Recenzja | Crazy Taxi 3: High Roller (PC, XBOX)

Wyobraźcie sobie, że jesteście taksówkarzem i robicie to, co typowy przedstawiciel tegoż zawodu niebędący bohaterem serii GTA robi najlepiej – rozwozi klientów. Oczywiście sama jazda od punktu A do B w grze wideo byłaby raczej nudna jak na produkt od twórców niebieskiego jeża, więc postanowiono dodać nieco pikanterii. Witajcie w niezwykłym świecie gdzie tutaj liczy się przede wszystkim styl, ale też i szybkość, a no i zapomnijcie o jakichkolwiek zasadach ruchu drogowego. Zapnijcie pasy, bo czeka Was ostra i niezapomniana przejażdżka.

Crazy Taxi 3: High Roller

SEGA – PC, XBOX (2002)

Zręcznościowa

Same zasady rozgrywki z pozoru są niezwykle proste i nie zmieniły się od czasów jedynki – ot wybieramy jednego z kilku kierowców do wyboru, następnie miasto będące obiektem naszych działań i ruszamy rozwozić klientów – im więcej wykonamy szalonych trików i im szybciej dotrzemy do punktu przeznaczenia dostajemy więcej napiwku – a im człowiek ma więcej kasy tym bardziej szczęśliwy, więc zaraz bierzemy się za następnego do oskubania z kasy. Jednak diabeł tkwi w szczegółach, w zależności od koloru ikonki która towarzyszy nad klientem taki dystans będziemy mieli do przemierzenia – czerwoni zazwyczaj wysiądą za rogiem po 10 sekundowej przejażdżce, zieloni odbędą podróż liczoną w kilometrach oraz wartości pośrednie w kolorze pomarańczowym i żółtym – a musimy pamiętać że każdy oczekuje od nas dotarcia do celu w określonym przez niego czasie – jak licznik osiągnie zero, ot tak bez podania żadnej przyczyny wyskakuje z wozu nie zważając że pędzimy ponad 200 kilometrów na godzinę – pełen realizm, co nie? ;)

Warto na start dodać że w szalonej taksówce trzy doszedł nowy typ klientów, a właściwie to przeniesiono ten bajer z dwójki – czyli grupki dwóch, trzech lub czterech pasażerów symbolizowane niebieskim, bądź seledynowym kręgiem, których to musimy zawieźć całą zgraję w różne miejsca przed końcem czasu bo inaczej nici z wypłaty – a warto zaryzykować, bo im większa grupka, tym większy mnożnik. Przykładowo podczas skoku wykonujemy combo 0.25$ + 1.$ + 2.25$ + 4$ – przy pojedynczym kolesiu otrzymamy 7.5$, ale jak weźmiemy czwóreczkę uzyskamy aż 30 dolców za jedną kombinację – jest różnica, prawda?

Szalone drifty w mieście z jedynki

Zgodnie z zasadą easy to learn, hard to master przez pierwsze parę minut autorzy dają nam fory, byśmy mogli spokojnie dojechać, odkryć i zapamiętać jakby tu najefektywniej oraz najszybciej dotrzeć do danej miejscówki by ten wręczył nam jak najwięcej gotówki. Jako że tytuł ma korzenie z automatów arcade to i sterowanie nie należy do zbytnio skomplikowanych – strzałkami, czy tam grzybkiem sterujemy pojazdem, a klawiszem „A” i „S” (na klawiaturze) zmieniamy biegi (przód i tył), przy okazji wykonując tricki – im dłuższa kombinacja combo bez kolizji z innym autem, tym więcej kasy na nasze konto poleci. Oprócz znanego z oryginału Crazy Drift i Crazy Through – to jest wymijania samochodów „o włos” w trójce zaserwowano nam dodatkowo ulepszone Crazy Dash pozwalające na natychmiastowe przyspieszenie naszej bryki, tak bardzo że aż opony się zapalają oraz znany dla posiadaczom dwójki Crazy Hop czyli… skakanie (z użyciem spacji w wersji PC), które może wydawać się dziwnie, ale bardzo ułatwia życie – w szczególności przy omijaniu korków – eh, gdyby tylko w prawdziwym życiu tak się dało.

Tryby gry także zbytnio nie uległy zmianie – jazda po mieście w trybie 3, 5 lub 10 minutowym, właściwa kampania w której naszym celem jest zarobienie co najmniej 5 tysięcy dolarów, zdobywając rangę S oraz Crazy X będący zbiorem minigierek będącym w zasadzie nieco hardkorowym samouczkiem, w którym nauczymy się podstawowych, a także bardziej zaawansowanych sztuczek niezbędnych do bycia pro w tym szpilu. Trzeba przyznać że twórcy nie zawiedli na tym polu jeżeli chodzi o oryginalność, oprócz standardowych sekcji platformowych, wyścigowych, będziemy przebijać balony, skakać ze skoczni narciarskiej niczym Małysz, rozbijać kulę dyskotekową, wziąć udział w samochodowym footbolu amerykańskim, gonić UFO, wcielić się w kulę do kręgli, zawieźć 40 ludzi w 9 minut, wyścig dookoła mapy oraz mój faworyt: zawieźć klienta podczas armageddonu – tyle że zamiast meteorytów są samochody wyrzucane przez tornado. Warto się przemęczyć i ukończyć wszystkie misje bo twórcy przygotowali masę bonusowego kontentu dla najbardziej wytrwałych – od interaktywnej mapy, przez sekretne pojazdy, po alternatywną kampanię i pewną fajową niespodziankę, której Wam nie wyjawię.

Szalona Złotówa dostarcza wrażeń i fachowej obsługi po raz trzeci

Dobra, skoro poznaliśmy podstawy rozgrywki przyjrzyjmy się głównemu daniu gry – czyli miejscówki. Pierwsze miasto West Coast powinno być znane wszystkim fanom serii – stare dobre miasto z jedynki wprost z automatu arcade z lekkimi modyfikacjami – pozmieniano położenie klientów oraz dodano parę nowych miejscówek jak wejście do wesołego miasteczka przy wjeździe na autostradę. Ci, którzy nie grali wcześniej w żadną odsłonę to przypomnę – metropolia stylizowana na San Francisco pełna krętych uliczek oraz wzniesień, którą to można podzielić na trzy sekcję – najmniej ruchliwą i najłatwiejszą startową z okolicznymi sklepikami oraz parkami, „centrum” pełnego wieżowców, galerii handlowych, hotelów oraz oczywiście zatłoczonych ulic, a także łącznika pełnego w tereny zielone oraz autostradę w której non stop spotkamy ciężarówki jadące donikąd. Na każde miasto mamy do wyboru dwórkę zwariowanych taksówkarzy różniących się wyglądem, posiadaną bryką oraz jej parametrami. Tak więc najbardziej wyluzowany i najmłodszy z paczki zielonowłosy Axel idealny będzie dla początkujących ze swoją zbalansowaną maszyną, ciemnoskóry B.D. Joe ma najszybszą brykę w mieście oraz lepszą podatność do osiągnięcia lepszych driftów kosztem przyczepności, rudowłosa Gena zaplusuje przyspieszeniem, hamulcami oraz lepszym prowadzeniem wozu, przez co będzie ciężej o efektowne ślizgi, a Gus mający parę latek na karku będzie podbijał ulice miasta najwolniejszym i najcięższym pojazdem idealnie przystosowanym do wykręcania szalonych trików – na pierwszy rzut oka nie widać tych różnic, ale jak przejedziecie się za piątym, czy dziesiątym razem odczujecie te pomniejsze zmiany.

Z całej trójki West Coast jest najbardziej przystępnym miastem, idealnym zarówno dla nowicjuszy jak i dla tych co chcą bić co raz to bardziej zwariowane rekordy.

