Przegląd | Ulubione Gry Wszech Czasów RetroBorsuka #2 – Atari XL/XE

100 wpis borsuka atari xe/xlI jeszcze jeden i jeszcze raz, Sto lat, sto lat niech żyje nam! Niech żyje nam… Zapraszam na drugą część ogromnego wpisu z najlepszymi grami wg Borsuka – tym razem na 8-bitowe Atari. W poprzednim odcinku tej największej TOPki wszechświata i okolic – mogliście przeczytać moich o ulubionych szpilach na automaty arcade i spotkał się on z całkiem miłym przyjęciem z waszej strony. Dziękuję bardzo i lecimy dalej z wyliczanką gier, które w moim żywocie przysporzyły mi najwięcej radości. Tym razem na moją ukochaną Atarynę, która w wydaniu 130 XE była moim pierwszym mikrokomputerem. Niektóre z tych pamiętnych dla mnie produkcji – nie zestarzały się godnie i dzisiaj nie zasługują nawet na zielone światło w naszym retrometrze, jednak umieszczam je ze względu na fakt, że za szczyla bawiłem się nimi przednio. Inne zaś przeciwnie, niczym wino nabrały wartości wraz z wiekiem i stały się nieśmiertelnymi klasykami. Wiadome, że nie ograłem wszystkich gier na ten komputer i pewnikiem ominąłem cosik naprawdę ciekawego – w takim razie polećcie mi w komentarzach te nieznane mi smakołyki. W tekstach znajdziecie także parę sytuacji z mojego żywota oraz moich przyjaciół, którzy w tym momencie bawili się ze mną danym retrosprzętem – w związku z powyższym pozwoliłem sobie przybliżyć ich sylwetki za pomocą krótkiej notatki. Mam nadzieję, że ta największa TOPka w historii słowa pisanego będzie dla was przyjemną i nostalgiczną podróżą w czasie. Miłej lektury!


Mała Ataryna pojawiła się w moim domu gdzieś w okolicach połowy lat 80-tych. Wcześniej widziałem ją tylko u mojego kolegi z podstawówki, niejakiego Piotrka, który pokazał mi kilka gier… Sprezentowali mi ją rodzice, wtedy ukrywający się pod kryptonimem Mikołaj. Dokładniej było to Atari 130XEpo prostu mój pierwszy własny komputer! Dla 10 latka podłączenie całego sprzętu, dostrojenie telewizora aby odbierał Atari i opanowanie instrukcji wczytywania gier z magnetofonu to było nie lada wyzwanie! Doszedłem do tego po kilku godzinach i po południu cieszyłem się jak dziecko grając w marną polską podróbkę Arkanoida zwaną Arkanoid IIz pionowym ustawieniem paletki. Mimo, że gra była „taka sobie” to i tak wtedy wydawała mi się świetna i katowałem ją przez kilka następnych godzin. Pamiętam jak wpisywałem pierwszą „tęczę” w Basicu, a później samemu pisałem nawet proste gry tekstowe. W nozdrzach przypominam sobie zapach tamtych Świąt Bożego Narodzenia, wspominam jak biegałem mroźną zimą do kolegów pożyczać kasety, jak moja kochana mamuśka przesiadywała przy Boulder Dashu… A wy tak samo miło wspominacie swój pierwszy komputer?

Dokładnie taki sam zestaw otrzymałem od Mikołaja! Radości było co niemiara! (Autor: Marek F. Źródło: My Dreams)

Początkowo miałem magnetofon tylko z systemem normal (zresztą o turbo nikt wtedy nie słyszał pośród Atarowców), na kasetach znajdowało się tylko kilka gier i wczytywały się one niekiedy po kilkadziesiąt (kilkanaście) minut, zaś przepięcie w gniazdku powodowało BOOT ERROR, który niweczył ten długotrwały proces… Z uśmiechem na ustach wspominam wyprawy do sklepów, składnic harcerskich, czy różnych dziwnych miejsc celem zakupu składanek z grami. Eskapady samotne lub wspólnie z moim kuzynem Gałasem. Przytaczany wielokrotnie w moich wpisach i komentarzach – kuzyn Gałas – stał się wtedy moim najlepszym przyjacielem w grach kooperacyjnych i jednocześnie największym rywalem w produkcjach opartych na rywalizacji. Nigdy nie posiadałem stacji dyskietek, zaś magnetofon w pewnym momencie przerobiłem na system Turbo Blizzard i wtedy gry wczytywały się migiem. A na kasetach mieściło się ich na kopy… Podsumowując Atari 8 bitowe uważam za najlepszy z komputerów jaki kiedykolwiek miałem, pierwszy i najbardziej ukochany, pomimo faktu, że wertując ówczesne czasopisma o grach komputerowych rzadko natrafiałem na recenzje atarowskich przebojów…  Inne retro sprzęty darzę wielkim sentymentem, jednak kocham tylko jeden z nich – Małą Atarynę. Dzisiaj towarzyszy mi piękna czarnula czyli Atari 800XL, rozbudowana o pamięć 1MB oraz czytnik kart SIO2SD, żebym nie tracił czasu na wczytywanie gier. Przejdźmy zatem do moich ulubionych tytułów, ale najpierw parę sylwetek. Na koniec wstępu dodam jedynie, że obaj przyjaciele, których przedstawiłem w poprzednim wpisie, czyli Michał i Wojtek – często i gęsto byli moimi towarzyszami w zabawach z Ataryną.

Chyba każdy pamięta składanki gier na kasetach z czasów PRL? Po prawej Turbo Blizzard, reszta w normalu. Autor: Trantytel

SYLWETKA: TROLLU

Piotrek (aka Trollu) to mój kolega z podstawówki, mieszkający w bloku naprzeciwko mojego. Posiadanie komputera w latach 80-tych zeszłego stulecia zwiększało prestiż na dzielni i trzeba przyznać, że Trollu posiadał takowy jako jeden z pierwszych w klasie. – Tata mi przywiózł z zagranicy, wpadnijcie po szkole pogramy! To u niego po raz pierwszy zobaczyłem w akcji Montezuma’s Revenge, Gyrussa i Boulder Dasha. – Zagramy w Bulder Dasza? – W jaki burdel? Buhahahaha… Zakochałem się w Atarynie i zaczęło się suszenie głowy moim rodzicielom, którym po pewnym czasie zmiękła rura… Wróćmy do Piotrka, bo był moim kolegą przez lata. Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy jedliśmy u niego obiad, a jego mamuśka kazała nam zjeść cały i dopiero mogliśmy zagrać… Co zrobił Trollu? Schował roladę wołową oblaną sosem do kieszeni i udał, że zjadł… Buhehehe. Później Trollu stał się Amigowcem i jednym z najlepszych wówczas graczy w Sensible Soccer w Polsce. Nie zalewam, wtedy rozgrywaliśmy po kilkadziesiąt turniejów w trakcie samych wakacji w mocnej osiedlowej obsadzie i to był mój najgroźniejszy rywal i jednocześnie najlepszy gracz. Mam jeszcze w zanadrzu fajna historyjkę związaną z Trollem i pewnym turniejem – ale pozostawię ją sobie na odcinek dotyczący amigowych gier.

