Gramy na Gazie | Przegląd Gier na Atari 7800

Pamiętacie konsolę Atari 7800? Niektórzy pewnikiem tak, inni nie za bardzo, gdyż to jeden z mniej popularnych sprzętów z lat 80-tych. A gry na nią były fajne? To się okaże w dzisiejszym kolosalnym odcinku naszego rozrywkowego cyklu multimedialnego! Dwóch największych tetryków na naszej witrynie, czyli Larek i Borsuk (buhehe, w takiej właśnie kolejności!), dorwało w swoje łapska ten 8-bitowy sprzęcik i sprawdziło w akcji kilka hitów i kitów z jego groteki. W prawie trzygodzinnej wizycie w Borsuczej Norze zobaczycie między innymi: wyścigi zarówno bolidów Formuły 1 oraz motocyklowe, inwazję kosmitów na Wietnam, małżeństwo lisów wyruszające na ratunek własnym dzieciom porwanym przez smoka, paskudną stonogę, rój asteroid i meteorytów, a nawet ninję grającego w golfa… Ejże Borsuk, niezłe kity pociskasz! Skądże… Wyobraźnia developerów gier jest przecież nieograniczona, ale czy zawsze dzięki temu otrzymujemy grywalny szpil? Hmmm, o tym przekonacie się w poniższym wpisie oraz fajowym (jak zawsze) filmie autorstwa profesora Larka, który tradycyjnie znajdziecie na końcu moich wypocin.


ATARI 7800

Atari 7800 w wersji PAL. Stylistyka podobna do Atari 2600.

Dzisiejsza bohaterka tego wpisu, czyli konsola Atari 7800, była dla mnie chyba najbardziej zagadkową konsolą mojej ulubionej firmy, gdyż pozostałe maszynki Atari miałem już w rękach. Jaguar stoi u mnie na półce i dodaje mi szacunku na dzielni, Atari 2600 miałem przez długi czas, ale wykitowało w trakcie przeprowadzki, zresztą na Retro na Gazie mamy Sikora, który jest specem od tej pionierskiej dla growej branży konsolki. Atari 5200 to praktycznie 8-bitowe XL/XE w innej obudowie, zaś Atari XEGS to jeden z ulubionych sprzętów Larka, który także często gościł w Gramy na Gazie. Poza tym to też jest praktycznie Atari XE, co nie? Przenośnego Atari Lynxa miałem wielokrotnie w rękach na różnych zlotach i nawet swego czasu zastanawiałem się nad jego kupnem. Pewnie wylądowałby nieużywany w szufladzie, podobnie jak Sega Game Gear… Jednakże nigdy wcześniej nie trafiło mi w ręce kultowe w pewnych kręgach Atari 7800! Naczytałem się swego czasu o rożnych fajnych grach na ten rzadki sprzęcik i był czas, że nawet ostro napalałem na niego na pewnej witrynie aukcyjnej… Na szczęście znany i lubiany na atarowskiej scenie muzyk, niejaki String wpadł na genialny pomysł wysłania do nas wielkiej paczki! Spakował do gargantuicznego kartonu swoje Atari 7800, z zasilaczem i dwoma padami, dorzucił wiele znanych i nieznanych gier i wysłał do trójkąta bermudzkiego zwanego Sosno City! O dziwo paczka nie zaginęła… Dziękujemy naszemu koledze za tak fajny gest, pograliśmy, pobawiliśmy się, nakręciliśmy długaśny odcinek naszego programu i odesłaliśmy całość z powrotem. Jeszcze raz dziękujemy!!!

Trailer dzisiejszego odcinka oraz unboxing Atari 7800 od Stringa. Dziękujemy!

Wróćmy jednak do bohaterki dzisiejszego wpisu, czyli Ataryny 7800. Może na początek trochę specyfikacji, dla wielbicieli cyferek, megaherców, kilobajtów, bitów i tym podobnych danych technicznych. A7800 to sprzęt 8-bitowy wyposażony w procesor 6502C o nazwie SALLY taktowany zegarem 1,79 MHz. Maszynka ta jest wstecznie kompatybilna z pierwszą konsolą firmy Atari, czyli A2600 i wtedy taktowanie procesora spada bodajże do 1,19 MHz. Wiecie, rozumiecie – amerykańskie dzieciaki posiadały duże zbiory kartridży z grami na A2600, więc Atari chciało w ten sposób wyjść im naprzeciw i zmazać “plamę” jaką była niekompatybilność konsoli A5200 z młodszą siostrą. Zapytałbym się dzisiaj brutalnie, po kiego wała, ale ponoć mama mnie dobrze wychowała… Wydaje mi się, że ten fakt (oraz skąpstwo firmy z górą Fuji w logo) spowodowały, że Atari 7800 wydaje z siebie tragiczne dźwięki! Naprawdę! Są one generowane przez układ dźwiękowo-graficzny zwany TIA, który pochodzi z przedpotopowego A2600. I proszę się nie oburzać, gdyż w momencie premiery Atari 7800, czyli w roku 1986 w USA i 1987 w Europie – takie możliwości dźwiękowe były śmiechem na sali… W tych czasach w mikrokomputerach brzmiały POKEYE i SIDY, na rynek wchodziły Amigi i Atari ST, Pegazus potrafił ładnie zagrać, a tu moje kochane Atari serwuje dźwięk rodem z końca lat 70-tych! Niektóre firmy ponoć wkładały POKEYa do kartridży z grami, żeby te brzmiały lepiej, ale takich tytułów było jak na lekarstwo…

Pudło z amerykańską wersją konsoli A7800. Dodawano Pole Position II. Fajnie.

Na szczęście pod względem graficznym miało być zdecydowanie lepiej, gdyż A7800 wyposażono w kość graficzną MARIA, która taktowana była zegarem o prędkości aż 7,16 MHz i mogła wyświetlać rozdzielczości z zakresu 160×240 pikseli, a nawet 320×240 pikseli! I do tego pokazywać nam kolorowe światy w 25 barwach z 256 dostępnych. Wow! Brzmi świetnie i zobaczycie w przypadku nowości zatytułowanej Rikki & Vikki, że jeżeli twórcy gier potrafili MARIĘ ujarzmić to oprawa graficzna przypominała tą z 16-bitowych komputerów. Z drugiej strony zobaczycie także, że w czasach premiery Atari 7800 autorom gier zbytnio nie chciało się tego robić i niektóre produkcje, bardziej nie wyglądają, niż wyglądają… Na koniec technikaliów wspomnę jeszcze o pamięci: wielkość RAMu wbudowanego w konsolę to 4KB, zaś kartridże mogły pomieścić gry o pojemności 48 KB. Nieźle. No właśnie, czy dzięki temu konsola ta stała się NES killerem? Ano niestety nie i dobrze o tym wiedziało samo Atari, gdy wypuszczało na rynek ten sprzęcik. Jak to wiedziało, to po cholerę wydało?