Nawet będąc pod wodą klienci wiedzą którędy jechać

Drugim miasteczkiem jest Glitter Oasis – wypisz, wymaluj – Las Vegas. Nocne miasto pełne neonów w których można sporo dorobić oraz pobliski kanion, w którym łatwo się zagubić podczas jazdy po rozmaitych wzniesieniach, czy bezkresnych pustkowiach. To właśnie tutaj czekają na nas najdłuższe przejażdżki z całej grze – nieraz będziemy musieli przebyć 4 przystanki o długości blisko trzech kilometrów w 150 sekund. Swoją drogą – skoro jeden kilometr da się osiągnąć w około 30 – 50 sekund to z jaką prędkością zasuwają te taksówki?! No chyba że tak jak w serii GTA jest tu umowny przelicznik 1 sekunda = 1 minuta, z pewnością SEGA nie zastanawiała się nad tą kwestią ;)

W tym jedynym unikalnym, nie powtarzającym się w żadnej innej części mieście dostajemy najciekawszą i najbardziej zwariowaną czwórkę kierowców w pojazdach: ognistowłosy Angel w swym retro cadillacu stylizowany lekko na Axela z jedynki, Bixbite mającego najszybszą brykę na mieście (mój ulubieniec do bicia rekordów), Mrs Venus z jej ogromnym ognistym SUVem, no i stylowy Zax wyglądający jak Duke Nukem na emeryturze – owszem można było by się czepić że to klony swoich poprzedników z jedynki, ale ich bryki jakże wspaniale wyglądają, a jak się je prowadzi – normalnie, miód malina – no i dobrze, bo klienci w Glitter Oasis nie cackają się i wymagają od nas jeszcze szybszej, szaleńczej jazdy – o ile na mieście poziom trudności zbliżony jest do West Coast, tak w kanionie przez pierwsze kilka partyjek ludziska nieraz wyskoczą z naszego rumaka, gdy my będziemy się zastanawiać czy pole kempingowe jest w górnej, czy w dolnej części kanionu, a na pomyłkę nie ma czasu, bo jazda pod górę zabierze nam dobre 20 sekund, które czasem uniemożliwi dotarcie na czas, w szczególności jak podwozimy grupkę.

Jest jeszcze trzecie miasto – Small Apple w prost z poprzedniej odsłony, tym razem w wersji nocnej – nie takie małe jakby się wydawało po nazwie – najcięższe w całej serii – nawet Original z CT1 był prostszy, dlaczego? Otóż powody są bajecznie proste: masa skrzyżowań, nie raz gubiąca się strzałka pokazująca kierunek, wymóg skakania po dachach by jakoś dotrzeć na czas (na przykład na uniwersytet), uliczki pełne pojazdów oraz wyśrubowane limity czasowe – przez pierwsze kilkanaście podejść ciężko tu wbić rangę A, a co dopiero S. Jedynym sensownym rozwiązaniem, by osiągnąć w miarę konkretny wynik to zapamiętanie kilku wybranych punktów na mieście oraz skrótów prowadzących do nich – wiem że niektórym się to nie spodoba, ale cóż – jak mus to mus. Ostatnia grupka kierowców, którymi będziemy kierować to dwaj panowie Shlash oraz Ice Man z klatami na wierzchu oraz Cinnamon najmłodsza ze wszystkich kierowców – niby spoko, ale brakuje im tego czegoś jak w poprzedniej ósemce, jedynym wyjątkiem jest mój kolejny faworyt – HOT-D, 78 letni zwariowany dziadunio w swej sportowej limuzynie z lat 40-tych, który gdzieś ma spokojne, bezstresowe życie emeryta. Po szybkiej kalkulacji można łatwo stwierdzić że w Crazy Taxi 3 mamy aż 12 kierowców do wyboru! A jako że na każdego przypadają 3 bonusowe bryki to uzyskujemy 48 różnych kombinacji! Osobiście cieszy mnie fakt że tym razem dano nie dwa, a trzy miasta (i do tego różnorodne!), jednak przydałby się jeszcze jedno, będące balansem pomiędzy w miarę prostym miastem z jedynki, a pozostałymi cięższymi.

Bryki tu latają niczym Małysz z nartami za kierownicą

Czym byłby Crazy Taxi bez świetnego soundtracku? Ci którzy wychowali się na płytowej wersji pecetowej jedynki (czyli moim zdaniem tej odrobinę lepszej – kwestia gustu) uradują się faktem że większość utworów z tej właśnie wersji przeniesiono do trójeczki, a ci co grali na Dreamcascie / Steamie nie posłuchają „swoich” hitów – no ale cóż – nie w sposób wszystkim dogodzić – no chyba że posiadacie Xboxowe wydanie – tam jest po staremu – zresztą nie pierwszy raz w historii serii były takowe akcje. No ale skoro wersja pecetowa jest obiektem tejże recenzji to powiem Wam że ci którzy zagrali w Ford Racing 2 oraz Starsky and Hutch będą słyszeć znajome utwory plus parę nowych w rytmie rocka, które prezentują się wyśmienicie!

Graficznie tytuł prezentuje się wyjątkowo dobrze, przez pierwsze parę chwil zastanawiałem się czy aby na pewno CT3 wydano w 2002 a nie dwa lata później, chociaż tak prawdę mówiąc to jedynka też się prezentuje nie najgorzej mimo tych 21 lat na karku (eh jak ten czas leci). Jedynie co może z początku przeszkadzać to rozmywające się neony i światła przy jakimkolwiek ruchu w poziomach nocnych (czyli przez większą część gry) – jednak jest to kwestia do przyzwyczajenia.

Na zakończenie jeszcze dodam że w porównaniu do jedynki trzecia szalona taksówka jest nieco trudniejsza, na potrzeby recenzji oraz z własnej ciekawości wróciłem na chwilę do wcześniejszej odsłony i zaraz po rozpoczęciu nowej gry minęły aż ze dwie godzinki nim ujrzałem napis Game Over, przy okazji wbijając maksymalną rangę CRAZY!!! mając 60 tysięcy na koncie (przypominam że do ukończenia gry wymagane jest zdobycie minimum 5000$), dla porównania w trójce takowy wynik możemy uzyskać (o ile oczywiście damy radę) w tak mniej więcej pół godziny. Tak nawiasem mówiąc SEGA w trójce dodała parę nowych ocen naszej szalonej jazdy dla największych wymiataczy (w jedynce mieliśmy 9 rang), a jakich? Na to pytanie będziecie musieli odpowiedzieć sami.

Trzeba przyznać że wyjątkowo wytrzymałe są te drogi mimo iż non stop się je podpala

Czyli jak – trzecie taksi jest tytułem idealnym? No oczywiście że tak – dynamiczna rozgrywka, masa rzeczy do odblokowania i ogrania, wszystko to co najlepsze z poprzednich części, no i prześwietna muza (choć mogli by dać więcej). Prawdę mówiąc gdyby nie jedno nowe miasto to byśmy mieli co najwyżej remake / złotą edycję, a tak dostaliśmy idealne podsumowanie tej niezapomnianej serii, szkoda tylko że nie doczekaliśmy się czwartej części przez te lata, jedynie co dostaliśmy to parę nic nie wartych mobilek żerujących na licencji i tak samo jak z Raymanem 4 nic nie zapowiada się żeby powstała kontynuacja z prawdziwego zdarzenia – tak czy inaczej – hit na medal, lepszej gry z taksówkami nie znajdziecie!

Retrometr

Ciekawostka: tak w prawdzie mówiąc ukazała się jeszcze jedna odsłona w 2001 na konsolach: Simpsons: Road Rage oparty na popularnym serialu będący znacznie uboższą wersją szalonej taksówki, tak bardzo podobną do hitu SEGi że Fox oraz EA mieli nieprzyjemności prawne za bezczelne skopiowanie ich tytułu.

Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC