Gramy Na Gazie | H.E.R.O. – Video (recenzja, przejście gry, ciekawostki)

H.E.R.O gramynagazieDzisiaj wcielimy się w prawdziwego bohatera! Ratownika górniczego w kopalniach uranu na skolonizowanym Marsie. Zapraszamy na pełną niebezpieczeństw i potworów podróż do wnętrza Czerwonej Planety w 8-bitowym hicie od Activision! Przed wami H.E.R.O.

Ratownik górniczy – zawód dla nieustraszonych! Podejmują się go tylko najwięksi twardziele, a czasem bywa, że nawet oni nie podołają… Samo zejście do zawalonej kopalni na ratunek zasypanym kolegom to często bilet w jedną stronę. Wymaga olbrzymiej odwagi, tężyzny fizycznej i umiejętności. No, ale pewnie znajdą się pośród was tacy, którzy sprostaliby temu wyzwaniu. Prawdziwi bohaterowie… Jednak misja ratunkowa, na którą zabierzemy was w dzisiejszym odcinku Gramy Na Gazie to zadanie dla największej elity herosów. Dla bohaterów pisanych wielką literą! Tak, tak, to nie jest wyprawa dla miękkich ludzi… Zabieramy was do najniebezpieczniejszych kopalni na Marsie, gdzie wcielicie się w Rodericka Hero, pracownika sił ratunkowych największej międzygalaktycznej korporacji wydobywającej drogocenny uran. Kopalnie, do których będziecie schodzić pozbawiły życia wielu śmiałków przed wami! Zamieszkane przez wielkie, zmutowane insekty oraz zwierzęta, pełne zabójczego promieniowania i magmowych bloków skalnych, często z zalanymi wodą korytarzami. Nie pękajcie, nie poddawajcie się! Nie możecie przecież zostawić na pastwę losu uwięzionych w nich górników! Zerknijcie na swoje wyposażenie. Śmigłolot, hełm z wbudowanym szybkostrzelnym działkiem laserowym oraz plecak dynamitu? Robi wrażenie! Jednocześnie jednak uświadamia, że z tej wyprawy ratunkowej ukrytej pod pseudonimem Helicopter Emergency Rescue Operation może nie być powrotu. Larek i Borsuk pokażą wam drogę poprzez mroczne korytarze, będą dla was światełkiem w tunelu. Jednak zanim przejdziemy do podróży waszego życia, może opowiedzmy jak to się wszystko zaczęło? Ponoć Roderick Hero to tylko pseudonim głównego bohatera dzisiejszego artykułu… Trochę nieoryginalny, ale jakże pasujący do zawodu jaki wykonuje… Przynajmniej tutaj, na…


KSIĘŻNICZKA MARSA

czyli SZYCHTA W PIEKLE!

Soundtrack do recenzji: Kosmiczna Podróż II (Space Trip II). Kanał: Asthenic.

Przyleciałem na Czerwoną Planetę głównie w celach handlowych. Wiecie, ratowanie wszechświata nie należy przecież do zbytnio dochodowych zajęć, no może z wyjątkiem tych kilku najemnych zleceń, których podjąłem się w przeszłości. Teraz trafił się duży transport broni dla tutejszego wojska, nie martwcie się, nic nielegalnego… Dodatkowo zbyt długo trapiła mnie już samotność. Odkąd moja rodzina zginęła w trakcie Pierwszej Inwazji na Ziemię, nie byłem z nikim na dłużej niż jedną noc… Przydałoby się może w końcu trochę ustatkować? Nie, no żartowałem… Tak naprawdę to chciałem uzupełnić zapasy moich ulubionych marsjańskich cygar… Uff, jakie ciężkie to cholerstwo! Dobra starczy. Myślę, że dwa wielkie kontenery tego ekskluzywnego palenia wystarczą mi na długo… Zamknąłem burtę pokładu mojego gwiezdnego frachtowca i rozejrzałem się po okolicy. Z kosmodromu mojego imienia rozciągał się najpiękniejszy widok na całą powierzchnię tej zacofanej i nieprzyjaznej, lecz urzekającej planety…

Mars – piękna, tajemnicza planeta. Żródło: Storyblocks.

Gargantuicznych rozmiarów Góra Olimpu (Olympus Mons) na żywo robiła bardziej piorunujące wrażenie niż na wszelkich hologramach, które wielokrotnie otrzymywałem od zaprzyjaźnionego biura planetarnej turystyki. W rzeczywistości była najwyższym wygasłym wulkanem we wszechświecie. Nie próbowałem nawet wytężać wzroku by dostrzec oddalony o 25 kilometrów od powierzchni globu – wierzchołek tego olbrzyma. Największa atrakcja tego miejsca przyciągała tysiące turystów, którzy w powietrznych taksówkach pędzili podziwiać ogromny krater na jej szczycie. Ruch innymi środkami transportu był zabroniony, tylko licencjonowane taksówki, wojsko oraz kosmopolicja mogła przemierzać tę przestrzeń powietrzną… Nic dziwnego, ten bogaty w złoża uranu wulkan w całości należał do Marsjańskiego Konsorcjum Wydobywczego URANIA, którego niezliczona ilość kopalni wyrastała z jego zbocza niczym płyty z grzbietu stegozaura. Wydobycie szło pełną parą, gdyż takiego natężenia ilości małych ludzików maszerujących pomiędzy poszczególnymi kopalniami jeszcze tutaj nie widziałem. Morze ludzkich termitów zalewało bezustannymi falami najcenniejszy kopiec w galaktyce…

Góra Olimpu / Olympus Mons istnieje naprawdę! Źródło: Space.com.

Kiedy popatrzyłem na mój wielki pomnik wybudowany w samym centrum kosmodromu ucieszyłem się, że przyleciałem tutaj pod przykrywką. Świetnie podrobiony hologram ID na nazwisko nieżyjącego od lat Rodericka Hero zapewniał mi zupełną anonimowość. – Pilot Czasu. Wybawca Ludzkości – przeczytałem napis na cokole i uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Odkąd eksterminowałem rasę paskudnych Scramblan, poprzez zniszczenie ich macierzystej planety – nie miałem prywatności na żadnej z ziemskich, kosmicznych kolonii. Ludzkość potrafi być wdzięczna swoim herosom, a mnie już dawno temu zmęczyły wszelkie powitania, gratulacje, konferencje, prezentacje i oficjalne duperele. Chciałem od tego wszystkiego po prostu odpocząć. Wcisnąłem na głowię wielki kapelusz z szerokim rondem, pogładziłem przyklejoną dla niepoznaki brodę i ruszyłem do pobliskiej knajpy…

Kosmodrom na Marsie należał do największych w naszym Układzie Słonecznym… Autor: Niconoff.

Spodobała mi się od razu. Czerwonowłosa barmanka z dużym cycem, i zgrabną talią, elokwentna i kulturalna z szelmowskim błyskiem w oku i uroczym śmiechem. Niestety dziesięciolecia wylatane w przestworzach nie uczyniły ze mnie amanta, ani nawet zdolnego podrywacza, więc moje wszystkie wysiłki w stosunku do jej osoby spaliły na panewce. Cholerka, trochę szkoda, gdyż właśnie taką niunię chciałbym mieć w domu. Pomimo trzydziestki na karku buzię miała niczym nastolatka, i bardzo krągłe, piękne, kobiece kształty. Cóż, pewnie gdybym ściągnął przebranie już dzisiaj byłaby moja, lecz miałem dosyć tych prostackich zagrań. Kiedy dopijałem ostatnią Pilot Colę, nagłe ogłoszenie rządowe przerwało transmitowany na żywo finałowy mecz BallBlazera, a knajpa wybuchła przekleństwami niczym supernowa. Jakaś niezła chryja skoro przerywają najpopularniejszy marsjański sport, na dodatek nadawany na żywo!  – pomyślałem i z zaciekawieniem wsłuchałem się w komunikat.

