Przegląd | Serious Sam III, Bright Island, Double D: XXL (PC, X360, PS3)

Witajcie w trzecim już przeglądzie przygód Poważnego Sama, tym razem przygotowałem dla Was aż trzy smakołyki  – kontynuację dwójki, dodatek do jedynki z 2019, spin-off z jajem, a także szybki przeglądzik pozostałych „poważnych” szpili z Samem w roli głównej. Łapcie mocno za gacie bo w Egipcie znów nas potrzebują, będzie wesoło, ponuro, dziwnie i ekscentrycznie, a nawet… poważnie!


SERIOUS SAM 3

CROTEAM (2011) / PC, PlayStation 3, Xbox 360

FIRST PERSON SHOOTER

Dawno temu, w odległej galaktyce był Sam, Serious Sam – nie do końca poważny wojownik ziemski, weteran wielu wojen, starć, konfliktów zbrojnych z obcymi cywilizacjami. Został wysłany do wyjątkowo ważnej misji od której zależą losy całego świata – należy zlokalizować w Egipcie starożytny artefakt zwany „Zamkiem czasu” – by móc cofnąć się w czasie i zgładzić siły Mentala nim on podbije wszechświat… zaraz, zaraz – czy tylko ja mam deja vu odnośnie fabuły? Otóż tym razem poznamy genezę całego zamieszania – czyli jak nasz hero podleciał do Egiptu, wskoczył do teleportu i rozpoczął wydarzenia z Pierwszego Starcia (które wcale nie było pierwsze skoro istnieje trójka), skopał tyłek sprawcy całego zamieszania i żył długo i szczęśliwie, a nie wróć, no nie ma tak łatwo, bo okazuje się że nikt nie wie jak ów wehikuł uruchomić – niestety kosmici nie dołączyli ani instrukcji obsługi, ani karty gwarancyjnej żeby zareklamować wadliwy produkt u producenta. No nawet żadnej faktury ani paragonu nie załączyli – co za bezczelne typy! W takim razie nie pozostaje nic innego jak odszukać doktorka w opałach, znaleźć i uruchomić tą maszynerię oraz to co tygrysy lubią najbardziej – rozwalić wszystko co się rusza i nie pochodzi z planety Ziemia.

Po odpaleniu nowej gry i wybraniu jednego z sześciu poziomów trudności (jeden z nich jest ukryty) rozpoczynamy przygodę niczym w Call of Duty – lecimy sobie z ekipą ziomków helikopterem, opracowujemy plan działania, aż tu nagle BAM! Rakieta trafia nasz śmigłowiec i oczywiście tylko pan Stone wyskoczył w porę na jakiś opustoszały dach budynku, by parę minut później dołączyć do kompani komandosów. Okazuje się jednak że z całej ekipy ratunkowej został Sam, przynajmniej nam oszczędzą samouczkowych frazesów w stylu: „Czy wiesz że możesz podskakiwać naciskając klawisz skoku?”, „Nie zapomnij przeładowywać swą broń klawiszem przeładowywania”, „Pamiętaj Sam! Minigun to nie zabawka – należy się z nim obchodzić ostrożnie”, „Aby być w pełni sprawności fizycznej nie zapomnij o zdrowym odżywianiu i regularnych ćwiczeniach!”

Pajączek Fafik lubi się nieco pobawić w opustoszałych ruinach

Skoro nieco było o niuansach fabularnych to przejdźmy do przeglądu nowych narzędzi zagłady z jakimi będzie miał do czynienia nasz heros, gdyż Sam by sam nie dał razy z hordami, gdyby nie apetyczne kąski przygotowane przez twórców, no to jedziemy z listą:

  • Pięści – teraz niczym Duke Nukem możemy zasadzić kopa przeciwnikowi, bądź wyciągnąć z niego niepotrzebny organ, na przykład oko lub serce – niestety działa to tylko na mniejszych przeciwników (swoją drogą ciekawie jakby to wyglądało jakby nasz bohater grzebał przy maszynerii Biomechanoida, gdy ten spokojnie by w nas celował rakietnicą),
  • Młot – idealny do niszczenia murów przyjaźni pomiędzy Tobą a maszkaronem stojącym przed Tobą, rzecz biorąc broń ta ma dwa minusy – krótki zasięg oraz że się szybko brudzi (dla tych co cenią czystość),
  • Pistolet z nieskończoną amunicją – równie skuteczny co lasso na mamuta, jednak na początku gry na coś się on przydaje,
  • Shotgun – czym byłby FPS bez strzelby w zestawie ? Niby jest, ale jakiś taki z lekka słabszy i wolniejszy niż w poprzednikach oraz – co najgorsze – wymaga przeładowania magazynku – zmuszając do krycia się za osłonami od czasu do czasu, co jest ujmą na honorze dla największego twardziela w galaktyce,
  • Dwururka – ulubienica nie jednego fana rozwałki, nadal jak zawsze w świetnej formie do siania destrukcji
  • Karabin maszynowy z celownikiem laserowym – kolejna obowiązkowa pukawka dla każdego wojennego, realistycznego shootera – a tak na serio jest to jedna z lepszych z tych „słabszych” broni – tylko na mniejsze problemy,
  • Rakietnica – wreszcie jakaś porządna broń, ale (zawsze musi być jakieś „ale”) niestety brakuje jej fajowości z poprzednich części,
  • Minigun – pomimo „mini” w nazwie zapewnia – zresztą jak zawsze – maksimum frajdy,
  • Ładunki C4 – jedna z nielicznych nowości w arsenale – ot samoprzylepny pipe bomb z Duke3D z ręczną detonacją – świetna do defensywy oraz łatwo o amunicję, gdyż zazwyczaj sobie sobie leży parę ładunków w ilości nieskończonej w pudłach rozsianych po ulicach miasta – widocznie w niedalekiej przyszłości będzie można kupić parę wybuchowych niespodzianek z automatów niczym paczkę chipsów z marketu,
  • Snajperka – ta sama co zawsze – zadaje ładne obrażenia, naboi jak na lekarstwo,
  • Syriańska bransoleta – dość nietypowa nowa zabawka – wypuszcza promień elektryczności który związuje pobliskich przeciwników niczym lasso, a potem ich przecina – wolne to to, ale diabelnie efektowne – całkiem przydatne na mniejszych wrogów gdy chce się oszczędzić amunicję na większą rozróbę,
  • AS-24 Devastator – mimo że brzmi wyjątkowo podobnie do najlepszej pukawki z Duke Nukem 3D, nie ma z nią nic wspólnego – szybkostrzelna strzelba automatyczna ciskająca szybko lecącymi eksplodującymi pociskami o mocy prawie dorównującej rakietnicy, fajowo się z niej strzela, jednak ciężko o amunicję do niej by z niej non stop korzystać. Posiadacze DLC „Bonus Content” dostają celownik snajperski w gratisie – no po prostu nie do pomyślenia,
  • Laserowy minigun – które wystrzeliwuje salwę potężnych, acz wolno lecących zielonych pocisków zagłady, uniwersalne narzędzie na każdego przeciwnika,
  • Działo SBC – czyli stara dobra armata siejąca pustki w szeregach wroga.

Jak widzicie niby są jakieś pukawki z których miodnie się strzela, ale jak to się mówi – „kiedyś było lepiej” – eh, jakby dodali więcej futurystycznych pukawek rodem z Unreala czy Painkillera – wtedy by była ostra miazga, a tak wyszedł kolejny standardowy zestaw uzbrojenia przeplatany paroma znanymi ulubieńcami, kosztem sporych cięć (ja się pytam gdzie się podziała Poważna Bomba?).

To be or not to be, that is a SERIOUS question

Skoro wiemy jakie zabawki dali nam Chorwaci to sprawdźmy na czym je użyjemy, ogólnie rzecz biorąc przeciwników w grze możemy podzielić na parę typów: starych znajomych, których przeprojektowano na lepsze, jak chociażby kultowe jednookie Gnaary (teraz są szybsze, bardziej agresywne i człapią na czterech łapach); na wrogów, których pozmieniano, by wyglądali realistycznej i przez to gorzej od oryginału (na przykład wielce uwielbiane prze ze mnie w jedynce biomechanoidy); zaś ostatnią kategorią są świeżaki na polu bitwy, czyli zupełnie nowe mięso armatnie. Naprawdę niektóre jednostki nie wyglądają specjalnie ciekawie, jak chociażby komandosi żywcem wzięci… z sami wiecie czego, albo ich design jest po prostu nudny (helikopter z mackami, wielki czerwony pulchny koleś z dwoma spluwami udający stwora z drugiego Dooma), choć bywają wyjątki – taki gigantyczny pajączek idealnie się wpasował, a także wygląda spoko. Kolejną istotną grupą przeciwników, którymi się bliżej zapoznamy są bossowie, całkiem ciekawie z nimi się pojedynkuje, jednak nie są oni tak świetni jak w pierwszym i drugim starciu. Jest jeszcze piąty typ przeciwników, najgorszy – ci irytujący, niepotrzebnie wydłużający rozgrywkę, którzy nie powinni się tutaj znaleźć – trudne do znalezienia kosmiczne małpy czające się w ciemnościach jak w jakimś survival horrorze oraz taka jedna bezczelna babka, która co chwilę się teleportuje z miejsca na miejsce, przez większość czasu jest nieśmiertelna, po czym odsłania się na parę sekund i albo ją trafimy, albo będziemy wisieć w powietrzu jak jakaś piniata i obrywać od jej koleżków.

Było nieco o gnatach, gnaarach i innych grubych sprawach, pora więc na kolejny punkt programu – poziomy. Po pierwsze zapomnijcie o różnorodności – wszędzie tylko piach, szare zrujnowane miasto żywcem wzięte z Call of Duty, (znowu) ruiny starożytnych budowli oraz najgorsze – wnętrza tychże zabytków w których jest tak ciemno że z marszu będziemy zasłaniać zasłony / żaluzje w pokoju w którym ogrywamy. Nawet w horrorach bywa jaśniej, a co gorsza nie raz trafi się sytuacja że zabłądzimy albo w podziemiach albo w tak samo wyglądających uliczkach miasta i będziemy tracić niepotrzebnie te 2 – 4 minuty. Mała ciekawostka: gdy w połowie gry trafimy do otwartych poziomów twórcy w trosce byśmy się za bardzo nie oddalili od właściwej trasy umieścili Czerwie pustyni rodem z Diuny, które chętnie nas pożrą jak wyjdziemy „poza mapę”.

Takie widoczki tylko na mapce survivalowej

No dobrze, skoro lokacje nie są różnorodne to może chociaż dobrze zaprojektowane? I tak i nie. Bywają momenty gdzie wszystko hula na sto dwa jak w starych dobrych Samach, by zaraz potem miejscami męczyć (koszmar ze zbieraniem po jednym kanistrze paliwa by zatankować wóz nie jednemu śnił się po nocach). Najgorsze jest to, że gra zaczyna się rozkręcać dopiero w połowie rozgrywki (!), gdyż początkowo rozgrywka przypomina wielokrotnie wspominaną serię gier wojennych o dzielnych żołnierzach.

Kolejnym, charakterystycznym dla serii elementem jest epicki soundtrack. Niestety, tym razem panowie z Croteam się za bardzo nie postarali i jest połowicznie, przez większość czasu coś tam będzie pobrzmiewać wpasowując się w Egipskie klimaty, czasem trafi się coś lepszego. Co innego można powiedzieć o grafice, jest w miarę szczegółowo, tyle że ten ponury styl graficzny jakoś mnie nie zachwyca, ale za to na plus że nadal możemy rozwalać niektóre elementy otoczenia – tym razem efektowniej niż zawsze.

Spodziewaliście się, że i w tej części twórcy uraczyli nas ogromną dawką humoru? No to się przeliczyliście, czasem pojawi się śmieszniejszy tekst – co świadczy o „jakości” tej części. Nie zrozumcie mnie źle, trójka krapiszczem nie jest. Jednakże brakuje jej masy rzeczy, które sprawiały że w poprzednie odsłony grało się z bananem na ustach. Ma parę irytujących sytuacji, z drugiej strony miejscami gra się prawie tak samo jak w starego, dobrego Sama, by znów zawieść bezsensownymi rozwiązaniami o anty-klimatycznym finale nie wspominając.

Hej ho, hej ho, po skarby od truposzczaków by się szło!

Długo zastanawiałem się nad wystawieniem oceny i po głębszych rozważaniach „za” i „przeciw” stwierdzam, że w drodze wyjątku wystawię dwie oceny: dla fanów i weteranów Poważnego Sama, a także oldschoolowych FPSów, którzy najpierw strzelają, a potem zadają pytania wystawiam ocenę żółtą wpadającą w agresywną czerwień. Ci którzy nie mieli jakimś cudem jeszcze styczności z tą epicką serią spokojnie mogą spróbować – mogą przemalować ocenę końcową na żółtą – to właśnie dla nich stworzono tę część, bo (prawdopodobnie) będą cieszyć się rozgrywką, nie porównując co chwila z oryginałem że to i tamto było lepsze. Jako że fabularnie ta część jest wprowadzeniem do całej sagi moim zdaniem jest to dobry start na rozpoczęcie przygód Poważnego Sama od tej właśnie odsłony.

Żeby nie było że recenzja zbyt poważna i że tylko zasmucam to zarzucę Wam suchara:

Przychodzi Poważny Sam do baru i pyta:

– Halo, jest tu kto?

Na to głos odpowiada

– Nie, jest tu pan sam.

Retrometr

Call of Sam: Modern Encounter

Ciekawostka: chodzą plotki że Croteam miał stworzyć własną realistyczną grę wojenną oraz że projekt nie wypalił i to co pozostało trafiło do Sama – i nie zdziwiłbym się, gdyby to była prawda.

Ciekawostka 2: trzecia część Sama zasłynęła dodatkowo dzięki nietypowemu zabezpieczeniu antypirackiemu: wyobraźcie sobie że po paru minutach giercowania wyskakiwał niesamowicie szybki i NIEŚMIERTELNY różowy skorpion z minigunem, z którym potyczka – jak pewnie się domyślacie – kończyła się porażką.

Ciekawostka 3: Jak pewnie wiecie pierwszy Serious Sam na Xboxa w przeciwieństwie do wersji PC zawiera cutscenki rodem z dwójki. Intro tego wydania ukazuje zupełnie inną, ciekawszą moim zdaniem wizję wycieczki Sama do portalu (bardziej futurystyczną), zresztą zobaczcie sami:


SERIOUS SAM BRIGHT ISLAND

ALLIGATOR PIT, CROTEAM (2019) / PC

FIRST PERSON SHOOTER

Rok 2019, sierpień, (prawie) wszyscy oczekują na nowego Sama z czwórką w tytule… i nagle ni stąd, ni zowąd rozległa się wieść o treści: „nowego Sama wydali!”. Myślę sobie – pewnie jakiś średniej jakości spinoff, albo co gorsze jakaś mobilka, patrzę a tu okazuje się że Serious Sam Classics: Revolution (o którym przeczytaliście w pierwszej części tegoż przeglądu) wyszedł z bety i doczekał się dodatku – tytułowego Bright Island – tak jest! W 2019 roku doczekaliśmy się dodatku do gry z 2002 roku – zatem przekonajmy się czy warto było czekać 17 lat na kolejne starcie (tak nawiasem mówiąc to kampania ta powstawała od około 2014 roku)!