Tysiące złotych za Atari! Patrzajta ile kiedyś kosztowało to cudo! (Autor: Trantytel)

SYLWETKA: GAŁAS

Kuzyn Krzysiek (aka Gałas) – mój najlepszy wówczas przyjaciel (na co dzień), rywal i kompan (w grach i zabawach). Dwa lata młodszy ode mnie, wiec kiedy pierwszy raz zapoznał się z moja Ataryną to był podobnym do mnie dzieciakiem. Spędzaliśmy ze sobą wszystkie wakacje, aż do lat nastoletnich, często i gęsto zdarzało się, że moje Atari także lądowało u niego (w Namysłowie), a później nawet moja Amiga. W międzyczasie on stał się posiadaczem C64 i zaraził mnie Komodorzycą, czego nie żałuję, gdyż dzięki niemu poznałem dużo fajnych gier na ten zacny komputerek. Ciekawych historyjek, w których uczestniczył jest bez liku, gdyż towarzyszył mi także w wypadach do Salonów Gier (Sosno City, Namysłów, Wrocław), uczyłem go grać w Sensible Soccer (pojętny), a przede wszystkim dawał mi wycisk we wszystkich grach wyścigowych (wielki miłośnik motoryzacji). Z czasów atarowskich najbardziej utkwiły mi w pamięci zmagania w takie tytuły jak: Archon (w te pojedynki udawało nam się wkręcić nawet jego siostry), Robbo (na wakacjach u niego cała rodzina wymyślała jak przejść niektóre plansze, a myśmy wprowadzali plan w życie), Rally Speedway (pierwsze nasze wyścigi, w których rywalizowaliśmy), Gauntlet (przeszliśmy całą kasetę i okazało się, że to jeszcze nie koniec…) i wiele, wiele innych gier. Dzieciństwo z Gałasem (i nie tylko) to chyba najlepszy okres mojego żywota, najmilej wspominany. Jego sylwetka będzie tu jeszcze gościć we wpisach dotyczących Commodore 64 oraz Amigi, gdzie poczytacie więcej o naszej rywalizacji.  Kilka słów od niego, wyciągniętych z jego komentarzy:

gramyngazie top wyścigi na atariRazem z Gałasem w Rally Speedway darliśmy gumy!

Gałas: Nie ukrywam że micha najbardziej mi się śmiała podczas pojedynku w Rally Speedway! No i ten tor to jednak wrył mi się na stałe do pamięci, po dwóch kółkach wiedziałem gdzie droga skręci… W ogóle dzięki takiemu kuzynowi jak Borsuk najbardziej podobają mi się gry, w których można grać w dwóch graczy naraz, czy to przeciwko sobie, czy w kooperacji. Tak zresztą zostało mi do dziś choć teraz gram raczej mało, głównie ze swoimi córkami. Dzięki filmom Gramy na Gazie mogę znów poczuć magię szczenięcych lat gdy wszystko było takie fascynujące i pochłaniało człowieka bez reszty. A gdyby Borsuk chciał zrobić odcinek na temat wszystkich wyścigów na wszystkich platformach, w które graliśmy razem to nie wiem czy youtube ma tak wielki serwer żeby to zmieścić! A jak sobie przypomnę nasze pojedynki w Archona to prawie jak wojna stuletnia! Pamiętam, że jednego lata wciągnęliśmy w tą wojnę obydwie moje siostry i chyba jeszcze któregoś z ich facetów (granie z nimi miało jeden plus: pozwalało ćwiczyć alternatywne taktyki np. okazało się że zwykły żołnierz całkiem dobrze sobie radzi z wydawałoby się silnym feniksem). A Kazik (mój tato) praktycznie nie mógł oglądać TV, bo jedyny telewizor w domu przechwytywaliśmy na wyłączność! Archon zawladnął naszymi umysłami, jak mało który tytuł, a jego miodność w naszych pojedynkach przekraczała wszelką skalę. Ciekawe czy po latach mikrostyki w joyach klikały by tak intensywnie jak kiedyś? 


GRY

Wspaniała kolekcja oryginałów na kasetach, będąca własnością naszego czytelnika i kolegi: ccwrc. Fred, Misja, Bruce Lee, Zorro, a nawet The Goonies! Normalnie szał pał! Kurdelebele chciałbym! Niestety swoją kolekcję kaset rozdałem gdy zakupiłem SIO2SD… Dziękuje ccwrc za podesłanie fotek. Uwaga, uwaga, to jeszcze nie koniec prezentacji jego zbiorów.

ARCHON (Electronic Arts – 1983). Taktyczno – zręcznościowa. Odwieczna bitwa fantasy dwóch armii (światła i mroku) na szachownicy. Przesuwanie naszych wojsk ma charakter gry planszowej, zaś walka pomiędzy pionami to zręcznościowa naparzanka na broń białą lub miotaną. Pamiętne i wspaniałe boje pomiędzy mną a kuzynem Gałasem zostały uwiecznione nawet w pieśniach śpiewanych przez bardów… A mój pojedynek z Larkiem możecie zobaczyć tutaj i nawet przeczytać recenzję.

ARKANOID (Imagine – 1987). Bardzo przyjemna konwersja automatowego klasyka. Nie zna ktoś tego papierka lakmusowego gier breakoutowych? Paletka odbijając piłkę musi zbić wszystkie cegły na planszy aby awansować do kolejnej. Zbieramy powerupy (strzelanie, przyklejanie piłki, wydłużanie paletki), a w naszej misji przeszkadzają nam złowrogie duchy, atomy i inne przeszkadzajki. Utrzymane w klimacie sf. Pamiętam nawet, że moja mamuśka lubiła pograć w Arkanoida…

BILBO (AMC Verlag – 1986). Hobbit Bilbo odwiedza ponurą wieżę, w której zabawia się w pac-mana, ganianego przez nazgule. Obrotowe drzwi dodają świeżości do rozgrywki, a całości dopełnia przyjemna nuta i kolorowa grafika. Świetna grywalność, całość wzorowana trochę na automatowym LadyBug, ale umiejscowiona w baśniowym klimacie, który pasuje tutaj jak ulał! Polecam ten grywalny po dziś dzień i bardzo przyjemny w oprawie audiowizualnej tytuł.

Mój najnowszy nabytek do retro nory czyli gargantuiczny Sony Trinitron! To na nim trenuje w Boulder Dash przed podjęciem próby pobicia rekordu świata…

BOULDER DASH (First Star Software – 1984). Jedna z najważniejszych i najlepszych gier w historii branży. Gra logiczno – zręcznościowa, mrówką zwaną Rockford zbieramy diamenty rozrzucone w jaskiniach. Aby przejść do kolejnego etapu musimy zebrać ich określoną liczbę. Życie uprzykrzają kamienie tarasujące nam drogę, które mogą spaść nam na łeb oraz różnego rodzaju przeszkadzajki dybiące na nasze życie. Oczywiście można je zabić zrzucając im głaz na głowę, buhehehe, za co nawet możemy otrzymać diamenty! Moja mamuśka Krystyna ogrywała Diamenty (tak je nazywała) na okrągło i bez wątpienia była to jej ulubiona gra wszech czasów! Pamiętacie kapitalnie zaprojektowaną planszę o symbolu I? Taką z ogromnymi komnatami, do których zrzucamy morze diamentów i kamieni? Potrafiła przechodzić ją w nieskończoność, w każdym z dostępnych trybów rozgrywki!

BOULDER DASH II (First Star Software – 1985). Kontynuacja wielkiego logicznego hitu, w której dołożono trochę nowych przedmiotów i przeszkód, zaś wszystkie etapy są teraz bardziej wymagającą przeprawą dla gracza. Postarano się także o świetną stronę tytułową! Ta część zdecydowanie oddziela mężczyzn od chłopców i moja rodzicielka tutaj już nie podołała… A skoro już o niej mówimy, to warto przedstawić jej sylwetkę, bo graczem była srogim!

SYLWETKA: MAMUŚKA

Preppie! II na Atarynę. Nienawidziłem tego szajsu, mamuśka kochała…

Krystyna (aka Mamuśka) to jak sama ksywka wskazuje moja kochana mamuśka. Biorąc pod uwagę fakt, że jest ona starsza ode mnie równe 30 lat, to w momencie kiedy miałem Atari była w okolicach mojego teraźniejszego wieku, więc nie dziwię się, że tak uwielbiała grać… Widocznie jest to rodzinne i dziedziczne w genach… Do jej ulubionych gatunków należały bez wątpienia gry logiczno-zręcznościowe, a przede wszystkim: Boulder Dash (co już wiecie, ale powtórzę, żeby utrwalić…), a także kultowy Robbo, oraz legendarny Frogger. Myślicie, że to wszystko? Gdzieżby! Z mniej znanych produkcji Krystyna miała na rozkładzie: Two Maze (klon Pac-Mana z możliwością grania w dwie osoby), Bristles (zabawa w malarza przedstawiona z profilu), oraz Preppie! II (połączenie Pac-Mana z Froggerem), którego nienawidziłem, a ona grała w to godzinami zajmując moją kochaną Atarynę… Ha, żeby tego było mało to muszę wam się pochwalić, że moja mamuśka była także przyjaciółką Przyjaciółki! Buhehehe. Na Amidze zaliczyła takie killery jak: Dyna Blaster – zupełnie obrzydziła mi ten świetny tytuł, katując go do oporu i przechodząc wszerz i wzdłuż… Dodatkowo pocisnęła caluśkiego i wcale nie łatwego Dimo’s Quest, którego polecam wszystkim, gdyż bardziej rozbudowanego robboklona na Amigę nie znajdziecie oraz mniej znane, ale także wyborne X-It od Psygnosis. Jednak najbardziej zadziwiającym okresem w jej karierze gracza są wielogodzinne turnieje w Arcade Pool, czyli najlepszy amigowy bilard! Że co? Że niby twoja matka cisnęła w bilarda od Team 17? No, jak nie, jak tak! Urządzała nawet turnieje, w których na wakacjach uczestniczyliśmy my, a także jej brat – wujek Kazik, notabene ojciec Gałasa. Jazda, jazdeczka, jazdunia! Siedzieli z Kazikiem nieraz po kilka godzin wieczorami i wbijali kulki do łuz… Łezka mi się w oku zakręciła normalnie…

Bruce Lee

W Bruce Lee graliśmy także dużo w kooperacji z kuzynem Gałasem. On wcielał się w zielonego Yamo i mi pomagał! Okładka gry.

BRUCE LEE (US Gold/Datasoft – 1984). Wielki wojownik Bruce Lee wkracza na teren starożytnej świątyni! Protoplasta gier action-adventure, opiera się na eksploracji komnat, połączonej z elementami platformowymi oraz prostą bijatyką. Życie naszemu herosowi uprzykrzają czarny ninja i wojownik sumo! Możliwość grania dla 2 graczy w rywalizacji przeciwko sobie oraz kooperacji! Chyba trochę zbyt nisko oceniliśmy całość w tej recenzji.

CAVERNIA (Zeppelin Games – 1990). Bardzo ładna i bardzo trudna jednocześnie platofrmówka o przygodach podróżnika w jaskiniach pełnych skarbów. Przyjemnie łechcąca narządy wzroku i słuchu, mistrzowska animacyjnie i do tego ze świetną grywalnością. Techniczny majstersztyk najeżony pułapkami niczym jeż kolcami i przez to cholernie trudny. Kiedyś pokażemy przejście w Gramy na Gazie, teraz nie jesteśmy jeszcze gotowi na to wyzwanie… Znajdziecie już u nas recenzję tej gry.

DECATHLON (Activision – 1984). Po prostu dziesięciobój, czyli pierwsza olimpiada jaką spotkałem w wydaniu cyfrowym! Machając dżojem lewo/prawo biegaliśmy naszym sportowcem, zaś przyciskiem fire wykonywaliśmy czynność charakterystyczną dla danej konkurencji: na przykład skakaliśmy, czy rzucaliśmy oszczepem. Możliwość pojedynkowania się z żywym rywalem. Oj, połamaliśmy na tej grze kilkanaście dżojów z kuzynem Gałasem i całą rodziną!

DONKEY KONG /ARCADE HACK/ (Playsfot – 2017). Kapitalna konwersja kultowego platformera z salonów gier, chyba najlepsza na 8-bitowe mikrokomputery. Pomimo, że wersja premierowa (z 1983 roku) na Atarynę była świetnym kawałkiem kodu, to nowa poprawiona edycja jest jeszcze lepsza! Teraz jest jeszcze bardziej wierna automatowej i nawet dołożono do niej muzykę tytułową zapożyczoną z NESowej adaptacji.

DONKEY KONG JUNIOR /ARCADE HACK/ (Playsoft – 2015). Podobnie jak w przypadku powyższego prequela – jeszcze bardziej ulepszona i doszlifowana edycja świetnej konwersji z automatów arcade. Tym razem wcielamy się w młodego Donkey Konga i skaczemy po platformach celem uratowania naszego rodziciela z rąk paskudnego Mario Brosa! Czujecie to? Marian porwał bydlaka Donkey Konga! Gruuuuby szajs! Trzeba zauważyć, że pierwotna wersja z 1983 roku także była zacnym szpilem.

Przez Draconusa nie mogłem spać! Grafika i muzyka powodowały opad szczęki…

DRACONUS (Zeppelin Games – 1988). Smoczy wojownik wyrusza na wyprawę celem odbicia swojego królestwa z rąk złego tyrana. Jego orężem będą: ostre jak brzytwa pazury, spopielający smoczy oddech, potężne skoki i możliwość transformacji w smoko-rybę! Bardzo klimatyczna i przepiękna graficznie metroidvania, której cudowna ścieżka dźwiękowa i jej motyw przewodni rozbrzmiewa w mojej głowie do dzisiaj. Adam Gilmore to geniusz!