Konsola szybko taniała. Z początkowych 140$, aż do niecałych 90$ jak powyżej.

Atari 7800 to był po prostu staroć zalegający w magazynach firmy Atari i jego premiera była przewidziana dużo wcześniej, gdyż na rok 1984! Stąd niech was nie dziwią trochę przestarzałe parametry tego cudeńka. Możliwe, że jeżeli konsola ta zostałaby wydana tak jak planowano to odniosłaby sukces, chociaż niekoniecznie. A dlaczego sprzęcik ten przeleżał w magazynach? Hmm, możliwe, że przez zawirowania w firmie Atari, a możliwe, że przez fakt, iż NES/Famicom pozamiatał ówczesny rynek konsol domowych i Amerykanie dobrze wiedzieli, że nie mają z nim szans… Jednak to tylko moje przemyślenia, nie musicie się z nimi zgodzić. Faktem jest, że wydanie A7800 dla samego Atari było opłacalne, gdyż zwróciły im się koszty jego produkcji, plus koszty marketingu wydanego na promocję (ponoć 300 tysi baksów). Czyli sukces? Nie bardzo. W Stanach Zjednoczonych sprzedano tylko 100 000 konsol (NESa opierniczono tam 1,25 miliona) w roku premiery, a wpływ na to miały – jak zawsze w takim przypadku – gry. Było ich mało (około 100 tytułów w sumie, 10 wydawanych rocznie, tylko przez samo Atari) i w większości były to konwersje gier z początku lat 80-tych! Sami dobrze wiecie, że uwielbiam klasykę z automatów arcade, czy pierwszych komputerów, ale bez jaj.

Przepiękne wydanie Rikki & Vikki na Atari 7800. Gdyby więcej gier było tak dopieszczonych ja ta…

Kiedy atakujesz rynek konsolą w 1986/7 roku, a w twojej grotece większość hitów to dobrze ograne przez graczy starocie – to po prostu nie licz na sukces… Oczywiście wychodziło trochę nowości, niektóre całkiem niezłe, niektóre bardzo słabe, ale systemowi naprawdę brakowało wtedy system sellerów, które konkurencja posiadała. Nie oszukujmy się, gdzie tam Ninja Golf do Ninja Gaiden, zaś Xenophobe nie stało nawet koło Contry… Oczywiście patrząc na takiego kapitalnego szpila jak Rikki & Vikki widać, że Atari 7800 dużo potrafi i można na niego tworzyć przebojowe tytuły. Naprawdę fajne i grywalne szpile. Niestety w momencie premiery tego systemu – takich gier zbytnio nie było. Zresztą obejrzyjcie nasz filmik i sami oceńcie! Przechodzimy do minirecenzji gier, a kilka słów podsumowania naszych (moich i Larka) wrażeń napiszę na koniec wpisu.


ASTEROIDS

ATARI (1986) / ORYGINAŁ: ATARI (1979)

STRZELANINA / SHMUP

Asteroids – gra wbudowana w Atari 7800.

Musicie wiedzieć, że profesor Larek jest wielkim fanem oryginalnego Asteroids z automatów arcade. Ja także lubię tę ponadczasową strzelankę. Nowatorski swego czasu pomysł, szybka akcja, minimalna fizyka, wysoki poziom trudności i przede wszystkim prosta grafika oparta na wektorach, które dodają całości mocno oldschoolowego sznytu. Właśnie! Kluczem sukcesu Asteroids było moim zdaniem zastosowanie wektorowej grafiki 2D, która do dzisiaj potrafi się podobać i przynajmniej ja znajduję satysfakcję z obcowania z grami narysowanymi w ten sposób. Wyobraźcie sobie więc naszą radość, kiedy dowiedzieliśmy się, że w przysłanym nam Atari 7800 wbudowano właśnie ten kultowy tytuł i dodatkowo został on wyposażony w możliwość kooperacji. Fajowo! W ducie będziemy niszczyć asteroidy, meteoryty oraz wredne UFOki! Hmm… Z drugiej strony jednak pojawiły się wątpliwości. Tak stary szpil wbudowany w sprzęt wydany w 1986 roku? Hmm…

Sami dobrze wiecie jak ważne w życiu jest dobre pierwsze wrażenie, co nie? Nie wiem co pomyślał profesor Larek po uruchomieniu konwersji Asteroids na A7800, ale w mojej głowie zaświtało: what the fuck? Przepraszam bardzo moi drodzy, ale pewnikiem to mógł wówczas pomyśleć amerykański dzieciak, który przytargał właśnie ze sklepu najnowszą konsolę Atari, podłączył ją do telewizora i uruchomił wbudowaną weń grę. Czy Atari nie miało wstydu, żeby tym szajsem reklamować możliwości swojej najnowszej konsoli? Czy było aż tak skąpe i nie chciało dać chociaż odrobinę ładniejszego i bardziej grywalnego tytułu? Przecież to antyreklama! Spotyka się dwóch kumpli: – Zobacz, zobacz, mam nową konsolę Atari! Choć sprawdzimy tę wbudowaną gierkę! Jasny gwint, to ma być Asteroids? Buahahahaha! Pewnikiem wielu ówczesnych graczy wyrabiało sobie zdanie o możliwościach danej konsoli, po ujrzeniu w akcji pierwszej gry. No i niestety patrząc na ten port Asteroids można było stwierdzić, że A7800 ma bardzo, ale to bardzo ograniczone możliwości…

Asteroids w akcji. Czy to Atari 7800, czy 2600?

