Przegląd | W szponach Ciemności (seria The Darkness)

The Darkness przegląd griffterNa początku było słowo… Ono było na początku. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi (…) a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Cóż, Jackie Estecado miałby trochę inne zdanie na ten temat, wszak jego Ciemność zdusiła. Tak to jest polegać na mitach…

The Darkness – komiks

Jackie Estacado pojawił się po raz w 1996 roku na kartach komiku “Witchblade”, należącym do imprintu TopCow Marca Silvestriego. Jeśli w latach 90 kupowaliście komiksy ‘X-Men’ od kultowego ‘TM-Semic’ z pewnością zapoznaliście się z jego pracami z wydawnictwa „The Uncanny X-Men”, które drukowane były na początku pochodu Mutantów przez nasz kraj. Mało kto pewnie wtedy wiedział, że Marc, wraz z kilkoma innymi twórcami odeszli w 1992 roku z Marvela, by założyć własne wydawnictwo, gdzie pod egidą Image Comics, mogli zagwarantować sobie artystyczną swobodę i prawa do stworzonych przez nich postaci. To właśnie dzięki Image poznaliśmy słynnego „Spawna” napisanego i narysowanego przez Todda McFarlane’a, czy Wild C.A.T.S Jima Lee (z którego to komiksu „pożyczyłem” sobie Griftera). Skąd więc ta TopKrowa? To po prostu jeden z inprintów Image Comics należący do Marca, który w pewnym momencie miał konflikt z innym autorem Image i przez jakiś czas działał na własną rękę. Później do Image wrócił. Czy z tego nie robi się nam powoli telenowela w stylu „Mody na sukces” w świecie komiksowym? Blisko, blisko. Image Comics też jest dziś w innym miejscu niż kiedyś i czytanie, który autor jest gdzie i do kogo teraz należą prawa do określonych postaci, jak nic oddaje charakter oper mydlanych. Tylko scen łóżkowych pewnie było mniej…

Komiks nowy od Top Krowy

Ciemność widzę, ciemność…

Jackie Estacado jest sierotą, którego pewnego dnia przygarnia Frankie Franchetti, szef mafijnej organizacji, który z dzieciaka postanawia zrobić swego cyngla, który wypełni jego życzenia śmierci. Jackie nie zamierzał zaprzepaścić szansy – wiedzie sobie podwójne życie jako hitman i playboy (taki Bruce Wayne, tylko po drugiej stronie barykady). I tak sobie hasa po borach i lasach –  tu strzał w głowę, tam w serce, innym razem trzeba kogoś rozjechać na miazgę, a po godzinach frywolny seks. Tylko pierwsza miłość z sierocińca nie daje o sobie zapomnieć, przypomina, że to może nie jest właściwa droga w życiu. Wraz z 21 urodzinami zmienia się dotychczasowe życie Jackiego – od dziś jest w rękach Ciemności – pradawnego kreatora Ciemności i wszystkich nieszczęść tego świata. Staje się beneficjentem niezwykłych mocy, mając jednak świadomość, że zamienia się powoli w bezwolne narzędzie pasożyta, który chce zniewolić jego ciało i umysł. „It’s a Gift…and a Curse”, jak mawiał detektyw Monk.

Komiks spodobał się na tyle, że był kontynuowany przez długie lata (9 numerów zostało wydanych w Polsce przez nieistniejącą już Mandragorę), doczekał się nie tylko występów gościnnych w innych wydawnictwach Image (‘Witchblade’, ‘Cyberforce’), ale także cross-overów. W świecie Marvela spotkał Wolverine’a, Ghost Ridera, Hulka czy Doktora Strange’a, z kolei w DC starł się z Batmanem i dał w ryja Supermanowi (dosłownie – dał mu w ryło i uciekł przez mroczny teleport). Sami widzicie, że Ciemność wyzwań się nie bała. W 2004, wytwórnia Dimension Films (ta od niesławnego dziś Weinsteina) zapowiedziała stworzenie filmu, tyle, że już po roku prawa do marki zostały sprzedane i mieliśmy ciszę. Dwa lata po premierze gry znowu usłyszeliśmy o ekranizacji. I znowu projekt został pożarty przez Ciemność. Ostatni raz fani komiksu łudzili się w 2012 roku, gdy Len Wiseman (reżyser ‘Underworld’ ‘Die Hard 4’, ten, którego największym życiowym sukcesem było bycie mężem seksownej Kate Beckinsale) zapowiedział produkcję filmu. Tak jest – znowu mroczne limbo. Na szczęście udało się z grami wideo.