DROPZONE (US Gold/Arena Graphics – 1984). Najlepszy klon Defendera i jedna z najlepszych strzelanin na 8-bitowce! Dynamika urywa łeb, płynność rozgrywki jest niesamowita, adrenalina sączy się z uszu i tyłka, a odgłosy strzałów dudnią w czaszce. Uwaga, poziom trudności może odstraszyć mięczaków. Wiele wydawanych nawet dzisiaj strzelanin, blednie przy Strefie Zrzutu jeśli chodzi o grywalność. Arcydzieło Archera Macleana, które już zrecenzowaliśmy.

DRUID (Firebird – 1987). Podeszły wiekiem, ale rześki duchem, doświadczony druid wyrusza na krucjatę przeciwko złu, przeciwko Książętom Ciemności! Uzbrojony w księgę czarów pokona hordy potworów na jego drodze. Drzwi otworzy kluczami, a w walce pomoże mu nawet przywołany golem! Druid to świetny protoplasta gier action rpg, z widokiem na akcję przedstawionym z lotu ptaka, w którym rozgrywka przypomina trochę Gauntleta. Tytuł zdecydowanie wyprzedził swoje czasy i trenujemy z Larkiem, aby go wam pokazać…

FOOTBALLER OF THE YEAR (Gremlin Graphics – 1986). Moja pierwsza zajawka menadżerska, czyli nowatorska gra, w której wcielamy się w napastnika klubu ligi angielskiej. Mamy 17 lat i cała karierę u naszych stóp! Zręcznościowe strzelanie bramek, podejmowanie decyzji w życiu piłkarskim, możliwość wytransferowania swojej osoby do największych klubów w Europie. Świetna gra decyzyjno – menadżerska.

FRED (L.K. Avalon – 1991). Bardzo nastrojowe przygody polskiego jaskiniowca Freda, skaczącego po platformach, rzucającego kamieniami w drapieżną faunę i unikającego przeszkód. Bardzo przyjemny scrollowany platformer, z powolną lecz wciągająca rozgrywką i długaśnymi poziomami. Bardzo długaśnymi!

Ciąg dalszy wspaniałej kolekcji kaset naszego kolegi – ccwrc. Fred w paru wcieleniach, Robbo także (ten czarno biały to też oryginał!), Zybex, Kupiec i wiele innych. A dla świntuchów Strip Poker! Zazdroszczę takiej kolekcji i gratuluję!

GAUNTLET (US Gold/Gremlin Graphics – 1985). Bardzo udana konwersja przeboju z salonów gier. Czwórka śmiałków (elf, czarodziej, walkiria i wojownik) wyrusza do lochów celem zdobycia bogactwa, sławy, doświadczenia w walce z potworami i przeżycia świetnych przygód. Pamiętam jak z moim kuzynem, czyli przytaczanym tutaj wielokrotnie Gałasem – rżnęliśmy do oporu w wersję kasetową tejże gry. W normalu zajmowała ona całą kasetę (dwie strony!).  Czołówka wczytywała się chyba ze 30 minut i dodatkowo wszystkie etapy także były dogrywane w trakcie wędrówki… Najlepsze był moment, gdy po całym dniu grania skończyła nam się kaseta, ale nie lochy… Na ekranie TV widniało press play on tape, tylko my nie mieliśmy już co wczytać… Shit happens!

GOONIES, THE (US Gold/Datasoft – 1985). Oparta na moim ulubionym filmie z młodości, bardzo oryginalna i wciągająca gra kooperacyjna dla jednego (sterujemy dwoma postaciami) lub dwóch graczy (każdy swoim bohaterem). Rozwiązujemy zagadki, wspinamy się po drabinach, skaczemy po platformach i uciekamy prześladującej nas rodzinie Fratellich! Wszystko to w etapach przedstawiających najbardziej pamiętne sceny z filmu. Tutaj znajdziecie reckę i film.

GREMLINS (Atari – 1984). Kolejna adaptacja filmowa, tym razem bardzo luźno podchodząca do filmowego oryginału. Co nie znaczy, że niegrywalna! Natychmiastowa zręcznościówka, w której główny bohater uzbrojony w miecz walczy z hordą Gremlinów, ratuje pluszowe Mogwaie, a wszystko w czytelnej oprawie graficznej i zasadach postępowania z tymi stworami znanymi z filmu. Czyli wiecie, rozumiecie, uwaga na wodę, jedzenie i takie tam zależności… O wszystkim poczytacie w tej he, he, he znakomitej recenzji.

GYRUSS (Parker Brothers – 1984). Bardzo udana konwersja automatowego hiciora, czyli strzelanki w tubie (w głąb ekranu), w której lecimy gwiezdnym myśliwcem poprzez naszą galaktykę walcząc z najeźdźcami. Czy dotrzemy do Ziemi? W tle przygrywa wyborna ścieżka dźwiękowa oparta na klasycznym utworze Jana Sebastiana Bacha. Chcecie poczytać więcej o tej gwiezdnej eskapadzie? Zapraszam tu.

H.E.R.O gramynagazieH.E.R.O. to obok Montezuma’s Revenge oraz River Raid – trzecia moja ulubiona gra na Atarynkę.

H.E.R.O. (Activision – 1984). Świetna, kolorowa, natychmiastowa, dynamiczna i wielce grywalna misja ratunkowa w kopalniach. Ratownik górniczy wyposażony w śmigłolot, laserowe działo zamontowane w hełmie oraz garść dynamitu rusza na ratunek górnikom. Wysadzanie ścian zagradzających drogę, walka ze zmutowaną zwierzyną, omijanie pułapek. Trudna, ale jakże satysfakcjonująca wyprawa! Zapętliłem wyrównując rekord świata, a w tym wpisie znajdziecie wszystko o tym absolutnym killerze.

HENRY’S HOUSE (Mastertronic – 1987). Przepiękny i bardzo kolorowy, jednoekranowy platformer, który na premierę potrafił zauroczyć. Dodatkowo potrafił wkurwić niesamowicie wyżyłowanym  poziomem trudności. Jednak tytuł ten był na tyle rajcowny, że zaciskało się zęby i prowadziło małego Henryka przez wszystkie cudownie odwzorowane pomieszczenia wielkiego domostwa. Przelazłem i nabawiłem się siwizny, a wszystko opisałem tutaj! Kiedy wczoraj próbowałem ponownie zmierzyć się z tym arcytrudnym wyzwaniem, poległem na drugim etapie. Chcielibyśmy kiedyś przedstawić wam ten tytuł w Gramy na Gazie, jednakże jest to hardkor porównywalny jedynie z Kissin Kousins…