Naszą przygodę zaczynamy będąc w nieznanym miejscu podczas podróży w czasie po pokonaniu Kukulkana w Drugim starciu, tak więc mamy tu do czynienia z midquelem (o ludzie, cóż to za wynalazek!? – nacz.Os. rep.). Oczywiście jak to bywa na zaginionym lądzie, czeka na nas dość spore towarzystwo, które raczej nie jest pozytywnie nastawione. Na szczęście Sam wie co z takimi delikwentami zrobić… i w tej właśnie chwili wkraczamy do akcji.

Czerwonego coś przygwoździło

W kwestii broni – nic nowego, po za tym że sekretne bronie nie są już ukryte i możemy je „potestować” na przeciwnikach prawie od samego początku zabawy. Tak więc mamy do dyspozycji:

  • Plasma Gun – wyjątkowo przydatny gnat ciskający eksplodującymi wiązkami plazmowymi o sile zbliżonej do rakietnicy ze zdwojoną szybkością, jakby tego było mało jako jedyna posiada tryb alternatywny ciskający kilka pocisków na raz niczym shotgun – wolniej ale za to mocniej – moim zdaniem najlepsza pukawka jaką Sam trzymał w swojej historii,
  • Ghostgun – czyli lightgun z Quake 1 i 3 o równie epickiej mocy co wstrząsowe odpowiedniki, potężna wiązka elektryczna mieli wszystko czego dotknie na średnich dystansach – niestety korzysta z tej samej amunicji co laserowy minigun – więc nieraz będzie trzeba pójść na kompromis w doborze odpowiedniego narzędzia do odpowiedniej sytuacji,
  • Miotacz min – idealna dla tych którzy wolą się bronić niż atakować, najlepsze rezultaty osiąga kiedy kierujecie miny pod punkty w którym pojawią się przeciwnicy – ledwo co się przeteleportują, a tam BAM! i już ich nie ma – ot miłe, acz niekonieczne urozmaicenie arsenału.

Czyli łącznie mamy aż 18 narzędzi zagłady do wyboru – do koloru!

Za to doszło paru nowych przeciwników, będącymi tymi samymi stworami z poprzednich dwóch części, tyle że w innych barwach, atakujących w ten sam sposób co zawsze – mini Ugh-Zan III, czy żywiołaki powietrza i kamienia (widać że wykorzystano pomysł z wersji alpha gry). Zdarzy się parę wyjątków – na szczególną uwagę zasługuje Zielony Biomechanoid strzelający z dwóch dział SBC (tych wielkich czarnych armat), bliskie spotkanie z nim zazwyczaj kończy się zmniejszeniem paska życia do 0 i wczytaniem poprzedniego zapisu gry (trzeba przy nim zachować szczególną ostrożność). jest też Biomechanoid Spawner – tym razem zamiast działa laserowego, bądź rakietnicy „generuje” nowe falę Marsh Hopper-ów (tych małych skaczących co padają na strzał), wprowadzając powiew świeżości na polu bitwy.

No hej stary, masz szluga?

Skoro mowa o polu bitwy to lokacje są wyjątkowo podobne do pierwszego epizodu z Drugiego Starcia, więc bliżej tej grze do DLC niż do kontynuacji na silniku jedynki. Podczas naszej podróży zwiedzimy takie miejscówki jak tajemnicza piramida po środku jaskini, dżunglę (również pod ziemią), drzewne miasto inspirowane poziomem z Sama dwójki… w sumie nic nowego, choć czasem pojawią się perełki jak chociażby Crystal Cove oraz finalny poziom rozgrywający się u podnóża wulkanu w którym zmierzymy się z finałowym bossem (nie jednym, nie dwoma, nie trzema, a pięcioma pod rząd!). Są może i z lekka ciekawi, ale daleko im do świetności finalnego bossa z Pierwszego Starcia, więc jak pewnie się domyślacie takowy pojedynek nie należy do łatwych czynności. Tak, tym razem jest znacznie trudniej niż w poprzednich odsłonach, nawet na easy, co dla jednych może być plusem, a dla innych minusem – sami zdecydujcie.