Ten port to po prostu najgorsza wersja tej gry w jaką grałem w swoim życiu! Bez cienia przesady. Dużo lepszym pomysłem byłoby wsadzenie tutaj oryginału z 1979 roku, a nie rzucanie ludziom takich ochłapów. Po wektorowej grafice nie ma nawet śladu, wszystko oparte jest na pikselach i bitmapach w bardzo nieciekawych barwach, a odgłosy dźwiękowe powodują ból uszu. Okrągłe, praktycznie identyczne kosmiczne skały, różniące się jedynie kolorem, statek wyglądający jak wskaźnik myszy i niesamowita czerń kosmicznej otchłani…  Pokaz możliwości nowego chipsetu graficznego, czyli Marii? Aha. Oczywiście najwierniejsi fani Asteroids może znajdą tutaj chwilę przyjemności, jednakże będą potrzebowali do tego dużo samozaparcia. Panowie, czy my włączyliśmy Atari 2600, czy 7800? Bez jaj.

LAREK:

Retrometr

BORSUK:

Retrometr


RIKKI & VIKKI

PENGUINET (2018) / TAKŻE NA PC

PLATFORMÓWKA LOGICZNA

Rude małżeństwo! Strona tytułowa.

Dobra, najgorszą grę na Atari 7800 mamy już za sobą, przynajmniej mam taką nadzieję… Teraz dla odmiany czas na zdecydowanie najlepszy tytuł w tym wpisie i całkiem możliwe, że w całej grotece tej konsolki! Rikki & Vikki, bo o nim mowa wybija się przede wszystkim pomysłem na rozgrywkę, ale o tym napomknę później. Pierwszy rzut oka na grafikę tego logicznego platformera pozwala nam docenić kunszt i wysiłek rysowników (bądź rysownika). Gra wygląda naprawdę ładnie, niczym piękny tytuł na NESa, dobry 16-bitowy szpil, czy porządny indyk na najnowszą generację konsol. W porównaniu do oprawy video innych gier z Atari 7800 jest to piękny łabędź przy paskudnych ropuchach. Efekty dźwiękowe także są przyjemne, zaś muzyczki wpadają w ucho i udanie komponują się ze spokojnym charakterem rozgrywki. Trzeba docenić autorów za umieszczenie zwariowanej fabuły w swojej produkcji: tytułowe małżeństwo lis i lisica wyruszają na pomoc swoim dzieciaczkom porwanym przez złego smoka. O dziwo do całości dołączono fajne intro, oparte co prawda na nieruchomych, lecz ładnie narysowanych obrazkach, które mi trochę skojarzyły się z larkową Laurą. Może przez podobną kolorystykę?

Królikom górnikom kaski nie pomogą!

Jak jednym zdaniem scharakteryzować przygody Rikkiego i Viki? To kooperacyjna gra logiczno platformowa, z największym naciskiem na elementy wymagające od nas pomyślunku. Co ja gadam… To prawdziwy mózgołamacz, na dodatek bardzo trudny i wymagający. Zajebongo! Oczywiście grę można przechodzić także w pojedynkę, gdyż autorzy przygotowali nam dwa zestawy etapów: inne dla samotników i inne dla par, te drugie wymagają od nas oczywiście kooperacji. Ale o co tu chodzi? Rozgrywka przebiega na pojedynczych ekranach (single screen platformer), a naszym celem jest po prostu zebranie wszystkich kluczy na planszy. Nic nowego w gatunku platformówek i podobne zadania czekały na nas między innymi w kultowym Mouse Trap. Jednakże nasza lisia rodzinka oprócz skakania posiada jeszcze umiejętność zbierania skrzynek, pojemników, które może przenosić, rzucać nimi, czy kłaść na podłodze. Skrzynki w tej grze mają zastosowanie podobne do tych w życiu. Można je wykorzystać jako platformy do dostania się w niedostępne miejsca, gdyż możliwe jest nawet wskakiwanie na kontenery przenoszone przez przyjaciela. Można także rzucać nimi we wrogów i wysyłać ich w zaświaty, a także przyklejać pojemniki na chwilę do ścian i robić z nich tymczasowe platformy, które po kilku sekundach spadają. Oczywiście należy uważać, żeby w tym całym miotaniu pudełkami nie uszkodzić siebie nawzajem. Klucze są przeważnie zmyślnie umieszczone w niedostępnych na pierwszy rzut oka miejscach, czy chronione przez różnorodnych przeciwników. Drugim ważnym elementem mechaniki gry jest fakt, że dno każdego etapu jest jednocześnie jego sufitem, czyli jak przelecimy przez dolną krawędź ekranu, to pojawimy się na górze i odwrotnie. Poziomy są naprawdę smakowicie zaprojektowane i żeby niektóre przejść potrzeba nie tylko tęgiej głowy i współpracy pomiędzy bohaterami, przyda się także lisia zręczność, gdyż niektóre skoki trzeba wykonywać co do piksela!

Napakowany zając brygadzista potrafi walić z bara!

W grze znajdziemy różne rodzaje platform, wodę spowalniającą nasze ruchy, parzący ogień i lawę, śmiertelne kolce, kurierskie rury transportujące paczki, przełączniki i wajchy, wyłączniki i włączniki oświetlenia, wielu zajadłych przeciwników o rożnym modelu zachowania, a nawet wielgachnych bossów do ubicia, na których potrzebna jest odmienna taktyka walki. Zajebiście nieprawdaż?!  Trzeba jednak brać pod uwagę fakt, że jest tu naprawdę trudno, albo my na filmie graliśmy jak ostatnie łajzy, nie znające do końca mechaniki. Winne temu były szczególnie nieporęczne pady, które standardowo dodawano do konsoli Atari 7800. Mają one trochę zbyt szeroko rozmieszczone przyciski (jak na mój gust) oraz tendencję do blokowania się przycisków w pozycji wciśniętej. W Rikki & Vikki zawarto aż 100 etapów rozmieszczonych w sześciu odmiennych pod względem krajobrazu światach: jaskinie, wulkan, piramidy, etap podwodny, kanały i ostatni nowoczesny poziom, przedstawiony w klimatach science fiction. Powinno wam to zapewnić wiele godzin świetnej i wymagającej zabawy! Jeżeli mam być szczery to ten kawał świetnego szpila, mógłby być powodem do zakupu Atari 7800, oczywiście gdyby był on tytułem ekskluzywnym. Na szczęście nie jest i każdy miłośnik gier logiczno zręcznościowych może wcielić się w Rikkiego i Vikki na poczciwym komputerze PC, gdyż ta fachowa produkcja jest dostępna w serwisie Steam w bardzo przystępnej cenie. Polecamy!

Smok na obrazku pokazuje, że warto! Brać i grać!

