Recenzja | Journey to Silius

silusminiZdaje się, że na NESie nie miała przyjemności gościć żadna dobra gra o Terminatorze. Było wiele prób i choć niektórzy mogą się ze mną nie zgodzić, efekty były co najwyżej średnie. Dlaczego o tym piszę? Ano, bo omawiana dziś produkcja o włos mogła się stać perełką wśród interaktywnych opowieści o Kyle’u Reese’ie i jego podróży w czasie.

Niestety, ale firma SunSoft, tuż przed oddaniem projektu, utraciła prawa do marki. Zmuszeni byli lekko produkt przemodelować by uniknąć bajzlu z pozwami. Mimo tych działań cały czas czuć ducha pierwowzoru i zawsze jak przedzieram się przez tabuny wrogów, myślę że walczę ze Skynetem, a na końcu czeka mnie wycieczka do 12 maja 1984 r.Silius

Obrazkowa historyjka, przewijana przed rozpoczęciem właściwej rozgrywki, wyjaśnia, że ojciec Jay’a (głównego bohatera) zajmujący się kosmicznymi koloniami, odkrył tajny spisek terrorystów. Niestety w wyniku “nieszczęśliwego wypadku” staruszek ginie. Jay znajduje jakiś czas po jego śmierci dyskietkę, na której znajdują się owe tajne plany. Łapie za karabin i rusza ku zemście. Powiem Wam jednak, ażeby gra była ciekawsza możemy tym animowanym sekwencjom przypisać inne wydarzenia. Mianowicie – wybucha wielka wojna maszyny vs ludzie, John Connor ginie w boju, ale Kyle Reese odnajduje na dyskietce plany wehikułu czasu i jego ulokowanie. Rusza przeciw maszynom by uratować planetę. Uwierzcie mi, że jak zagracie będzie pasowało jak ulał ;-)

Gdy tylko staniemy w szranki zostaniemy zbombardowani przez … genialną muzykę! Tak! Zanim przejdziemy do opisu broni, przeciwników i ogólnego “z czym to się je” muszę zacząć od ścieżki dźwiękowej. Odpowiedzialny jest za nią Naoki Kodaka. Specjalnie na potrzeby recenzji zrobiłem rekonesans i okazało się, że ten sam człowiek odpowiadał ze genialny OST w takich grach jak Batman na NESa, Gremlins 2, czy Blaster Master. Naprawdę chylę czoła przed jego dokonaniami, a szczególnie w Journey to Silius. Tutaj nie ma słabego utworu (trochę jak z albumem The Offspring – Smash). Każdej planszy towarzyszy odrębny kawałek, aż szkoda, że jest ich tylko pięć. Wszystkie są zróżnicowane, ale na tym samym wysokim poziomie. Melodie są zwykle porywające do akcji z przewijającą się lekką nutką tajemniczości i szlachetności naszych działań. Walki z bossami natomiast są ściśnięte twardymi bassami i rytmami zwiastującymi stan najwyższego zagrożenia. Pozostałe dźwięki jak np. rzężenie karabinu czy wybuchy są po prostu poprawne, ale nic to, bo skąpane są w geniuszu kompozycji pana Naokiego. Z resztą czytając dalszą część tekstu najlepiej po prostu odpalić soundtrack.

Silius2

Wracając do właściwego prucia z karabinu. Kyle… ekhm… Jay mimo całego przeszkolenia, jakie zapewne przeszedł, w odróżnieniu od duetu Bill i Lance, nie potrafi strzelać w żadnym innym kierunku niż przed siebie. Udało mu się za to opanować oddawanie strzału w pozycji leżącej i właściwie tyle mu wystarczy, bo inteligencja i w ogóle umiejętności bojowe przeciwników nie należą do wysokich. Pod tym względem gra sprawia wrażenie niedokończonej. Po prostu wrzucono sprite’y postaci przypominające cybernetyczne wersje obcego i predatora, które po prostu… idą. Zupełnie jakby urwały się z niewydanego sequela gry Kung-Fu, planowanego w kosmosie. Taka przypadłość obejmuje chyba 90% jednostek naziemnych. Oprócz tego mamy kilka latających i one są już wyposażone w pełni funkcjonalne działka przeciwpiechotne oraz parę podziemnych, które również potrafią zasypać drogę pociskami. By się z tym wszystkim uporać nasz bohater ma od samego początku dostępny podstawowy karabin. Pod koniec każdego poziomu po pokonaniu sub-bossa otrzyma nową pukawkę. Wachlarz rozpościera się od ciężkiego karabinu maszynowego po rakiety samonaprowadzające. Brzmi nieźle, ale rozczarowuje. Po pierwsze nie są one jakoś zbytnio potężne, a po drugie kończy się w nich amunicja i musimy ją zbierać z wraków pokonanych robotów. W zupełności wystarczy nam broń podstawowa. Czasem tylko na bossów użyjemy czegoś mocniejszego lub w trakcie planszy shotguna, z racji że strzela on w 3 kierunkach, by uzyskać odpowiedni kąt ostrzału.Silius3

W Journey to Silius przemierzać głównie będziemy fabryki i podziemne bazy wypełnione robotami. Z tej stylistyki wyłamuje się tylko pierwsza plansza, w której biegniemy przez wyniszczone wojną miasto. Zarówno w oddali jak i tuż przed naszymi oczami rozpościerają się ruiny niegdyś zaludnionych budynków. Oczywiście, dla podkreślenia klimatu “noir”, wszystko skąpane jest w mrokach nocy. Nie zarzucam tu jednak słabej grafiki czy też braku zróżnicowania, bo absolutnie nie mam tu powodów do narzekań. Wszystkie obiekty są naprawdę starannie i szczegółowo wykonane. Każda cegiełka ma kilka odcieni i w tle zawsze coś się dzieje. Tylko podczas walk z bossami tło jest całkiem czarne. Lecz jest to zabieg dobry i zapewne celowy. Nasi oponenci są bardzo duzi i najpewniej zlewali by się z otoczeniem gdyby było zbyt barwne, a tak wszystko jest przejrzyste. Ponadto świetnie oddaje to powagę sytuacji i po raz kolejny nadaje mrocznego tonu w idealnej harmonii ze wcześniej wspomnianą genialną muzyką.

Z technicznej strony mógłbym się przyczepić jeszcze do skoków oddawanych przez Jay’a. Przy nim nawet Simon Belmont może wydawać się zdolnym akrobatą. Nie dość, że skoki naszego protagonisty są strasznie ciężkie, to jeszcze podczas lądowania wpada on w nieznośny poślizg. Zupełnie jakby miał niebywale ciężkie krocze, którego nie może wyhamować i ciągnęło go jeszcze parę kroków do przodu. Może oszczędzał się specjalnie dla Sary Connor i stąd ten przesunięty środek ciężkości. Tak czy siak przez to nawet prosty skok, czy zsunięcie z platformy czasem kończy się wpadnięciem na wroga. Zmusza nas to do uciążliwego manewrowania “krzyżakiem” w locie. Oprócz tego wielkim niedociągnięciem, moim zdaniem, jest stosunek znajdowania amunicji do znajdywania apteczek. Magazynki wypadają bardzo często, a raczej są one zbędne z powodów wymienionych wcześniej, natomiast apteczki są bardzo sporadyczne i przywracają nam… około półtorej kreski życia. Przy 8 kreskach pełnego paska to śmiesznie mało. Natknąłem się też raz na błąd w planszy trzeciej, że gdy udało mi się wyminąć sub-bossa bez pokonywania go. Nie mogłem przedostać się dalej i utkwiłem, zmuszony do restartu.Silius4

Tak zbliżamy się do podsumowania. Ogółem, rzecz biorąc  Journey to Silius to dobra gra, w której występują elementy wybitne jak muzyka, ale są równoważone przez elementy ewidentnie słabe, czy niedorobione jak niektóre problemy techniczne. Nie jest to tytuł wypełniony ostrą akcją jak Contra. Stawia bardziej na ciekawy ciężki klimat z elementami przyzwoitej strzelanki. Myślę, że warto się nim zainteresować z racji, że jest mniej znany, a szansa, że przypadnie do gustu jest bardzo wysoka.

Retrometr

O Czarny Ivo 41 artykułów
Redaktor. Ulubione gatunki: platformówki, przygodówki (akcji), hack n’ slash, mordobicia i wszystko co dobre, czyli nie sportówki. Posiadane platformy: Pegasus, NES, SNES, Nintendo 64, GameCube, Switch, Sega Mega Drive, PSX, PS2, PS3, PS4, 3DS i Amiga 500.