Dwie spluwy, dwa Węże i pomagier od brudnej roboty – czego chcieć więcej?


  Pierwsze wyjście z mroku…
The Darkness – gra

Jackie Estacado jedzie by odebrać kasę dla swego wujaszka, a tu forsy nie ma, wszędzie gliny, w dodatku wuj-gnój stwierdził, że został wykiwany i wydaje na naszego bohatera wyrok śmierci. I to w dniu jego 21 urodzin. Wreszcie można legalnie w sklepie kupić alkohol, ukochana kobieta czeka w mieszkaniu z tortem (i pewnie nie tylko!) a tu zamiast flaszki, czterech dzikich Siuksów czeka. Nie chcę mleka, nie chcę mleka… Jackie bierze więc w obie ręce spluwy, a ja płaczę jak biednie wygląda tu strzelanie. Żadnego sensownego celowania we wrogów, w dodatku twórcy przypisali pociąganie za spust na triggery L2/R2, bez możliwości zmiany, co jest po prostu pomyłką! Początek gry, z koślawym strzelaniem do ćwoków, w których nie możesz nawet wycelować (druga część zerwała z tym udziwnieniem) wydaje się istną katorgą. Dlaczego wymiana ognia nie została przypisana pod L1/R1? Pewnie dlatego, że to nie prucie ołowiem jest tu najważniejsze, to tylko dodatek, do prawdziwej rzeźni, z dwoma wielkimi Wężami w tle.

Jackie staje się posiadaczem mocy Ciemności, które personifikują się jako Dwa Wielkie Węże zespolone z twoim ciałem. Jeśli grałeś kiedyś w „Star Ocean: The Second Story”, być może pamiętasz Ashtona, który w wyniku pewnego nieudanego czaru, na stale zespolił się ze smokiem z dwoma wężowatymi łbami.

Znajdź jedno podobieństwo. Podopowiedź: 3 litery, pierwsza “w”, ostatnia “ż”

Tamte jednak były grzeczne, a i ludzkim mięsem się nie żywiły. Te Jackiego, to nienasycone bestie. Gdy w pobliżu nie ma żadnego źródła światła (musisz pozbywać się ich bronią palną) odstawiają balet śmierci. Możesz Żmiję wypuścić na zwiady – Megawąż sunie przed siebie i po kolei odgryza twarze nieszczęśników stojących na jego drodze. Kilku wrogów, walących z pistoletów do twej postaci, będzie przeszkodą nie do przejścia, ale wystarczy, że przykucniesz w cieniu i…wyciągniesz swego Węża. A ten Wąż i jego pląs zrobi już co trzeba. Ciepłe jeszcze zwłoki nie powinny się zmarnować, więc na deser możesz zjeść serduszka wrogów. A jeśli grałeś kiedyś w Węża na Nokii 3310 to wiesz, ze pożerając kolejne kuleczki, twój gad rośnie. Starbreeze dobrze odrobiło zadanie domowe z cegłowego telefonu Finów, więc im więcej Wężem serduszek zjesz, tym bardziej rośnie twoja energia życiowa. Sam na swej drodze zżarłem, około 320 pulsujących pomp ssąco-tłoczących, mimo iż do maksymalnego poziomu zdrowia wystarczyło tylko 250. Ale nie mogłem sobie odmówić. Smaczne było!