LAREK I BORSUK:

Retrometr


MOTOR PSYCHO

ATARI (1990)

WYŚCIGI MOTOCYKLOWE

Motor Psycho! Tytuł tego szpila brzmi groźnie.

Kolejny tytuł czyli Psychol na Motorze był dla nas całkowitą nowością i zupełna niespodzianką. O samej grze w internecie znajdziecie bardzo mało informacji, ale trzeba przyznać, że na screenach prezentuje się ona całkiem miodnie. Podobnie przy pierwszym uruchomieniu, cieszy przyjemna strona tytułowa, duże postacie motocyklistów na kolorowych jednośladach oraz ładna oprawa graficzna przypominająca wczesne wyścigi z 16-bitowców. W to mi graj, bardzo ucieszyłem się na ten widok! Kiedy zaczynamy naszą szaleńczą motocyklową eskapadę okazuje się, że nie jest ona, aż tak zwariowana jak sugerowałby tytuł. Z wariactw występują tu tylko szaleńcze skoki naszego bohatera, które zostały mocno przesadzone, a w ogólnym rozrachunku Motor Psycho to dosyć klasyczne wyścigi motorów wzorowane trochę na kultowym Pole Position. I fajnie! Szczerze to nie przepadam za dziwactwami pokroju Road Rash, gdzie w trakcie wyścigów okładamy się łomem z innymi dżokejami stalowych rumaków…

Graficznie byłoby nieźle, gdyby nie pustawe krajobrazy.

Wróćmy do rozgrywki. Podoba mi się poczucie pędu jakie występuje w grze, dodające realizmu przechylanie się motocykla na zakrętach oraz przyjemnie wyświetlana droga przed oczami, pełna wzniesień terenu, pofałdowań, zjazdów i górek. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że A7800 to sprzęt 8-bitowy robi to wrażenie, jednakże patrząc na rok produkcji tytułu – na rynku było już wiele ciekawszych motocyklówek. Jednakże Motor Psycho to był potencjał na naprawdę sporego kalibru hicior, gdyby nie błędne założenia gameplayu. Co najbardziej wkurza? Człowieka, który wymyślił niewygodne umiejscowienie tablicy z prędkościomierzem i wskaźnikami (na górze ekranu) oraz zaprojektował ją nieczytelnie – powinno się wybatożyć. Poważnie! Korekta prędkości przed wchodzeniem w zakręty jest w tym tytule bardzo ważna, a my do cholery za każdym razem musimy odrywać wzrok od trasy i zerkać na górę. Co wtedy następuje? Wielkie i cholernie długie jebudu potocznie zwane kraksą. I tu kolejny świetny pomysł autorów – powrót na trasę po rozwaleniu naszego pojazdu trwa około 10 sekund! No, minimalnie przesadzam, ale i tak czekamy wtedy stanowczo zbyt długo. Wadą jest także, że wszyscy nasi przeciwnicy okazują się identyczni i oprócz nich na trasie znajdujemy tylko kałuże, pachołki lub barierki oznaczające roboty drogowe. Niestety pomimo wydania gry w 1990 roku pod względem mechaniki i gameplayu jest ona mocno zakorzeniona w wyścigach z początków lat 80-tych, a szkoda. Ubolewam, że do szaleństwa na dwóch kółkach oddano nam tylko cztery trasy (chyba, że później dochodzi ich więcej?) oraz fakt, że krajobrazy w Motor Psycho są po prostu puste i nieciekawe. Niezależnie jaką miejscówkę wybierzemy, to nie ma tutaj na czym zawiesić oka, oprócz naszych demonów prędkości i przyjemnej asfaltowej drogi… Co mogę powiedzieć o efektach dźwiękowych? Ano tyle, że występują, zaś muzyka na stronie tytułowej to jakaś nieokreślona bliżej kakofonia dźwięków, która torturuje małżowiny uszne… Podsumowując ten Zmotoryzowany Psychopata ma spory potencjał i gdyby urozmaicić jego gameplay, oraz pozmieniać parę rzeczy w mechanice – wyszłyby z tego naprawdę rajcowne wyścigi. Jeżeli ktoś mocno zaciśnie zęby i pośladki może przy tym tytule spędzić kilka miłych chwil.

LAREK I BORSUK:

Retrometr

NACIĄGANE ŻÓŁTE Z MINUSEM


XENOPHOBE

ATARI / BLUE SKY SOFTWARE (1989) / ORYGINAŁ: MIDWAY (1987)

PODOBNA WERSJA NA: ATARI XL/XE

RUN AND GUN

Ksenofobia już u nas gościła. Gdzie ta kobitka w tej grze?

Tego kooperacyjnego run and guna w klimatach science fiction, w którym dwójka kosmicznych marines pacyfikuje drapieżne Ksenosy na stacjach kosmicznych, dosyć obszernie już opisywaliśmy na naszej witrynie. Naszą krucjatę przeciwko kosmicznym potworom możecie zobaczyć w tym miejscu, a oprócz filmu znajdziecie tam także recenzję oraz porównanie różnych wersji Xenophobe, od oryginału z atomatów arcade poprzez wiele platform, aż do ogrywanej przez nas wtedy edycji na Małe Atari. W przypadku opisu konwersji na konsolkę Atari 7800 będę się trochę powtarzał, gdyż jest ona bardzo podobna do małoatarowskiej i tylko minimalnie bardziej rozbudowana. Przede wszystkim wydaje mi się, że kolorystyka na A7800 została lepiej dobrana, barwy bardziej stonowane i pomieszczenia przez to wyglądają naturalniej. Chociaż może jest zbyt sterylnie, jakby w szpitalu? Hmm. Także niektóre spluwy zostały ładniej zobrazowane, a ozdobniki w pokojach mają więcej szczegółów. Minimalnie, ale jednak. W tej edycji pojawia się na przykład krata zabezpieczająca windę. W odróznieniu od oryginału na automaty arcade – nie mamy tutaj wyboru herosa i sterujemy łysym zakapiorem, lub duetem takowych w przypadku kooperacji. Strzelanie na skosy, które występowało w salonie gier, w wersji na konsole jest nieobecne i w sumie do niczego niepotrzebne. Odnotowaliśmy z Larkiem także, że wredne biczysko, zwane gdzieniegdzie Królową Obcych, pokazuje na A7800 nieraz swe wdzięki! I fajnie!

Czy to Spy vs Spy? Nie! Dwóch łysych w kosmosie!

A jak grywalność tego portu Xenophobe? Trochę nudne i monotonne polowanie z bronią palną na stada drapieżnych kosmitów w praktycznie jednakowych okolicznościach przyrody. Tfu, w bardzo podobnych do siebie lokacjach na orbitalnych bazach. Na początku wraz z profesorem Larkiem byliśmy zachwyceni! Przeca to run and gun z potworami przypominającymi Obcych z kultowej serii filmów! Po prostu pięknie! Adrenalina, niebezpieczeństwo, ciągła wymiana ognia, ładna grafika otoczenia – będzie cudownie. Do tego kooperacja, jasny gwint, będzie medal jak w mordę strzelił! A później w mordę strzeliła nas nuda i to tak fest!  Czym dłużej graliśmy to emocje opadały, pojawiło się znużenie, wręcz zasypianie. Ciągłe przemierzanie podobnych pomieszczeń plus bardzo, bardzo schematyczna walka… To nie jest to co międzygalaktyczni łowcy kosmitów lubią najbardziej… Cholera! Ten tak długo kiedyś wyczekiwany hit, jednak trochę rozczarowuje. Żeby było jasne – to ciągle niezła gra, która przy odpowiednich zmianach w gameplayu byłaby fajną rozpierduchą dla dwóch miłośników scifi. Fajny tytuł na jeden, długi wieczórRaczej nie będziecie często do niego wracać, a tym bardziej go masterować… W skrócie: znajdź karabin laserowy (gdyż najlepszy), idź ciągle w prawo (lub lewo), przy wejściu do każdej komnaty kucnij, wystrzelaj wszystko co się rusza i nie rusza. Podążaj dalej i powtarzaj ten schemat do oporu. Zjedź windą na niższą kondygnację i znowu powtórz wszystko, na kolejnym piętrze podobnie. W następnej bazie, kolejnym etapie i kolejnym zrób replay. Jeżeli nie uśniesz, lub się nie porzygasz, znaczy się że ci się podobało! Do tego ostatniego potrzeba samozaparcia. Szkoda zmarnowanego potencjału tej produkcji, ale to bardziej wina mało ciekawego oryginału na automaty arcade…

LAREK I BORSUK:

Retrometr


CENTIPEDE

ATARI (1987) / ORYGINAŁ: ATARI (1981)

STRZELANINA / SHMUP

Stonogę długo przetrzymano w magazynach. Trzy lata!

Jestem naprawdę wielkim fanem rozczłonkowywania Stonogi na części pierwsze w tej klasycznej strzelaninie od Atari. Jednakże głównie w przypadku oryginalnej wersji z automatów arcade, która charakteryzowała się: super płynną grafiką (chyba 50 klatek na sekundę), wysokim poziomem trudności oraz nowatorskim sterowaniem za pomocą trackballa. I jeżeli miałbym automat z Centipede w domu to bym na nim grał jak opętany! Bardzo ucieszyłem się, że String podesłał nam kartridż z konwersją tej gry na Atari 7800. Na ekranach z rozgrywki wyglądała ona na porządną adaptację i oferowała dodatkowo rzecz niespotykaną w innych edycjach – możliwość kooperacji dla dwóch graczy! Super, będziemy kroić stonogę w dwójkę, ja w jednym statku przypominającym głowę węża, a profesorek Larek w drugim. Zapowiadała się przednia zabawa. I muszę przyznać, że ja bawiłem cię całkiem dobrze, jednakże mój kompan w pewnym momencie naszych bojów z robactwem po prostu przysnął… Buhehehe.

Gotujemy grzybową ze stonogami?

Rozgrywka jest tu prosta jak budowa cepa, długaśny robal schodzi w dół, strzelamy do niego likwidując poszczególne części jego odwłoka, nasze strzały są blokowane przez rozsiane po planszy (lesie?) grzybki, nieraz atakują nas pająki, pchły, czy inne bliżej niezidentyfikowane insekty. Grafika jest jeszcze prostsza, rzekłbym jak budowa kija, wręcz umowna, lecz czytelna. A efekty dźwiękowe? Podstawowe, lecz dobrze spełniają swoją funkcję. Nie oczekujcie cudów pod tym względem od konwersji gry z 1981 roku. Jednakże siłą Stonogi zawsze była grywalność, szybka akcja, wysoki stopień wyzwania oraz chęć pobijania swoich rekordów. Moim skromnym zdaniem Centipede na Atari 7800 to jedna z lepszych konwersji, mocno wierna oryginałowi. Fakt, rozgrywka nie jest tak płynna i szybka jak na automacie, ale i tak dużo lepsza od wieli znanych mi portów. Jednakże jedna rzecz bardzo mi się tutaj nie spodobała, możliwe jednak, że wynikła ona z tego, że graliśmy w kooperacji lub zaczęliśmy od łatwego poziomu trudności. Ta gra jest prosta jak drut! Znaczy się łatwa, gdyż grając we dwójkę, nie musieliśmy się zbytnio starać. Biedny robal nie ma najmniejszych szans w starciu z gradem naszych pocisków. Kwestią sekund jest, jak szybko ukatrupimy to obrzydliwe ścierwo i następnego insekta, i kolejnego, i jeszcze jednego, i następne dwadzieścia stonóg! Cholera dlaczego poziom trudności w tej konwersji rośnie tak wolno? Sami dobrze wiecie, że jak rozgrywka nie dostarcza wyzwania, to nie ma adrenaliny…

Po naszym filmie próbowałem grać samemu na wyższych poziomach trudności i tutaj jest troszkę lepiej, ale dalej Centipede A7800 to jedna z łatwiejszych Stonóg we wszechświecie! Szkoda. Powiem tak: jeżeli miałbym do dyspozycji w tej konwersji trackballla (kulę do sterowania) oraz byłby w niej zawarty stopień wyzwania porównywalny z oryginalnym, to moja ocena oscylowałaby w okolicach zielonego światełka. Niestety tak nie jest i przez to trochę się rozczarowałem. – Larku, a ty co sądzisz? – Chrrrrr, brrrr, chrrr, prrrrr! – Wstawaj dziadu! – Eeee, co sądzę, o czym? – O Centipede na Atari 7800? – Wszystko fajnie Borsuk, tylko trochę nudno… W 1987 roku atakować rynek konwersją gry z 81 roku? Wiesz trochę siara, gdzie tu jakaś nowa jakość…

LAREK:

Retrometr

BORSUK:

Retrometr


POLE POSITION II

ATARI (1988) / ORYGINAŁ: NAMCO (1983)

WYŚCIGI

Znowu nie obrodziło trasami.

No wreszcie mamy hiciora?! Kontynuacja jednego z naszych ulubionych wyścigów Formuły 1, w którego obydwoje z profesorem Larkiem zagrywaliśmy się mocno zarówno na Małym Atari oraz w salonach gier. O uwielbieniu jakim darzymy pierwszą część Pole Position możecie poczytać w tym obszerny wpisie, w którym przedstawiliśmy najlepsze naszym zdaniem wyścigi na Atari XL/XE. Tak, kochamy pierwsze Pole Position i się tego nie wstydzimy. Zatarliśmy więc z radości łapska, kiedy wcisnęliśmy kartridż z sequelem w paszczę Ataryny 7800 i … No właśnie co? Pole Position II pozamiatało nas podobnie jak pierwowzór w dzieciństwie? Nie do końca…

Po pierwsze sequel ten jest cholernie podobny do prequela i szczerze, to kto nie jest fanem tej gry, mógłby zbytnio nie odróżnić, z którą częścią ma do czynienia. Znowu tylko kilka torów do wyboru, praktycznie identyczny gameplay, bardzo mało jakichkolwiek udoskonaleń, czy urozmaiceń. Z jednej strony fajnie, bo często nowe jest wrogiem dobrego, z drugiej przydałyby się dodatkowe tryby gry w przypadku konwersji na konsolę Atari 7800. Opcja dla dwóch graczy na jednym ekranie pozostaje tylko w sferze marzeń, zaś tryb rozgrywania jakichś mistrzostw także. Wybieramy wyścig, uczestniczymy w nim, wygrywamy lub nie i koniec. Finito i trochę żal. Po drugie, pomimo faktu, że Atari 7800 dysponuje ponoć możliwością wyświetlania 25 kolorów na ekranie to zupełnie tego w tej grze nie widać. Gwoli przypomnienia to oryginał Pole Position II to była bardzo kolorowiutka, wręcz oczojebna giera, na którą patrzyło się i patrzy po dziś dzień z przyjemnością! Niestety nasz bolid w edycji na Atari 7800 jest praktycznie jednokolorowy, no przesadzam, przedstawiono go w dwóch barwach: żółtej i czarnej. Hmm. Niektórzy nasi oponenci to nasze klony, innych przemalowano niebieskim lakierem. Drugie hmm.

Mniej kolorowo niż na automatach, ale jeździ się fajnie.

Czy będzie trzecie hmm? Na szczęście nie, gdyż pomimo cięć w kolorystyce ta konwersja jest całkiem grywalna. Rywalizacja z przeciwnikami na torze jest naprawdę emocjonująca, niejednokrotnie na ostrych zakrętach musimy przeciskać się pomiędzy kilkoma samochodami jednocześnie, nie zdejmując nogi z gazu. Samochód, którym mkniemy ma kilka klatek animacji przy skręcaniu, co w przypadku gier 8-bitowych nie było standardem i naprawdę można cię poczuć przez chwilę jak Kubica, Prost, czy Senna. Wiatr fajnie rozwiewa nam włosy przy większych prędkościach (a gdzie kask debilu?), jednakże przy mniejszych poczucie pędu spada na łeb, na szyję i przy stówie na liczniku wydaje nam się, że jedziemy tylko czterdzieści. Gra ma swoje ograniczenia w trybach zabawy, ale takowe miał przecież pierwowzór od Namco. Podsumowując powiem tak: my z Larkiem uwielbiamy Pole Position i dlatego przy tej kontynuacji bawiliśmy się całkiem fajnie! Jednakże nie urywa ona jajec przy samej dupie, jak pierwsza część oraz Pole Position II na automatach. I najważniejsze: ta gra uświadamia trochę smutną prawdę dotyczącą groteki Atari 7800. Jedna z najlepszych gier w naszym dzisiejszym zestawieniu to tylko konwersja prostego hitu z 1983 roku… Posiadacze tej maszynki nie byli rozpieszczani…

LAREK I BORSUK:

Retrometr

TROCHĘ NACIĄGNĘLIŚMY OCENĘ SENTYMENTEM


ALIEN BRIGADE

ATARI (1990)

RAIL SHOOTER / CELOWNICZEK

Ta gra powinna się nazywać Zielona Brygada…

Na koniec wpisu zostawiłem sobie i wam: dwa tytuły ekskluzywne na Atari 7800, o których słyszałem wiele dobrego. Bardzo się ucieszyłem, że znalazły się one w przesłanej nam paczce, bo całkiem możliwe, że inaczej nigdy bym w nie nie zagrał. Do rzeczy! Pierwszym hitem, który miał wynagrodzić posiadaczom konsoli A7800 wydanie 140$ na nową konsolę firmy Atari, była strzelanina na szynach zwana Alien Brigade z 1990 roku. Pamiętacie taki gatunek gier jak celowniczki, obsługiwane pistoletem, bądź dżojstikiem i wielce popularne swego czasu? Starsi gracze kojarzą zapewne takie przeboje tego gatunku jak Operation Wolf, czy Operation Thunderbolt, które święciły tryumfy w salonach gier i na Commodore 64. Atarowcy pamiętają pewnikiem polską grę zwana Operation Blood, która opierała się na podobnej mechanice. Dokładnie takim tytułem, czyli strzelaniną, w której widzimy tylko nasz celownik, zaś ekran sam przesuwa się ciągle w jednym kierunku jest Obca Brygada. Powiem wam, że spodobał mi się pomysł tej gry na zabawę, gdyż połączenie rail shootera z rozwałką w jakimś Wietnamie (dżungla obecna!) i dodanie do tego kosmitów zapachniało mi mocno kultowym Predatorem. Napaliłem się więc ostro na ten tytuł!

Plakat rozpala wyobraźnię! I widzę, że dalsze etapy są bardziej kolorowe.