INTERNATIONAL KARATE / WORLD KARATE CHAMPIONSHIP (System 3 – 1986). Pierwsza porządna bijatyka jeden na jednego wydana na komputery 8-bitowe. Dwóch mistrzów karate staje naprzeciw siebie, świetna animacja zawodników, realistyczne ciosy, urzekające panoramy widokowe. Wiele walk stoczyłem w tym tytule i jego następcy w swoim żywocie. W 2014 roku wyszła wersja ENCHANCED zawierająca więcej miejscówek. Wygrałem nawet turniej na jakiejś  Retronizacji, ale ludziska twierdzą, że kantowałem, gdyż walczyłem stylem owłosionego borsuka… Nie wiem o co kaman…

JET BOOT JACK (English Software – 1983). Odrzutowe buty na nogi, słuchawki na uszy i w drogę do Muzycznych Jaskiń! To świetna i bardzo grywalna platformówka jednopieczarowa (jedna pieczara = jeden poziom) z niespotykanym dotychczas patentem, którym jest schylanie! Eee, że co zapytacie? Tak, dobrze czytacie – schylanie! Jest to pierwszy i chyba jedyny platformer na świecie, w którym zamiast skakać – naszą główną czynnością wykonywaną przyciskiem fire jest kucanie. Zbieramy wszystkie nutki unikając potworów, jeżdżąc windami, taśmociągami i tankując paliwo. Salonowa grywalność! Wincyj znajdziecie tutaj.

jest boot jack komiks siwydym

KARATEKA (Broderbund Software – 1985). Pierwszy wielki hit Jordana Mechnera – twórcy Prince of Persia, który także charakteryzuje się wyborną animacją postaci, która w czasach premiery po prostu zachwycała. Nasz bohater z wyglądu bardzo przypomina Księcia Persji, podobnie się porusza i biega, dodatkowo potrafi umiejętnie wyprowadzać kopniaki i ciosy. Musimy odzyskać swoja ukochaną, a po drodze spuścimy manto wielu żołnierzom shoguna, którzy są bardzo honorowi i wychodzą z nami na solo. Chyba jedyna warta uwagi chodzona bitka na Atari, odmienna od takowych produkcji, gdyż bardziej przypomina filmową opowieść niźli napieprzankę. Walka z jastrzębiem, a w szczególności złe zakończenie zapadają w pamięć na zawsze…

LAURA (ArSoft CORPORATION – 2016). Jedna z najlepszych gier na Atari ostatnich lat, która udanie łączy logiczno-zręcznościową rozgrywkę (wzorowana na największych tuzach gatunku czyli Robbo i Boulder Dash) z elementami przygodowymi i survivalowymi. Laura wyrusza do starożytnych grobowców celem zdobycia ich skarbów. Pradawne maski i potwory, artefakty zapomnianych cywilizacji, świetne pomysły na etapy i tradycyjna dla takich gier miodność połączona z nutką tajemnicy! Przygody Laury opisaliśmy w tej recenzji.

SYLWETKA: LAREK

Arkadiusz (aka Larek) to jeden z najfajniejszych ludzi, jakich spotkałem w swoim żywocie. Ostoja spokoju, skromności, wzorzec dobrego zachowania, przy którym czuję się nieraz jak nieokrzesany neandertalczyk… Najlepszy gracz pośród programistów i zdecydowanie najlepszy programista pośród graczy, ha żeby tylko! Jeden z najlepszych twórców gier na Małe Atari. Ze swoją Laurą zdobył nagrodę Gry Roku 2016 na Atari Online.PL, a kilka jego poprzednich produkcji to także wyjątkowo udane gry. Wspomnę chociażby o The Great Return of Penguins, Klonach, albo o In Nihilum Reverteris (które współtworzył). Zresztą co ja będę wam pociskał jakieś kocopoły, wywiad z tym gagatkiem znajdziecie tutaj. Dodatkowo okazał się wyjątkowo zdolnym reżyserem oraz montażystą filmowym i to właśnie dzięki niemu powstało Gramy na Gazie – czyli całkiem przyjemny cykl filmików rozrywkowo-edukacyjnych o 8-bitowych grach na Atarynę. Mam zaszczyt i przyjemność pokazywać obok niego swój niewyparzony ryj w tym programie. Zaszczyt – bo to człowiek z ogromną pasją, którą potrafi zarażać wszystkich dookoła i niesamowitym szacunkiem w retro środowisku. Jego po prostu wszyscy lubią! Dziwne, no nie?! No, ale taki już jest. Skromny, pomocny, zaradny, po prostu Atari Wan Kenobi! I nie zalewam, on ma jakieś moce nadprzyrodzone… Świetny przyjaciel i człowiek, który spowodował, że taka pierdoła jak granie na Atari potrafi być czymś ważnym i satysfakcjonującym. Masz doła, czy jesteś wkurzony, zdenerwowany – pograj z Larkiem na Atari i już wszystko wraca do normy. Zaprawdę powiadam wam – Atari Wan Kenobi!

Larkowa Laura w dwóch wydaniach (POL i ANG) oraz moje Atari 800XL i stary TV, który zdążył już wykitować…

LEADER BOARD GOLF (Access – 1986). Najlepszy 8-bitowy golf bez dwóch zdań, który w momencie premiery zachwycał trójwymiarową grafiką. Dodatkowo zawarto w nim tryb rozgrywania całych mistrzostw wraz z żywym przeciwnikiem (znowu z Gałasem!) oraz pojedynkowania się z komputerowymi golfistami. Dawało to wrażenie uczestnictwa w rzeczywistym turnieju i strasznie podbijało grywalność. Świetne i intuicyjne sterowanie oraz widok zza pleców, który stał się standardem w grach o golfie po dziś dzień.

MONTEZUMA’S REVENGE aka PRELIMINARY MONTY (Parker Brothers/Utopia Soft – 1984). Panama Joe (aka Pedro) wyrusza do starożytnych piramid Azteków przeżyć największą przygodę życia i zdobyć kosztowności i sławę. Protoplasta przygodowych gier akcji z naciskiem na elementy platformowe, a po staremu platformówka – komnatówka. Zbieramy klucze, otwieramy drzwi, szukamy drogi, unikamy pułapek i przeszkadzajek. Dziewięć piramid do zwiedzenia! Prawdziwie piękny i grywalny, najcenniejszy 8-bitowy skarb. Moja ulubiona gra wszech czasów, której recenzję znajdziecie tutaj.

MOUSE TRAP (Micro Value – 1987). Każda mysz lubi ser! Zgodnie z tą maksymą nasz sierściuchowaty heros wyrusza na poszukiwania Wiecznego Sera poprzez prawie 30 ekranów kolorowej, bardzo ładnej, pomysłowej i arcytrudnej platformówki jednoekranowej. Cel jego misji? Zebrać wszystkie eliksiry na planszy i udać się do wyjścia. Uwaga na wiedźmy, pająki, smoki, samoloty, bomby i inne cholerstwa. Jeden z najfajniejszych platformerów single screen na 8-bit, którego zrecenzowaliśmy tutaj.