Na tym siła Ciemności się nie kończy, bo możesz przywoływać pociesznych gargulców. Jeden potrafi wskoczyć na wrogów i pożywić się jego licem, inny pruje z kartaczownicy, jeszcze inny, z radosnym okrzykiem, wbija się we wrogów z odpalonym dynamitem na plecach. Z czasem i ty nauczysz się nowych sztuczek i pozyskasz nowe moce. Przekonasz się też, że twój Pasożyt jest darem, ale i przekleństwem, chcącym przejąć nad tobą kontrolę. To wtedy trafisz na zwrot akcji, który autentycznie potrafi zaskoczyć. Nie ukrywam, że fabuła, przeskakująca przez 2 plany czasowe, jest mocną stroną gry. I widać, że jest tylko małym wycinkiem świata komiksu –  w bonusach znalazłem mnóstwo szkiców koncepcyjnych potworów i postaci, które finalnie w grze się nie znalazły. Jest też komiks podpisany jako ‘Volume 0’, który wyjaśnia genezę klątwy rodziny Estecado. W samej grze nie dowiemy się co “poszło nie tak”, twórcy idą na skróty i zostawiają nas z mnóstwem niewiadomych, ale zdaję sobie sprawę, że nie tak łatwo zaadaptować dekadę komiksu do jednej tylko pozycji, zamkniętej na 10 godzin gry. Mimo oczywistych skrótów, udało się to całkiem nieźle, choć był potencjał (i materiał) na więcej.

The Darkness przegląd griffter

To co, panowie? Napi3#d@*@my?

Twórcy stworzyli coś pomiędzy otwartym światem, a liniowymi poziomami. Wypadowy hub stanowi stacja metra, z której możemy, w zasadzie od początku gry, kierować się w inne rejony miasta, w zależności z której bramki skorzystamy. Dodatkowo możesz dojechać na kolejną stacją, co otwiera kolejne miejscówki. Pomysł ciekawy, dający pozory otwartego świata, z drugiej strony nie mający żadnego uzasadnienia, gdyż gra i tak narzuca nam działanie na określonym terenie, w dodatku czas loadingów jest tak potwornie długi, że bardzo szybko odechciewa się przemieszczania w przeciwne krańce miasta. Chociaż twórcy sprytnie starali się urozmaicić czas ładowania, poprzez umieszczenie na ekranie naszego Jackiego, który opowiada nam o swoim życiu. Dowiemy się wtedy więcej o naszej postaci, jego dzieciństwie, czy życiu cyngla mafii. Innym razem, usłyszymy „gangsterskie mądrości” np. o tym, że „ludzie słabo pływają w betonowych butach”, tudzież opowiastki o „inteligentnych gangsterach”. Mi najbardziej spodobała się ta, w której Jackie mówi o swoim znajomym, który karmił kota biletami metra, gdyż uważał, że są bogate w żelazo. Można więc powiedzieć, że twórcy wybrnęli nieźle. Dodatkowy plus za świetne głosy. Kirk Acevado, (“Fringe”, “Kompania Braci”) jako Jackie, doskonale sprawdza się jako zmęczony i zdołowany człowiek, który nie ma nic do stracenia. Jego, pozbawiony radości życia, zachrypnięty głos, idealnie współgra z człowiekiem, który miota się między zemstą, a popełnieniem samobójstwa. Z drugiej strony mamy Mike’a Pattona jako Ciemność. Tego pana znacie pewnie jako wokalistę Faith No More, czy Tomahawk i widać, że rockman świetnie bawi się tutaj modelując swój głos. Fantastyczne są sceny, w których przedrzeźnia Jackiego, bądź gdy zirytowany i wkurzony drze się na niego, każąc mu zawrócić z obranej ścieżki. Słychać w tym prawdziwy gniew.

Muszę też przyznać, że grze, choć graficznie w 2007 roku niczym nie zachwycała, nie można odmówić dobrej, ponurej oprawy przywodzącej na myśl Nowy Jork lat 70. Zaplute, zarzygane ulice pełne bezdomnych, dilerów, gangów, z odrapanymi ścianami pełnych graffiti w stylu „I like sex”, czy „Fuck my dead head” mogą się podobać. Jeśli oglądałeś kiedyś „Taksówkarza”, czy „Życzenie śmierci” to kojarzysz, z jakim gnojem i brudem będziesz mieć tu do czynienia. Ostatnio podobny setting zastosował Todd Philips w „Jokerze”, co pokazuje, że Nowy Jork końca lat 70 wciąż oddziałuje na zmysły twórców i staje się dobrym narzędziem do budowy ponurej atmosfery bez nadziei na lepsze jutro.

Mniam, wyżerkaaaaaaa!!

