Recenzja | Fury Unleashed (PC, PlayStation 4, Xbox One, Nintendo Switch)

Fury UnleashedDziś będzie o Uwolnionej Furii, czyli kolejna gra „made in Poland”. Tym razem od twórców całkiem fajowej platformówki w stylu amigowskim pod tytułem Oozi: Earth Adventure. Wcielamy się w napakowanego herosa dzierżącego broń palną i ręczną w obu dłoniach. Oczywiście nie bez powodu, bowiem na naszej drodze czekać będą wszelakie maszkarony, między innymi szkielety, ufoki, czołgi, helikoptery, zabójcze rośliny, toksyczne owady… no jest tego trochę. No dobra, ale z czym to się je? O tym przekonacie się już za moment.


Fury Unleashed

Awesome Games Studio – PC, PlayStation 4, Xbox One, Nintendo Switch (2020)

Roguelike run and gun

Na samym początku warto wspomnieć o dość niecodziennej, wręcz komiksowej oprawie graficznej, która jest tu jak najbardziej na miejscu, gdyż podobnie jak w kultowym Comix Zone podróżujemy w świecie komiksu. Podobnie jak w hicie od SEGI będziemy przeskakiwać pomiędzy kolejnymi okienkami, by dotrzeć do wyjścia oznaczającego koniec danego rozdziału po to, by kontynuować ostrą masakrę w następnym poziomie.

Jak wcześniej przeczytaliście, będziemy walczyć z rozmaitymi przeciwnikami, jak i z „naturalnymi elementami otoczenia”: kolce, wirujące ostrza i takie tam inne – wiadomo standard. Ale charakter rozgrywki już nie aż tak standardowy, gdyż Fury Unleashed zawiera elementy roguelike, to są losowo generowane pomieszczenia i elementy otoczenia oraz możliwość rozwoju głównej postaci po każdej śmierci bohatera. A będziemy umierać często, przynajmniej na początku. Po krótkim samouczku uczącym zasad rozgrywki zostaniemy wrzuceni w brutalne realia gry, gdzie trup ściele się gęsto i często, za co jesteśmy nagradzani. Tu z pomocą przychodzi pasek combo rosnący z każdym kolejnym fragiem, mnożący nasze punkty doświadczenia, w tym przypadku czarny tusz. Dzięki umiejętności teleportacji możemy przenieść się na drugi koniec mapy i utrzymać kombinację, pod warunkiem, że dany obszar został odkryty.

Tempo w grze jest zawrotne, śmiem twierdzić, że jest odrobinkę szybsze w porównaniu do Contry i Metal Sluga, co jest jak najbardziej na plus. Cały czas coś się dzieje, praktycznie co chwilę gra podrzuca wszelakie wyzwania typu: „pokonaj X wrogów tylko bronią białą”, skrzynie z nowymi broniami, czy chociażby ukrywający się na kartach komiksu minibossowie. Skoro o orężu mowa, to tutaj mamy dość zróżnicowane wyposażenie: uzi, karabiny maszynowe, strzelby, snajperki, miotacze ognia, miotacze lodu, rakietnice, granatniki, uzi na gwoździe (gwoździownice?), lasery, miotacze dusz, mini BFG. Fani broni ręcznej też znajdą coś dla siebie: miecze, topory, katany, buławy, kije baseballowe, czasem trafi się też na patelnie – do wyboru, do koloru.

Oczywiście na starcie nie mamy dostępu do wszystkich dobroci, bo po prostu by było za łatwo i zbyt nudno. Aby zdobyć nową zabawkę do kolekcji, musimy trafić na monochromatyczny nawiedzony pokój w którym zostaniemy uwięzieni, dopóki nie pokonali nacierającej na nas fali wrogów. Po uporaniu się z problemem wybieramy jeden ze szkicu z paru do wyboru i szukamy sklepu, by sfinalizować zamówienie. Od teraz będziemy mogli zdobyć dany rodzaj broni w skrzyni albo kupić u osiedlowego kupca za zdobyte złote krople tuszu.

Do dyspozycji mamy łącznie cztery różnorodne światy, każdy z unikalną paletą wrogów, pułapek, oraz bossów (mniejszych oraz większych) czekających na naszego herosa. W pierwszym świecie będącej dżunglą zmierzymy się z szamanami i magicznymi stworami, następnie powędrujemy do bunkra pseudonazistów i zmierzymy się z ich nowoczesnymi, morderczymi maszynami, by potem wylądować w statku obcych i ich nieziemskimi technologiami. Naszą przygodę zakończymy w szkicowniku głównego złego, w którym czekają najpotężniejsi wrogowie, no i finalny boss. Ale zanim do niego trafimy, musimy albo ukończyć wszystkie światy bez straty życia, albo odblokować sobie start od danego poziomu kończąc poprzedni trzykrotnie, to jest aby zaczynać od drugiego etapu musimy pozbyć się 3 szefów ze świata pierwszego.