Marsjański pub urządzono w klimatach retro. Autor: Lachlan Page.

– Największe marsjańskie trzęsienie na zboczach Góry Olimpu! Tysiące ofiar, kilkanaście tysięcy rannych, setki górników uwięzionych pod ziemią! – grzmiał z holotelewizora dziennikarz relacjonujący ze zbocza wulkanu, pośród tłumów rozhisteryzowanych ludzi, funkcjonariuszy kosmopolicji, żołnierzy i oddziałów ratownictwa górniczego Konsorcjum URANIA. Daleko w kadrze w kłębach dymu majaczyły zburzone budynki pobliskich kopalni lub to co z nich zostało… – Najznamienitsi marsjańscy naukowcy dywagują na temat przebudzenia się największego wulkanu w galaktyce. Czy Góra Olimpu wybuchnie lawą?! Jeśli tak, to kiedy? Ostatnia erupcja tego giganta miała miejsce ponad 200 milionów lat temu… Gniew bogów Czerwonej Planety dosięgnie ludzkość i ukarze za nadmierną eksploatacje jej naturalnych surowców?! Czyżby dni Marsa jako ludzkiej kolonii zostały policzone?! Wojsko wraz z siłami powietrznymi Konsorcjum URANII przygotowują plan ewakuacji wszystkich mieszkańców płaskowyżu Aureoli, możliwe jednak, że uda zapobiec się…

Niektóre kopalnie zostały doszczętnie zniszczone. Źródło: Amazon.com.

– Katastrofa na globalną skalę! – nie zdążyłem dokończyć natłoku myśli, który wywołał reportaż, kiedy w barze wybuchła ogromna panika! Piski, krzyki, rwetes i ciżba oszalałych ludzi biegnących do wyjścia. Chaos! Nic dziwnego. Marsjańskie górnictwo było źródłem dochodu dla ponad 90% tutejszej populacji. Pewnie w tej właśnie chwili stracili swoich bliskich, a wraz z trzęsieniem ziemi zawaliło się ich dotychczasowe życie. Dziwne, że nie odczuliśmy wstrząsów będąc tak blisko epicentrum kataklizmu? A, no tak – ogromne terraformiczne bąble, w których znajdują się zarówno płaskowyż Aureola, jak i sam wulkaniczny bóg tego świata – tamują wszystkie ruchy tektoniczne na planecie… Spojrzałem na barmankę, którą na czas wybuchu paniki straciłem z oczu. Moja piękna księżniczka Marsa siedziała skulona w kącie, wpatrzona smutno w porozbijane na podłodze butelki i płakała. Podszedłem do niej, chwyciłem delikatnie pod rękę, podniosłem i przytuliłem. – W jednej z tych kopalni, dokładnie tej, którą widziałam w holowizji pracował mój ojciec i brat – zaniosła się szlochem… – Nie płacz mała – próbowałem ją głupio pocieszyć – Może nic im nie jest? Słyszałaś wielu górników przeżyło katastrofę! – Boże, nawet nie wiesz jak bardzo bym tego chciała. To moja jedyna rodzina na tym kosmicznym zadupiu… A co jeśli zasypało ich tam głęboko, na samym dole? Cholera, nawet nie mam jak tego sprawdzić. Pozostaje mi tylko czekanie na listę ofiar, którą URANIA opublikuje w holonecie…

Główna siedziba URANII mieściła się w centrum kolonii. Autor: Thuberchs

– Na nic nie będziesz czekać! – wyciągnąłem z kieszeni podręcznego pilota i nacisnąłem przycisk. – Wiesz dokładnie gdzie znajduje się kopalnia, w której pracują? A może znasz jej współrzędne? – Boże, teraz sobie przypomniałam, że w trakcie wstrząsu mięli akurat szychtę na dole… Tylko jak się tam dostaniemy? Zanim dojedziemy na zbocze wulkanu, przebijemy się przez gigantyczne korki, kordony kosmopolicji czy tłumy holoreporterów, stracimy zapewne pół dnia…  A co jeśli oni jeszcze żyją? Gdzieś tam zasypani w podziemnych tunelach wypatrują ratunku… Najprawdopodobniej ten umartwiający monolog trwałby jeszcze kilkanaście minut, gdyby nie otrzeźwił jej odgłos lądującego przed barem powietrznego wehikułu. Podbiegła do okna i zobaczyła jak moje antygrawitacyjne Lamborghini Angelo ląduje na autopilocie. Chwyciłem ją za rękę i osłupiałą wepchnąłem szybko do samochodu. Wystartowaliśmy bez słowa, a kiedy znowu chciała coś powiedzieć – portal czasoprzestrzenny, który właśnie otwarłem zadziałał na nią niczym knebel…

Pilot Czasu i jego antygrawitacyjna bryka. Autor: Vagrantdick.

Nie bawiłem się w żadne ceregiele i pieprzone konwenanse tylko władowałem się w buciorach na tę stypę. Otworzyłem portal tuż nad wejściem do kopalni, której współrzędne otrzymałem od mojej piękności i wyskoczyłem z niego moją powietrzną korwetą. Tłumy gapiów najpierw obserwowały moje manewry z otwartymi na oścież ustami, by później rozpierzchnąć się w przerażeniu we wszystkie strony, kiedy zacząłem lądowanie. Gdy wysiedliśmy z antygrawitacyjnej limuzyny, oddział kosmopolicjantów wycelował w nas swoje szybkostrzelne blastery. Widząc co się święci musiałem przeciwdziałać… Zdjąłem szybko podarty płaszcz oraz wielgaśny kapelusz, odkleiłem kamuflującą moją twarz brodę i wskazałem palcem na mój pomnik, który spoglądał na to całe zamieszanie z oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów kosmodromu. Zresztą nie musiałem tego wcale robić, plakaty z moja podobizną wiszą przecież nad łóżkami ich dzieci, a moje popiersia spoglądają na nich codziennie z kominków, które ogrzewają im mroźne, marsjańskie zimy…

Lamborghini Angelo to bardzo szybki pojazd… Autor: husseindesign.

Cisza. Grobowa! Słyszałem nawet jak przełykają ślinę. Powoli, trochę nieśmiało niektórzy z nich zaczęli wiwatować, inni natychmiast padli na kolana odmawiając modlitwę i dziękując Bogu. W tym moja Księżniczka Marsa, którą podniosłem szybko z kolan. – Przestań mała, jestem tak samo zwykłym człowiekiem jak każdy z was. – Widzieliście?! Wybawca przybył! Pilot Czasu. Ostatni Pilot na Ziemi! – dało się słyszeć pojedyncze donośne głosy. – Szybko! Szukam szefa brygady ratunkowej przydzielonej do tej kopalni?! – Toć sam żech jest! – pojawił się przede mną trochę podstarzały i grubawy jegomość z wąsem, z wyglądu podobny do Świętego Mikołaja. – Jak wygląda sytuacja? – zapytałem szybko. – W tej grubie? Trzystu już nie dycho, dwudziestu hajerów żyje, nie mogemy się jednak do nich dostać. Brygada naszych kamratów ratowników została właśnie zeżarta przez jakieś pieruńskie kopruchy co się tu zalęgły… – Dawać mi tu szybko kombinezon ratunkowy! – krzyknąłem do niego i zobaczyłem ogniki nadziei jego oczach. – Śmigłolot?! – zdziwiłem się patrząc na plecak, który zaczęli montować mi na plecach. – Panie pilot, trudno by było w jetpacku furgać po tak wąskich korytarzach, więc dokonaliśmy własnej modyfikacji. Śmigło poręczniejsze i bardziej precyzyjne. Tukej mocie jeszcze hełm tytanowy z laserowymi brylami na kopruchy czy inne diobły, co tam wypełzły z czeluści piekielnych. Godołem, ostrzegołem wszystkich, żeby nie fedrować na Marsie! Czerwony ten skurwiel niczym czarcia dupa. Ostrzegołem, że do piekła się przewiercymy…

H.E.R.O gramynagazieW skafandrze marsjańskiego ratownika górniczego wyglądałem pewnie jak debil… (okładka gry z Atari 2600)

– Zaraz, zaraz! – usłyszałem, kiedy pakowałem materiały wybuchowe do swojego plecaka – A jak to jakaś popierdółka, a nie Pilot Czasu?! – Z tłumu wylansował się jakiś cwaniakowaty osiłek w mundurze kapitana kosmopolicji z bandą swoich pomagierów. – Może jakiś szpieg konkurencyjnego Konsorcjum? Może złodziej uranu? – błysnął idiotycznym pomyślunkiem poklepywany po plecach przez podobną mu bandę małp w uniformach. – Panie kapitanie, co pan pieprzysz?! Na ratunek chłopakom wyruszam, nie marnuj pan mojego cennego czasu! Tu liczy się każda sekunda… – Dokumenty! – ryknął ważniak – Hologram ID! Albo cie tam nie wpuszczę! – zakrzyknął i klepnął mnie długą, energetyczną pałką, zwaną pacyfikatorem, po ramieniu. Drugą ręką poprawił swój kask ochronny i popatrzył na mnie tryumfalnym wzrokiem. Głupich nie trzeba siać, sami się rodzą…  – Moje ID? Proszę bardzo! – odchyliłem się szybko do tyłu i pierdolnąłem go z byka prosto w twarz! Nie wziął pod uwagę, że ochraniacz na jego głowie zda się na nic w konfrontacji z moim tytanowym hełmem. Plastykowa, zabezpieczająca twarz szybka, wraz z jego nosem i szczęką – pękły w ułamku sekundy, a siła uderzenia przewróciła go na plecy! Kiedy próbował wstać poprawiłem mu najmocniejszym kopem, prosto w ryj, z tak zwanego czuba… Szybko włączyłem stan gotowości działka laserowego w mojej przyłbicy i czerwone światełko celownika powędrowało po mundurach kolejnych kosmopolicjantów, którzy nawet nie drgnęli…

Największy z kosmopolicjantów tylko wyglądem budził respekt… Autor: mohzart.

– Jeszcze jakieś pytania? Jestem do dyspozycji… – powiedziałem szyderczo. – Tak myślałem. Życzę miłego dnia… – uśmiechnąłem się i sięgnąłem po butlę tlenową. W tym ciężkim skafandrze muszę wyglądać pewnikiem jak prawdziwy ratownik górniczy, albo prędzej jakiś halloweenowy przebieraniec… Zresztą czy to ważne? Dla mieszkańców Marsa  najważniejszym jest fakt, że wyglądam jak facet z wielkiego pomnika w kosmodromie… Zerknąłem w głąb szybu, do którego zaraz zanurkuję i przeraziłem się nieco jego głębokością. Cholera przecież nigdy nie latałem pod ziemią! Nic to… Kiedyś musi być ten pierwszy raz… Kątem oka dostrzegłem poruszające się w ciemnościach kształty wielkich, mięsożernych robali i innego ścierwa, które tam na mnie czyhało… Moja Księżniczka Marsa podbiegła do mnie i pocałowała mnie życząc powodzenia, z oczami pełnymi łez. – Czekaj tu na mnie! Wrócę! Tfu, co ja mówię… Wrócimy wraz z chłopakami! – uścisnąłem ją mocno, uruchomiłem na chwilę silnik śmigłolotu i sprawdziłem czy wszystko działa. Bez zarzutu! Przełączyłem z powrotem na jałowy bieg, aby wirnik przestał się kręcić i… skoczyłem w bezdenną otchłań…

H.E.R.O gramynagazieSpojrzałem w głąb szybu… Zmutowany zwierzyniec już na mnie czekał… Reklama HERO z czasopisma komputerowego.

******

Kiedy wyprowadziłem na powierzchnię wszystkich wycieńczonych górników wiwatom i oklaskom nie było końca. Zjawiskowa, czerwonowłosa piękność rzuciła się w moje ramiona z namiętnym pocałunkiem. – Jeszcze nie skończyłem, mała… – powiedziałem – Gdzie się znowu wybierasz do cholery?! – zapytała drżącym głosem. – Jak to gdzie?! Przecież muszę ocalić zasypanych w pozostałych kopalniach…

******

Gdy czekałem na nią w hangarze na kosmodromie, czule żegnała się z ojcem i bratem. Przybiegła do mnie cała w skowronkach, a ja nie mogłem po raz kolejny wyjść z podziwu nad jej urodą. Pomogłem zapakować jej bagaże do mojego gwiezdnego frachtowca i kiedy zamykałem luk bagażowy popatrzyliśmy ostatni raz na piękny, lecz surowy horyzont niegościnnej Czerwonej Planety. – Naprawdę jesteś nim?! – wskazała skinięciem głowy na olbrzymią statuę Pilota Czasu. – No, jakoś tak wyszło… – powiedziałem i zaśmiałem się. – Wiesz zawsze marzyłam o księciu na białym rumaku, ale to co przyniosło życie, przeszło moje najśmielsze oczekiwania – No, bohater galaktyki w swojej międzyplanetarnej fregacie! Któż mógłby mu się oprzeć?! – zachichotałem. – Cieszę się, że cię spotkałam, Pilocie Czasu. – Wzajemnie moja Księżniczko Marsa! – objąłem ja i przytuliłem, po czym odlecieliśmy, gdzieś na pierścienie Saturna… A Mars? Co z nim? Nie martwcie się. Naukowcy z Konsorcjum URANIA znaleźli sposób na powstrzymanie wybuchu Góry Olimpu. Przecież nie wypuściliby z rąk największych złóż uranu we wszechświecie… Ale to już zupełnie inna historia…


ZZA KULIS

Larek uratował pierwszego górnika! Czy da radę ocalić wszystkich?