Są jeszcze znajdźki – numery telefonów, które można wykorzystać w pobliskiej budce. Wysłuchamy wtedy, nagranych na automatycznych sekretarkach, wiadomości od kompletnych czubków nadających się w większości na odział zamknięty. Do znalezienia jest setka dupereli, co jest przesadą, tym bardziej, że nie licząc okazjonalnego uśmiechu cisnącego się na usta, żadnego innego pożytku z nich nie ma. Lepiej sprawdzają się zadania poboczne – a to trzeba załatwić jakiegoś kapusia, który chce sprzedać Rodzinę, odstrzelić dilera załatwiającego prochy dzieciakom, czy udupić grupę punków, którzy zakłócają ciszę nocną (nie puszczajcie głośno muzy po 22 jeśli nie chcecie spotkać Wielkich Złych Węży!). Fajne jest to, że czasem trzeba trochę pokombinować, gdyż do niektórych, sprytnie ukrytych miejscówek, można dostać się tylko za pomocą naszego Boa Dusiciela. Inna sprawa, że nagrody, w formie kolejnych numerów telefonów, nie są warte skóry taniego Zaskrońca. W 10 godzin, potrzebnych na skończenie gry, zżarłem wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka. A nawet jakby uciekło to Wąż długi i szeroki i sięgał nawet gdzie wzrok nie sięga. Serce, serduszko. Smaczniutki przedsionek prawy, nieco gorzki lewy, dwie komory z rana jak śmietana. Było warto…

Za tę ocenę przesyłam Grifterowi 2 nagie Węże!

Retrometr

Żółty z plusem, seledynowy jak oczy węża po absyncie…


 Drugie wyjście z mroku…
The Darkness II

Natenczas Jackie chwycił na taśmie przypięty
Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty
Jak Wąż Boa, oburącz do ust go przycisnął,
Wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął

Zgadza się – Ciemność powraca!! Jackie zdusił ją i zepchnął ją w głąb swego umysłu, ale ta nie daje o sobie zapomnieć. Nasz bohater, stojąc jedną nogą przed wylotem do bram świętego Piotra, musi znowu zdecydować się na ten sojusz, by ujść z życiem. A później pokonać swoich wrogów. Tym razem przyjdzie mu się zmierzyć z przeciwnikiem potężniejszym niż grupka nieuporządkowanych gangsterów. Czas na walkę z posłańcami Światła. Czas na kolejną wyżerkę serduszek!

Jeden Wąż zżera zdrową wątróbkę, drugi bawi się w Xenomorpha.

Nieco się tu zmieniło. Zamiast ponurego, mrocznego settingu z pierwszej części, grafa została podciągnięta cel-shadingiem i miejscami przypomina komiksowe kadry, wracając do swego rodowodu, z drugiej, można wnioskować, że miało to zakamuflować mniejszy budżet produkcji, który nie jest w stanie zaoferować graficznej ekstazy. Twórcy (tym razem Digital Extremes, twórcy znani głównie z rynku PC i  konwersji gier innych studiów np. ‘Bioshock’ na PS3) postawili na wyjątkowo intensywne doznanie, zastępując pół-otwarty świat do bólu liniową ścieżką złożoną z 19 rozdziałów, którą skończysz w 6 godzin.

Zapomnijcie o akcjach z pełzającym Wężem, którym atakujesz skryty w mroku. Tu nikt nie każe ci się bawić w podchody, bo Czarnymi Mambami dosłownie batożysz swych wrogów. Wychylając odpowiednio gałkę siekasz Wężem w poziomie bądź w pionie, a twoi wrogowie są członkowani na twych oczach. A gdy biedaczek klęka przed tobą, dusząc się krwią, możesz mu zapodać finiszera. Te są wyjątkowo brutalne, po których ujrzeniu, wojownicy z serii “Mortal Kombat” musieliby się leczyć z PTSD (o devach pracujących przy MK 11 nie wspominając!). Im lepsze wykończenia, tym więcej punktów doświadczenia dostajesz, a te spożytkować możesz na 4 drzewka umiejętności, wśród których znajdziesz stare, dobre narzędzia mordu np. Czarna Dziura, czy Spluwy Ciemności (nielimitowana amunicja przez krótki czas). O ile w jedynce odblokowywałeś je wraz z postępami fabularnymi, o tyle tym razem, sam musisz zdecydować, jak wolisz grać i jaką umiejętność chcesz wygenerować. Wybierz mądrze – gdyż punktów nie ma tyle byś zgarnął wszystko za pierwszym podejściem. Sam odblokowałem wszystko dopiero w ostatnim rozdziale, pod koniec…drugiego przejścia gry. Wszystko jest na drzewkach ładnie opisane, więc, nomen omen, w Ciemności nie będziesz błądzić.