Jak sami widzicie, gra wygląda ładnie, mimo że nie zawsze mamy czas na podziwianie kart komiksu. Trochę inaczej jest jeżeli chodzi o gameplay. Jak w większości gier z losowo generowanymi poziomami z czasem zaczynamy dostrzegać powtarzające się pokoje i schematy oraz zmęczenie materiału. No cóż, taka jest definicja tego gatunku i nie da się z tym nic zrobić. Albo masz z góry definiowane dobrze zaprojektowane poziomy kosztem długości gry, albo wręcz odwrotnie.

Największym minusem, według mnie oczywiście, to zmuszanie gracza do gigantycznego maratonu grindu. Jak wcześniej wspomniałem za każdego pokonanego przeciwnika, dostajemy czarny tusz będący odpowiednikiem punktów doświadczenia, niczym w grze RPG za które uzyskujemy kolejne poziomy postaci, w momencie gdy nasz pasek życia osiągnie wartość zero. Na każdy nowy poziom postaci uzyskujemy jeden punkt umiejętności, rozwijając postać o większą wytrzymałość, dłużej trwające combo, dodatkowe tarcze chroniące, możliwość noszenia większej ilości granatów i tak dalej. Problem w tym że im mocniejsze ulepszenie tym więcej punktów ono wymaga, co jest jak najbardziej naturalne, tyle żeby odczuć rezultaty (i rzadziej ginąć) trzeba wydać co najmniej 100 punktów, a średnio na jedną partyjkę uzyskujemy tak mniej więcej od 0 do 2 (im wyższy poziom tym więcej tuszu trzeba zdobyć). Oczywiście są na to dwa rozwiązania – albo grindować przez dobre 6 godzin, albo przejść na ciemną stronę mocy dodając kilkanaście tysięcy kulek przy pomocy Cheat Engine. Tak wiem, że na tym polega zabawa w roguelike, tyle że nie każdemu chce się powtarzać jedno i to samo przez najbliższe parętnaście godzin.

Od razu piszę, że Fury Unleashed nie jest łatwą grą, zresztą sami twórcy dają graczowi o tym znać, ustawiając poziom trudny jako ten domyślny. Możemy pokusić się na grę na easy, jednak nie zdobędziemy za to większości osiągnięć steam (jeżeli by komuś na tym zależało), zresztą ci, co ukończyli Contrę czy Metal Sluga, powinni sobie dać radę, wystarczy tylko pamiętać o odpowiednim doborze broni oraz o unikaniu wrogich pocisków ze wszystkich stron. Ci, co uwielbiają wyzwania mam dobrą wiadomość, są jeszcze dwa stopnie trudności do odblokowania oraz dwa bonusowe tryby – jeden zamieniający grę w SUPERHOT (świetny pomysł tak swoją drogą), a drugi w Crypt of the NecroDancer. Dla nieznających powyższych tytułów już wyjaśniam, w pierwszym czas płynie tylko w momencie gdy wykonujemy jakikolwiek ruch, w drugim trzeba poruszać się i atakować zgodnie z ustalonym rytmem, zawsze jakaś miła odskocznia od głównego trybu zabawy, niestety nie dostajemy tuszy za granie w te bonusy.

Tak więc czy uwolniona furia to tytuł wart polecenia? Owszem, wiadomo, że Painkiler toto nie jest, ot miłe popykadło do pogrania sobie, gdy akurat nie mamy wystarczająco dużo czasu, by zanurzyć się w jakąś poważniejszą rozgrywkę (jedna partyjka może trwać 5 – 25 minut).

Plusy:

  • szybkie tempo rozgrywki,
  • możliwość zagrania we dwójkę po sieci,
  • barwna, komiksowa grafika,
  • masa broni do wyboru,
  • ciekawe zaprojektowani bossowie.

Minusy:

  • grind, grind i jeszcze raz grind (dla tych którzy za tym nie przepadają),
  • po dłuższym czasie można odczuć zmęczenie materiału.

Retrometr


RECENZJA BORSUKA!

Co ja tu będę pierdoolił jakieś kocopoły, Fury Unleashed to świetna gra i basta, wręcz spełnienie mokrych snów każdego retromaniaka wychowanego na grach z gatunku platformowego biegania z bronią. Oczywiście trzeba do tego lubić rogale, ale sam fakt połączenia rogalika z run and gunem ala Contra, czy Metal Slug zasługuje wg mnie na wielkie na uznanie! Pomysł to przedni, bo jaka była największa wada tamtych gier? Zbyt szybko się kończyły, jeśli ich nie masterowaliśmy! Do tego dołóżcie prześwietną komiksową stylistykę, satysfakcjonującą wymianę ognia, responsywne i dobrze przemyślane sterowanie, wielką różnorodność przeciwników i broni oraz kapitalnych bossów i wychodzi hit, hicior, hiteczek! I do tego jest on polskiej produkcji, mniam, mniam, mniam! Dla mnie ta gra jest wielce grywalna i kozacka!

Pierwsze odpalenie polskiego hitu.

Największy zarzut w recenzji powyżej to grind i zbyt długi czas rozgrywki? Przecież na tym polegają rogale! Dokładnie na tym, iż uczymy się mechaniki gry, oczywiście giniemy, ale zapamiętujemy ataki i zachowania wrogów (a w tym wypadku jest tu ich bogactwo i co etap są odmienni i bardzo różnorodni!), znowu giniemy, przechodzimy losowo generowane etapy (każdy z nich w zupełnie odmiennej stylistyce: amazońska dżungla pradawnych bogów, wolfensteinopodobna baza szwabów, statek kosmiczny kosmitów, czy  szkicownik komiksowy ze światem wikingów), i znowu giniemy… Jednakże w międzyczasie rozwijamy bohatera w drzewku rozwoju, co może znacząca wpłynąć na rozgrywkę (polecam zdolność ink master, pomoże w szybszym zdobywaniu doświadczenia) i spowodować, że będziemy bardziej skuteczni w sianiu pożogi (czytaj będziemy trzaskać kombosy ze śmierci wrogów). Nie jest to wiec klasyczny rogal, w którym cały nasz postęp się kasuje, tylko jego lżejsza wersja, gdzie rozwój herosa na szczęście pozostaje. Ja tutejszy grind porównałbym do masterowania na jednym kredycie gier salonowych i jest to równie satysfakcjonujące!

Kolejna część livów poświęcona Fury Unleashed na kanale Retro Borsuk.

Rozumiem jeszcze jakby się tu nudzić w trakcie tego grindu, ale przy tak dużej ilości różnorodnych spluw (i ich kombinacji, podobnie do kultowej serii loot shooterów Borderlands), ogromnej ilości bossów i subbossów (uwaga 40 dupnych chłopów, maszyn, czy potworów do kasacji), dużej liczby dopałek, czy pancerzy do znalezienia – wcale to nie jest nudne. Sam nienawidzę grindowania we wszelakich grach rpg, czy innych, a tu bawiłem się setnie! O jakich zaletach gry zapomniałem? O przyjemnym humorze, fajowej grafice (bardzo ładnie to narysowano w 2D), możliwości kooperacji, możliwości grania Montkiem (czytaj customizacja naszych gierojów) i o flakach oraz rysunkowej krwi wydobywającej się ze szlachtowanych oddziałów wroga… Co ja tu będę dalej wam pierniczył! Jak już wspomniałem wcześniej – sam pomysł na rozgrywkę też jest mocno oryginalny, gdyż run and guna 2D połączonego z rogalem nie widziałem nigdy wcześniej! Umiejscowienie zaś rozgrywki w komiksie z podziałem na komnaty już było przecież w Comix Zone, ale oprócz tego tytułu to naprawdę rzadko jest to spotykane. Podsumowując – Fury Unleashed dostaje ode mnie medal, jako gra wybitna i jest spełnieniem moich mokrych snów o długowiecznym run and gunie. Przejście całości zajęło mi około 13 godzin, ale cały czas bawiłem się tutaj przednio. Jest wyzwanie, jest zabawa! Dziwię się trochę ocenie powyższej, ale właśnie takie świeże gry, jednocześnie tak mocno zakorzenione w starych gatunkach (run and gun, platformer plus komnatówka), a z drugiej strony połączone z nowatorskimi dla tych gatunków mechanikami (loot shooter + rogal w run and gunie?) powinny tym bardziej zostawać docenione! Medal i sztosiwo!

Finalny live z przechodzeniem Fury Unleashed. Ta gra ma nawet przyjemną fabułkę w tle.

Retrometr

Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC