Przegląd | Seria Tenchu – Ninja Atakuje Nocą

Tenchu: Stealth AssassinsNinjowie. Skryci zabójcy i wspaniali wojownicy. Któż nie lubi ich przygód? Widocznie dzisiejsi programiści za nimi nie przepadają… A kiedyś? Dawniej wspaniałych gier z przygodami zamaskowanych oprawców nie brakowało… Dzisiaj przypomnimy wam bodajże najwspanialszą serię gier o ninjach w historii naszej branży. Dokładniej zrobi to mój przyjaciel Roland Ninja, który specjalnie dla Was spędził kilkanaście lat swojego żywota wraz z dwójką japońskich shinobi. Z Rikimaru i Ayame, głównymi bohaterami serii Tenchu, na której przegląd zapraszam! (Borsuk) 


SERIA TENCHU

czyli NINJA ATAKUJE NOCĄ

Od tej gry zaczęło się podrzynanie gardeł przez domorosłych ninja! (1998 rok)

Tenchu!! Te dwa wykrzykniki przy nazwie to nie przypadek, bo tak samo jak wykrzyknik symbolizował wskaźnik wykrycia w grze, tak samo wszyscy reagują gdy słyszą tytuł tej znamienitej serii. Niestety zaraz po euforii nadchodzi refleksja i sentymentalne chlipanie, bo wszystko wskazuje na to że seria umarła i na razie nikomu nie przyszło do głowy aby użyć jakąś reinkarnującą inkantację, a szkoda bo potencjał jej jest wręcz ogromny! W roku 1998 chyba nikt nie spodziewał się tego jaki gra odniesie sukces, chyba nawet sami twórcy w to powątpiewali. Pierwsza część serii zawitała na rozchwytywanej wówczas szaro-burej konsoli Playstation, jako że flagowała się głównie grami w 3D inaczej nie mogło być i przy tym projekcie. Twórcy z japońskiego studia Acquire zafundowali nam modną w tamtych czasach skradankę która miała stanąć w szranki ze znaną tu i ówdzie grą Metal Gear Solid. Tematyka obu gier była od siebie bardzo różna jednakże obie reprezentowały gatunek skradanek w których celem nie było wpadanie i wycinanie wrogów „na Jana” tylko przemyślane, zaplanowane operacje wykonywane cichcem z precyzją godną chirurga.

Historia w Tenchu kręciła się wokół wewnętrznych konfliktów w jednej z prowincji feudalnej Japonii.  Głównymi bohaterami była para wojowników ninja, członków Azuma Ninja Klan lojalnego jednemu z potężniejszych feudalnych władców zwanego Lordem Gohda. Rikimaru i Ayame bo tak się zwali, wykonywali pod osłoną nocy różnorakie zlecenia, mające na celu wspomóc polityczną pozycję władcy. Gra była podzielona na osiem różnych misji plus jedną dodatkową w formie treningu. I w takiej właśnie formie poznałem moją ukochaną serię. Może i wstyd się przyznać ale to właśnie dzięki mojemu kumplowi i płytce Verbatim z nabazgranym markerem, magicznym słowem Tenchu, zakochałem się w tej serii bez pamięci! Był lipiec 1998, słońce smażyło za oknami, a ja tonąłem w tym klimatycznym świecie z każdym kolejnym krokiem…

Rikimaru i Ayame – główni bohaterowie serii Tenchu. Odpoczynek przed walką (autor – shinjyu)

Niesamowita klimatyczna oprawa, ten charakterystyczny mrok, wspaniała muzyka Noriyukiego Asakury wspomagana przyśpiewkami Add’uy, klimat cieknący z ekranu jak krew z przecinanych przez protagonistów gardeł! Gra-Raj dla każdego maniaka Japonii i wszystkiego co z ninją w tytule! Grę ukończyłem chyba trzy razy z rzędu nie zważając na to że niczego nie rozumiałem z tej zakrzaczonej wersji, chociaż po trzecim razie miało się złudzenie znajomości kanji i całego języka, szczególnie gdy Echigoya wykrzykiwał” “Na Ni Nu No“. Gra była po prostu niesamowita! Poziomy były bardzo rozległe i przemyślane, wrogowie zaciekli i waleczni, ekwipunek głównych bohaterów zmyślny i użyteczny. W grę można było grać i grać, a motywował do tego system rankingów po ukończeniu danego poziomu. Wiadomym było że muszę zdobyć swoją oryginalną kopię gry, a chyba nie było ku temu lepszej okazji niż pójść w świąteczne żebry… Pod choinką znalazłem, oryginalne, zrozumiałe Tenchu: Stealth Assassins, ogrywając po raz kolejny doznałem szoku gdy okazało że wersja PAL posiada dwa dodatkowe poziomy! Jeszcze więcej Tenchu! Czego chcieć więcej?!

