenie wraz z jakimś chomikiem w kołowrotowej klatce. – Ki zwierz?! – pytam zdziwiony. – To? Mój kochany chomiczek, Blizzard 1260, widzisz, biega, kręci się, daję prąd! I ja mogę w tym czasie grać sobie na mojej Amisi przenośnie! O na tym maluśkimi telewizorku. Ty sobie prowadź, a ja sobie popykam… No nie wierzę! Całe życie z wariatami!

W słonecznym Teksasie, życie biegło spokojnie… (intro do gry).

Kiedy podjeżdżam pod chawirę Naczelnego Karka Repipa nikt na mnie nie czeka… Moje natarczywe dzwonki pozostają bez odpowiedzi, więc pewnikiem usnął skurkowaniec! Na szczęście jego obrotna żona wychyla się z domu i zaprasza mnie grzecznie do środka. – Urżnięty siedzi w stołowym i coś majaczy, że nigdzie nie jedzie! Mówi, że wyrusza w jakąś podróż z Samem czy kangurkiem Kao, że nie będzie oglądał gier na mikrokomputery! Wyimaginował sobie jakichś przyjaciół i wali z nimi dalej bimber! Tera z Crashem Bandicootem piją w salonie… Wpadam przerażony i patrze jak mój przyjaciel częstuje powietrze pełną szklanicą jakiegoś trunku i szlocha! – Jeruna jo wom godom do pieruna jasnego tyn Borsuk to nie wie kiedy przyjść. Siedzielimy w piwnicy nad szolką bimbru, a tyn zaś te swoje retro szpile. Przylozł z Marechczkiem, wiecie tym karlusem od Amigi i godo że do Siemianowic jadymy szpilać na jakiś zlot. A jo tam na suchy pysk nikaj nie jada, godom im że bierymy kanister mojego paliwa, jak się milicja będzie pytać to powiemy, że hybryda momy, przeca to 100% eko! Ino sprawdzone składniki, no chyba że nie sprawdzone, to wtedy nie sprawdzone, ale przy tym voltażu to bez różnicy. – Ja pieeerdziuuuu! Fest popłynąłes chopie! – podbijam do niego i walę go prosto w ryj z otwartej! – Zwijaj mandżur! Już dwie RETROnizacje odpuściłeś! Jadymy! – Crashu kochany, mnie bijesz, twego fana? Za co?! – Za jajco! – z drugiej mańki poprawia mu żona! – Chlejesz dziadu od wczoraj, w głowię ci się pierniczy! Zwijaj się z Borsukiem i zjedz coś po drodze! Jakiś ciepły posiłek, może trochę wytrzeźwiejesz! Wieczorem mamusia przychodzi w odwiedziny! – Mamusia?! Aaa, mów po ludzku, że teściowa! Teściowa grobowa! Buhehehehe! – wariat śmieje się do rozpuku, a żona nie przestaje okładać go pięściami….

Policjanci z nudów zajadali się pączkami i grali na banjo…

Upłynęło chyba ze dwa kwadranse zanim nabity jak balon Kark wpakował mi się na tylne siedzenie. Jakżeby inaczej! Z wielkim kanistrem samogonu skrywanym potajemnie pod pachą! Tylko pokazał mi cichaczem paluszek przyłożony do ust żebym nie wrzeszczał, bo żona się skapnie… – Marechcku, witaj kochanieńki, a co tam sączysz tak radośnie? – zapytuje jeden ochlaptus drugiego… – A wiśnióweczkę na spirytusie! – O zobacz, jaki zbieg okoliczności! Może szklaneczkę bimberku? – A z przyjemnością drogi Repipie! Normalnie słodzą sobie lepiej niż celebryci w porannym tok-szole… Wsiadam mocno wkurżony, trzaskam drzwiami i odpalam DeLoreana… – Borsuczku, może napijesz się z nami?! – A kto będzie prowadził? Wasz chomik, bo on chyba wtedy jedyny trzeźwy tu będzie… Nie nerwuj się kochanieńki, my sobie tu poimprezujemy, grzeczniutko, cichutko z tyłu, a tu prowadź! Prowadź karetę na bal! A co tam tak miga kochany Marechcku? – A moja przenośna Amiga Repipie złoty! Pogramy może w Moonshine Racers? Taka idealnie dopasowana do sytuacji zapomniana gra. – Szmuglerzy ksieżycówki powiadasz?! Już mi się podoba. No to polej pod tego szpila! – Zbastujcie tempo spożycia dziadygi pieprzone, bo już mnie w oczy szczypie ta wasza gorzoła, czy co tam macie… Ledwo drogę widzę! Jeszcze się rozbijemy… – Cichaj cebulo bo karczycho od Naczelnego dostaniesz! Kieruj, nie gadaj!

Tył pudełka z grą przedstawia zawarte w niej atrakcje! (Amiga)

– Chłopaki, żyjecie jeszcze tam z tyłu?! Chyba się zgubiłem, nie poznaję okolicy! Jakieś kaktusy, pustynne wydmy, Mustangi nas wyprzedzają? W oddali jakieś wieżowce widzę, gdzie my kurna są? – zapytuję wesołe towarzystwo balujące na tylnym siedzeniu. – Wieżowce to pewnie w Sosno City! – śmieją się obydwoje szyderczo ze mnie… – Sprawdź na GiPieSie! – Nie działa, zwariował, kręci się w kółko, jakbyśmy wpadli w jakieś pole magnetyczne… – Dobra, Borsuczku, podjedź pod tę wielką reklamę czy drogowskaz, zwał jak zwał, zobaczymy co tu jest napisane. Pomożemy znaleźć drogę Sierściuchowi, buhahaha – śmieje się ze mnie Naczelny, a Marecheck wtóruje mu szaleńczym chichotem… Kiedy podjeżdżamy pod wielki billboard w całym samochodzie nastaje grobowa cisza… – Welcome To Texas! Drive Friendly, The Texas Way! – czytamy na głos… Chłopaki trzeźwieją w ułamku sekundy, przełykają głośno ślinę, po czym wszyscy wsłuchujemy się w grzechot wypoczywającego nieopodal na skale grzechotnika. – Jakby to powiedzieć, chłopaki, chyba spóźnimy się na ten zlot…. Troszkę się popieprzyło!

Dopóki w ich strony nie zawitała mafia ze wschodu!

Repip jak to zobaczył i usłyszał to całkowicie mu znowu odbiło! Wyskoczył z wozu, ściągnął koszulę i zatrzymał siłą przyjeżdżający przez autostradę samochód! No raczej to wskoczył mu na maskę i krzyczy kierowcy przez szybę! – Jechalimy tak tym eko wozem, z nowym karlusem Borsuka i jo wom godom nagle bylimy za granicą. Jo wiem że Borsuk to gorol ze Sosnowca, ale my tak depnęli że my nawet dalej niźli do rajchu do Alojza zajechali. Chyba na przima bez ocean my polecieli bo nagle w Teksasie my są! Teksańczyk zdębiał, ale nie stracił rezonu! – Konkurencja ze wschodu zawitała?! Pieprzone ruskie bimbrowniki! Chcecie nas pewnie wysiudać z interesu? Komunistyczną berbeluchą zawojować rynek?! A takiego wała! – I fackjura nam przez szybę pokazuje, po czym chwyta swoje CB Radio i drze się wniebogłosy – Uwaga, do wszystkich szmuglerów, konkurencję mamy! Depnąć mocniej pedał gazu, ruskie przemytniki pojawiły się w okolicy! Pamiętajcie, który pierwszy dowiezie księżycówkę do najbliższego baru – zgarnia największą kasiorę! Sami przecież wiecie, że Tucker nie żałuje grosza, za dobrze wykonaną robotę. Jak który, zobaczy na drodze dziwną furgonetkę na nieznanych blachach – spychać z drogi, taranować, zniszczyć za wszelka cenę! Teksański bimber najlepszy! – Yippee ki-yay, motherfuckers! – odzywają się w głośniku jego ziomki rednecki, a Repip wybałusza na niego gały i sam zaczyna wydzielać sobie obfite plaskacze! – Obudź się psi synu! Obudź, to tylko sen! A mamusia mówiła nie pij tyle bimbru… Teksańczyk nie bacząc na jego obecność na przedniej masce, wciska pedał gazu do dechy! Biedny Naczelny koziołkuje nad samochodem po czym ląduje boleśnie tyłkiem na autostradzie! Uwaga, ciężka waga! Uff, dupa nie pękła, ani krateru w drodze nie zrobił…

Nasz DeLorean zamienił się w furgonetkę!

Podbiegamy do niego z Marechckiem przerażeni. – Cały? – Cały! Trochę siniaków tylko, twardy skurczybyk, ale najwidoczniej walnął się mocno w głowę gdyż dalej bredzi – Co tu się kurna wyprawia! Pany, gdzie my są do cholery, co się wyrabia?! Jedyn redneck z krauzą bimbru godo nom że mo najlepszy moonshine w okolicy. Jak jo sie wtedy do jasnej ciasnej zdenerwowoł! Przeca bimber to my momy nojlepszy i pijemy go z szolki jak cywilizowane ludzie, a nie jak jakieś gorole z krauzy! Podnosimy go spokojnie z asfaltu, odwracamy się do naszego DeLoreana i zonk! – Ki diobeł?! – wybałuszam gały, gdyż w miejscu naszej zadbanej fury stoi jakaś wielgachna, rozklekotana, na wpół przerdzewiała żółta furgonetka… – Chyba wiem co tu się dzieje… – łapie się za głowę przerażony Marecheck – Jasny gwint! Jesteśmy w grze! Jakimś cudem, nie wiem jeszcze jak, ale trafiliśmy do Moonshine Racers… – Że co do cholery?! W grze?! Na Amidze?! I przemycamy bimber?! – chwytam się za głowę… – Ale jak to możliwe?! – Całe życie o tym marzyłem… Pędzić i przemycać bimber! Gdzieś na dalekim wschodzie, albo w okolicach Wielkiego Kanionu… – zamyślił się Repip – I cholera, kiedy polewałem Marechckowemu chomikowi kielona, to zapragnąłem tego z całego serca… – Co, napoiłeś mojego kochanego Blizzarda twoim samogonem?! – zagrzmiał Marecheck – Tak, i wtedy jego oczy zrobiły się takie czerwone, popatrzył na mnie i zapiszczał, hator, hator, hator! Później zaczął biec niesamowitym tempem, głowę bym dał, że jego kołowrotowa klatka zaczęła się unosić… – kontynuował Naczelny… – Pięknie! Porobiony jak skurwisyn gryzoń przeniósł nas do bitmapowego świata! – wkurzyłem się nie na żarty – Na czym pędziłeś ten bimber Karku? Na radioaktywnych grzybkach?! – ryknąłem ponownie. – Zamknijcie ryje! Wszyscy. – odezwał się spokojnym , ale stanowczym tonem chomik ze swojej klatki na tylnym siedzeniu. – Lepiej debile skupcie się na wygraniu tego wyścigu bimbrowych szmuglerów! Musicie zwyciężyć Moonshine Racers. To jedyna możliwość powrotu do domu… Jak inaczej zdobędziecie hajs? Do samochodu debile! Ścigamy się z redneckami, tylko chyżo! – jego małe, chomicze ślepia spojrzały na nas wzrokiem nie pozostawiającym miejsca na sprzeciw…

Wyścigi przemytników bimbru czas zacząć! (Atari ST).

Władowaliśmy się w trójkę do rozklekotanego gruchota. – Kurrrczaczek, muszę się tutaj odnaleźć! – powiedziałem spokojnie – Marecheck, ty najdłużej grałeś w tę grę. Ogarniaj system, gdzie są jakie wskaźniki?! – Dobra, już zerkam na swoją Amisię i będę informował w trakcie jazdy! – Wrzucaj Borsuk jedynkę i gonimy tych teksańskich wsioków! – ucieszył się Repip – Dobra, zauważyłem, że skrzynia ma tylko dwa biegi, niski i wysoki, luzik. Dam radę. Jadymy chopy! – przekręciłem kluczyk w stacyjce i włączyłem radio. – Hmm. Cisza. W trakcie jazdy nie odbieramy żadnej stacji? Co za złom! – powiedziałem zdegustowany. – Tak, dokładnie, potwierdził Marecheck – Ale jak dojedziemy do celu i zatrzymamy się na chwile w barze czy u mechanika to przygrywa nam swojska, folkowa, amerykańska nuta. Mówię wam, pięknie rednecki rzępolą na banjo! – poinformował nas z miną pełną zachwytu… – Opowiadałem wam chłopaki,  że jak byłem mały to miałem lekcję gry na banjo? – zagaił Repip sięgając do kanistra z samogonem celem przechylenia go z gwinta. – Co ty odpierniczasz?! – wrzasnąłem załamany jego pomyślunkiem – Chcesz wydoić nasze ostatnie zapasy? Przecież celem tego cholernego wyścigu jest dowieźć jak najwięcej bimbru do baru na końcu każdej trasy! I tak uważnie jechać, żeby jak najmniej rozlać! A ty wszystko chcesz wyżłopać? Masz jakieś dolary, bo ja nie?! Barmani dobrze płacą za bez-akcyzowe trunki! Musimy przecież kupić bilety na samolot! – Dobra, dobra, wyluzuj… – Dobrze gada! Tu w lewym dolnym rogu macie wskaźnik ilości księżycówki w naszym zbiorniku. Widzicie? – poinformował Marecheck, a zdegustowany Repip sięgnął po resztki wiśniówki na spirytusie. – Uff, nerwusy, ooo tera mi lepiej…

Z piskiem opon ruszamy w trasę! (Amiga)

– Marek, a ta czerwona rura w lewym górnym rogu naszego furgonu? – zapytałem. – Chłodnica! Pokazuje stan przegrzania silnika. Każde zderzenie z jakąkolwiek przeszkodą, czy zbyt szybka jazda powoduje jej rozgrzanie. Kiedy przesadzisz z brawurą, albo będziesz nieostrożny po prostu silnik nam wybuchnie i dupa zbita! Zanim się schłodzi inni przemytnicy zdążą nas wyprzedzić… Jak zwolnisz to chłodnica ostygnie i w ten sposób możesz kontrolować jej temperaturę. Czaisz? – Czaję! – A które my są chopy w tym rajdzie tera? – zapytał nabzdryngolony Repip. – Tutaj obok zegarka macie aktualna pozycję. Jesteśmy czwarci! – To depnij mocniej Borsuk, bo już widzę na mapie koniec tej trasy, może chociaż wbijemy się na podium! – ucieszył się Naczelny… Wrzuciłem wyższy bieg, silnik aż zawył i ruszyliśmy z impetem przed siebie wyprzedzając kilka samochodów. – Awansowaliśmy? – Dupa blada! Przemytnicy są oznaczeni tym samym kolorem, co nasza bryka, czyli teraz na żółto. Reszta to turyści tylko… – O tam widzę jednego rednecka, kontrabandzistę pieprzonego. Dawaj go! Tak jest! Pięknie Borsuczku!– zakrzyknął Repip i wystawił nagle swój nieogolony tyłek do okna! – Całuj nas tera w rzyć! – Zaśmialiśmy się wszyscy! Nawet ten przemyt nam sprawnie idzie! Widocznie mamy w tym dryg. – A ten zegarek Marechcku? – To czas jaki nam pozostał do kolnego odcinka trasy,  checkpointu, zaliczymy go to dostaniemy kolejne cenne sekundy. – To oprócz wsioków ścigamy się jeszcze z zegarkiem? – zdenerwowałem się. – Tak, tutejszy mafioso  Tucker, lubi mieć swoją gorzałę na czas…

Na drodze prawdziwy tor przeszkód… (Amiga)

– Uważaj Borsuku ślepy jesteś! Nie widziałeś tego kamulca?! – zakrzyknął przerażony Naczelny. – Kamulca, dupulca, widzisz ile tu przeszkadzajek na trasie? Ledwo ogarniam! Krzaki jakieś, drzewa, kamienie, barierki, roboty drogowe, droga się wije jak wąż, raz w górę, raz w dół. Pnie drzew nieuprzątnięte, skocznie jakieś, uwaaaagaaaa! Fruuuniemy, chopy, trzymajta kanister z samogonem! – chciałem ostrzec kumpli, ale Repip już siedział na tylnym siedzeniu i ściskał mocno nasz drogocenny trunek. – Ufff, udało się! Jazda bez trzymanki! – powiedział zadowolony z siebie i dumny jak paw! – Panowie, chyba za pomocą tej akrobacji przeskoczyliśmy dwóch konkurentów! Widzę dwa żółte furgony za nami! – Pierwsze miejsce! Ja pierniczę Borsuku, dobrze kasujesz tę wiejską bandyterkę! – zakrzyknął uradowany Marecheck. – Hamuj, do baru się zbliżamy! Ślepy jesteś?! Nie widzisz prędkościomierza po prawej stronie tuż nad skrzynią biegów?! – Bez paniki! Okulary zaparowały mi z wrażenia… – skłamałem, gdyż tak naprawdę nie ogarniałem początkowo tych wszystkich atrakcji… Na potwierdzenie moich słów wcisnąłem do oporu pedał hamulca, aż biedny chomik wypadł ze swojego kołowrotka i wyleciał przez otwarte okno! – I w pizdu, i wystartował! – zaśmiał się Repip! – Jesteś pewien Marechcku, że to nie jest nietoperz?! – zaczęliśmy oboje rechotać! – Ratunku! Blizzuś! Wracaj! Ja pierniczę… Żona mnie przecież zabije, jak wrócę bez niego do domu… – To idź go poszukaj, buhehehe, mu idziemy do baru i sklepu… Tylko ze skunksem nie pomyl…

Skacząc ominiemy wiele przeciwności losu, jednak bimber bardziej nam się wylewa… (Amiga)

Za pierwsze pieniądze zarobione na sprzedaży naszego nielegalnego ładunku kupiliśmy mniej awaryjny silnik do naszego trochę poobijanego pick-upa. Chociaż zastanawialiśmy się jeszcze nad zakupem opon o lepszej przyczepności, turbo doładowania, które chwilowo zwiększało osiągi naszej bryki albo lepszej sprężarki. Ta permanentnie wpływała na nasze przyspieszenie i prędkość. Jednak wybraliśmy nowy endżajn, dzięki któremu mogliśmy dłużej jechać na wyższym biegu i bardziej żyłować naszego czterokołowego trupa. Oczywiście Repip chciał zakupić skrzynkę teksańskiego piwa, żeby zobaczyć jakimi sikaczami raczy się tutejsza ludność, ale szybko wyperswadowałem mu z łepetka te niecne zamiary. Od organizatora wyścigu potajemnie otrzymaliśmy kolejną beczkę wysokoprocentowego samogonu, zaś celem naszej podróży był tym razem Bar Liquid oddalony o kolejne kilkadziesiąt kilometrów…. Za nami nazjeżdżały się do knajpy miejscowe ćwoki, uczestnicy wyścigu, którzy odgrażali się, że tym razem dadzą nam wycisk! – Towarzysze komuniści, ruska hołota! Tfu, psia jego mać, mafia ze wschodu! – usłyszeliśmy na odchodne. Repipowi, nie trzeba było więcej zachęty. Podciągnął rękawy swojej potarganej koszuli, wyprosił mnie i Marechcka grzecznie z tawerny, a sam został w środku i zamknął za sobą drzwi… Ponoć tutejszy dentysta przez cały rok nie wprawił tylu złotych zębów jak po jego hulankach z miejscowymi…

Tutaj przemycamy samogon na PC-DOS.

Kolejny etap naszej podróży różnił się scenerią i krajobrazem od poprzedniego, chociaż wszelkie przeszkody na drodze były identyczne. Mieliśmy chwilę odpoczynku, Repip rozmasowywał siniaki po wczorajszej zabawie w wykidajłę, Marecheck zaś w milczeniu składał połamanego chomika… A ja prowadziłem, trochę już zmęczony… Mogliśmy w ciszy i spokoju delektować się pięknymi widoczkami. Doceniliśmy różnorodność mijanego pejzażu, a także pralaksową złożoność horyzontu, na którym co odcinek zmieniały się łańcuchy górskie. Od piaskowych skał charakterystycznych dla tego rejonu świata, poprzez bliższe naszemu sercu skaliste szczyty, aż po zimowe wzgórza. Szkoda, że dobre wrażenie psuł trochę mało płynny scrolling szosy, którą pędziliśmy i niestety słabe uczucie pędu… Najwidoczniej jednak stwórca tego miejsca nie okiełznał do końca swoich umiejętności kreowania świata. – A to co?! Beczki na drodze? – ucieszył się Repip – Czyżby rednecki przed nami gubiły ładunek?! Okazja uzupełnić nasze zapasy! Nakieruj się Borsuku na tę baryłkę, a ja zgarnę ją z drogi! Samogonu nigdy za wiele! A jak się będzie nam przelewać to troszku upiję… – Siedź na dupie karku, przecież napakowanyś niczym kabanos, przez szybę się nie zmieścisz! Marecheck, tyś zgrabniejszy, wychyl się zręcznie przez tylną szybę i pakuj porzucony bimber do wozu! – Jawohl, Ich liebe alkohol! – zakrzyknął nasz towarzysz i zaczepiając się nogami o fotele opuścił się na zewnątrz pojazdu. – Trochę w prawo Borsuku! Jeszcze! Nie sięgnę jej. Jeszcze trochę! – Trzymaj go Repcio za nogi, bo zaraz nam cyrkowiec z auta wyfrunie! – Jeszcze pół metra! Dobra. Zwolnij! Mam! Udało się! Ja pierdolę… – krzyknął Marecheck, kiedy ja skupiony na bocznym lusterku nie zauważyłem policyjnych barierek….

I ciul, wdupcylimy się w policyjne barierki… (Amiga)

Jebudu! Tylko drzazgi poleciały! – Jesteś cały? – krzyknęliśmy oboje z Naczelnym z przerażeniem w oczach. – Tadam! Patrzajta łachudry jak się dźwiga bimber z szosy! Niezły sztosik, co nie?! – Zajebongo! – zakrzyknął Repip i już chciał przybić piątkę z Marechckiem, kiedy nagle coś z całych sił przywaliło w bok naszego auta! Jeb! Ponowne jebudu! Bęc! I znowu. I jeszcze raz! – Jakieś stado bizonów, czy lawina głazów?! – zakrzyknąłem i nagle usłyszeliśmy wycie policyjnej syreny! Tutejszy szeryf, z twarzy podobny do Schwarzeneggera, spychał naszą brykę w przepaść! – Dlaczego on nas nie zatrzymuje, grzecznie nie legitymuje, tylko od razu taranuje! – To terminator! T-1000. Przybył z przyszłości by nas zabić, abyśmy nie wygrali tego pieprzonego wyścigu… – Repip trochę przerażony wydeklamował swoją najnowszą teorię spiskową. – W sumie Marecheck jest podobny troszku do Johna Connora, to by wszystko tłumaczyło… – kontynuował Naczelny, który najwidoczniej ciągle ukradkiem  kosztował nasz ładunek, gdy nie zwracaliśmy na niego uwagi… – Dupa, nie terminator! Zbyt dużo procentów masz we łbie… – zacząłem zaprzeczać kiedy w naszym radio rozległ się milutki, seksowny, damski głos. – Tatko przemytnicy uciekają drogą 666! Czy już ich znalazłeś?! – Tak siedzę im na ogonie córuś! Podaję numery rejestracyjne. RNG 0107S! – Ojczulku, już sprawdzam w bazie! Tak wszystko się zgadza! To ci mafiozi ze wschodu! Uzbrojeni i niebezpieczni. Uważaj na siebie tatko. Będzie zadyma! Ależ się podnieciłam, aż mi sutki nabrzmiały! – Co ci nabrzmiało córuś?! – Nic, nic tatko, wargi mi spuchły od tych ciągłych komunikatów…

W trakcie jazdy w naszym CB Radio słyszymy różnych rozmówców (Amiga).

Pięknie się porobiło! Nasze CB Radio odbiera komunikaty tutejszych mundurowych, a nawiedzony tatko szeryf, imieniem Gruby Sam próbuje zrobić teksańską masakrę wozem policyjnym z naszych tyłków! Repip bidula ledwo utrzymuje nasz zbiornik bimbru w pozycji pionowej i tylko kwestią czasu jest jego kopyrtnięcie! Marecheck za wszelką cenę próbuje uchronić swojego połamanego chomika Blizzarda od dalszych kontuzji, które dla takiego małego stworzonka mogły okazać się wręcz śmiertelne! Trzeba było działać! Przypomniałem sobie niezliczone pojedynki na szosie, które toczyłem w wakacyjne dni z moim największym rywalem, najlepszym rajdowcem z czasów Amigi. Niepokonanym kuzynem Gałasem! Lotus, Jaguar XJ220, Super Skidmarks, Super Cars 2, ileż razy tryumfował nade mną w tych wyścigach…  Chciałem chociaż przez chwilę posiąść jego moc z tamtych czasów, aby wykrzesać z naszego silnika drzemiące w nim rezerwy! – Mocy przybywaj! – zakrzyknąłem okrzykiem głównego bohatera mojej ulubionej kreskówki z młodości, czyli He-Mana! Repip słysząc te słowa trzymał już przygotowany przed moimi ustami wielki baniak najmocniejszego bimbru we wszechświecie. Mój czerep po nim na pewno będzie posępny… – Teraz albo nigdy Borsuk! Wiem, że nie pijesz, ale chociaż się sztachnij! Inaczej wylądujemy na złomowisku! Zaciągnąłem moim wielkim kulfonem pokaźną chmurę samogonowego odoru tak mocno, że nawet koszula naczelnego wylądowała w moich nozdrzach! Zassałem niczym odkurzacz kwaśne i wysokoprocentowe opary, aż wypełniły me płuca po brzegi! Zakrztusiłem się niesamowicie po czym bekłem, rzygłem i pierdłem jednocześnie! Zemdlałem, uderzyłem głową w kierownicę, a stopą dociążyłem pedał gazu do oporu… Świat zawirował wokół mnie, ktoś ściszył maksymalnie odgłosy dobiegające do moich uszu, zaś samochód stanął cały w płomieniach! Czyżby bariera dźwięku została pokonana?! Praktycznie nic już nie słyszałem, leżąc na kierownicy, a do moich uszu dochodziły tylko radosne okrzyki Naczelnego – Nie wierzę! Borsuk zrobił im wszystkim Burnouta! Marecheck patrz! Widziałeś kiedyś Burnouta na żywo?! Ale zapierdalamy! O blokada policji?! Jebudu skurwisyny! Takedown! Takedown motherfuckers! Wokół nas fruwały policyjne fury, bariery drogowe, drzewa powyrywane z korzeniami, kapelusze teksańskich gliniarzy i jakiś pieprzony chomik…

Głosujcie na waszego Szeryfa! – Nigdy w życiu! (Amiga).

Po takim rollercoasterze i demolce kordonów policji zyskaliśmy wielki szacunek pośród tutejszej społeczności! Ha, doszło nawet do tego, że teksańscy szmuglerzy podarowali nam w prezencie nowego, trochę mocniejszego pick-upa, żebyśmy mogli kontynuować nasz wypełniony przygodami przemyt przez Stany. I nawet co pewien czas zastępowali naszą brykę coraz nowszym modelem. To się nazywa amerykańska gościnność! Jednak na trasie dalej pozostawali dla nas niebezpiecznymi rywalami, gburowatymi redneckami, z którymi musieliśmy walczyć do ostatniej kropli bimbru! Same zawody Moonshine Racers na dłuższą metę nie okazały się tak rajcowne jak myśleliśmy na początku. Fakt były trudne i wymagające, ale mało urozmaicone pod względem atrakcji, powtarzalne i dosyć schematyczne. Po kilku wyścigach rzekłbym, że nawet trochę męczące… Musieliśmy umilać sobie pobyt w Teksasie i w przerwach pomiędzy rajdami oddawaliśmy się innym aktywnościom. Ja spotkałem Pilota Czasu, który urządził sobie tutaj krwawe safari na reptilian udających Teksańczyków. Miałem szczęście, to była jedna z jego nielicznych misji na Ziemi… Marecheck znalazł zastępczą rodzinę dla swojego przyjaciela, chomika Blizzusia, który od pamiętnego wypadku zapragnął zostać lotnikiem. Przygarnęło go stado jaskiniowych nietoperzy i nawet został hersztem ich bandy! Ponoć na nocne misje wkręcania się w dziewczyńskie włosy – tutejsze gacki wyruszają śpiewając hator, hator, hator… A Repip? W trakcie jednej ze swoich wędrówek w góry, zaprzyjaźnił się nawet z Yetim, Wielką Stopą! W mroźną noc ogrzewali się własnym ciałem i polską wódką, a o poranku wyruszyli polować na bizony gołymi rękoma… Dla całej naszej trójki była to przygoda naszego życia, kalejdoskop niesamowitych przeżyć i wrażeń. A co z wyścigiem? Jak to co?! Jasne, że go wygraliśmy! Naszą trójkę wybrano szmuglerami roku w Teksasie i powiem wam, że wcale nie chciało nam się wracać do domu… Kiedy zmęczeni usypialiśmy w samolotowych fotelach, Repip nagle podrapał się w głowę i popatrzył na mnie swoim szelmowskim wzrokiem. – Borsuk?! Śpisz?! Borsuk! – klepnął mnie w ramię – Czego karku, daj w końcu trochę odpocząć… – Wiesz, tak sobie patrze na ten samolot i… – Nie chcę tego słyszeć! – Wiesz zastanawiam się… – Wolę jak się nie zastanawiasz… – I tak sobie wymyśliłem, że może zaczęlibyśmy szmuglować bimber samolotami?! Wiesz, taka prawdziwa kontrabanda zakrojona na szeroką skalę! Tak naprawdę zawsze o tym marzyłem…

VIDEO – ROZGRYWKA

Marecheck Retroman – Rozgrywka MOONSHINE RACERS – Amiga.

PLUSY:

– Szmuglowanie bimbru połączone z wyścigami przez USA, to świetny pomysł na grę!

– Zmieniające się co kilka tras furgony, które prowadzimy.

– Piękna, różnorodna sceneria z ogromną ilością przeszkód na trasie.

– Wprowadzająca świetny klimat oprawa muzyczna. Banjo!

– Możliwość ulepszania naszych bryk.

– Znaczna ilość postaci, bohaterów występujących w trakcie rozgrywki.

– Zabawne dialogi pomiędzy nimi.

– Rednecki klimat całości i sympatyczne intro.

MINUSY:

– Wkurzająca policja, która nie zatrzymuje lecz próbuje nas zezłomować!

– Mało płynna animacja, scrolling trasy i słaba dynamika jazdy.

– Poziom trudności może zrazić niedzielnych kierowców.

– Na dłuższą metę trochę monotonna i powtarzalna rozgrywka.

MOONSHINE RACERS

(AMIGA, ATARI ST, PC-DOS)

Retrometr


PS1. Okładki i screeny pochodzą głównie z Moby Games, Lemon Amiga oraz Atari Legend.

PS2. Wersje na Atari ST oraz komputery PC-DOS są praktycznie identyczne jak na Amidze. Niestety są one trochę słabiej udźwiękowione. Wycięto z nich niestety rzępolenie na banjo. W wersji PC jest ono dostępne tylko dla lepszych kart dźwiękowych. Czytaj lepszych w czasie premiery gry…

PS3. Wcześniejsze filmy Marechcka prezentujące także mniej znane amigowe gry znajdziecie na jego KANALE.

PS4. Plusy i minusy do gry pochodzą zarówno od Marechcka, jak i i Borsuka.

PS5. Ślonsko godka w recenzji stylizowana przez Repipa.

PS6. Zarówno Repip jak i Marecheck nie mieli pojęcia, że wylądują w takiej historii…

PS7. Redakcja Retro Na Gazie w żaden sposób nie popiera, anie nie reklamuje tym wpisem spożywania bimbru, samogonu, księżycówki czy innych alkoholi w ilościach hurtowych ani przemytu tych trunków. Co więcej, wszyscy dobrze wiemy, że…

Klimatyczny plakat edukacyjno – informacyjny z czasów PRL-u.

O RetroBorsuk 228 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.