NZBBK | Recenzja The Chaos Engine

Dzisiaj witam serdecznie miłośników wszelakich 16-bitowych maszyn, które uprzyjemniały nam młodość w latach 90-tych poprzedniego stulecia. Amigowców, dużych atarowców, konsolowców tamtej ery – gdyż omawiany dzisiaj przebój – The Chaos Engine wyszedł na wiele dostępnych ówcześnie platform – Amigę, Atari ST, Segę Megadrive czy SNES-a (na dwie ostatnie platformy pod kryptonimem Soldiers of Fortune). Nie wiem jaki odbiór gry był na konsolach, ale w przypadku komputerów, tytułowa Maszyna Chaosu zawładnęła sercami graczy i listami przebojów. Moim skromnym zdaniem, była to jedna z najlepszych strzelanin chodzonych z widokiem z góry i obok serii Alien Breed dała mi najwięcej radości. Świetna, charakterystyczna dla twórców (Bitmapowych Braci) grafika, dobra muzyka, rozwój postaci i co najważniejsze kanapowa kooperacja – to był największe atuty tego przeboju. Do dziś z łezką w oku wspominam przygody Oddziału Straceńców walczących z koszmarami przywołanymi przez tytułową maszynę i pamiętne wakacje, kiedy to z kuzynem Krzysztofem katowaliśmy ten przebój do upadłego.

Później z utęsknieniem czekaliśmy na kontynuację… Nadaremno… Oczywiście, ona powstała, lecz u schyłku popularności Amigi w naszym kraju i dodatkowo najpierw została wydana na Amigę 1200, a ja posiadałem klasyczną pięćsetkę… Cóż, obeszliśmy się wtedy smakiem. Pierwszą część gry przeszedłem wiele razy i znam praktycznie na pamięć, w drugą zaś grałem sporadycznie.  Naczytałem się wiele złych opinii o sequelu (rywalizacja zamiast kooperacji) i nie chciałem sobie psuć wrażenia po bardzo dobrym prekursorze. Myślałem, aby zawrzeć w tej recenzji także opis kontynuacji, jednakże po ostatnim Silesian Amiga Classic Party, gdzie pograłem w nią chwilę – stwierdzam, że szkoda mojego oraz Waszego cennego czasu. Możliwe, że The Chaos Engine 2 to całkiem porządna gra, ale mnie odstrasza zmiana mechaniki oraz bardziej pstrokata i mniej klimatyczna oprawa wideo. Pozwólcie, że skupię się zatem na moim faworycie!

The Chaos Engine amiga

The Chaos Engine – Oryginalny Soundtrack

Z perspektywy czasu omawiana gra i fachowo dobrana obsada jej bohaterów – bardzo “sympatycznych” twardzieli – była jakby odpowiednikiem wydanego później wielkiego przeboju Microsoftu – Gears of War. Podobnie jak polubiłem krucjatę Marcusa Fenix’a na XBOX’a 360 – tak samo wcześniej zżyłem się z herosami The Chaos Engine. Zresztą popatrzcie na te budzące zaufanie twarze na poniższym rysunku – same swojaki i prawdziwki! Jak tu ich nie lubić? Barczysty, pudzianowaty wygląd naszych wojaków oraz niektórych wrogów – umięśnionych mutantów jest także wspólnym mianownikiem pomiędzy tymi wielkimi hitami, oddalonymi od siebie o ponad dekadę. Do rzeczy – z powodu mojej długiej nieobecności na RnG, zaniedbałem wiele swoich cyklów tu obecnych. Dzisiaj reanimacja NieZapomnianych Bohaterów Bitmapowych Krain, gdzie oprócz recenzji gier, znajdziecie także przygody moich ulubionych amigowych bohaterów, które rodzą się w mojej chorej głowie… Jednakże w trochę zmienionej formule. Historyjki fabularne zawarte w tekście będą dotyczyć tylko głównych aktorów omawianej produkcji, zaś przygody Borsuczego Rycerza i jego bandy pozostawię za sobą – nie musicie wtedy pamiętać co wydarzyło się w poprzednim odcinku. Nie martwcie się, nie uśmierciłem ich – oni po prostu biesiadują, biesiadują i jeszcze raz biesiadują…


ODDZIAŁ STRACEŃCÓW

Moi koledzy z młodości, trochę postrzelaliśmy… /Dan Malone – Chaos Six/

Od lewej: Najemnik (Mercenary), Bandzior (Brigand), Kaznodzieja (Preacher), Robol (Navvie), Dżentelmen (Gentleman) oraz Zakapior (Thug)

The Chaos Engine amiga

Judas Priest – Never The Heroes – soundtrack do recenzji (album Firepower)

– Kapitanie skąd się wzięła ta cholerna Maszyna Chaosu?