MR. ROBOT (Datamost – 1983). I znowu platformer! Nie zbrzydło Wam? Bo mi nie… Pan Robot to połączenie Pac-Mana (zbierz wszystkie kropki na planszy, które są wbudowane w platformy) oraz platformówki jednoekranowej. Wędrówkę naszego blaszaka uprzykrzają złe ogniki żywcem wyjęte z Donkey Konga, które likwidujemy polem siłowym, aktywowanym poprzez zjedzenie pigułki mocy. Rozrywkę w trakcie gry zapewnią nam dodatkowo: windy, magnesy, bomby, zapadnie, teleportery, trampoliny, magnesy… Jest różnorodnie! Gra zawiera także edytor do tworzenia własnych poziomów. Przygody tego dzielnego blaszaka opisaliśmy tutaj.

Ninja gramy na gazie

Dla klimatu reklama gier firmy Mastertronic – wydawców Ninji, Henry’s House czy Elektra Glide.

NINJA (Mastertronic – 1986). Chodzona bijatyka z wykorzystaniem zarówno pięści oraz nóg, jak i ninjowskiego arsenału (gwiazdki, sztylet, miecz). Poruszamy się swobodnie po Pałacu Śmierci i jego okolicach, zaś każdy ekran gry to osobny apartament, którego rezydentom musimy sklepać ryje. Szeroki wachlarz ciosów naszego ninji, dobrze animowanych, soczyste kolorki, przyjemna grafika i muzyka godna nucenia. Możliwe, że ta niby niebezpieczna misja jest zbyt łatwa, a o całości przeczytacie w tym miejscu.

PANTHER (Mastertronic/Sculptured Soft – 1987). Bardzo dobra strzelanina izometryczna w klimacie scifi. Lecimy futurystycznym pojazdem nad Ziemią, tuż po ataku Obcych i walczymy z latającymi spodkami. Po drodze zbieramy ocalałych ludzi. Jest trudno, ale jest wyzwanie to i pojawia się zabawa! Niezapomniana muzyka Dawida Whittakera niszczy każdy system gwiezdny, zaś świetnie przedstawiony świat po zagładzie dopełnia kapitalne wrażenie całości. Intuicyjne sterowanie w tym pseudo trójwymiarowym środowisku podbija grywalność. Więcej o tej samobójczej misji przeczytacie w naszej recenzji, ja na koniec tylko dodam, że to dzięki tej właśnie grze narodził się Pilot Czasu…

SYLWETKA: PILOT CZASU

Pilot Czasu zwany kiedyś Ostatnim Pilotem na Ziemi, legenda rozpikselizowanej galaktyki Retro Na Gazie, którego największym hobby jest anihilacja najeźdźców z kosmosu oraz pieszczoty z najpiękniejszymi niuniami w galaktyce! Zuchwały, nieustraszony, niepokonany i na dodatek pomysłowy! Przynajmniej w dotychczasowych przygodach wykazywał się takimi cechami… Ponieważ każde szanujące się uniwersum ma swojego bohatera, Retro na Gazie powołało do życia swojego! Opowiastki z przygodami najlepszego pilota we wszechświecie znajdziecie w następujących recenzjach, zaś na zachętę przytoczę wam tylko kilka akapitów, do czego jest on zdolny…

Obniżał własnie pułap lotu i szykował się do bardzo ekscytującego lądowania. Miał wyćwiczony do perfekcji ten manewr, jednakże za każdym razem kiedy go wykonywał podniecał się, jakby był to jego pierwszy raz. On, Pilot Czasu, zwany kiedyś Ostatnim Pilotem Na Ziemi zapikował pomiędzy dwoma wielkimi, wręcz majestatycznymi wzgórzami utrzymując maksymalny ciąg. Z całym impetem zaatakował korytarz powietrzny pomiędzy nimi, wyhamował i na sam koniec… wysunął delikatnie język. Chwycił ją obiema dłońmi za jej wspaniałe, kształtne i jędrne piersi, które uznawał za wzorcowe na całej Drodze Mlecznej. Ugniatał i ściskał najpiękniejsze bimbały wszechświata całując i liżąc przestrzeń pomiędzy nimi, by za chwilę ponownie wystartować swoimi ustami do sterczących sutków. Wibrował je intensywnie językiem i delikatnie przygryzał, dokładnie tak jak tego pragnęła. Uwielbiał widok, kiedy odginała głowę do tyłu i jej złote loki spływały po aksamitnych, delikatnych ramionach. Czubkami palców smyrał antenki, w które rozkosz zmieniła jej sutki, i nie przestając całować jej brzucha ciągle obniżał pułap swojego lotu, aż do doliny, gdzie zamierzał wylądować. Nagle JEBUDU! – Czyżbym już doszedł? – pomyślał z przerażeniem, kiedy nagle z portalu czasoprzestrzennego pod sufitem wyskoczyła para kosmitów i popsuła mu grę wstępną! Jedną ręką podciągnął opuszczone do kolan majtki, zaś drugą chwycił za magnum skrywane na nocnej szafce. Jego piękna nimfa, z przerażającym krzykiem uciekła do łazienki. Popatrzył tylko z uśmiechem na jej znikające za rogiem kształtne pośladki, wycelował spluwę w przybyszów i bez namysłu nacisnął spust! 

Panther gramynagazie Atari

Pilot Czasu w Panterze rusza do boju!

POLE POSITION (Atari/Datasoft – 1983). Wzorowa konwersja zręcznościowych wyścigów Formuły 1. Bardzo emocjonująca walka z przeciwnikami na torze, realistycznie odzwierciedlone uczucie pędu, mistrzowski model jazdy, emocje i adrenalina. Czyli wszystko to co w prawdziwej F1 dostosowane do możliwości 8-bitowych potworów. Zoba, zoba jaka tu jest grafa?! Normalnie jak na pocztówce! Jak na zdjęciu z wyścigów! Tak to sobie kiedyś opisywaliśmy w podstawówce… Zrecenzowaliśmy te wyścigi w tym przeglądzie.

RALLY SPEEDWAY (Adventure International – 1983). Protoplasta wszelkich scrollowanych racerów z widokiem z lotu ptaka pokroju Micro Machines. Dodatkowo zawierająca świetny tryb pojedynkowania się dla dwóch graczy, a nawet edytor torów. Ogromna dynamika, świetny model jazdy zawierający driftowanie, poślizgi i przepychanki na torze. Ta gra rozpoczęła wielkie pojedynki pomiędzy mną a Gałasem w grach wyścigowych! A mój pojedynek z moim aktualnym towarzyszem retro giercowania czyli profesorem Larkiem znajdziecie w tym artykule!

RIDICULOUS REALITY (MatoSimi – 2012). Platformowa gra logiczna z rewelacyjnym (i niespotykanym) pomysłem na rozgrywkę oraz oprawą audio-video, która mocno cieszy nasze zmysły! Malutkim, wręcz mikrych rozmiarów protagonistą musimy zebrać wszystkie klucze rozrzucone na etapie i udać się do otwartych drzwi. Wydawałoby się to proste, lecz ekran gry to tylko element większej układanki, puzzli, z których złożona jest mapa całego poziomu. Musimy je układać w trakcie rozgrywki i trzeba zauważyć, że nie wszystkie elementy tej układanki pasują do siebie… W trakcie gry sterujemy jednocześnie naszym herosem oraz przestawiamy mapę, tak aby zaplanować dla niego sensowną drogę w tym całym zamieszaniu. Świetne!

RIVER RAID (Activision – 1983). Kolejna gra legenda w moim zestawieniu. Kultowa strzelanina pionowa, w której myśliwcem lecimy w korycie rzeki, walczymy ze statkami, samolotami, helikopterami i w międzyczasie musimy jeszcze tankować paliwo. Tę grę zna po prostu każdy! Prostota zasad, natychmiastowość, świetna detekcja kolizji, szybki scrolling i grywalnosć, która po dziś dzień jest szczytowa! Absolutnie, rezolutnie i na trzeźwo – druga w kolejności moja ulubiona gra wszechczasów! Oczywiście, zrecenzowaliśmy ten hit!

Tak bardzo lubię River Raid, że mój najnowszy Arcade Stick to hołd dla niego. Sporządził go NX Arcade.

ROAD RACE (Activision – 1985). Kamień milowy w gatunku wyścigów, który wyprzedził swoją epokę i rozbudowaniem zawstydza wiele dzisiejszych tytułów. Rajd przez całe USA, wybór drogi w trakcie podróży, zróżnicowane warunki pogodowe wpływające na sterowność pojazdu, różne pory dnia, zmienne natężenie ruchu drogowego, tankowanie paliwa, ucieczki przed policyjnymi pościgami… Sami przyznacie, że grubo jak na 8-bitową grę! Znajdziecie już na naszych łamach recenzje tego króla szos.

ROBBO (L.K. Avalon – 1989). Najsławniejszy polski bohater 8-bitowej gry komputerowej to robot! Nie byle jaki blaszak, bo z łepetyną na karku, czyli rozwiązujący zagadki. Nieraz strzelający także z pistoletu do złowrogich ptaszysk, czy innych ganiających go po planszy potworów. Robbo to mocno rozbudowany następca sławetnego Sokobana, czyli gra logiczno-zręcznościowa z widokiem z góry. Nasz cel – zebranie wszystkich śrubek na kilkudziesięciu etapach. Jak tego dokonamy? Kombinujemy, przesuwamy skrzynki, otwieramy drzwi, teleportujemy się, detonujemy bomby. Pamiętam jak na wakacjach u Gałasa cała rodzina towarzyszyła nam w przygodach sympatycznego robocika. Wszyscy wymyślali jak przejść dana planszę, a my z Gałasem wcielaliśmy to w życie! Minirecka jest? Jest! 

SCRAMBLE (Playsoft – 2018). Długo trzeba było czekać na tę konwersję, ale jest ona po prostu wyborna. Zasady rozgrywki i mechanika identyczne jak na automatach, czyli lecimy statkiem ciągle w prawo, strzelamy i bombardujemy, dbamy o nasze paliwo i nie dajemy się zniszczyć startującym rekietom, ani latającym meteorytom. Kolorowo jak w kalejdoskopie, płynniutko jak na konsoli i fest grywalnie. Ataryna zamienia się w automat arcade, co lubię! Rekord świata należy do mnie jakby kto pytał. Zrecenzowaliśmy już dla was tego shmupa tutaj.

SPELUNKER (Broderbund – 1984). Prawdziwy symulator grotołaza na 8-bitowe sprzęty! Wcielamy się tutaj oczywiście w śmiałka natrafiającego na zapomnianą kopalnię, niektórzy twierdzą, że tam nawet straszy! Uzbrojony w dynamit, race, wiatrak, butlę tlenową i odwagę – zjeżdżamy windą w nieodgadnione czeluści nowo odkrytego szybu. Kopalnia to mało powiedziane! Szybko rozrasta się ona do wielgachnego kompleksu jaskiń i pieczar, pełnego odnóg i rozgałęzień niczym w podziemnym labiryncie. Macie w sobie nutkę odkrywcy? Interesują was kroki w nieznane? Do tego lubicie hardkorowe wyzwania? Ta świetna i rozbudowana platformówka jest zdecydowanie dla was! A jest już recka? Jest!

Spelunker komiks siwydym

STAR RAIDERS II / THE LAST STARFIGHTER (Atari – 1985/84). Kapitanie witaj na pokładzie swojego gwiezdnego krążownika! Jedna z najlepszych małobitowych gier we wszechświecie, będąca połączeniem symulatora i strzelaniny. Latamy po galaktyce i walczymy z najeźdźcami z kosmosu, a później bombardujemy ich miasta… Kiedy zaś jesteśmy w potrzebie ładujemy energię naszej korwety na słońcu! Efektowna, dynamiczna, złożona i prosta zarazem mega produkcja. Bardzo grywalna do dziś! Różnice pomiędzy wersjami zostały omówione w tym artykule. Materdyjo, jaka ta gra jest przezajebista!

STUNT CAR RACER (Fandal/Irgendwer – 2018). W pełni trójwymiarowe wyścigi podobnych do monster trucków, wielgachnych samochodów kaskaderskich, którymi ścigamy się na podniebnych rampach. Celem gry jest udział w mistrzostwach kierowców / kaskaderów i awans z najniższej ligi takowych świrów do arcytrudnej ekstraklasy. Widok z pięknie przedstawionego kokpitu, symulacja zniszczeń, możliwość używania turbo, ogromniaste skoki. Wraz z Gałasem przeszliśmy tę grę wszerz i wzdłuż na Commodore 64, jednakże świeża wersja na Atari jest zdecydowanie lepsza (podobna do 16-bitowych!) i to ją właśnie postanowiłem wyróżnić w tym wpisie. Minirecka w tym przeglądzie.

TAPPER (Sega/US Gold – 1983). I jeszcze jedno piwo, jeszcze jeden browar, kolejne cztery złociste trunki, co jest do cholery?! Barman, nie nadążasz? Nadążam, tylko napiwki liche, to nie zapierdalam… Kapitalna zręcznościówka będąca konwersją z automatów arcade, która symuluje zwariowane życie właściciela knajpy, a może tylko barmana… Symuluje, ups trochę przesadziłem, ale tylko trochę… Po prostu nalewamy gościom piwo, zbieramy puste kufle i uwijamy się jak w ukropie, żeby czasem niczego nie potłuc, a sprawnie wszystkich obsłużyć! Świetny humor i pyszna gra do bicia rekordów! Gulp, gulp, gulp! Barman, polej no tu jeszcze dla mnie i dla chłopaków…

A tutaj ciąg dalszy kolekcji ccwrc! Tym razem kartridże! Trochę oryginałów oraz customów, które nasz kolega sobie sprawnie tworzy. Star Raiders, Laura, HERO, River Raid, po prostu pięknie!

