Magiel | Planszówki, a sprawa gier video

RepipRepip: XeRo?! Jakiś nowy na salonie się nam pojawił, nie dość że podpija bez składek to się jeszcze ze mną nie zgadza! Normalnie burdel tu jest i samowolka! Dobra bo kto co sądzi o „plansze vs split screen” już wiemy, to może podzielcie się Waszymi ulubionymi planszówkami, co jest najczęściej rozkładane na stole?

U mnie takim czynnikiem zapalnym kilka ładnych lat temu byli Osadnicy z CatanuTo za sprawą tej gry wkręciłem się w dzisiejsze planszówki i przestałem je kojarzyć z eurobiznesem i chińczykiem. Przez jakieś 2 lata grali w to non stop wszyscy, rodzina, znajomi no powkręcali się ludzie na maxa handlując „drewno za owce” i podkładając „murzyna” na najbardziej dochodowe pola. Potem się worek rozsypał, każdy zaczął coś nowego kupować, człowiek odkrył ten świat na nowo i zachłysnął się możliwościami jakie miał. Jako fani klimatów fantasy pograliśmy w klasyka klasyków – Talisman, a potem odkryliśmy na dokładkę Descenta, ale ten z racji poziomu skomplikowania i rozbudowania rzadziej jest na stole, bo niewielu chce w niego grać (nad czym ubolewam). Podobnie jak XeRo zauważyłem jednak ze gry prostsze szybciej łapią. Dlatego na salonach mocno rządziły Potwory w Tokio. Gra jest prosta, nie wymaga wiele miejsca i jak ktoś chce grać „na pałę” to spokojnie może, do tego sesje trwają bardzo krótko więc da się kilka razy zagrać.

osadnicy z catanu gra planszowa

W odróżnieniu od XeRa u mnie tytuły kooperacyjne są chwilowo w odwrocie, a bardziej na pojedynek się nastawiamy. Pewnie to przez to, że grałem w kooperacyjny Czerwony listopad, który w moim odczuciu od a do z jest po prostu crapem. Za to ostatnio bawię się z kumplem w duele 1 vs 1 za sprawą polskiego Drako. Gra jest szybka, prosta i efektowna. W każdej rundzie dochodzi do zwarć i nie pozwala się nudzić. Jest jakaś dzika satysfakcja w tym gdy przewidzimy ruchy przeciwnika, lub obronimy się przed jego frontalnym atakiem i idziemy od razu do brutalnej kontry. Jak rozstawiliśmy pierwszy raz tą gre to od razu bez wytchnienia poleciało 5 partyjek pod rząd. U Was w co się szpila?

Czarny IvoCzarny Ivo: Za dużo zgody tu panuje!

No, ale oczywiście na stole lądują najczęściej gry proste i dobrze znane. Zamiast tracić czas na długie czytanie instrukcji i rozkminianie co i jak lepiej wrzucić coś pewnego. Najczęściej u mnie się gra przy spontanicznym piwku w Talisman i Boss Monster (choć to wręcz karcianka), a odskocznią są nowości, ale też zwykle jakieś prostsze. Świetnie sprawdziły się Tajemnicze Domostwo, Smallword czy Wybuchowa Mieszanka. Ta ostatnia to w ogóle banał, ale ładnie skonstruowana i daje naprawdę mnóstwo frajdy.

Raczej grywam w planszówki kompetytywne, choć to w co gram w 50% przypadków nie zależy ode mnie, bo na zabawy kośćmi zwykle z narzeczoną udajemy się do kumpla, który ma całą skarbnicę planszówek (coś około 100 tytułów) i on narzuca rozgrywkę. Jednak wydaje mi się, że takich jest najwięcej na rynku i one dają tę specyficzne poczucia frajdy, gdy wydymało się wszystkich i stanęliśmy na podium. Tutaj dla początkujących graczy chyba lepsze będą gry z dużą losowością, zdecydowanie górującą nad kalkulacjami. Chodzi o to żeby po prostu działa się przygoda i żebyśmy wiedzieli czy sprawia nam to przyjemność czy też nie. Z czasem, kiedy człowiek ogarnie co i jak, można zacząć podejmować tytuły gdzie bardziej liczy się przemyślana strategia.

potwory w tokio recenzja

Z kooperacyjnych miałem przyjemność z Martwą Zimą o świecie gdzie ludzie walczą o przetrwanie w świecie opanowanym przez zombie. Fajnym pazurem był fakt, że niby współpracujemy, ale gdy pierwsze skrzypce gra instynkt samozachowawczy, do nawet najlepiej zgranej społeczności może wkraść się zdrada. Drugą kooperacyjną grą jest Time Stories. Typ gry, który jest raczej nowością na rynku i polega na fabularnym odkrywaniu historii i próbie odkrycia tajemnicy pewnego szpitala. Tak w uproszczeniu. Polecam zapoznać się samemu.

Jeśli miałbym komuś polecić od czego zacząć to właśnie od jakiegoś najprostszego najbardziej znanego tytułu. Najlepiej u kogoś albo się wykosztować – później zawsze można sprzedać. Jak się złapie bakcyla to jakieś forum, kanał na YouTubie i odnajdziemy się dalej.

Daaku avatarDaaku: Ivo, niby wszystko ładnie rozpisałeś i dobrze gadasz, ale pod koniec to aż się przeżegnałem… Jak to “wykosztować się”? Jak to “sprzedać”? Toż to zbrodnia! Kupno gry planszowej to dla mnie nie koszta, a wręcz inwestycja – i to taka, której plony zbierać będziesz do końca swojego żywota! Gra planszowa to rzecz, która uniwersalnie zapewni wiele godzin zabawy – nieważne, czy w domu czy na wycieczce, nieważne czy z rodziną czy ze znajomymi, nieważne czy przy piwie czy nie. To nawet lepsze niż gry video – prundu zabraknie, konsoli napęd się wykopyrtnie, a planszówka będzie z Tobą zawsze!

Ale ja nie o tym, bo to coś o faworytach miało być… W tym miejscu podejrzewam, że wymienione tytuły mogą się po części pokrywać z tymi Xerucha, bo to właśnie On (Oraz jego małżonka) stanowią moją najbardziej wypróbowaną ekipę do wspólnej gry. Ale mniejsza z tym. Absolutny faworyt? Mocno kooperacyjny Znak Starszych Bogów – z dwóch powodów. Pierwszym jest fakt, że była to de facto moja pierwsza gra planszowa, dzięki której z powrotem wkręciłem się w tę tematykę. A przerwa była długa, bo od czasów… pierwszych klas szkoły podstawowej. Dramat. Drugi powód to już kwestia estetyki – uwielbiam prozę Lovecrafta oraz wszystko Mythosem inspirowane, więc i ZSB był dla mnie musem.

Znak starszych bogów planszówka recenzja

Co poza tym? Mocno kręcą mnie tytuły z nastawieniem na karty, przede wszystkim z uwagi na łatwość w rozstawieniu całego tego majdanu oraz relatywnie szybkie sesje. Prym wiedzie tutaj wspomniany już przez Iva Boss Monster, którego wyrobieni gracze są w stanie obrobić w 15-20 minut – dla ‘zrobionego’ już trunkami towarzystwa albo wiecznie zalatanych w sam raz. Inną tego typu bajerą jest dla mnie Blood Bowl – Menedżer Drużyny, który potrafi przyciągnąć nietypowym klimatem, szybką rozgrywką oraz drużynami tak mocno zróżnicowanymi, że każda sesja zagwarantuje graczom nowe doznania – a wręcz pomoże w dobraniu swojego żelaznego faworyta!

RepipRepip: Jak Daaku wspomniał niewątpliwym atutem planszówek w porównaniu do gier jest to, że mamy je na lata. Gry video na ogół ogrywamy raz, jedynie przy tytułach leżących nam na sercu robimy ponowne przejścia, pomiędzy jednym a drugim takim przejściem u mnie mija na ogół kilka lat. Planszówka ma zdecydowanie inny cykl życia, wraca się do niej częściej, potrafi też nieporównywalnie dłużej przytrzymać graczy przy sobie. No chyba że kompletnie nie trafi w nasze gusta, ale to już wyjątki, bo chyba nikt w dobie internetu nie kupuje bez wstępnych oględzin.

Natomiast mankamentem planszówek jaki niemal nie występuje w grach video jest ich dostępność. Często jest tak, że jak nie kupisz na premierę, to będziesz miał potem problem kupić taką grę. Kilka razy tak miałem że natrafiłem na fajną grę, chciałem sobie kupić a tu zonk bo wszystko od dawna wyprzedane. Ratują tutaj wydawane raz na parę lat reedycje, ale dotyczą one tylko najpopularniejszych tytułów i to nie wszystkich, można też próbować ściągać gry anglojęzyczne z zagranicy. W naszym kraju tort planszówkowy wciąż nie jest zbyt duży, więc łatwo przegapić moment w którym wszystko znika z talerza i musimy obejść się smakiem. W grach video jest to nie do pomyślenia, serwisy aukcyjne uginają się od używek i nówek, jest tego wszystkiego pełno wszędzie.

Rynek wtórny, a raczej jego strzępy też moim zdaniem może nam coś niecoś o polskich planszówkowiczach powiedzieć. Ludzie rzadko pozbywają się swoich gier, a to potwierdza tezę o tym, że te gry kupujemy na lata i przez lata się nimi cieszymy. Dobra, dyskusja, choć w mniejszym gronie, zdecydowanie się przeciągnęła, więc zakończę ja tutaj i do następnego!

Naczelna Osoba na stronie, czyli Nacz.Os. (zajmuje się wszystkim i niczym). Hedonistyczny megaloman o sercu z pikseli. Ulubione gatunki: platformery, sporty extreme w sosie arcade, carcade, logiczne, klasyki z C64 i wszystko co wyzwala adrenalinę! Posiadane platformy: C64, PSX, PS2, GC, Wii, PSP, PC, DC, Xbox