Gra odniosła komercyjny sukces sprzedając się na całym świecie w dwóch bańkach sztuk, więc sequel był raczej bardziej niż pewny. Jak się okazało Acquire miało inne plany. Najpierw wydali Tenchu: Shinobi Geisen, czyli europejskie wydanie wzbogacone o edytor misji i wydane tylko w Japonii! Oczywiście zdobyłem swoją kopię na Esperanzy! Tworzyć własne klimatyczne misje i dawać je kumplom do ogrania? Coś pięknego! Po kolejnym sukcesie wydano Tenchu: Hyakusen czyli zbiór najlepszych misji stworzonych w edytorze przez japońskich fanów. Około 100 różnorodnych misji naprawdę dawało radę. Dopiero po tej nietuzinkowej „trylogii” pierwszej części powstał pełnoprawny sequel, a raczej prequel jak się później okazało…

Tenchu: Stealth AssassinsTenchu: Stealth Assassins w akcji. Rikimaru szykuje się do śmiertelnego ciosu! (PSX)

Tenchu 2: Birth of the Stealth Assassins (2000) – opowiadało o tym jak to nasza dwójka niepokornych ninja, zaczynała swoją przygodę z mieczami w rękach, oddając się morderczym treningom pod okiem mistrza Azuma Shiunsai. Oprócz Rikimaru i Ayame grywalną postacią był też najstarszy ninja z klanu, kandydat na mistrza czyli spektakularnie zabójczy Tatsumaru. Dwójka była większa, dłuższa, bardziej dopracowana i na pewno ładniejsza. Postacie nauczyły się nurkować i zabijać po cichu z wielu różnych kątów. Z gry wyleciały też wszystkie zgoła fantastyczne elementy które gościły w jedynce. Fabuła była bardziej spójna i poukładana, jednakże poprzez brak soundtracku w trakcie misji klimat strasznie się zmienił, tworząc swoje całkowicie indywidualne wrażenie. Gra od razu na starcie posiadała jeszcze bardziej rozbudowany edytor poziomów, który pozwalał na stworzenie misji marzeń każdego skrytobójcy. Kolejny wielki sukces zwiastował nadejście części trzeciej.

Ayame rusza na grzyby, eee, łowy! Tenchu 2 (PSX)

Wraz z nadejściem nowej generacji właściciele marki czyli Activision zaprzęgło do roboty mało znane studio K2, które przy wsparciu japońskiej komórki Acquire i ich błogosławieństwu zabrali się do prac na pełnoprawnym, nowoczesnym sequelem Tenchu! Acquire tworzyło wtedy gry ze swojej nowej serii Way of the Samurai. Tenchu 3: Wrath of Heaven (u nas w PAL wypadł numerek) zaatakowało w 2003 roku napędy posiadaczy Playstation 2. A był to atak wręcz zmasowany! Gra była po prostu niesamowita! Tenchu 3 było bezpośrednim fabularnym sequelem Tenchu: Stealth Assassins, dziejąc się rok po wydarzeniach z jedynki. Fabuła była znów pokręcona, pogmatwana i pełna mistycznych stworzeń oraz innym tworów japońskiej mitologii, no ale za to tą serię kochaliśmy więc przymykało się na to oko. Na stanowisko wrócił ponownie Noriyuki Asakura i wyszykował soundtrack który zamiótł całą konkurencję pod dywan!

Klimat był mocny i dosadny, a niektóre miejscówki przyprawiały o gęsią skórkę (pamiętna misja na cmentarzu). Nasi ninja zostali praktycznie zaprojektowani i napisani od nowa. Nowe animacje zabójstw, szybsza reakcja na zadawane ruchy, ogólny dynamizm, nowy system walki i cała masa całkowicie nowych umiejętności w tym specjalnych odblokowywanych za osiągnięcie rangi Grand Master. Prócz Rikiego i Ayame można było pograć też niejakim Tesshu, lekarzem za dnia, a kręgarzem w nocy. Dodatkowo w grze zawarty był też pakiet specjalnych misji dla dwóch graczy którzy mogli ciąć wrogów razem po split-screenie. Nie powiem był to bardzo rajcowny element, ale osobiście to przyjąłbym z powrotem edytor poziomów który wyleciał z serii. Gra miażdżyła też oprawą, która w tamtych czasach pokazywała pazur konsoli Japończyków. Wszechobecna woda, bambusy padające po cięciach, znakomite oświetlenie, połyskliwe powierzchnie i ta szczegółowość i przywiązanie do detali. Gdy na konsoli konkurencji pojawiła się rozbudowana wersja Tenchu 3 o podtytule Return From Darkness, wzbogaconej o dwie dodatkowe misje i parę nowych umiejętności specjalnych oraz gadżetów w ekwipunku, obraz gry wręcz idealnej, namalował się przed naszymi oczami.

Bezlitosny Rikimaru! Trzecia cześć na PS2 wyglądała wspaniale.

Gdy seria osiągnęła szczyty, obie wersje sprzedały się ponownie w dwóch mln. egzemplarzy, a w tamtych czasach było to naprawdę sporo, stało się coś całkowicie niezrozumiałego!? Activision przyznało się że pracuje nad kolejną częścią serii, ale nie ma na nią pomysłu i chcę oddać prawa komuś innemu!? Tak oto rozbabrany projekt, ponownie studia K2, przejęło wtedy, nie aż tak znane jak dziś From Software. Nowy właściciel wyłożył kasę na dokończenie projektu i tak oto powstał interequel serii o tytule Tenchu: Kurenai (Crimson) u nas znany pod paskudnym tytułem Fatal Shadows (2004). Od samego początku było widać, że tak jak w przypadku sławnego shootera CoD: Modern Warfare 3, tak samo karmazynowe Tenchu cierpiało na rozdwojenie jaźni…

Gra rodziła się w bólach, była przemodelowana parę razy w trakcie developingu i to odbiło się na jakości. Gra naprawdę była całkiem dobra, graficznie nie odbiegała od poprzednika, charakteryzowała się przyspieszonym tempem akcji i paroma nowymi zdolnościami dla głównych bohaterek, którymi tym razem były Ayame i rządna zemsty małolata z większym od siebie mieczem, o imieniu Rin. Prowadzenie fabuły wróciło do stylu zaprezentowanego swego czasu przez Tenchu 2, czyli ciągła spójna historia oparta o bardziej realistyczne motywy i zadania. Dodatkowo powrót niektórych miejscówek z pierwszej części serii wrzucał banana na pycho. Grało się na początku naprawdę przednio. No ale co kulało? Przede wszystkim niektóre misje które można było ukończyć w 10-15 minut! Słabszy niż w poprzednich odsłonach soundtrack, bez polotu no i ta nierówność w designie świata i wszystkich poziomów – jedne szare i biedne, a drugie wypasione jak te z Tenchu 3!? No coś było nie tak. Gra zebrała oceny na poziomie 6,5–7/10. Nie było źle, ale nie było też dobrze. Ta odsłona sprzedała się strasznie słabo bo tylko w około 250 tyś. egzemplarzy, co w porównaniu z trójką było raczej żałosne. Był to pierwszy cios, który przyjęła na klatę ta zacna seria.

Młodziutka Rin mogła mylić swoim niewinnym wyglądem w Fatal Shadows (PS2)

Po tej karmazynowej plamie wśród fanów zapanował rozłam i chaos, bo nie wiadomo czego można było się spodziewać w przyszłości. Samo From Software też nie wiedziało jak ugryźć temat żeby przywrócić serię do łask więc wpadło na szalony i modny pomysł rozmienienia serii na drobne. Takim oto sposobem na przestrzeni lat 2006-2007 otrzymaliśmy aż trzy części z głównej serii! Najpierw zostały wydane dwie, pierwsze w historii przenośne części serii. Obie wydano na uber popularnych w tamtym czasie Sony PSP i Nintendo DS. I tak dostaliśmy dwa sequele Tenchu 3, o podtytułach Shinobi Taizen u nas Time of The Assassins (2005) na PSP oraz Dark Shadow (2006) (Secret, zależnie od regionu) na NDS. Pierwszy tytuł był całkiem udany, graficznie nie odstawał dużo od stacjonarnych odsłon, charakteryzował się 50 poziomami do ukończenia i pięcioma grywalnymi postaciami w tym głównym złym serii Onikage! Kulała tylko odległość rysowania horyzontu, pamiętająca czasy PSX’a oraz poziom wykonania poziomów jak z edytora Tenchu 2… Reszta to wszystko to, za co kochało się duże odsłony serii tylko zmniejszone do 4,5 cali.

Rikimaru w trakcie misji na PSP. Time of The Assassins trzymało jeszcze godny poziom.

Gorzej było z Dark Secret, które jako że wydane na słabiutkim NDS, po prostu wyglądało szkaradnie, a animacja potrafiła spaść chyba nawet poniżej 15 klatek! Historia była niespójna i w ogóle przekłamywała wiele faktów. Grywalność też była straszna, a to za sprawą izometrycznej kamery za której implementacje odpowiadał jakiś szaleniec! Nie pomogły dotykowe możliwości DS’a ani znany setting. Gra poległa po całości…

Trzecią ostatnią częścią składową tego pakietu było Tenchu: Senran u nas po raz kolejny znane pod paskudnym tytułem Tenchu Z (2006). Gra wyszła jako exclusive na pierwszego gracza siódmej generacji czyli Xboxa 360. Może nie wykorzystywała w pełni możliwości nowej mocnej konsoli Microsoftu, ale można z czystym sumieniem powiedzieć że do dziś jest to najładniejsze Tenchu w historii. Silnik był przemodelowanym i wzbogaconym o parę technologicznych nowinek motorem który napędzał gry na poprzedniej generacji. Kulała geometria obiektów, nieruchome twarze postaci oraz animacje rodem z PS2, ale z drugiej strony mieliśmy bardzo daleką odległość rysowania grafiki, wysoką rozdzielczość, dość szczegółowe miejscówki i ładne oświetlenie. W grze po raz pierwszy tworzyliśmy własną postać która reprezentowała nowy nabytek Klanu Azuma Ninja, na którego czele stał podstarzały Rikimaru w roli mentora. Gra fabularne była wstrzelona gdzieś w niesprecyzowaną przyszłość i opowiadała o zbuntowanym wojowniku ninja obracającym przeciwko Feudałowi Gohda Matsunoshin –  jego własnych generałów.

Praktycznie sam realizm, około 50 misji ulokowanych na 15 różnych mapkach, dość rozwinięte SI dzięki któremu wrogowie potrafili nas nawet wyczuć! Do tego dowolność w wykonaniu misji, wielokrotne ciche zabójstwa, nowe umiejętności i lepsza imersja w postać ninja oraz po raz drugi w serii multiplayer, tylko tym razem już przez internet. No ale nie mogło zabraknąć ale? Fabuła była słaba i traktowało się ją jako tło do akcji na ekranie, praktycznie nie motywowała do żadnego działania, a ta cała niedaleka przyszłość wrzucała uśmiech zażenowania. Misji było zbyt dużo przez z czasem czuć było straszne znużenie. Detekcja kolizji i system walki był tak ślamazarny że praktycznie po wykryciu lepiej było wiać czy restartować misję zamiast walczyć. To wszystko wpłynęło na słabą sprzedaż, ostrą krytykę i cios kataną w krocze tej niegdyś kultowej serii!

Najpiękniejsza i największa, a zarazem z najgorszym systemem walki i fabułą… Tenchu Z (X360)

Na wieści o jakimkolwiek nowym projekcie czekaliśmy dwa długie lata. From Software zdegustowane marnymi osiągnięciami zespołu K2 w kwestii ostatniej “Trylogii Porażki” do prac nad nową odsłoną zaprzęgło samych ojców serii z Acquire – na tą wieść wszyscy fani wstrzymali oddech i czekali na powrót serii w glorii i chwale! Niestety Acquire jak większość twórców z Japonii, zatrzymało się w czasie i nie miało pojęcia o tym jak stworzyć prawdziwe next-genowe Tenchu, więc poszli po najmniejszej linii oporu i zaplanowali niby prawdziwe Tenchu 4, żeby je wydać na hitowe Wii, czyli najsłabszy sprzęt na ówczesnym rynku. I to był najgorszy pomysł na jaki można było wpaść.

Tenchu 4 w PAL jako Tenchu: Shadow Assassins (2008), przerodziło serię w korytarzowe wybijanie wrogów praktycznie bez celu! Graliśmy tylko w jednej płaszczyźnie, bo wycięto hak z linką, co zakrawało na rozbój! Obraz nędzy i rozpaczy dopełniał system walki oparty o kaprawe ruchowe sterowanie które w ogóle rozmijało się z naszymi ruchami i polegało na majtaniu w rytm wyskakujących na ekranie strzałek! Grę można było pochwalić za odświeżony, kozacki design postaci, nowe umiejętności takie jak zdmuchiwanie świec czy chowanie się w różnych elementach terenu, parę nowych gadżetów oraz za prawdziwą kontynuację Wrath of Heaven. Fabuła była na prawdę niezła, wrzucała na ekran znane postacie i przedstawiała dramatyczne wydarzenia, a zakończenie potrafiło ścisnąć serducho prawdziwego fana. No i ta muzyka Asakury ponownie na najwyższym poziomie! Niestety słaba sprzedaż gry na Wii nie pomogła wynieść serii na wyżyny, a konwersja na PSP również sprzedała się kiepsko. Gra poległa na każdej płaszczyźnie wbijając ostatni gwóźdź do trumny podpisanej: “- Tu spoczywa Świętej Pamięci seria Tenchu…”

Sterowanie ruchowe dobiło Tenchu Shadows Assassins na Wii.

Jaka jest przyszłość serii? Nie wie nikt. Dziwi mnie strasznie całkowity brak zapowiedzi i pomysłu na serię, która bardzo dobrze sprawdziłaby się na nowej generacji, bo potencjał do dziś jest ogromny! Jak ja widzę nowe Tenchu? A no jako prawdziwe Tenchu 5 przede wszystkim! Żadnych modnych reboot’ów. Moim zdaniem From Software powinno wykorzystać doświadczenia nabyte przy serii Souls/Bloodborne i samo zabrać się za nową część serii, która z powodzeniem mogłaby działać na silniku Bloodborne. Nowe ninjowskie zabawy opierałyby się o formułę znaną z serii Assassin’s Creed i serii Batman: Arkham czyli otwarty świat, główna linia fabularna oraz mnóstwo zadań pobocznych, upgrade’ów ekwipunku, nowych umiejętności nabywanych poprzez zabójczy trening w pełni edytowalnej postaci za pomocą jakiegoś RPG-owego systemu.

Do tego niezwykle realistyczne SI przeciwników, którzy widzą, słyszą, czują i są spostrzegawczy. Przydałyby się nowe animacje egzekucji, może modyfikowalne, system pozostawania w ukryciu oparty o umiejętności i perki, zmienne style walki, możliwość wykorzystania łuku do ubijania celów, zakładanie pułapek i wnyków. Przede wszystkim widziałbym w tej grze bazę wypadową na wzór tej z innej gry Acquire czyli Shinobido (2006). Taką prawdziwą bazę, w której by się nie tylko trenowało, ale i mieszało mikstury, tworzyło ładunki wybuchowe i pułapki, werbowało nowych rekrutów i podpisywało nowe kontrakty (Gołębie pocztowe? Kunai?) Można by też modernizować tą bazę i zależnie od systemu lojalności wobec feudałów rozbudowywać ją o nowe wzmocnienia i inne darowane dobra, tak żeby móc się obronić przed napadającymi wrogami i bandytami. Na koniec parę mile widzianych w nowych Tenchu umilających granie pierdółek: zmienne warunki pogodowe i pory roku, system kamuflażu, brudzenie się postaci, wpływ wagi ekwipunku na postać, możliwość walki z kilkoma przeciwnikami zależnie od poziomu, powrót Semimaru (psa przyjaciela bohaterów), uginająca się trawa i rośliny, zbieractwo ziół i minerałów, polowanie, crafting, handel, działanie pod przykrywką w ciągu dnia, sekrety, specjalne bronie, skille, itd. itp.

Czy nowa gra From Software czyli Sekiro będzie czerpała z serii Tenchu? (PS4/XONE)

Najlepsza część? Kurde mam z tym problem tak samo jak w wypadku serii Metal Gear Solid! Czy MGS1 jest lepszy od MGS4? Wewnętrzny konflikt narasta za każdym razem kiedy się tylko nad tym zastanowię… Tak samo z serią Tenchu, bo czy to legendarne Tenchu Stealth Assassins i cała masa sentymentu niesamowitych wspomnień powoduje że jest lepsze od znakomitego, genialnego, dorobionego w każdym calu i miażdżącego na każdym kroku konkurencję Tenchu 3: Wrath of Heaven? Naprawdę najcięższy wybór na świecie! Powiem tak: obie gry traktuje na równi, ale TRZECIA CZĘŚĆ wygrywa małym plusikiem tylko i wyłącznie przez to że pozwoliła mi się wczuć w wojownika ninja jak żadna inna gra przedtem, a oprawa i dynamizm się do tego bardzo przyczyniły! Dziękuję za wysłuchanie moich wspomnień związanych z tą kapitalną serią gier o japońskich wojownikach skrytobójcach i jeżeli kogoś zachęciłem do wcielenia się w ich skórę i przeżycia niezapomnianych przygód oraz oczywiście do podrzynania wirtualnych gardeł to świetnie. Pamiętajcie jednak, że to tylko gra… A jakie są wasze wrażenia z serii Tenchu? Czekam na opinie w komentarzach.

Autor: Roland Ninja