TIME PILOT (New Generation – 2018). Wreszcie po tylu latach doczekałem się kapitalnej konwersji Pilota Czasu na moje kochane Atari. Super dynamiczny shmup zmiennokierunkowy, w którym latamy po rożnych epokach historycznych i złomujemy samoloty wroga, a nawet bossów. Ta polska konwersja wymiata! Oczywiście występują tutaj minimalne uproszczenia graficzne w stosunku do automatowego oryginału, jednakże grywalność pozostaje na niebotycznym poziomie. Najczęściej ogrywana przeze mnie gra na Atari w tym wieku! Rekord świata chyba dalej jest mój? A tu recenzja.

YOOMP! (Marcin Żukowski i spółka – 2007). Jedna z najbardziej oryginalnych, wciągających, doskonałych technicznie, grywalnych nowych produkcji na Atarynę, którą powoli konwertuje się już na wszystkie systemy do grania we wszechświecie! O co tu chodzi? Pędzimy kulą przez trójwymiarowy tunel, skacząc w rytm hipnotyzującej muzyki i naszym celem jest przebycie wszystkich wymyślnie zaprojektowanych etapów. Zbieramy dopałki, unikamy dziur i zapieprzamy przed siebie skacząc nawet po suficie! Wciąga jak bagno, nie puszcza i oszałamia muzyką! Tutaj minirecenzja.

ZYBEX (Zeppelin Games – 1988). Po prostu najlepsza horyzontalna strzelanina na Małe Atari. Do tego można ją przejść całą z przyjacielem, co uczyniłem w dzieciństwie oczywiście z kuzynem Gałasem. Ha, powiem wam, że zakupiliśmy tę grę w ciemno, bo podobał nam się jej tytuł. I to był kurdelebele strzał w dziesiątkę! Dwóch kosmicznych marines wyposażonych w giwery i odrzutowe plecaki wyrusza na niezapomniany lot! Co spotkają na drodze? Multum broni, urzekające obcością krajobrazy, niepokojącą kolorystykę otoczenia, bossów do rozwalenia. Jednak Zybex to przede wszystkim grywalność oraz niesamowita muzyka i grafika. Hicior i hardkor przez duże H!

I ostatnia część wielkiej kolekcji naszego druha – ccwrc! Znowu kartridże, oryginały i samoróbki, a nawet multicarty. Trzeba przyznać, że właściciel to Atarowiec z krwi i kości. Pozdrawiam gorąco!

PRAWIE DEBEŚCIAKI. Tutaj umieszczę kilka fajowych gier, które o mały włos przegrały rywalizacje w moich debeściakach wszech czasów, bądź podobają mi się, jednakże zbyt mało w nie grałem dotychczas. Za młodu nie wiedziałem o co w nich chodzi, albo nie miałem na nie weny, bądź wyszły dopiero niedawno. Zacznijmy od tych, w które musiałbym dłużej pograć: Pastfinder, Rescue on Fractalus, Koronis Rift, Laser Squad (jak wyjdzie), Wasteland, Tagalon, Rainbow Walker, Commando (w wersji na Atari), Universal Hero, His Dark Majesty, Duszpasterz Jan Rzygoń, Krucjata, Klątwa, Władcy Ciemności, A.D. 2044 (Seksmisja), Barahir i wiele innych zacnych polskich (i nie tylko) nowych produkcji, które mnie ominęły.

A prawie debeściakami są: Kik Start, Ball Blazer, Trailblazer, Nuclear Nick, Frogger, Kult, Alley Cat, Miecze Valdgira, Quest for Tires (za łatwe), Keystone Kapers, Bandits, Klony, The Great Return of Penguins, Ocean Detox, Spy vs Spy 1, Fight Night, Ghost Chaser, Defender, Twilight World, BMX Simulator, Grand Prix Simulator, Warsaw Tetris, Bosconian, Popeye, Pang, Zaxxon, Blinky’s Scary School, Pac-Mad i wiele innych. Na pewno wielkim debeściakiem jest Head Over Heels, w którego zagrywałem się do bólu, ale na Commodore 64 i w tamtym przeglądzie będzie wymieniony. Knight Lore z kolei to gra, o której marzyłem jak jej nie było na Atari, a gdy się ukazała to przeszła mi chęć na komnatowe izometryki… Misję cenię, ale nigdy się w nią nie wkręciłem przez prędkość (a raczej powolność) strzelania, zaś w przypadku Lasermanii natrafiłem na zdupconą wersję i się zniechęciłem… Na pewno wiele ciekawych hitów pominąłem, więc przypomnijcie mi o nich w komentarzach, żebyśmy z Larkiem mieli co dla was ogrywać w przyszłości w Gramy na Gazie!

Retronizacja 2018 relacja

Komputer: 44 Gry na Atari to była biblia każdego atarowskiego gracza w moim dzieciństwie…

LISTA PRZEBOJÓW SIKORA. Na koniec zapytałem naszego redakcyjnego kolegę, wielkiego, wręcz gargantuicznego miłośnika Atari czyli Sikora aka Godzillę o jego listę najlepszych gier na Atarynę. Oto co otrzymałem od tego sympatycznego wariata napędzanego sikorówką pędzoną na atarowskich pikselach: 1. Alley Cat (niezmiennie od lat), 2. Defender, 3. Trix, 4. River Raid, 5. Road Race, 6. Keystone Kapers, 7. World Karate Championship, 8. Drop Zone, 9. Zybex, 10. Ghostbusters. Niektóre z pozycji mogą zamieniać się miejscami w zależności od nastroju Sikora. A jakie były wasze ulubione gry na Małe Atari?


PS1. Miałem powrzucać screeny z każdej gry i nawet zacząłem to robić. Wpis jednak okazałby się cholernie długi… Aha, gry są ułożone alfabetycznie.

PS2. Plakaty, artworki i screeny pochodzą głównie z MobyGamesAtarimanii oraz naszego archiwum.

PS3. Pikne sliderki oraz wlepki przygotował Repip, niektóre zdjęcia pochodzą z mojego telefonu, inne dostarczono na maila redakcji, lub podane jest źródło skąd zostały zaczerpnięte. Komiksy autorstwa Wojtka aka SiwegoDyma.

PS4. W następnym odcinku COMMODORE 64! Z powyższego wpisu wiele gier jest praktycznie identycznych na C64, więc jeśli na bezludnej wyspie miałbym jego zamiast Atari – to bym w te gry grał! Dotychczas w tej serii wpisów ukazały się AUTOMATY ARCADE.

PS5. Dziękuje ccwrc za podesłanie wspaniałych zdjęć kolekcji jego gier na Atari XL/XE, która ozdobiła ten wpis. Bardzo żałuję, że moja kolekcja została rozdana (chociaż nie, niech komuś te kasety służą), zresztą nigdy nie była zbyt duża. Hmm, kurdelebele, na Commodore mam większą… Buhahaha!

PS6. Dziękuje Larkowi za Gramy na Gazie, a Repipowi za Retro Na Gazie.

PS7. Wpis dedykuję Księżniczce Marsa! Pamiętaj, że w moim serduchu jest miejsce tylko dla Ciebie (no i malutki kącik dla Atari). Napiłbym się gorącej kawki…

O RetroBorsuk 229 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.