Magiel | Jak przez lata zmieniałeś się jako gracz

RepipRepip: Wszyscy tak narzekamy na brak czasu, że dziwię się, że jeszcze mamy chwilę by oddychać! U mnie jako że na hobby mam może w porywach 5 godzin na tydzień to zauważyłem, że idzie wszystko takimi interwałami. Raz przez 2 miesiące potrafię po uszy wpaść w tematykę książek i przez 2 miesiące w nic nie gram tylko czytam, potem na 2 miechy odpływam w świat grafiki i fotografii, po tym wszystkim jestem tak wygłodzony że gram przez 2 miechy i olewam resztę. W związku z tym z biegiem lat musiałem zmienić swoje growe preferencje i zrezygnować niemal całkowicie z wszelkiej maści rpg’ów. Kiedyś łupałem w nie sporo i jak jakiś trwał mniej niż 50 godzin to kręciłem nosem – co to za rpg?! Taki krótki?! Potrafiłem setki godzin spędzić w Morrowindzie i Finalu X ot tak – for fun. Teraz? A idź pan w chuj, 50 godzin to ja w pół roku nie raz wyrabiam! Dlatego teraz przestawiłem się niemal zupełnie na platformówki, które na ogół nie przekraczają bariery 10 godzin, dzięki temu jestem w stanie ogarnąć jedną grę miesięcznie i ją skończyć zanim mi się znudzi.

platformery kolekcjaPodobnie jak Daaku uległem „casualizacji”, nie imponuje mi gdy gra jest trudna, wcale nie czuję się jakimś „lepszym” graczem bo wymiatam w trudne gierki. Gram teraz w Blinxa na Xboxie i okrutnie się męczę w końcówce, do tego stopnia mi się to nie podoba, że zrobiłem sobie od tej gry przerwę… w tej przerwie skończyłem już 4 inne gry i nadal nie chce mi się do Blinxa wracać. Ta gra jest nie tyle trudna, co głupio przemyślana, zrobiona tak a nie inaczej by wydłużyć i zamaskować słabą zawartość. Przez co gracze siedzą w niej 10 a nie 5 godzin, ja wolałbym jednak posiedzieć przy niej te 5, a w dużo lepszym humorze. Może 15 lat temu patrzyłbym na Blinxa inaczej? Może większy stopień trudności + wydłużenie czasu gry zadziałałby na plus? Trudno orzec.

Podobnie jak Keczup kiedyś miałem wkrętkę w bijatyki i chciałem jakąś postacią wymiatać na domowych turniejach, oj grało się w przeróbki Mortala na Pegasusie z Sub-Zero, Tekkena 3 Heihachim i Ogrem, a potem Nightmearem i Kilikiem w Soul Calibur II i III, teraz? Tryb story w Soul Caliburach mi się bardzo podoba i mi to wystarcza. Czerstwieję w oczach można rzec.

Czarny IvoCzarny Ivo: W sumie pytanie wydaje mi się tak wielowymiarowe, że nie wiem na jakim aspekcie się skupić. Jakim byłem graczem? Jakim w ogóle byłem człowiekiem. Przecież jako dziecko wtedy nawet nie przyklejałem sobie etykiety gracz. Hmm…

No to może zacznijmy od tego, że na pewno byłem graczem mało świadomym czegokolwiek. Nie świadomym w to co gram (informacją była tylko naklejka na kartridżu), co tak naprawdę lubię i nie zawracałem sobie zbytnio głowy w jaki gram gatunek. Dziś ludzie zdają się bardzo przykładać uwagę, przy całym gatunkowym wymieszaniu, podawać dokładnie rodzaj gry ze wszelkimi możliwymi podtytułami.

Na pewno na granie miałem mnóstwo czasu, bo właściwie co innego miałem do roboty? Wczesny powrót z zerówki, wczesny powrót ze szkoły, czasem wpadał jakiś kolega i się bawiło cały dzień. Nie mogę powiedzieć, że całą dobę grałem, bo rodzice, z troski zapewne o moje zdrowe oczy itp., reglamentowali mi czas spędzony przy konsoli. Godzinka, dwie, o ile dobrze pamiętam i “czas wyłączyć telewizor“, “pograsz jeszcze później“. Oczywiście nie podobało mi się to, a z czasem wyrobił mi się głupi nawyk, że sam wyłączałem grę bo “już wystarczy“, “trzeba porobić coś innego“. Bez sensu! Na szczęście ciężką pracą i uporem, po latach się go wyzbyłem!

front missionCo do sposobu gry to nigdy nie byłem hardkorem. Obce było mi przechodzenie gier bez karty pamięci na PSX, nigdy nie odblokowałem Hunka w Resident Evil 2. Byłem raczej lamusem. Jeśli przechodziłem coś trudnego np. Megaman 4, czy czyściłem każdy możliwy tryb i odblokowywałem wszystko (Street Fighter Alpha 3) to dlatego, że dana gra naprawdę była dla mnie czymś niesamowitym i z uporem dla czystej frajdy robiłem co się dało. Jednak, choć bardzo chciałem, nie ukończyłem za szczyla pierwszego Megamana, a Contra tylko na 99 życiach i najlepiej z kolegą. Coś było za trudne? Czas leciał, gra traciła na wartości i trzeba było szybko jechać na bazar na coś wymienić nowego póki to możliwe? Nie kończyłem i leciało dalej. Nie było YouTube’a, nie zmuszałem się. Jakoś mam wrażenie wtedy ukończenie gry nie było czymś oczywistym. Nawet nie wiem czy był podział na trudne i łatwe, bo kiedyś WSZYSTKIE był mniej lub bardziej trudne. Teraz w dobie checkpointów co 5 sek mamy gwarancję, że jak grę kupimy to na pewno przejdziemy jeśli tylko będziemy chcieć. Kiedyś taki Dark Souls byłby zwykłą grą. W tym sensie, że na pewno fajną i klimatyczną, ale nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, że zgony rodzą konsekwencje, a bossowie nie padają w kałuży krwi po ledwie zamachnięciu mieczem. To była norma choćby w takim Diablo 2. Traciło się kaskę za śmierć, a później nawet drogocenne, zdobywane z mozołem doświadczenie. Nikt nie mówi dziś, że Diablo było jakąś nadzwyczajnie trudną grą.

Gry od samego początku były czymś dla mnie bardzo ważnym. Owszem dzieliły czas z wychodzeniem na podwórko i “budowaniem bazy”/zabawami na trzepaku oraz z zabawą figurkami ulubionych bohaterów, ale już wtedy miałem założony specjalnie dla nich specjalny zeszycik. Pisałem w nim swoje spostrzeżenia odnośnie tego co mi się podoba, a co nie. Wystawiałem oceny, spisywałem swoje przemyślenia i oczekiwania co do nadchodzących gier. O ile dobrze pamiętam nie cieszyło mnie nadejście Dreamcasta, bo odwracał uwagę od ukochanego PlayStation (fanboy!!). Podczas wyjazdów na wakacje z rodzicami najważniejsze było czy są salony gier. Pewnie gdyby urodził się w dzisiejszych czasach byłbym durnym jopiszonem wpatrzonym w komórkę =/

No a jak jest dziś ? … CDN

RepipRepip: Ja tak jak Ivo w czasach nazwijmy je fachowo „mega dawnych” gdy grałem na C64, a później na Pegasusie nie zawracałem sobie specjalnie głowy tym w co gram i czy to przeszedłem. Na C64 lista tytułów na kasecie niemal nic nie mówiła, a na cartach z Pegasusa najczęściej naklejki kłamały mocniej niż politycy. Szło się na targ i brało co miał ruski, czy inny armeńczyk. Na C64 dochodził też czynnik „gram w to co się wgrało” bo przez długi czas tylko ojciec mógł ustawiać głowice (zbyt smarkaty na takie operacje byłem). Przeszedłem wtedy jakąkolwiek grę? No parę się znajdzie, ale będzie to nieszczególnie wielka liczba. Teraz mam katalogowane wszystko w co chce grać i w co zagrałem, jaki gatunek, co mi się podobało itp. Nawet współtworzę taką głupią stronkę o grach nie wiem czy znacie – retronagazie.eu. Takie “świadome” granie zaczęło się u mnie od PSX’a.Commodore 64 kasetyCzarny IvoCzarny Ivo: Dziś mam podobnie jak Daaku. Jak wracam z roboty to NIC mi się nie chce. Czasem nawet jak mi się chce to mi się nie chce. No myślę sobie “a zagram!”, “postrzelam” a tego nie robię no bo po prostu no nie mam siły. Nie włączę, nie nadążę… Jednak ostatecznie jak już odpocznę i pojem gram ile mi sił starczy. Po odkryciu, że kiedyś byłem lamusem, a nadto dużo czasu spędziłem przy dwóch grach (Diablo 2 – 6 lat i WoW – 2 lata) zacząłem grać dużo w różne gry, platynować, kolekcjonować, mierzyć się z każdą dobrą grą, niezależnie od poziomu trudności. Mam swoje upodobania i wyrobiony smak/gust, ale czasem lubię spróbować czegoś nowego. Gdy już dzierżę pada jestem uparty, zawzięty, lubię wyzwania i rywalizację z innymi graczami. Daje mi to sporo radości i satysfakcji.

Poza tym podobnie jak za małolata gry są dla mnie czymś więcej niż “zabijacz” czasu. Wtedy robiłem sobie notatki w swoim zeszycie, a teraz lubię przelewać swoje myśli na takiej jednej stronce o retro – RnG. Może kojarzycie? Ponadto z moją utalentowaną graficznie połówką opracowuję sobie różne plakaty związane z tym co ukończyłem albo chcę ukończyć, więc trochę mi “te gierki” zajmują miejsca we łbie.

Na koniec chyba dodam, że jestem też graczem praworządnym. Przez całe życie nie skłamię jeśli powiem, że “kopii zapasowych” przewinęło się przez mój napęd mniej więcej tyle co palcy jednej ręki. A to i tak tylko na PC. Na konsoli tylko oryginały od najmłodszych lat. Wszystko musi być oryginalne, piękne i pachnące. Nawet nie grywam w żadne mody do żadnej gry. Tylko oficjalne wydania Razz Taki ze mnie snob!! To tyle już ode mnie, Pozdro załoga!

PS Jestem też strasznym ochlejem!! 

RepipRepip: “Czasem nawet jak mi się chce to mi się nie chce” aż za dobrze to znam, tylko mam jeszcze bardziej skomplikowaną sytuację. U mnie prócz roboty doszedł czynnik małe rączki zniszczenia. Nie mogę po robocie sobie tak po prostu odpalić konsoli nie ryzykując jej unicestwienia przez “małe rączki zniszczenia‘, grać to mogę jak konstelacja gwiazd pozwoli o 21.00 lub 22.00, a wtedy współczynnik “Czasem nawet jak mi się chce to mi się nie chce” skacze wyżej! Powoli uczę się grać po 22, ale że chodziłem od lat o tej porze spać (drugie hobby wymaga wstawania czasem kilka godzin przed wschodem słońca) to walka jest ciężka, a przecież do roboty też trzeba iść bo gry się same nie kupią ;). Nie gram od prawie 2 lat niemal w ogóle na Commodore 64, czy Amidze 500, bo to wymaga rozkładania zbyt dużej ilości kabli, a na pozostawienie “na wierzchu” też nie mogę sobie pozwolić bo “małe rączki zniszczenia” w mig wypatrzyłyby arcyciekawą klawiaturę. Tak więc granie zmieniło się u mnie oj zmieniło, czy coś pozostało jak dawniej? Tak, nadal czerpię przyjemność z grania i niech będzie to morał na dziś.

Naczelna Osoba na stronie, czyli Nacz.Os. (zajmuje się wszystkim i niczym). Hedonistyczny megaloman o sercu z pikseli. Ulubione gatunki: platformery, sporty extreme w sosie arcade, carcade, logiczne, klasyki z C64 i wszystko co wyzwala adrenalinę! Posiadane platformy: C64, PSX, PS2, GC, Wii, PSP, PC, DC, Xbox