Chwyciliśmy więc z generałem Larkiem spluwy w dłoń i wyruszyliśmy na eksterminację oddziałów nieprzyjaciela, głównie złożonych z ludzi i nieraz z przybyszów z kosmosu. Szkoda tylko, że gramy na kieprawych padach, a nie na prawdziwych pistoletach, ale dobra, może jakoś przeżyjemy tę niewygodę… Ekran jak już wspomniałem – sam zasuwa w prawo, później w lewo, a na nas ciągle wylewają się hordy wroga! Ratatatatata! Atakują nas zwyczajni żołnierze, helikoptery prujące z minigunów i Obcy, którzy wyglądają jak połączenie chuja z diabłem! Ups, przepraszam, niczym krzyżówka insekta z psem. Pomiędzy tym wszystkim biegają nasi żołdacy, których nie wolno ukatrupić… Niby wszystko fajnie i niby radocha jest, można się nawet wyżyć! Tylko do cholery dlaczego ta gra jest tak nieczytelna, utrzymana w barwach zielono – zielonych? Że jak? Ano tak. Zielone mundury wroga i naszych wojaków, zielone drzewa, sraczko zielonkawa ziemia, a nawet najeźdźcy z kosmosu zaprezentowani w odcieniach zieleni… Może to morze zieleni miało łagodzić nasze mordercze instynkty? Hmm, jeżeli tak to autorzy odnieśli sukces, gdyż w tym bałaganie trudno się połapać, łatwo zastrzelić swoich ziomków i nie zaliczyć przez to misji. No i przez to po paru nieudanych rozgrywkach naprawdę odechciewa się grać. Po wskaźnikach na górze ekranu wnioskuję, że w Alien Brigade będzie można znaleźć różne bronie (graficznie przedstawiono karabin i granaty), ale nie jestem tego pewien, gdyż nie przeszliśmy z Larkiem do drugiego etapu. W pierwszym inne giwery niźli podstawowa spluwa nie występują. Na końcu planszy sąd wojskowy skazywał nas na karę śmierci za ustrzelenie własnych żołnierzy! Hmm. Dopiero kiedy oglądałem później larkowy film, to zauważyłem, że całkiem możliwe, iż niszczyliśmy śmigłowiec, który miał odebrać jeńców z pola walki. Buhehehe! Jednak proszę się nie dziwić! Tu jest wojna, tu się ginie, a na dodatek generał Larek głośno krzyczał mi do ucha: – To the choppa!, więc napierdalałem w ten helikopter jak szalony…

Zielono mi…

Co ja będę was zanudzał. Alien Brigade nie jest ani ładne, ani jakoś szczególnie emocjonujące, wręcz monotonne i mocno nieczytelne. Jeżeli ta gra ukazałaby się w takiej jakości na 8-bitowym Atari to całkiem możliwe, że za młodu grałbym w nią, ale raczej bez szczególnych wypieków na twarzy. Jednak jeżeli ta strzelanina w 1990 roku miała pokazać moc Atari 7800 i przekonać ludzi do tego sprzętu – to niestety, ale zupełnie jej się to nie udało. W wieku czterdziestu kilku lat należy szanować swój wolny czas i jeżeli nawet kochasz celowniczki, to zamiast grać w Alien Brigade idź lepiej na spacer do lasu. Będzie podobnie zielono, a może zachwycą cię jakieś piękne widoczki?

LAREK I BORSUK

Retrometr


NINJA GOLF

ATARI / BLUE SKY SOFTWARE (1990)

BIJATYKA / SPORTOWA

Myślę, że ninja kijem golfowym też mógłby zabić!

Ostatnią pozycją w naszym przeglądzie jest gra, która zawsze mocno mnie intrygowała! Ninja Golf! Już sam tytuł wskazuje, że będziemy tutaj mieć do czynienia z absurdalnym poczuciem humoru oraz fuzją dwóch bardzo odmiennych gatunków gier! Wręcz niemożliwych do połączenia, przynajmniej do tej pory… Tak moi drodzy, ta produkcja to naprawdę golf i chodzona bijatyką z ninjami w rolach głównych! Zajebiście nieprawdaż? Patrząc także na screeny z tego szpila można wywnioskować, że w końcu na Atari 7800 wylądowała piękna i bardzo kolorowa gra, która wynagrodzi nam żmudne przebijanie się przez konwersje z początku lat 80-tych… Powiedzmy sobie szczerze: postać naszego wojownika jest duża, ładnie narysowana, nieźle animowana, a krajobrazy zmienne i zależne od… Zaraz, zaraz, ten ninja to naprawdę gra tutaj w golfa?

Buhehehe! Świetna okładka, tylko co tu robi maczeta?

Naprawdę, jak bum cyk cyk! Największym plusem Ninja Golf jest właśnie absurdalny, wręcz chory pomysł na rozgrywkę! Podoba mi się on fest. Szczęka mi opadła jak zobaczyłem na początku rozgrywki naszego odzianego na czarno herosa, który podchodzi do golfowej piłeczki i wyciąga miecz ninja-to przerzucony przez plecy! Co ja gadam.. Wyciąga kij golfowy, który niesie na plecach, staje w  rozkroku i szykuje się do zamachu! W lewym dolnym rogu ekranu widzimy mapę naszego pola golfowego, wybieramy kierunek oraz siłę uderzenia i fruuuuu! Posyłamy piłeczkę golfową przed siebie! Gdy już ją uderzymy to oczywiście musimy do niej dobiec i później znowu uderzyć, aż do momentu, gdy trafimy piłką na tak zwanego greena, czyli miejsca tuż przy dołku. Czyli najprawdziwszy, trochę uproszczony golf. A teraz najważniejsze, bo to co się dalej wyprawia to naprawdę gruuuuby szajs…

Ninja vs Kret! Ciekawe kto wygra?

Normalny golfowy spacer do miejsca położenia naszej piłeczki zamienia się w morderczą bijatykę z innymi ninjami oraz najróżniejszymi paskudami! Co brali autorzy? Nie wiem, ale też chciałbym! Tak popierdolony pomysł, że aż fajny. Tylko panowie i panie, jedno ale… Jeżeli ta bijatyka, która jest główną mechaniką tej zabawy byłaby naprawdę grywalna to mielibyśmy hit! Niestety, nie jest zbytnio emocjonująca, chociaż to zbyt słabo powiedziane… Zasuwamy ninją ciągle w prawo (jedna płaszczyzna walki) i kilkoma podstawowymi ciosami posyłamy niemilców do piachu. Kopniak, podcięcie, wysoki kop, rzut gwiazdką i tyle. Dodatkowo możemy przeskakiwać przez przeszkody pokroju kopców kreta (eee?). Mało grywalna prościzna, system walki praktycznie nie istnieje, nie ma żadnych combosów, ani ciosów specjalnych, a detekcja kolizji nieraz mocno szwankuje. Powiem szczerze, ze mechanika walki jest tutaj bardziej zbliżona do stareńkiego Kung-Fu Master, niźli do bijatyk, które były wydawane w okolicy roku 1990. Dodatkowo kultowe Kung-Fu Master posiadało przecież dużą dynamikę akcji, a Ninja Golf to bijatyka anemika. Szczerze to nawet stareńkie i proste Ninja na Atari XL/XE miało bardziej satysfakcjonujący i lepszy system walki niźli dzieło Blue Sky Software. 

Szczęki Pincet! Rekin kontra Ninja!

A jakich przeciwników oprócz ninjów tutaj spotkamy? Trzymajcie mnie bo pierdolnę na zawał! Krety, tak kurwa, krety w bijatyce, do tego jadowite węże, ławice pierdolonych rekinów (nie wierzę!), a nawet ptaka, który chce nam nasrać na głowę… Buhehehe. No śmiesznie fest, uśmiałem się i to zdrowo, tylko walka z takimi popierdółkami padającymi od jednego ciosu, wcale nie jest satysfakcjonująca. Wcale! Gra o ninji, któremu ptak chce narobić na czoło? Zamiast salw śmiechu po pewnym czasie czujemy zażenowanie… Fajnym pomysłem i zasługuje on na wyróżnienie jest zróżnicowanie scenerii walki od miejsca na mapie, przez które akurat pędzimy. Potyczka może odbywać się na zielonej trawie, na piasku, w zbiornikach wodnych, czy w lesie. To jest dobre i fajnie pomyślane. Co jeszcze? Pojedynek z pierwszym bossem (kiedy dojdziemy w końcu do dołka), który jest wzorowany na etapie przerywnikowym ze znanej i lubianej gry o japońskich skrytobójcach, zwanej Shinobi. Jak to wygląda? Rzucamy gwiazdkami do wielkiego smoka, który zionie w naszym kierunku ogniem, a wszystko zaprezentowano w widoku zza pleców ninja golfiarza. Wygląda to ładnie i pomimo faktu, że smoczysko nie jest wymagającym przeciwnikiem, potrafi zrobić wrażenie na graczu. Tylko do jasnej cholery, dlaczego kiedy spotykamy drugiego bossa to znowu jest to ten sam potwór?! I kolejny szefuńcio to znowu ten sam jegomość? Identyczny smok, tylko trochę szybciej strzela i ma więcej życiowej energii. No pięknie, aż zapał w graczu mięknie… Zakładam, że wszyscy szefowie w tej grze są tacy sami, gdyż pokonałem bodajże czterech, czy pięciu, po czym wyłączyłem tę nudną i dosyć łatwą grę na zawsze… Dalsza rozgrywka w Ninja Golf była dla mnie katorgą, normalnie madejowe pole golfowe… Słuchajcie, nie są to tylko moje urojenia, gdyż ninja Larek także po kilku rozgrywkach miał dosyć tego przeboju… Podsumowując: pomysłowa, nawet jajcarska, niegrywalna ciekawostka, a raczej słaba komedia. Lepiej zagrać w Leader Board Golf, albo Shinobiego… Największe rozczarowanie tego przeglądu.

LAREK I BORSUK

Retrometr


PODSUMOWANIE

Wiecie, że uwielbiam Atari XL/XE, zaś mój przyjaciel kocha je nad życie, tym bardziej smutne będzie dla mnie to podsumowanie. Może najpierw trochę posłodzę? Czekajcie przyniosę sobie Raffaello z kuchni i zjem na szybko… Chłopaki (i dziewczyny), przecież do cholery nie muszę darzyć ślepą miłością wszystkiego, co ma logotyp Atari na obudowie? Co nie?! Szczególnie jeżeli sama firma Atari potraktowała tę konsolę bardzo po macoszemu. Najpierw bała się jej wydać, przetrzymała w magazynach, a później rzuciła na rynek, tylko po to żeby zwróciły im się koszty… No i się zwróciły, a gracze, którzy nabyli to “cudo” dostali jakieś ochłapy zamiast gier. Na rynku konsol królował wówczas NES, który możliwe, że miał słabsze możliwości od Atari 7800, ale pod względem różnorodności i jakości tytułów to dzieli te sprzęty przepaść. A później wyszły konsole 16-bitowe… Ha, a komputery takowe już były na rynku, gwoli ścisłości.

Rikki & Vikki na szczęście ogarniają! Zamietli pod dywan całą grotekę na A7800.

Z drugiej strony nowe produkcje pokroju Rikki & Vikki uświadamiają, że jeżeli tylko autorom się chce (i mają odpowiednie umiejętności) to poczciwe Atari 7800 potrafi naprawdę wiele! Potrafi dostarczyć graczowi zarówno porządnej oprawy graficznej, jak i miodności. Mniemam, że takich “nowych” gier jest pewnikiem więcej i z przyjemnością bym w nie zagrał, jednakże po tym przeglądzie wyleczyłem się z nabycia tego sprzętu. Jeżeli ktoś by mi go podarował (hehe) to pewnikiem zagrywałbym się w Rikki i Vikki bez opamiętania, pojeździł trochę w Pole Position II, czy pobił rekord świata w Centipede. Sprawdziłbym z przyjemnością konwersję Robotrona 2084, która ponoć jest jedną z lepszych jakie zawitały pod strzechy. Z drugiej strony jakby trafiło w moje łapska Double Dragon na A7800 to pewnikiem popłakałbym się ze zgryzoty, albo pękł ze śmiechu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektórzy pewnikiem nie podzielą mojego zdania w tym temacie. Ja się jednak nie będę oszukiwał. Pomiędzy wydaniem Atari 7800, a Atari VCS (aka 2600) minęło przecież prawie dziesięć lat! A patrząc na niektóre gry z A7800 to wydaje mi się, że dla ich twórców czas stanął w miejscu…


Gramy na Gazie slider

ArSoft CORPORATION i Retro na Gazie prezentują:

Gramy na Gazie – PRZEGLĄD GIER NA ATARI 7800


PS1. Screeny z gier na Atari 7800  – przygotował Larek, pozostałe materiały pochodzą głównie z Atarimanii oraz Mobygames.

PS2. Dziękujemy jeszcze raz Stringowi za przesłanie konsoli oraz gier! Najlepszego dla ciebie i syna Dominika!

PS3. Na końcu filmu niespodzianka. Adam Słodowy w akcji!

O RetroBorsuk 229 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.