– Z przeszłości Sir!

– Z czego? Czy ja o czymś nie wiem?

– Pamięta Pan nasze eksperymenty z podróżami w czasie? Wyszliśmy poza eksperymenty Sir! Cofnęliśmy się, aż do wiktoriańskiej Anglii,  końcówka XIX wieku i … niestety Baron Fortesque przechwycił naszą technologię wraz z biednym podróżnikiem… Ta maszyna to jego wytwór, jego dzieło życia, wykonane za pomocą, ekhm, naszej technologii… Taki paradoks czasowy…

– Pięknie kuźwa! Nie dość, że mamy Wojnę z Szarańczą na wszystkich frontach to jeszcze teraz Maszyna Chaosu zmieniająca ludzi w potwory, przenosząca w czasie nawet dinozaury! Ładnego bajzlu, żeście mi tu narobili… Wezwać Marcusa i jego Gryzące Wory! Niech zaprowadzą porządek…

– Marcus Fenix i Gryzące Wory dowodzą obroną planety Sera, Sir! Nie damy rady ściągnąć ich w tak krótkim czasie…

– Te mutanty i potworności z Maszyny Chaosu wyrżnęły w pień sześć naszych najlepszych oddziałów… Nie możemy jej zniszczyć bronią jądrową?

– Nie możemy, Sir! Maszyna Chaosu odpowiada taką samą bronią jaka zostanie użyta przeciwko niej. Rzucimy atom – ona odpowie czymś o podobnej sile rażenia… Trzeba to zrobić po cichu…

– Jakieś propozycje?

– Nie mam pomysłu, Sir!

– A ten Oddział Straceńców, co żeście ich skazali na Karę Śmierci, Kapitanie? Te bydlaki co pojawiły się razem z Maszyną Chaosu?

– Jest Pan pewien, Sir? Próbowaliśmy ich wykorzystać do walki z Szarańczą. Nazwaliśmy ich przez to właśnie Oddziałem Straceńców! Zawsze wystawiani w pierwszym szeregu naprzeciw najgroźniejszym jednostkom wroga. Brumaki, te sprawy..

– I jak im szło? Pewnie niewielu przeżyło? Brumaki, te sprawy, hehe…

– Wybornie, Sir! Zero strat w ludziach, dodatkowo najlepsza wydajność w tępieniu Szarańczy w całej galaktyce! Przeskur….. Tylko wystąpił mały problem Sir!

– Jaki?

– Oprócz niszczenia robactwa zajmowali się między innymi: zlecanymi zabójstwami, przygodnymi gwałtami, napadami na banki, a Kaznodzieja nawet nawracał na chrześcijaństwo elektrowstrząsami!

– Nikit nie mógł przemówić im do rozsądku? Przecież taki oddział w dzisiejszych, trudnych czasach to prawdziwa maszynka do mielenia kosmicznego ścierwa!

– Marcus Fenix próbował, Sir! Wraz z całym swoim Oddziałem Delta. Próbowali im, ekhm, wyperswadować złe nawyki…

– I co?

– Dostali, za przeproszeniem, wpierdol, Sir! To znaczy Marcus i Gryzące Wory…

– Że co?

– Łomot, bęcki, manto, Sir! Zwał jak zwał. Po prostu – Marcus i jego drużyna dostali po ryju…

– Wiem jak się spuszcza wpiernicz debilu! Dziwię się tylko, że najwięksi herosi naszej galaktyki zostali spacyfikowani przez grupę wariatów. Zamiast dostrzec w tych świrach potencjał to skazujecie ich na karę śmierci?! Natychmiast uwolnić i przyprowadzić do mnie! Całą szóstkę!

– Mógłby Pan powtórzyć , Sir?!

– WYPUŚCIĆ ODDZIAŁ STRACEŃCÓW!


