Recenzja | Fire Emblem: Shadow Dragon (NDS, WiiU)

Jest parę serii gier na konsolach Niny, które są regularnie wydawane i wyłącznie i od samego początku istnienia NES-a. Jedną z nich jest niewątpliwie cykl Fire Emblem. Pierwsza część serii została wydana w 1990 roku i nie wyszła poza granicę kraju kwitnącej wiśni. Fire Emblem: Shadow Dragon and the Blade of Light, bo tak się nazywał debiut, był kombinacją taktycznej gry i jRPGa w stylistyce mangowej fantastyki o ciekawej mechanice. Dziś opowiem Wam o remake’u tej gry na handhelda, jakim jest Nintendo Dual Screen.


Fire Emblem: Shadow Dragon

Intelligent Systems – NDS (2009), Wii U (2015)

Fire Emblem: Shadow Dragon

Taktyczna jRPG

Remake pierwszej części został zatytułowany po prostu Shadow Dragon. Na fikcyjnym kontynencie Archanea doszło do straszliwej katastrofy — zostało najechane przez Imperium Dolhr, dowodzone przez tytułowego Smoka Cienia — Medeusa. Kiedy Medeus siał spustoszenie na lądzie, Anri, młodzieniec z Altei, zgładził Medeusa Ostrzem Światła, czyli Falchionem. Ład po zażegnaniu zła trwał zaledwie jeden wiek – 100 lat później Medeus zmartwychwstał. Połączył on siły z niejakim Gharnefem i wspólnie zaatakowali Archaneę, odnosząc przy tym zwycięstwo. Falchion, czyli Ostrze Światła przetrwało w królestwie Altei u Korneliusza — następcy bohaterskiego Anri sprzed wieku. Korneliusz, nie zwlekając, wyruszył w bój. Tymczasem jego syn — Marth, czekał na swojego ojca w królestwie Altei, trenując szermierkę. Książę został jednak zaatakowany, na szczęście zdołał uciec do Talys. Po wielu latach wyruszył, by odzyskać swoje królestwo.

Fire Emblem: Shadow Dragon

Różnic pomiędzy wznowieniem a oryginałem jest bardzo dużo.

Niebieskowłosy książę Marth, ostatnio kojarzony, przede wszystkim, jako grywalna postać w Smash Brosach, jest zatem głównym protagonistą w grze. Oprócz niego, podczas trwania całej gry, można zwerbować do walki aż 58 postaci, w tym 7 jest ekskluzywnych dla tej części i nie wystąpiły nigdy później. Fire Emblem znany jest z mechaniki: permanent death (nieodwracalna śmierć), polega na tym, że gdy jakaś grywalna postać (oprócz Martha i innych postaci, w zależności od misji) straci wszystkie punkty HP, wówczas definitywnie ginie, nie przechodząc dalej przez następne rozdziały w grze. Postać taka zostaje przywołana dopiero podczas napisów końcowych, wymieniana jako „umarła w chwale”. Jest to jedno z ciekawszych rozwiązań, jakie było mi dane zobaczyć w jRPGach.

Fire Emblem: Shadow Dragon

Tak prezentuje się obraz tuż przed walką. Jest czytelnie i zrozumiale.

Na czym w skrócie polega taka rozgrywka w Fire Emblem? Każdy rozdział zaczynamy od planszy, która została podzielona równo na kwadraty. Jeden kwadrat to jedno pole dla postaci. System gry jest turowy, a o tym, jak daleki ruch możemy wykonać, zależy najczęściej od klasy postaci. Gdy poruszamy się koniem, pegazem, czy smokiem to oczywiste, że mamy przewagę ruchową, natomiast magowie, księża, rycerze poruszają się znacznie wolniej. To samo się tyczy pól, które służą do ataku — posiadacze łuku, rzutnych włóczni, toporków, księgi magów, potrafią atakować z dalszej odległości. Kiedy spełnimy warunek misji, wygrywamy rozdział.

Bohaterowie i wrogowie podzieleni są na klasy, w grze jest ich mnóstwo, bo aż 20 — od powolnych opancerzonych rycerzy, po latających smoczych jeźdźców. W remake’u nowością jest dość swobodna zmiana klasy postaci, która mnie osobiście nie przypadła do gustu. W serii FE jestem przyzwyczajony do indywidualnych, pierwotnych klas postaci nie ingerując w nie. Bronie działają według utartego przez cykl schematu:

Miecz ma przewagę nad toporami, topory zaś są silne na włócznie, a włócznie są dobre na miecze. Trójkąt się zamyka.

Fire Emblem: Shadow Dragon

Słynna animacja podczas walki. Tym razem Marth natrafił na włócznika — tym samym zada mu mniej obrażeń.

Graficznie nie jest najgorzej, jednak jakoś oprawa nie spodobała mi się w tym remake’u. Praktycznie brak żywych kolorów, przez co wizualnie wydaje się jakby mniej mangowo. Za to sam gameplay jest wygodny — możemy dość często zapisywać stan gry, dwa ekrany handhelda Niny jak zwykle ułatwiają sprawę, wyświetlając informacje o jednostkach, ukazując mapę, czy dialogi bohaterów i to jest zdecydowanie na plus. Poza tym to właśnie w tej części poznajemy, czym właściwie jest Ognisty Emblemat i wcale nie musimy znać japońskiego pisma, aby się tego dowiedzieć. FE to idealna gra na konsole przenośne, ponieważ zastosowany tu system tur pozwala nam na szybkie przerwanie gry, a w trakcie ruchu przeciwnika, możemy na przykład zaparzyć herbatę.

Rozdziały zaprojektowane są dobrze — nie czułem przy nich większego znużenia, mnogość postaci zarówno grywalnych, jak i wrogich jest wystarczająco dużo. Twórcy postarali się, aby etapy nie powtarzały się i różniły się od siebie. Jednakże nie poleciłbym tego remake’u graczom rozpoczynającym przygodę z FE. Dobrze jest zacząć przygodę chronologicznie od początku, jednak nie w tym wypadku. Można się zniechęcić do serii, a po co, skoro kolejne części są dużo lepsze? Podsumowując, Cień Smoka jest grą niestety posiadającą wady, które na szczęście nie zniechęciły mnie do przejścia gry do końca. Nie usatysfakcjonowała mnie też do tego stopnia, żeby grze wręczyć zielony retrometr. Zostaje zatem:

Retrometr

 

Sentymentalny pasjonat oldshoolowych gier i meloman. Oprócz grania z feelingiem lubi oddawać się licznym pasjom. Ulubione gatunki: beat ’em up, arcade, survival horror, slashery, platformówki, bijatyki, RPG, turowe, FPSy, co-opy. Przede wszystkim stare miodne gry. Posiadane platformy: Sega Megadrive 16 bit, Ps2 Slim, PS4, PC, GCN, Nintendo Wii: emulatory i homebrew, Nintendo Switch oraz ulubione MAME. Pożycza też konsole od znajomych :-)