Bestialus Głodomorus Szatanus Fallusus w akcji

Pozycja stawia na niezwykle dynamiczną młóckę bez przestojów w narracji. Zapomnij o zadaniach pobocznych i przemieszczaniu się po stacjach metra. Po intensywnym początku, każdy kolejny rozdział każe ci bez opamiętania gnać naprzód. Owszem, tu też pojawia się baza wypadowa w postaci twej rezydencji, ale jest to krótki przystanek, który służy do pogadania z twymi kompanami, nakierowującymi cię na kolejne zadanie. Gra cały czas każe nam odwiedzać nowe miejsca, znika maniera pierwszej części, gdzie kolejne misje toczyły się w znanych wcześniej miejscówkach. Tu na nudę nie możesz narzekać, a fabuła ciekawie odsłania kolejne, komiksowe karty i tajemnice Ciemności prowadzącej odwieczny pojedynek ze Światłem. Także i tutaj, mamy dość ciekawy zwrot akcji (choć nie tak szokującego kalibru jak w części pierwszej), gdzie trafiamy w pewne…dziwne miejsce. Polecam rozmawiać tam (później będziemy tam wracać), z gościem, który odstawia teatrzyk pacynek. Śmiechu jest przy nim cała gnojówa – muszę docenić, że nawet w depresyjnych poziomach, twórcy potrafili zaimplementować niegłupi, szyderczy humor. Wraca też nasz Gargulec, tym razem jednak nie uczyniono z niego mięsa armatniego, ale nadano mu osobowość i pokuszono się o mocniejszą interakcję z naszym bohaterem, którego to Rzygacz nazywa pociesznie „małpką”. Oczywiście Rzygacza zawsze można zwinąć w mackę naszego Gniewosza Plamistego i rzucić nim we wroga, który straci twarz – w przenośni i dosłownie. Smacznego Gargi!

W kwestii moich ukochanych duperelek do zbierania – tym razem, zamiast bezużytecznych numerów telefonów, mamy 29 Reliktów, które stanowią porządny zastrzyk punktów doświadczenia. Przy okazji, o zebranych przedmiotach, możemy wysłuchać historii, które rzucają nowe światło na biblijną, judeo-chrześcijańską mitologię np. o prawdziwej motywacji Jahwe w kwestii wielkiego potopu, morderstwie Kaina, tułaczce Mojżesza, tajemniczej lampy świecącej duszami tysiąca zabitych dzieci, czy burdelu zwyrodnialca – papieża Jana XII. Nieźle jest to napisane, więc jak mało kiedy, wysłuchałem treści o wszystkich, znalezionych przez siebie pierdołach.

Ten pan porwał się z motyką na Słońce. Z czym do moich Węży?

Bawiłem się dobrze. I mam nadzieję (nadzieja umiera ostatnia, jest matką głupich, blableblu), że wydawca 2KGames, kiedyś zleci komuś skończenie tej opowieści (tja). Niestety, gra kończy się małym cliffhangerem, który nigdy nie znalazł konkluzji. Może nie jest to najbezczelniejsze zawieszenie akcji w historii gier, ale trzeba mieć świadomość, że wątki nie zostały zakończone, a koniec gry sprawia wrażenie, jakbyśmy właśnie dobrnęli do połowy, a prawdziwa zabawa dopiero ma się zacząć. Umcyk zbity. To już koniec. Ciąg dalszy nie nadchodzi od 2012 roku. Ciemność widzę, ciemność…

Żółty z plusem, seledynowy jak oczy węża po absyncie…

Retrometr


Nie boję się, gdy Ciemno jest, ojciec mi kupił świecący dres
(czyli najkrótsze podsumowanie świata)

Ojciec, grać? No jasne, ze grać! To naprawdę fajne pozycje. W annałach najlepszych gier się nie zapiszą, ale nie ma to jak sterować Wężem Boa. Długim, cętkowanym, krętym…

Siedzę sobie na tronie i czekam na “trójkę”. Ile jeszcze? Węże się niecierpliwią!

AUTOR: Tomasz Żamojtuk
“Grifter”

Abandon all hope, you who enter here.