THE CHAOS ENGINE

(SOLDIERS OF FORTUNE)

RENEGADE / BITMAP BROTHERS (1993)

STRZELANINA / RUN’N GUN

AMIGA (2 DYSKI) / AMIGA CD32

(Także na: ATARI ST / PC-DOS / SMD / SNES i inne)The Chaos Engine amiga

GRAFIKA

Ktokolwiek z retrograczy spotkał się w przeszłości z dziełami od Bitmapowych Braci ten wie, jaki specyficzny styl graficzny prezentują ich tytuły i jak dopieszczone są pod tym względem. Główna zasługa należy tutaj do Dana Molone’a nadwornego grafika i artysty tej firmy, którego znakiem rozpoznawczym jest metaliczna, klimatem jakby steampunkowa i pełna szczegółów wizualizacja wszelkich obiektów w grze. Pole walki przedstawione jest z góry, jednakże pod pewnym kątem – pozwala to ze szczególnym pietyzmem oddać zarówno środowisko naturalne czy architekturę. Przyjemnie cieszą oko spotykane na naszej drodze budowle z ich popękanymi ścianami, widocznymi uszkodzeniami, drobnymi ukruszonymi odpryskami porozrzucanymi dookoła. Natrafimy na budynki z okiennicami i starannie wykonanymi drzwiami, przeradzające się w całe miasto do zwiedzenia czy olbrzymie, wielopoziomowe, kamienne schody albo klimatycznie przedstawione wnętrza zamku i piwniczne lochy. Tak, trzeba przyznać, że autorzy bardzo starannie zaprojektowali całą martwą naturę. Jeszcze lepiej wykonano wszelkie mechaniczne przeszkody czy metalicznych wrogów, na których widać nawet nity łączące poszczególne elementy. Każda z sześciu postaci, którymi możemy sterować posiada zupełnie inny wygląd, ubiór, a także odmiennie odzwierciedloną broń i nikt tutaj  szedł na łatwiznę w ich projektowaniu. Strój każdego z bohaterów odpowiada jego profesji lub ksywie – kaznodzieja nawraca niewiernych w sutannie, umięśniony robotnik zasuwa w roboczych ciuchach z wielką giwerą pod pachą, zaś długi płaszcz dżentelmena z gracją faluje na wietrze, kiedy ten tańczy pomiędzy pociskami. W latach premiery omawianej produkcji nie było to standardem…

BESTIARIUSZ

Różnorodność i pieczołowitość wykonania atakujących nas przeciwników, którzy są odmienni w każdym z czterech dostępnych w grze światów (podzielonych na cztery poziomy) także zasługuje na uznanie. Bestiariusz obejmuje zmutowane zwierzęta i owady, muskularnych mutantów czy wszelkiego rodzaju mechaniczne twory – roboty i działa. Naszą pacyfikację przywołanych przez Maszynę Chaosu bestii zaczynamy w Lesie, otaczającym posiadłości Barona Fortesque gdzie rzucą się nam się do gardeł: olbrzymie żuki, szybko skaczące ropuchy, przedstawiciele rasy jaszczurów oraz jako główne mięso armatnie – “szarańcza z Gears of War”. Właśnie wygląd karków, którzy przesadzili z siłownią i promieniowaniem wygląda jak jawna inspiracja późniejszego hitu Epic Games. Kto wie, może tak właśnie było?The Chaos Engine amiga

Kolejnym etapem wędrówki naszych herosów będzie Miasteczko Barona i jego magazyny, a tam już czeka komitet powitalny w postaci: zielonowłosych hulkopodobnych trolli, skaczących gadów, bezgłowych robali z innego wymiaru, czy śmiertelnych kuli czarnej mazi, która najwidoczniej jest sprawczynią wszelkich mutacji w tym regionie. Następnie przebijemy się się przez Piwnice Twierdzy Barona, gdzie przerobimy na złom głównie mechanicznych wrogów: strażników w postaci robotów, czołgo-droidy, wielkie działa, a nawet zaatakują nas poruszane za pomocą telekinezy trybiki maszyny, jakby wyrwały się z wielkich zegarów. Ostatnią przeszkodą do zniszczenia zindoktrynowanego i zsyntezowanego z Maszyną Chaosu – drania Fortesque – będzie jego Dwór, na którym ugoszczą nas otyli służący zaś piątki będą chciały przybijać z nami dłonie wielkości człowieka! Dodatkowo w chmarach zaatakują mechaniczne konstrukty – pająki i czaszki. Największe wyzwanie dla naszych najemników będą stanowić jednak ich własne sobowtóry – doppelgangery, których wredna machina przywoła pod koniec wyprawy chcąc pogrążyć jej członków w chaosie i zwątpieniu. Oczywiście skoro przemierzamy lochy i labirynty to nie mogło tutaj zabraknąć najróżniejszych pułapek! Głównie w postaci: wyrzutni pocisków różnego kalibru, popękanych rur z ulatniającym się gazem czy blokujących drogę ścian, które znikają po zebraniu kluczy. Niejednokrotnie użyjemy także pomocnych teleportów, którymi przedostaniemy się w niezbadane jeszcze rejony twierdzy wroga. Różnorodność spotykanych przeciwników jest tutaj większa niż w niejednej dzisiejszej strzelaninie FPP – za co należą się twórcom słowa uznania – zresztą bardzo egzotyczny i starannie wykonany to zwierzyniec.The Chaos Engine amiga

W lunaparku przygotowanym nam przez Bitmapowych Braci – nie ma miejsca na nudę, zaś kolorystyka jaką tu przyjęto jest chłodna i stonowana jednocześnie – wiernie oddaje klimat obcowania z nadrealnymi przeciwnikami w ogarniętych stęchlizną chaosu miejscówkach. Przynajmniej jeśli chodzi o wersję ECS (klasyczne Amigi). W edycji AGA (A1200, CD32) – jest już zdecydowanie bardziej kolorowo – ale odpowiedni niepokojący nastrój całości jest tutaj ciągle zachowany. Wszelkie menusy w grze, czy ekrany ekwipunku są wykonane ze smakiem, oczywiście w steampunkowej stylistyce, z kołami zębatymi w tle, zapalającymi się lampkami potwierdzającymi nasze wybory, czy z świetnie odzwierciedlonymi kołowrotowymi cyferblatami. Po pierwszym uruchomieniu gry, wita nas jakże charakterystyczne dla autorów – nastrojowe intro, posklejane z napisów oraz nieruchomych kadrów uzupełnione wpadającą w ucho bardzo dobrą ….

MUZYKA

… muzyką Richarda Joseph’a, który skomponował całą ścieżkę dźwiękową tej pamiętnej strzelaniny. Główny motyw przewodni jest naprawdę chwytliwy i klimatyczny, zresztą niech o jego jakości świadczy fakt, że jest przeze mnie rozpoznawalny i nucony do dnia dzisiejszego. Pozostałe muzyczki zawarte w grze nie mają, aż tak przebojowego charakteru, jednakże świetne budują nastrój niepokoju i zagrożenia naszej misji oraz zagrzewają gracza do walki z hordami potworów. Każdy z czterech światów posiada odmienną i ciekawą kompozycję, zaś wszystkie menusy występujące w grze, także posiadają przypisane im krótkie nuty. Na szczególną uwagę zasługują efekty dźwiękowe – a przede wszystkim odgłosy gębowe! Wszelkie jęki naszych bohaterów, ryki atakujących nas stworów, lub wrzaski zarzynanych przez nas bestii są naprawdę dobrze oddane i po prostu wywołują ciary! Lektor komentujący naszą rozgrywkę swoim niskim, trochę jakby metalicznym głosem także odwala tutaj kawał dobrej roboty. Special power, food, nod activated, power up, exit open.  Wybornie dobrany komentator! W tamtych czasach synteza mowy w grach nie była na porządku dziennym.

– Mutanty z każdej strony! Stary, osłaniaj tyły! Ciągły ogień! (Stugmeister – The Chaos Engine)

GRYWALNOŚĆ

Ja już wspomniałem  The Chaos Engine to scrollowana strzelanina z widokiem z góry, w której ekran podąża za naszymi bohaterami w trakcie ich wędrówki. Głównym celem naszej dwójki herosów – oprócz walki z atakującymi ich monstrualnymi hordami – jest oczyszczenie ze skażenia chaosem całej strefy, w której się znajdują. Mogą tego dokonać jedynie przez aktywowanie wszystkich przekaźników energii obecnych na planszy (oblepionych skażoną materią i w ten sposób wyzwalających armagedon w rejonie). Po zniszczeniu chaotycznej narośli na wszystkich antenach, uwolniona fala energii oczyszcza cały region ze złowrogiego wpływu tytułowej maszyny i przejście do kolejnego etapu stoi przed nami otworem. Plansze mają przeważnie konstrukcje prostych labiryntów, niejednokrotnie wielopoziomowych co urozmaica rozgrywkę. Na swojej drodze spotkamy także zabarykadowane drzwi lub zablokowane przejścia – znalezienie kluczy będzie niezbędne do dalszej eksploracji.