Dobra, były plusy to przejdźmy do minusów, a tych o dziwo jest trochę. Po pierwsze – gra oferuje bardzo nie równy poziom, raz będziemy szaleć z radością jak za dobrych czasów z jedynki, a kiedy indziej będziemy się męczyć przez pustawe pokoje. Po drugie – mimo wydania dwóch pathów parę dni po premierze gry nadal istnieje parę punktów w grze, które uniemożliwiają bezstresowe przejście gry. Zacznijmy od zawieszającej się windy (to akurat naprawiono), po pokój w którym na niższych poziomach trudności zapomniano aktywować drugą falę przeciwników! Przez to drzwi do kolejnego pokoju są zamknięte, chyba że zdążymy przebiec przez cały pokój wykorzystując technikę z Quake’a zwaną Bunny Hopping, tak by wyrobić się przed zamknięciem drzwi przez które przechodzą przeciwnicy. Bez częstego quick save (F6 + F9) ani rusz, zdarzy się nawet że brama w drzewnym mieście się zbuntuje i będzie trzeba albo użyć kodów albo mieć szczęście i przeskoczyć po bocznej ściance omijając tą „przeszkodę”. Oj nie ładnie, nie ładnie.

Matka wraz z młodymi zmierza do pobliskiego wodopoju w upalnej sawannie

Graficznie jest bez zmian – w końcu to dodatek do gry z 2001 i 2002 roku. Jeżeli chodzi o muzykę, to tu panowie się nie popisali. Przez większość czasu mamy jakieś nudne plumkanie, choć czasem zdarzą się wyjątki jak chociażby kultowe „MORE!” z jedynki podczas zmasowanego ataku przeciwników po podniesieniu Ghostguna.

Na koniec pozostało mi podsumować tenże tytuł, tylko jakby tu go ocenić? Podczas grania wahałem się pomiędzy oceną czerwoną a żółtą, głównie z powodu bugów (które może w przyszłości zostaną załatane). Miejscami mamy starego, dobrego Sama w nowymi pukawkami i przeciwnikami, jednak pomimo wszelkich starań panowie z Alligator Pit nie powtórzyli sukcesu pierwszych dwóch części, a szkoda – liczyłem na hit, wyszedł kit? No nie, aż tak źle nie jest, po prostu to tytuł trochę dobry, trochę średni, lecz daleki do ideału, warto dać mu szansę, jak będzie na promocji Steamowej.

Retrometr

Samotny Sam sam rozpętuje zadymę na wyspie w mało epickim stylu.


SERIOUS SAM DOUBLE D: XXL

CROTEAM, MOMMY’S BEST GAMES (2011/2013) / PC, XBOX 360

RUN & GUN

Jak pewnie zauważyliście głównie przygody Sama działy się tylko i wyłącznie w trzech wymiarach, a jak bym Wam powiedział że wyszła shooterowa odsłona w starym, dobrym 2D? Zobaczmy więc czy konwersja graficzna przebiegła pomyślnie.

Fabularnie mamy powtórkę z rozgrywki – Sam ZNOWU cofa się w czasie i trafia ZNOWU do Egiptu (ileż można), by zniszczyć kryształy czasu, dostać się do kolejnej epoki ubijając kolejne hordy armii Mentala dowodzonych przez człeko-karaluchopodobnego generała Maxilla. Zawiało odgrzewanym kotletem, co nie? Wraz z Samem przemierzymy Kanadę w epoce dinozaurów oraz pozwiedzamy Pompeje zaraz przed słynną erupcją wulkanu – o tak, klimaty jedynki powracają! Twórcy się nie patyczkują i tam gdzie w innych, współczesnych tytułach ciągnął by się samouczek, tutaj pod koniec pierwszego poziomu mamy okazję złoić czety litery 4 metrowemu biomechanoidowi zajmującemu połowę ekranu! A będzie z czego.