MIEJSCE AKCJI. Teraz wiecie już w kogo się wcielamy w tym odcinku naszego video cyklu dla retro zwyroli, więc tym bardziej nie możemy zawieść! Oczywiście wiemy, że akcja gry H.E.R.O. tak naprawdę nie dzieje się na Marsie, tylko w kopalniach góry Monte Leone, ale specjalnie dla naszego filmu, jak i wpisu – ubarwiliśmy nieco tło fabularne. Zresztą powiedzcie mi, w którym miejscu na Ziemi znajdziemy tak olbrzymie i niebezpieczne insekty i magmowe, ogniste skały? W żadnym! Autorom gry najwidoczniej cosik się pokręciło, to musi być Czerwona Planeta! Zresztą każdy domorosły astronom oraz miłośnik niestworzonych historii wie, że najgłębsze kopalnie i szyby wiertnicze znajdują się właśnie tam…

WYZWANIE. Musicie też wiedzieć, że oboje z moim kompanem z oddziału ratunkowego, czyli profesorem Larkiem jesteśmy miłośnikami przygód HERO. Tak od tej pory będę nazywał ten przebój od Activision, czyli bez kropek po każdej literze, aby oszczędzić sobie czasu w pisaniu, a wam w czytaniu… Pewnikiem i tak wyjdzie tekst długi jak najgłębszy kopalniany szyb, ale mając na uwadze, że takie artykuły nie są w dzisiejszej modzie – może uda się coś skrócić… Można powiedzieć, że jestem wielkim miłośnikiem i orędownikiem tej wielce grywalnej produkcji, w którą zagrywam się od dzieciństwa. Szczerze to na mojej prywatnej liście ulubionych gier wszechczasów plasuje się ona na trzecim miejscu tuż po Montezuma’s Revenge i River Raid. Współgospodarz naszego video cyklu także darzy wielką sympatią HERO, jednakże gra ta nie zachwyciła go od pierwszego wejrzenia. Odrzucała go zawsze poziomem trudności w dalszych, głębszych poziomach. Dopiero po pewnej próbie, na którą został wystawiony przez innych retro youtuberów – docenił ten oryginalny tytuł. Otóż biednemu Larkowi zarzucono, że jest za cienki w uszach na ratownika w kosmicznych kopalniach i po prostu nie nadaję się do tej ciężkiej roboty! Testem potwierdzającym jego kompetencje było zdobycie minimum 40 000 punktów w trakcie misji rozgrywanej na Małej Atarynie. Nieskromnie pochwalę się, że dzięki mojemu szybkiemu instruktażowi i treningowi jaki z nim odbyłem na pewnym retro zlocie, mój towarzysz udowodnił jednak, że wymagane kwalifikacje posiada. Na poniższym filmiku możecie zobaczyć egzamin, któremu został poddany! Słychać nawet jak przełyka ślinę…

Egzamin profesora Larka na ratownika górniczego w najgłębszych marsjańskich kopalniach. Nerwy i jaja ze stali plus kupa robali!

ACTIVISION. Wydawcą tego nieśmiertelnego przeboju jest wszystkim znana i lubiana (no, przynajmniej tym retro) graczom firma Activision. Któż nie zna tej założonej w 1979 amerykańskiej firmy, która obecnie jest jednym z największych wydawców gier na świecie? Zgłasza się ktoś? Nie? Tak myślałem. Wróćmy jednak do prehistorii naszej branży. Activision zostało założone przez trójkę najzdolniejszych atarowskich programistów (David Crane, Larry Kaplan i Allan Miller), którzy mieli dosyć bycia bezimiennymi twórcami wielkich hitów dla Atari. Musicie wiedzieć, że przed powstaniem Activision, twórcy gier pozostawali anonimowymi osobami dla graczy, gdyż wydawcy gier w żaden sposób ich nie promowali. Nawet nie mogliście przeczytać ich nazwisk na stronach tytułowych czy pudełkach z kartridżami! Normalnie jaja jak balony i cały splendor spływał na firmę wydającą czy produkującą dany przebój. No i oczywiście cała zarobiona kasiora! A dla pomysłodawców, programistów, wizjonerów tamtego okresu, w których głowach rodziły się rozpikseliwowane, 8-bitowe światy i bohaterowie – pozostawała jedynie wypłata i ewentualna nagroda od zarządu. Sami byście się chyba lekko zdenerwowali, gdybyście z własnej krwawicy, która została sprzedana w kilku milionach egzemplarzy – nie otrzymali choćby należnych tantiemów. A tak to drzewiej, w czasach przed Activision – bywało. Nie będę przytaczał tutaj całej historii, kto zaciekawiony ten poczyta sobie w internetach. Należy jednak docenić chłopaków za ten pionierski krok zmieniający oblicze całej growej branży. No i oczywiście jeszcze większy szacunek, wręcz dozgonny za takie kamienie milowe, niezapomniane przeboje jak: wspaniała strzelanina pionowa  River Raid, protoplasta gier action-adventure Pitfall, rozbudowane wyścigi Road Race czy jedna z pierwszych olimpiad – Decathlon. Polecam także sprawdzić ich pozostałe przeboje, pośród których prym wiodą grywalne po dziś dzień perypetie policjanta i złodzieja zwane Keystone Kapers czy nowoczesne (wówczas) i nowatorskie strzelaniny science fiction: Pastfinder i Beamrider. Na początku swojej działalności Activision (oprócz wprowadzania na rynek swoich gier) wydawało także bardzo oryginalne i pomysłowe produkcje nieodżałowanego Lucasfilm Games. Wśród nich najbardziej rozpalały wyobraźnię trójwymiarowe światy przedstawione w Rescue on Fractalus, The Eidolon czy Koronis Rift. Wróćmy jednak do naszego bohatera czyli do HERO, którego przygody zrodziły się w głowie pana o nazwisku…

Zamienię swoje cztery gry za twoją jedną od Activision? – Nigdy w życiu! (Sławna reklama Activision).

JOHN VAN RYZIN. I tutaj was zaskoczę, gdyż ten pomysłowy autor oprócz omawianej dzisiaj gry napisał tylko jeden tytuł na Małe Atari i dwa na Commodore 64. Shuttle Intercept (Atari) to dosyć skromna strzelanina horyzontalna, w której lecimy przez kosmos promem kosmicznym, strzelamy do niezidentyfikowanych obiektów latających i zbieramy jakieś kosmiczne sondy. Nic ciekawego i wygląda zupełnie jak produkcja amatorska. The Complete Computer Fireworks Celebration Kit (1985, Commodore 64) jest programem muzycznym z załączonym do niego pokazem fajerwerków. Nie powiem, wygląda to dosyć ciekawie i bardzo ładnie brzmi – możliwe, że jest to jakiś godny prekursor Fantavision wydanego lata później na PS2. Nie zagłębiałem się jednak w ten temat… Ostatnią jego produkcją jest symulator lotu zatytułowany X-15 Alpha Mission (1987, C64), który w prasie komputerowej zebrał bardzo przeciętne recenzje. Niestety nie jestem fanem żadnych symulatorów, więc nie wypowiem się co do jego jakości. No i to tyle. Szkoda, że ów jegomość nie był bardziej twórczy, ale przynajmniej jeden jego program zdobył olbrzymią popularność. Tak, HERO zostało skonwertowane na multum różnorakich sprzętów…

X-15 Alpha Mission – średniawy symulator lotu od Johna Van Ryzina…


KONWERSJE

Zaczęło się jednak wszystko od Atari 2600, gdyż to na tę konsolkę HERO zawitał oryginalnie. I patrząc na jakość innych gier na ten poczciwy, jednakże mocno ograniczony kawałek sprzętu – pierwowzór prezentuje się wyśmienicie! Grafika jest nieznacznie uproszczona w stosunku do wersji na Atari XL/XE, całe otoczenie jest zbudowane z jednokolorowych prostokątów, które zmieniają swoją barwę co planszę, przez co kopalnia, którą udają – pozostaje bardzo czytelna dla grającego. Na szczęście cała gra jest bardzo kolorowa (w porównaniu do innych tytułów na ten system), a szczególnie przykuwa oko – wielobarwna postać naszego protagonisty. Pod względem rozgrywki tytuł ten jest bliźniaczy w stosunku do wersji na Małą Atarynę, a najbardziej cieszy szybkość akcji i poruszania Rodericka oraz świetne i czułe sterowanie. Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych produkcji na Atari 2600 i z wielka przyjemnością można grać w nią nawet dzisiaj! Należy to docenić, bo szczerze – to nawet taki wielki miłośnik 8-bitowych sprzętów jak ja – rzadko znajduje radość w obcowaniu z pierwszą konsolką firmy Atari. A jak się ma sprawa w przypadku Atari 5200? Jeszcze lepiej. Wersja na tę maszynkę jest taka sama jak na Atari XL/XE.

Wersja na Atari 2600 zadziwia kolorami i szybkością akcji.

Konwersja na Commodore 64 to pod względem grywalności tak samo świetna zabawa jak na 8-bitowe Atari. Jednakże oprawa video została w tym tytule bardziej urozmaicona poprzez wprowadzenie niby upiększeń graficznych, przedstawiających między innymi roślinność, stalaktyty czy ściany jaskiń, które zwiedzamy. Napisałem niby, bo te ozdobniki powodują jednakże mniejszą czytelność pola akcji. Oczywiście każdy weteran HERO poczuje się tutaj jak ryba w wodzie, a raczej ratownik górniczy w kopalni – ale ja preferuję wersję na Atarynkę. Możliwe, że przyczynia się także do tego – gorsze udźwiękowienie gry w wydaniu na C64, przynajmniej dla mnie, gdyż dla moich uszu oprawa audio w atarowskim porcie jest wzorcowa. Nie martwcie się nic Komodziarze, ta edycja tego przeboju to ciągle wybitny szpil i pod względem rozgrywki wręcz identyczny.

Na Commodore 64 bardziej urozmaicona grafika i identyczna miodność.

Podobnie ma się sprawa z konwersjami hitu Activision na takie platformy jak konsola Colecivision, japoński komputer MSX czy amerykański kultowy sprzęcik Apple II. Pomimo drobnych różnic w wyglądzie i brzmieniu są one bardzo dobrym odzwierciedleniem tego programu. Wydanie na Colecovision to kapitalne połączenie grafiki z Commodore 64 oraz atarowskiej oprawy audio, zaś wersja na MSX graficznie jest także tożsama z tą znaną z C64 jednakże dysponuje zupełnie odmiennymi (moim zdaniem jeszcze gorszymi) efektami dźwiękowymi. Ciekawie prezentuje się wydawnictwo na Drugie Jabłuszko, gdyż poczyniono w nim nieznaczne zmiany graficzne – ściany blokujące nam drogę, te które można wysadzić – wyglądają jak mury, zaś cała kopalnia prezentuje się jakby została wyryta w litej skale. W zależności od poziomu, który zwiedzamy i dobranych kolorów – wygląda to nieraz atrakcyjnie dla gracza, a nieraz po prostu brzydko. Dźwięk w tej wersji to koszmarek wydobywający się z pierdzącego głośniczka…

Ciekawie prezentująca się wersja na Apple II brzmi tragicznie…

Dwa najsłabsze porty HERO pozostawiłem sobie na deser. Pierwszy z nich, na ZX Spectrum to jakby uboższa wersja oryginału z Atari 2600. Zdecydowanie biedniejsza. Proste, a dokładniej prostokątne, jednokolorowe ściany plus jednobarwne postacie oraz przeciwnicy. Najbardziej szkoda jednak, że animacja naszej postaci jest minimalnie skokowa, przez co doznajemy uczucia mniejszej płynności rozgrywki. Myślę jednak, że da się w tę wersję bez zgrzytania zębami pograć, no możliwe jednak, że pozgrzytacie trochę na dźwięk, lub on sam wywoła bolesny jazgot w waszych małżowinach usznych. Nazwijmy rzecz po imieniu – jest on tragiczny!

Tradycyjnie wersja na Spektrusia najbrzydsza, ale grywalna.

Na koniec informacji o oficjalnych portach – zostawiłem sobie niespodziankę. To pierwszy przypadek w mojej karierze gracza (karierze, ale to brzmi, buhahaha), że spotkałem konwersję jakiejś atarowskiej gry, zrobioną przez potentata automatowej branży i wydaną na jego system, która okazała się gorsza niż pierwowzór. Przynajmniej w moim odczuciu. Nawet oryginał z Atari 2600 sprawia korzystniejsze wrażenie niźli HERO wydane na konsolę SG-1000 przez, uwaga, sławetną Segę, która wykupiła prawa do tego hitu. Wykupiła no i sprawę troszkę spieprzyła w 1985 roku. Na statycznych zrzutach ekranu ten tytuł może wydawać się wam bardziej atrakcyjny i szczerze to jest on dosyć grywalny. Postać naszego herosa, górnicy oraz wrogowie sprawiają korzystniejsze pierwsze wrażenie, gdyż są oni po prostu więksi i bardziej kolorowi. Jednakże diabeł tkwi w szczegółach jak mawia mądre przysłowie. Zamiast śmigła nasz ratownik wyposażony jest w jetpack, ale to tylko zmiana środka transportu. Chociaż dlaczego gra nie została przemianowana przez to na J.E.R.O? Hmm… Największym minusem tej wersji jest mniejsza płynność poruszania się naszego chojraka, bardziej zbliżona do wersji spectrumowej. Gra nie posiada charakterystycznej dla 8-bitowców ultra płynności i jakby mniejszą dynamikę. Możliwe, że jest to tylko moje odczucie, ale spodziewałem się dużo więcej po tej konwersji. Szkoda, gdyż grę wzbogacono o całkiem przyjemną muzyczkę. UPDATE: byłem przekonany, że automaty arcade oparte na płycie głównej SG-1000 wykorzystywały cartridge z tej konsoli Segi. Najwidoczniej jednak tak nie było, stąd aktualizacja tego wpisu i zastąpienie słowa automat – na konsola.

HERO na konsolę Segi? Hit czy kit? Prędzej to drugie…

Ukazała się jeszcze nieoficjalna konwersja HERO na Amstrada CPC. Jest ona oparta na wersji z Atari 2600 i podobna pod względem grywalności. Największą różnicą występującą w tej edycji – jest brak wody na dnie kopalni oraz minimalnie inaczej latające mięsożerne motyle. Za tym domowym projektem (homebrew) stoi niejaki Flynn. Na jego stronie znajdziecie wersję cyfrową tej gry do pobrania. Gra ukazała się 25 lat po oryginale czyli w 2009 roku. Lepiej późno niż wcale! Dobra robota.

Nieoficjalne HERO na Amstrada to port z Atari 2600 z minimalnymi różnicami.


ACTIVISION ANTHOLOGY. Ci z was, którzy nie posiadają konsol czy mikrokomputerów z logiem góry Fuji albo innego 8-bitowca, na który wyszły przygody podziemnego gieroja, a chcieliby się z nimi zaznajomić – polecam zaopatrzyć się w fantastyczne składanki gier firmy Activision. Jedyną ich wadą jest fakt, że zawierają one wersje gier znane z Atari 2600, ale nie bójcie żaby – wiele z tych produkcji pozostaje po dziś dzień atrakcyjnymi kawałkami kodu dla retro nerdów. Activision Anthology (lub w niektórych przypadkach po nazwą Activision Hits Remixed) zawiera większość największych hitów tej firmy pokroju: River Raid, Dectahlon, Pitfall I i II czy Keystone Kapers albo Kaboom! Kompilacja ta ukazała się na następujące systemy: PS2, PSP, GBA, Mac, PC-WIN, iOS, Android i oprócz fajnego zestawu gier zawiera także nostalgiczną składankę muzycznych przebojów z lat 80-tych. Naprawdę przyjemnie usłyszeć po latach takich artystów jak The Alan Parsons Project, A-ha, Talk Talk czy Blondie.

Okładka najlepszej składanki gier na PS2. Po lewej macie wykaz tytułów.

R.O.T.O. Rodercik Hero był na tyle popularny w czasach swojego debiutu, że doczekał się nawet naśladowcy. Imitatora. Dosyć miernego. Wydany przez Analog Computing w 1985 roku ROTO tylko z wyglądu przypominał odważnego, sławnego grotołaza. Podobnie do niego latał na swoim kręcącym się śmigiełku po scrollowanej planszy i strzelał z laserowego karabinu. Jednak pod względem rozgrywki był najzwyklejszą popierdółką. Nasze zadanie ograniczało się do zbierania złota rozrzuconego po etapie i przebijania strzałami ścian, by utorować sobie drogę. Tylko tyle. W tej grze nie dzieję się nic, grafika jest paskudna, a dźwięk kaleczy bębenki uszne. Profesor Larek na filmie zasugerował, że najprawdopodobniej ta gra była listingiem dodawanym do czasopisma ANALOG i po sięgnięciu pamięcią wstecz wydaje mi się, że ma chłopina rację. To by tłumaczyło amatorską jakość tego produktu. Nie traćcie czasu na sprawdzanie tego heropodobnego wyrobu.

ROTO nawet pod względem kolorystyki przypomina … kał…

BOHATERSKI DUSZPASTERZ! W jednej z najlepszych polskich komnatówek na Atari XL/XE czyli Duszpasterz Jan Rzygoń zawarto easter egga dotyczącego HERO. Główny bohater w pewnym momencie swojej podróży trafia do jaskiń niczym z przeboju od Activision! Muszę wam powiedzieć, że przygody księdza Jana Rzygonia są wręcz naładowane świetnymi bonusami. Jeżeli lubicie zwariowany humor, gimnastykujące umysł zagadki, pogaduchy z demonami i wielkie obszarowo gry action adventure – zapraszam zmierzyć się z tą produkcją. To jedna z najlepszych nowych gier na Małe Atari.

Czyżby Duszpasterz Jan Rzygoń przyszedł wyspowiadać naszych górników?

KONTYNUACJA. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile lat czekałem na kontynuację jednej z ulubionych gier mojej młodości. Wiele, wiele lat, całe dekady, niemalże wieki. Zaprawdę zwątpiłem, że dzień w którym ujrzę sequel HERO kiedykolwiek nadejdzie… Prędzej kosmici mnie porwą i wyślą do marsjańskich kopalni, abym samemu przeżył tę wspaniałą przygodę… A tu nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, pewien człowiek ukrywający się pod pseudonimem Retrofan uratował moje kosmate dupsko i wypuścił preview swojego najnowszego dzieła zatytułowanego HERO II! Oczywiście na swoją ulubioną platformę czyli Commodore 64. Powiem wam, że miałem przyjemność obcować już z grywalną wersją tego projektu (na pewnym zlocie), ale patrząc na najnowsze filmiki z gameplayu oraz aktualne screeny, to gra przeszła prawdziwą metamorfozę. Już pierwsze wycieki prezentowały się smakowicie, ale popatrzcie sobie na FILMIK z lutego 2018! Fenomenalne wręcz wrażenie robi klimatyczna i szczegółowa grafika, w której widzimy nawet poszczególne kamyczki, z których zbudowane są ściany oraz bardzo dobra animacja postaci. Uroku zwiedzanej kopalni dodają też rozpostarte gdzieniegdzie pajęczyny czy wielkie filary podtrzymujące strop. Całkowicie odmiennie od pierwowzoru, ale przyjemnie dla uszu brzmi także uruchomiony śmigłolot. Jeżeli twórca zachowa konsolowy rodowód tytułu, dynamikę oraz grywalność będzie przebój! Autor pracuje także nad świetną i dosyć wierną konwersją automatowego klasyka Bomb Jack zatytułowaną po prostu Bomb Jack DX, który w fazie beta zjada na śniadanie ten szajs, jaki został pierwotnie wypuszczony na Komodę. Kibicujmy mu, żeby sukcesem zakończył pracę nad tymi dwoma produkcjami!

Bohaterze! Ile lat kazałeś mi na siebie czekać?! Sequel na C64.


H.E.R.O.

ACTIVISION (1984)

ZRĘCZNOŚCIOWO – PLATFORMOWA

FILM DOTYCZY WERSJI NA: ATARI XL/XE

PRAKTYCZNIE IDENTYCZNA ROZGRYWKA: COMMODORE 64, COLECOVISION, MSX, APPLE II

Także na: ZX Spectrum, Konsola SG-1000 (Sega 1985)

Bardzo klimatyczna okładka gry na Atari 8-bit.

OPIS. Katastroficzny wstęp do HERO przedstawiłem wam na początku mojego wpisu. Tradycyjnie trochę go podkolorowałem fabularnie plus dokonałem minimalnych zmian w scenariuszu zwiększając jego atrakcyjność. No, przynajmniej tak mi się wydaje… Dobra czyli wiecie już, że na skutek wstrząsów tektonicznych na Czerwonej Planecie oraz najpewniej także z powodu zaniedbań Marsjańskiego Konsorcjum Wydobywczego Urania w przepisach BHP – dwudziestu dzielnych górników zostało uwięzionych w najgłębszych czeluściach kopalnianych szybów. Odcięci od świata oczekują na ratunek, który nie nadchodzi. Pozostawieni sami sobie, a całkiem możliwe, że także na pożarcie miejscowej, zmutowanej fauny i flory. Ich czas powoli się kończy, gdyż wyczerpują się im zapasy tlenu… Kiedy wydawałoby się, że nigdy nie ujrzą już nieba (albo to w zaświatach), tym bardziej swoich bliskich – świeci dla nich promyk nadziei. Przy wejściu do kopalni pojawia się bohater!

I wtedy do akcji wkracza nasz dzielny i niestrudzony ratownik górniczy czyli dokładniej rzecz ujmując ty drogi graczu! Wyposażony w śmigło do latania zamontowane na plecach zwane śmigłolotem, a także najnowszy gadżet inżynierów konsorcjum Urania, czyli hełm z działem laserowym wbudowanym w jego przyłbicę oraz garść dynamitu – wyruszasz biedakom na ratunek. Na pełną niebezpieczeństw wyprawę w nieznane, prosto do wnętrza ziemi, w czeluści piekieł… No, trochę mnie poniosło, ale odpowiednio wysoką temperaturę zapewnią wam rozgrzane do czerwoności magmowe skały, które zapewne napotkacie na swojej drodze. Celem waszej misji ratunkowej będzie dotarcie do ocalałego górnika, który zawsze ulokowany jest na końcu każdego z dwudziestu etapów. Pierwsze kopalnie, które odwiedzicie będą składać się tylko z kilku komnat, ciągnących się w głąb ziemi, ale wraz z waszymi postępami rozrosną się one do kilkudziesięciu różnych ekranów rozbudowanych nie tylko w pionie, ale i także w poziomie. Powiem wam szczerze, że jak na 12 kb, które zajmuje program – to jestem naprawdę zaskoczony ile jest w nim zawartości!

H.E.R.O gramynagaziePierwsza kopalnia to łatwizna!

Pomimo, że rozgrywka ma charakter komnatowy (jeden ekran = jedna komnata) – HERO nie jest grą labiryntową. Do wycieńczonego górnika prowadzi nas, na szczęście, tylko jedna droga i na pewno nie zbłądzicie w tej marsjańskiej Wieliczce. Dylematy mogą dotoczyć jedynie wyboru wąskiego przesmyku z kilku dostępnych, poprzez który macie zamiar się przecisnąć. Czy to aby nie ślepy zaułek lub śmiertelna pułapka? Przekonacie się pewnikiem na własnej skórze… Jest to gra stricte zręcznościowa z płynną i szybką rozgrywką, gdzie głównym naszym zadaniem jest umiejętne omijanie wszystkich przeszkód i szybkie parcie przed siebie. Musimy się spieszyć, gdyż na przejście każdego poziomu dysponujemy limitem czasowym, zobrazowanym przez wskaźnik mocy naszej butli tlenowej i jeżeli skończy nam się powietrze – umieramy. Wracamy wtedy na początek planszy. Głównie będziemy poruszać się tutaj na własnych nogach lub latać za pomocą śmigła i trzeba przyznać, że rozgrywka wymaga umiejętnego i precyzyjnego pilotażu w wąskich korytarzach czy szybach kopalni. Bez wprawnego kontrolowania śmigłolotu nie wróżę wam sukcesów…

H.E.R.O gramynagazieHurra! Inkszy hajer uratowany!

Niejednokrotnie waszą wędrówkę powstrzymają ściany gruzu, które najszybciej wysadzicie za pomocą dynamitu i oczyścicie sobie drogę, ale uważajcie! Wybuch stawianych przez nas bomb jest oczywiście zabójczy dla bohaterskiego grotołaza. Podpalajcie lont i bierzcie szybko nogi za pas! Co w sytuacji kiedy w waszym ekwipunku zabraknie wybuchowych zabawek, a bariera odłamków skalnych zagrodzi wam przejście? Możecie rozkruszyć ją strzałami lasera, ale trwa to naprawdę długo. Zbyt długo! Więc radzę umiejętnie gospodarować materiałami wybuchowymi. Z natury martwej napotkacie na swej drodze takie przeszkody jak śmiertelne, magmowe ściany, podłogi, czy sufity, których dotknięcie powoduje natychmiastowy zgon. Najtrudniejszym wyzwaniem będą ruchome ogniste skały, które dla najwytrwalszych ratowników będą prawdziwym egzaminem męstwa i umiejętności. Tutaj zapewne zwątpicie i możliwe, że zaniechacie swojej wędrówki. I nie szukajcie ratunku w wodzie na dnie kopalni, ona nie ostudzi waszych oparzeń. To Mars, nie Ziemia! Jej konsystencja jest zupełnie inna, niż na naszej rodzimej planecie, wciągnie was niczym bagno…

H.E.R.O gramynagazieWędrówka przez mrok…

Natura ożywiona, która zamieszkuje te podziemia także nie będzie waszym sprzymierzeńcem. Zmutowane, ogromne promieniotwórcze motyle, podziemne i jadowite pająki lub węże skalne czy nawet wampiryczne nietoperze to tutejsze drapieżniki. Dla nich jesteście tylko i wyłącznie mięsem, pożywieniem, lub ścierwem, w którym chcą złożyć swoje jaja lub zarodniki. No, ale od czego macie swój szybkostrzelny laser? No, jak to od czego? Od spopielania tej drapieżnej, wykręconej fauny rodem z jakichś niskobudżetowych horrorów scifi! Wasza broń, pomimo, że krótkodystansowa zadziwi was swoją skutecznością. Nie, nie martwcie się – te nieznane jeszcze ludzkim naukowcom gatunki zwierząt nie są pod ochroną. Pod ochroną w tej misji są tylko i wyłącznie dzielni górnicy korporacji Urania i waszym celem jest wydostanie ich stamtąd w jednym kawałku! Każdego z nich! Wiecie już wszystko? Tak?! To szybko, na ratunek! Tylko uważajcie, w najgłębszych czeluściach kopalni skanery pokazują dziwne podwodne odczyty… Hmmm, jakieś macki marsjańskiej ośmiornicy czy innego krakena?

H.E.R.O gramynagaziePrzodek po odstrzale. Wybuch dynamitu rozświetla ciemności…

PLUSY. Dużym atutem gry jest różnorodność rozgrywki, a w szczególności szeroki zakres umiejętności naszego protagonisty – oczywiście jak na produkcję 8-bitową. Bieganie, precyzyjne latanie i szybowanie w punkt, strzelanie do poczwar i wysadzanie przeszkód dynamitem powodują, że nie będziemy się tutaj nudzić! Szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę płynność oraz szybkość poruszania się naszego bohatera i dynamikę akcji. W późniejszych etapach musicie uwijać się jak w ukropie, aby nie zabrakło wam tlenu i przez niektóre komnaty po prostu przelecicie jak burza, wysadzając po drodze kilka skał, zabijając w powietrzu paru przeciwników i umiejętnie lawirując pomiędzy przeszkodami. Naprawdę fajnie! Dodając do tego łatwe ale precyzyjne sterowanie odważnym ratownikiem, który bardzo czule i responsywnie reaguje na wychylenia dżojstika oraz elementarną fizykę latania śmigłolotem (potrzebuje on czasu aby się rozkręcić i dzięki temu możemy także przez chwilę zawisnąć w w powietrzu) – uzyskujemy grę, w której samo kierowanie bohaterem daję dużą frajdę. Zasady rozgrywki także są bardzo proste i każdy odnajdzie się w nich przy pierwszym uruchomieniu, a nawet zdziwi się, jak łatwe są tutaj początkowe etapy. Bułka z masłem! Jednakże w planszach powyżej dziesiątej zaczynają się już poważne wyzwania dla gracza i wtedy naprawdę będziecie musieli wznieść się na wyżyny waszej zręczności i kunsztu pilotażu. Zęby w ścianę! Świadczy to tylko o fakcie umiejętnego stopniowania poziomu trudności przez autora. HERO to gra z gatunku tych łatwych do nauczenia, ale trudnych do wymasterowania. Przynajmniej mi zajęło to lata…

H.E.R.O gramynagazieWoda na Marsie jest zabójcza!

Podoba mi się także powolne wprowadzanie dodatkowych atrakcji w trakcie naszej przygody. W głębszych pieczarach spotkacie przeszkody, zagrożenia, czy atrakcje, których na próżno szukać we wcześniejszych levelach. Dodaje to grze eksploracyjnego charakteru, nie odkrywa ona wszystkich kart przed nami od samego początku. Z ciekawością schodzimy niżej w głąb sztolni. Zwykłe ściany zamieniają się w magmowe, pojawiają się pływające na wodzie kładki lub grasująca w niej ośmiornica. Coraz więcej elementów otoczenia zaczyna być dla nas śmiertelne, a nawet próbuje nas rozgnieść niczym natrętne robactwo! Marsjańska kopalnia broni się skutecznie przed całkowitą eksploracją, niczym żywy organizm i w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że naprawdę jesteśmy tutaj intruzem. Ostatnie etapy gry to naprawdę walka o przetrwanie, wręcz podziemny szkoła survivalu… Skoro jesteśmy już przy poziomach to ich znaczna ilość (20 sztuk) plus zapętlenie z wyższym poziomem trudności (etapy PRO czyli powtórka od bodajże piętnastej planszy z szybciej poruszającymi się zwierzętami) oraz rozbudowanie końcowych podziemi – to także wielki plus tej mikrej objętościowo produkcji. Jak John Van Ryzin zmieścił to wszystko w tak krótkim kodzie? Mistrz! Pomimo małej objętości (12 KB) gra zadziwia swoją oprawą graficzną!

H.E.R.O gramynagazieWykaz wszystkich atrakcji w grze był nawet reklamowany.

Wszystkie obiekty są czytelne i rozpoznawalne, rzucając okiem na ekran od razu rozpoznajemy całość elementów rozgrywki, a dodatkowo gra posiada świetnie dopasowane i soczyste barwy. Moim skromnym zdaniem (i zresztą profesorka Larka też) jest to jedna z najlepiej dobranych i prezentujących się palet kolorów w atarowskiej produkcji. Dodatkowo, żeby nie było nudno – kolorystyka całej kopalni zmienia się z planszy na planszę. Świetnie! A odgłosy dźwiękowe? Według mnie dobrane idealnie. Szczególnie w przypadku wersji na Małe Atari, ale zapewne ci gracze, którzy spędzili z HERO dzieciństwo na innych systemach, podobnie odbierają dźwięki, które wówczas słyszeli. No z wyjątkiem Apple II czy Spektrusia bo tam były one torturą dla uszu… Na zakończenie docenię jeszcze konsolowy charakter rozgrywki – widać, ze gra ma swój rodowód właśnie na tych popularnych maszynkach. Graficzne zobrazowanie na ekranie naszej zdobyczy punktowej to taka malutka sztuczka, która w prosty sposób wpływa na grywalność. Podobnie jest ze świetnie dobranymi dżinglami po zakończeniu danego etapu, przedstawiającymi przeliczanie pozostałego nam dynamitu czy tlenu na zdobycz punktową. Miodność tkwi w szczegółach, a niektórzy dzisiejsi retro programiści zupełnie o tym zapominają…

H.E.R.O gramynagazieMagmowe skały i ściany zabijają przy kontakcie.

MINUSY. Dla mnie jest to gra idealna, po prostu bez wad. Nic dziwnego, należy przecież do świętej trójcy moich ulubionych gier wszechczasów. Mogę w nią grać bez przerwy… Wiem jednak z własnego doświadczenia oraz z raportu, który otrzymałem do drugiego członka oddziału ratunkowego Gramy Na Gazie, że poziom trudności rozgrywki w dalszych kopalniach – może przysporzyć siwych włosów mniej zaprawionym w bojach ratownikom. Zresztą zerknijcie na czuprynę profesora Larka na jednym ze zdjęć w tym wpisie. Widzicie? Oto dowód! Muszę się z nim zgodzić, dla mniej wprawnych manualnie graczy – przejście HERO może być problematyczne…

KIEDYŚ. Nie zliczę godzin i lat jakie spędziłem w butach Rodericka Hero (czytaj Pilota Czasu ukrywającego się pod pseudonimem) przemierzając śmiertelnie niebezpieczne kopalnie. Nie pamiętam wszystkich moich nieudanych prób i zgonów jakich tam doznałem. Brrrr. W dzieciństwie, a nawet wieku nastoletnim, wielokrotnie podejmowałem misję uratowania zasypanych na Marsie górników. Bez powodzenia… Dopiero kilka lat temu, będąc w szpitalu – uparłem się, że muszę podołać temu wyzwaniu. Grając na moim PSP i emulatorze w nim zawartym, w końcu po kilkudziesięciu latach tego dokonałem. Później przeniosłem wszystkie wyuczone zachowania na ekran prawdziwego telewizora i Ataryny…

H.E.R.O gramynagazieZejście do piekła!

TERAZ. I praktycznie za każdym razem udaje mi się zapętlić tę wyprawę, a nawet etapy PRO. Pomimo jej ukończenia nie mogę oderwać się od dżojstika i z bananem na ustach przechodzę chybcikiem kolejne plansze. Ależ to emocjonujący i dający radochę tytuł! Uwielbiam go. Z mojej rozgrywki w najnowszym odcinku naszego retro video cyklu – nie jestem do końca zadowolony, przecież osiągnąłem w niej wynik prawie dwukrotnie niższy niźli dzień wcześniej. Możliwe jednak, że jeśli starczy mi wolnego czasu przygotuję dla was niespodziankę, bonus do tego wpisu. Jeżeli starczy mi tylko cierpliwości i umiejętności, oraz los nie pokrzyżuje mi planów, a marsjańskie kopalnie nie zawalą się całkowicie… Dobra, cicho sza! Zaktualizuję ten wpis po weekendzie i wyślę wam pocztówkę z Czerwonej Planety. Kartkę z pozdrowieniami z najgłębszej, najniebezpieczniejszej i najbardziej dochodowej kopalni uranu we wszechświecie. Na której ujrzycie moją bohaterska podobiznę z avatara poniżej… W międzyczasie obejrzyjcie sobie poniższy wspaniały reportaż z działalności naszego podziemnego oddziału ratunkowego!

ArSoft CORPORATION i Retro Na Gazie prezentują:

Gramy Na Gazie – H.E.R.O. (1984) – ATARI XL/XE

H.E.R.O.

(ATARI XL/XE, COMMODORE 64, ATARI 2600/5200, MSX, COLECO, APPLE II)

LAREK: Świetna, kolorowa, natychmiastowa, dynamiczna i wielce grywalna misja ratunkowa w kopalniach. Dziwne, że za młodu nie mogłem się do niej przekonać. Tylko do cholery, dlaczego w dalszych etapach jest tak niemiłosiernie trudna?! Gdyby nie to – dałbym medal!

Retrometr

BORSUK: Oj tam, oj tam! Jakbyś nie spał na szkoleniach to byś podołał! Zgadzam się ze wszystkim powyżej, oprócz ostatniego. Trudna? A jaka ma być praca ratownika górniczego na Marsie? Hę? Oczywiście, że trudna, ale jakże satysfakcjonująca! Nieśmiertelny przebój. Jedna z najlepszych gier w historii. Wieczny medal!

Retrometr


POCZTÓWKA Z MARSA

Trzeba było niedowiarkom udowodnić ponownie, więc w niedzielę wyruszyłem do marsjańskich kopalni jeszcze raz. Wiedziałem już, że gra po przekręceniu licznika i osiągnięciu miliona punktów wyrzuca nas po chamsku do strony tytułowej i nie ma w niej żadnego hi-score – więc byłem przygotowany… Opuściłem się do kopalni około 14.30.

Zapętliłem  PRO w okolicach 14.52. Prawie 300 000 – jest dobrze…

500 000 punktów wpadło o 15.20.

1000 000 punktów godzinę później. O 16.20. Po uratowaniu tego górnika – licznik się przekręcił!

MILION PUNKTÓW uwiecznione! Rekord świata i okolic plus wyrównanie rekordu z Atari 2600. W nagrodę za uratowanie wszystkich górników – Księżniczka Marsa da mi buziaka. Dobre i to!


STEROWANIE

DŻOJ – LEWO, PRAWO – poruszanie się herosem, DÓŁ – podkładanie dynamitu, GÓRA – uruchamianie śmigłolotu, PRZYTRZYMUJEMY GÓRA – start do lotu. GÓRA W TRAKCIE LOTU – chwilowe zawiśnięcie bohatera w powietrzu (pomocne przy spadaniu do nowej komnaty).

H.E.R.O gramynagazieTrochę porad dla początkujących ratowników górniczych. Tył pudełka z kartridżem.

PS1. Screeny z wersji na Atari przygotował Larek, pozostałe materiały pochodzą z Atarimanii oraz MobyGames, a grafiki do opowiastki głównie z Devianart.

PS2. Ślonsko godka w historii Pilota Czasu stylizowana przez Repipa.

PS3. Aktualizacja konwersji o nieoficjalną wersję na Amstrada CPC. Znacie jeszcze jakieś nieoficjalne porty HERO? Dziękuję za informację atarowcowi IRATA4.

PS4. Aktualizacja ciekawostek. Info Pod ROTO. Jaskinie z HERO w Duszpasterzu Janu Rzygoniu? A to heca! Dziękuję za informację autorowi gry – Mgr. inż. Rafałowi.

O RetroBorsuk 229 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.