Kooperacyjna rozgrywka to największy atut gry. W naszą przygodę możemy wyruszyć wraz z drugim wojakiem, sterowanym przez naszego kumpla lub w przypadku jego braku – sterowanym przez rozsądne AI (oparte na obserwacji zachowań graczy testujących grę). Każdy z naszych bohaterów opisany jest zestawem cech takich jak: biegłość – poziom doświadczenia wpływający na możliwość rozwoju pozostałych statystyk, zdrowie – ile ran na klatę możemy przyjąć bez zgonu, szybkość poruszania oraz inteligencja – ważna tylko w przypadku towarzysza kontrolowanego przez komputer. Im większy jej poziom tym racjonalniej zachowuje się on na polu walki. Każdą z powyższych cech możemy rozwinąć na ekranie ekwipunku pomiędzy misjami za walutę i kosztowności znalezione w trakcie bitewnej zawieruchy. Jak na zwyczajną strzelankę to fajne urozmaicenie!The Chaos Engine amiga

Spustoszenie siejemy za pomocą przypisanej do postaci broni głównej (każdy bohater dysponuje inną pukawką o rożnej sile ognia), którą oczywiście możemy ulepszać poprzez zbieranie dopałek na planszy lub rozbudowę broni na ekranie inwentarza. Ulepszenie broni nie polega tylko na zwiększeniu jej mocy, ale ma odzwierciedlenie także w trakcie wymiany ognia – zmiana koloru strzałów, większa ilość pocisków wylatujących z lufy czy szybsza ich prędkość. Dodatkowo nasi protagoniści posiadają własną broń specjalną: koktajle Mołotowa, granaty, miny, mapę czy apteczkę pierwszej pomocy. Słabsze postacie z większą inteligencją, w trakcie swojego rozwoju mogą zakupić bardziej zróżnicowany arsenał pomocniczy – na przykład tarczę kaznodziei – czasowo ochraniająca nas przed obrażeniami. Nie w kij dmuchał jak na grę sprzed ćwierć wieku!

Sama zabawa w steampunkowych kowbojów z potworami zamiast bydła jest tutaj naprawdę rajcująca i w przypadku dwóch współpracujących ze sobą graczy wielce satysfakcjonująca. Wzajemne osłanianie się w trakcie ucieczki, wyciąganie wrogów z kryjówek szybszymi postaciami, używanie tanków jako głównych eksterminatorów, pomocna dłoń (czytaj: broń dodatkowa) ratująca z opresji – wyzwalają adrenalinę. Tylko nie wolno lecieć na pałę przed siebie, jak to mają we krwi niektórzy miłośnicy strzelanin i wtedy każde starcie jest do przeżycia. Dużo radości oprócz strzelania i coop’a daje też sama eksploracja, głównie poprzez ciekawie zaprojektowane poziomy, z wieloma ukrytymi przejściami i bonusami, albo wrednymi pułapkami. Nie ma tu miejsca na nudę!The Chaos Engine snes

PODSUMOWANIE

Wiem, że jestem nieobiektywny, gdy Maszyna Chaosu to jedna z ulubionych gier mojej młodości, w którą z przyjemnością pogrywam do dziś – więc możecie spodziewać się jaką ocenę ujrzycie w retrometrze. Kooperacja, bardzo dobra grafika, steampunkowy design, rozbudowany bestiariusz, ciekawe poziomy – to niewątpliwe plusy tego przeboju. Na szczególną uwagę zasługują  – niespotykane w run’n gunach z tamtych czasów – ekran ekwipunku i rozwój postaci. Sami przyznacie, że w zręcznościówkach sprzed lat takie zabiegi rzadko miały miejsce. Dla mnie jedyną wadą tego bitmapowego majstersztyku jest brak wielkich skurkowańców do ubicia, czyli bossów / strażników każdego ze światów. Na końcu naszej krucjaty przeciw chaosowi spotkamy oczywiście zindoktrynowanego sprawcę całego zamieszania czyli Barona Fortesque, którego musimy wyzwolić spod złowrogiego wpływu diabelskiej machinerii.  Ten wymagający przeciwnik posiada, co prawda, trzy różnorodne fazy swoich ataków, ale sami przyznacie, że olbrzymie potworności jako jego poplecznicy we wcześniejszych krainach – rozgrzaliby nas do czerwoności! No, przynajmniej nasze lufy…

THE CHAOS ENGINE

(AMIGA / ATARI ST / PC-DOS / SNES / SMD)

Retrometr

Steampunk, strzelanie w tandemie, rozwój postaci, eksploracja.

Mój ulubiony run’n gun z widokiem z góry ery 16 bit!


Recenzja dotyczy amigowej wersji gry.

STEROWANIE:

JOY – bieganie, FIRE – strzelanie, PRZYTRZYMANIE FIRE – broń specjalna.

REMAKE:

Trailer The Chaos Engine Remake (2013) – prawie identyczny jak oryginał. Dobrze to czy źle?

W 2013 roku wypuszczono bardzo wierny pierwowzorowi remake (PC / MAC / LINUX), w którego nigdy nie grałem i byłem do niego swego czasu bardzo sceptycznie nastawiony. Zacytuję samego siebie z przeszłości: “ten remake chyba został przeniesiony w czasie przez samą Maszynę Chaosu bo jak inaczej wytłumaczyć wypuszczenie po 20 latach tej samej gry praktycznie w niezmienionej formie? Oczywiście jest przystosowana do wyświetlania obrazu w 16:9, ma minimalnie ulepszoną grafikę (wzorowaną na wersji AGA – czyli z Amigi 1200 / CD32) oraz możliwość grania online, ale Panie i Panowie – szanujmy się… Podobny efekt uzyskacie odpalając oryginał na emulatorze i włączając wbudowane w nim filtry graficzne (a jeszcze lepszy odpalając oryginał na kineskopowym telewizorze). Twórcy remaku przespali chyba ostatnie kilkanaście lat. W czasach Helldivers, Dead Nation czy Renegade Ops – takie łatwe i chamskie żerowanie na retro fanach – wręcz nie przystoi! Sam chętnie zobaczyłbym nowe przygody naszych porytych łbów, ale w oprawie godnej XXI wieku. Chcę pograć w oryginalnego The Chaos Engine odpalam swoją Amigę CD32 – a nie płacę za remake zrobiony po najmniejszej linii oporu. Ewidentny przykład jak kolejny raz nabić kasę na tym samym”. 

Teraz jednak, jak się nad tym zastanawiam i poczytałem trochę pozytywnych jego recenzji (negatywnych też jest dużo) – to z jednej strony dla fanów pierwowzoru taka wierność jest jak najbardziej na plus – można grając online z przyjacielem z młodości, jeszcze raz ocalić świat i dokładnie przypomnieć miłe chwile. Czy to jednak nie powinno być nazwane remasterem albo reedycją? Z drugiej strony porządny remake – z wykorzystaniem możliwości dzisiejszych sprzętów – wydany na przykład przez chłopaków z Housemarque (Super Stardust Delta, Resogun czy Alienation) – pozamiatałby rynkiem cyfrówek i przyciągnął do gry nowych fanów?! Ocenę pozostawiam Wam.

AMIGA CD32 – wersja na płycie ma w pełni animowane intro, niestety nie dodano nowego outro…

JUDAS PRIEST – zgodzili się zagrać gościnnie do mojej recenzji po ostatnim koncercie w katowickim Spodku 13 czerwca 2018, kiedy to Rob Halford w końcu, po wielu latach – przyznał mi się, że występuje w The Chaos Engine jako Najemnik (Mercenary)! Ha! Wiedziałem, że to ten stary drań… Kto nie wierzy niech porówna facjaty! A sam koncert? Judas Priest – super show 10!/10, zaś Megadeth jako support – no nie bardzo ich nagłośnili i wyszło średnio…

O RetroBorsuk 229 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.