Po paru protestach na ulicach miasta żeńskie biomechanoidy wywalczyły równe prawa i swój udział w bitwie przeciwko Samowi

Marzyliście zmontować hybrydę miotacza ognia, piły motorowej i shotguna? Nie? No to będziecie mieli okazję dzięki innowacyjnej technologii Gunstacker pozwalającej łączyć 6 pukawek równocześnie, by móc na przykład kosić przeciwników z czterech rakietnic naraz – brzmi ciekawie prawda? Ci co obawiają się o zepsucie balansu rozgrywki nie muszą się przejmować (no może trochę). Aby „skleić” granty trzeba posiadać odpowiednią ilość łączników, które w większości przypadków są poukrywane w sekretnych lokacjach, musimy też mieć kilka egzemplarzy danego arsenału – które są jest poukrywane. Do tego jeżeli przesadzimy z siłą ognia to zanim wymówimy „konstantynopolitańczykowianeczka” pięciokrotnie na głos skończy się nam amunicja! Sami widzicie że jest to pomysł (prawie) idealny (pod koniec rozgrywki mamy masę przysadzistych pukawek i przeciwnicy głównie służą jako mięso armatnie). Tak samo jak w starych dobrych Samach jesteśmy wręcz zachęcani do eksploracji, a nie raz twórcy zaskoczą jakimś żartobliwym easter eggiem. Skoro o humorze mowa, podobnie jak w dwójce porozmawiamy z NETRICSĄ, serwując sucharami na prawo i lewo.

Ci którzy grali w pierwszego Sama poczują się jak w domu, gdyż w grze znajdą prawie wszystkie bronie pochodzą z tegoż tytułu, co innego tyczy wersji XXL – gdzie każdą z podstawowych zabawek ponadto można ulepszyć na 4 sposoby. Prawdopodobnie twórcy Mommy’s Best Games puścili wodze fantazji tak mocno jak się da, bo jak inaczej wytłumaczycie wyrzutnię gorącego masła, toksyczną rakietnicę, strzelbę na osy co unoszą wrogów, czy granatnik strzelający apteczkami? Dawno nie widziałem tak zwariowanych pukawek, a było ich trochę w historii gier: Holy Hand Grenade, Electrodriver, Dubstep Gun, Kołkownica, przenośna czarna dziura, rakietnica snajperska, Shrinker, Microwave Expander, Pop-up bomb, Cow Launcher, Czajniczkowe Działo, Millenium Mortar oraz moi faworyci: Banana Bomb, Land Shark Gun oraz Mr. Toots (wirtualny medal dla tego co rozpozna z jakich to szpili pochodzą te zabawki).

Grilowany dinuś na wynos!

Warto dać trzy grosze w kwestii przeciwników – większość to starzy i lubiani bywalcy: gnarry, kleery, biomechanoidy, bezgłowe kamikadze. Co do nowych można jedno powiedzieć – są nieco dziwni i o dziwo wpasowują się uniwersum Sama: dinozaury, małpy na jetpacku rzucające wybuchowymi bananami, kobieca wersja kamikadze (femikadze), kosmiczne robale, fuzja kota i butelki z zielonym wywarem, świnioodkurzacz, wuwuzelowe naleśniki… robi się dziwnie, prawda? No to co powiecie na bossów: egipskiego King Konga z piłą tarczową i rakietnicą, pterodaktyl z przyczepionym działkiem, czy „zwierzaczek” Metantala będący skrzyżowaniem stonogi z jeżem z chomikiem? O ostatnim bossie nie wspomnę, bo jego (a właściwie jej) dziwność przekracza wszelkie granice.

I to się nazywa porządne działo laserowe!

Wersja XXL dodaje 3 bonusowe poziomy w której pośmigamy na desce rodem z Powrotu do Przyszłości 2, ujeździmy pterodaktyla z rakietnicą oraz gigantyczny bicykl napędzany laskami dynamitu – gruuubo! Serious Sam i tajemnica podwójnego D w rozmiarze XXL to kawał porządnej dawki frajdy, w nieco dziwnym wydaniu. Istnieje szansa że nie każdy przetrawi takie klimaty, ale hej – gier równie „poważnych” jak ta jest jak na lekarstwo i każdy zwariowany bywalec wart uwagi jest prze ze mnie mile widziany. Z chęcią dałbym wykrzyknika, jednak tytułowi odrobinkę brakuje do bycia ideałem. W takim wypadku porządne zielone, jak szalone papugi co są nieoswojone!

Retrometr

Zwariowany, płaski Sam prawie tak dobry jak trójwymiarowy starszy brat.


A na koniec przyjrzyjmy się na szybko pozostałym spin-offom z tego uniwersum.

  • Serious Sam Next Encounter – zapomniany FPS w stylu jedynki wydany tylko na konsole – czy to hit, czy to kit? Tego najstarsi górale nie wiedzą,
  • Serious Sam Advance – Doomopodobny FPS wydany na Gameboyu Advance,
  • Serious Sam Random Encounter – jRPG z Samem – jak głupio to brzmi, tak samo to wygląda,
  • Serious Sam Greek Encounter – shooter z góry w stylu Crimsonland – który można ukończyć w grubo 15 minut, obecnie niemożliwy do kupienia, gdyż został wydany jedynie cyfrowo na Desurze, którą zamknęli parę lat temu,
  • Serious Sam: Kamikaze Attack – endless runner w którym wcielamy się w bezgłowego kamikadze by dopaść Sama – czytując słowa bezgłowego: AAAAAAAAAle to słabe,
  • Serious Sam’s Bogus Detour – twin stick shooter od twórców Hammerwatch, będący kropka w kropkę klonem ich wcześniejszego hitu,
  • I Hate Running Backwards – kolejny endless runner (tym razem w lepszym wydaniu niż tytuł powyżej) będąca czymś w rodzaju odwróconego shmupa,
  • Serious Sam VR: The Last Hope – to co zwykle – tyle że w VR,
  • Serious Sam: Tormental – będący w produkcji rogal z Samem utrzymanym w stylu Nuclear Throne.

I tak właśnie oto kończymy trzeci przegląd, czy czwarta część okaże się Nową nadzieją? Czy Sam pozna kim jest jego ojciec, pozna tajniki Jedi oraz zdobędzie plany Gwiazdy Śmierci? Oraz czy dowiemy się kim jest Mental? Na te i inne pytania być może dowiemy się niebawem, gdyż podczas gdy czytacie właśnie ten tekst Planet Badass, będący prequelem prequela został już wydany i (prawdopodobnie) osiąga sukcesy. Znaczy że tym razem dowiemy się jak to Sam dostał się do helikoptera lecącego do Egiptu by uruchomić Zamek Czasu… Takim tokiem rozumowania w piątce poznamy przygody Sama, który zbyt ostro zabalangował na imprezie i musi teraz wrócić do domu, bo następnego dnia ma się wstawić na wyjątkowo ważne spotkanie – coś o ratowaniu świata, czy jakoś tak.

Jedno jest pewne, nadzieja że czwórka będzie lepsza od trójki jest, choć z początkowych trailerów się nie zapowiadało, bo wyglądało to jak nudniejsza wersja Far Cry. Według nowych zapowiedzi jest już znacznie lepiej (akcja z mechem w trailerze wygląda spoko), a jak będzie? Przekonamy się być może kiedyś (zaufane źródło informacji powiada, że z początku nie zapowiadało się ciekawie, ale potem wciąga jak bagno, choć ma swoje minusy i trochę brakuje do ideału).

P.S Screeny z Poważnego Sama 3 z Mobygames, reszta własnego autorstwa.
Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC