Recenzja | Pac-Man World

20 lat w jednej branży potrafi człowieka wypalić, nawet ikony show biznesu nie są tutaj wyjątkiem. A może by na 20 urodziny zrobić coś szalonego?

“Grab a power pallet and start chomping!”

Żółty kulek w latach 80’tych był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci z gier, stał się wręcz ikoną popkultury, która mogła tańczyć moon-walka na jednym chodniku z wciąż śniadym Michaelem Jacksonem. Na przełomie wieków MJ jednak wyblakł, a i nasz żółty bohater nie był już na pierwszych stronach gazet, mimo okazjonalnej aktywności był powoli przymierzany pod formalinę i pancerne szkło w muzeum. Cóż więc zrobić? Współczesna medycyna w Japonii czyniła cuda to dlaczego z niej nie skorzystać? Przecież nie jest tajemnicą że Pac-Man zażywał od zawsze multum pigułek. Tak więc z okazji 20 lecia działalności Pac postanowił dogonić młodzików i stawić im czoła na ich terenie. Panie i Panowie, Pac zmienia się w platformera 3D!

Gra zaczyna się od tego, że szykowana jest wielka feta na urodziny zainteresowanego, przez te lata zdążył jednak narobić sobie wrogów, głównie w szeregach duchów. Ich przywódca Toc-Man ma swój własny pomysł na urodziny – porwać Paca i jego rodzinę i skończyć w końcu z jego brakiem poszanowania dla mieszkańców zaświatów. Plan wypala tylko w części bo porwano świtę żarłocznego kulka (nawet psu nie przepuścili!), ale nie jego samego – w powietrzu uniósł się zapach żądzy zemsty i tortu…

Rodzina bohatera znajduje się na wyspie duchów i to na niej rozgrywa się akcja, całość podzielona jest na 6 tematycznych światów (piraci, ruiny, kosmos, cyrk, fabryka, cmentarz), a w każdym z nich (z jednym wyjątkiem) mamy 3 plansze + boss. W każdym ze światów mamy do uwolnienia jednego ziomka z rodziny, musimy po drodze znaleźć klucz i gdy dojdziemy do nich otwieramy ich klatkę i gotowe. Gra jest liniowa, co oznacza że idziemy przez levele jak po sznurku zaliczając każdą po kolei, nie ma możliwości „opuszczenia” którejkolwiek z nich, by zająć się inną. Sama gra to klasyka gatunku pozbawiona jakichkolwiek udziwnień lub ulepszeń jeżeli chodzi o „rdzeń” rozgrywki. Pac będzie dużo skakał po platformach, specjalnym skokiem działającym jak „ogonowy” skok Gex’a będzie niszczył wrogów (należy wyskoczyć i przed wylądowaniem na ziemię nacisnąć skok jeszcze raz, by odbić się wyżej i zniszczyć znajdującego się pod dupą nieszczęśnika), będzie kolekcjonował i szukał dupereli i znajdziek w postaci znanych kulek i owocków i w zasadzie tyle – każdy z Was na bank grał w takiego platformera i wie o co chodzi, przejdźmy do szczegółów.

“Chomp ghosts the old-fashioned way!”

Tą jedną jedyną rzeczą, która może wyróżnić Pac-Man World od stosu innych klasycznych platfusów jakich w latach 90’tych było mnóstwo jest korzystanie z niewątpliwie dużych korzeni serii. To w końcu urodzinowa edycja gry, więc zaprzepaszczenie korzeni byłoby wręcz zbrodnią. Odpalając grę możemy wybrać tryb classic co oczywiście pozwoli nam zagrać w klasyczną wersję gry ze wszystkimi jej zaletami i wadami, ale ciekawszy jest tryb labiryntów. Jako bonus do gry dorzucono utrzymane w klasycznej formule, ale w szatach współczesnej gry labirynty. Z zachowaniem grafiki i dziejącej się w światach z wersji PSXowej, zostajemy wpuszczeni do labiryntów przypominających klasyka. Zbieramy określoną liczbę kulek uciekając przed duchami, których możemy zjeść po zebraniu power upa. W praniu ten mix sprawdza się wyśmienicie! Mamy na start 19 takich plansz plus drugie tyle do odblokowania w grze właściwej, gdzie są ukryte za drzwiami, które otworzymy znajdując ikonkę z klasycznego Galaxiana. Kolejnym elementem który należy pochwalić, są walki z bossami. Są oni różnorodni, z każdym walczy się inaczej i wprowadzają świeżość w te monotonne skakanie z poziomów właściwych.

Jeżeli chodzi o oprawę a/v to niestety jest bez rewelacji, audio to prócz nawiązania do dźwięków klasyków straszna sztampa – kilkunastosekundowe melodyjki zapętlone w nieskończoność. Przypominało mi to sytuację z Kangurka Kao, a wspomnienie naszej rodzimej produkcji nigdy nie jest czymś przyjemnym. Graficznie tragedii nie ma, ale i obyło się bez fajerwerków, ot solidna, rzemieślnicza robota. Pomimo wielkiego sloganu „3D” na okładce, nie mamy tutaj do czynienia z pełnym trójwymiarem. Mamy coś co zwykliśmy nazywać „2,5D”, czyli obraz nie jest płaski, jest „głębia”, ale widzisz wszystko pod kątem z boku i nie masz jakiejkolwiek kontroli nad kamerą. Szczerze mówiąc patrząc na rok wydania (przełom 1999/2000), kiedy to na rynku były już najpiękniejsze gry jakie ta generacja była w stanie wytworzyć, bo po prawdzie były to już ostatnie dni tych sprzętów, a na rynku był już Dreamcast, biorąc to wszystko pod uwagę trzeba powiedzieć, że Pac nie dał rady uganiać się za młodzikami, był kilka lat za nimi.

Paradoksalnie może to w dniu dzisiejszym być jego zaletą! Wielu ludzi nie grając na co dzień w stare gry ma olbrzymie problemy ze sterowaniem wracając do gier w 3D z tamtego okresu, w tej grze one nie występują, bo sterowanie jest bardzo podobne do nieśmiertelnych platformerów w 2D. Dodatkowo nie macie w głowie zapewne tej gry jako przepiękną i rozbudowaną, bo już w momencie premiery nią nie była, więc nie rozczaruje Was konfrontacja z rzeczywistością tak jak np. w Fighting Force, gdzie pod tekstem Iva wyraźnie było widać, ze wspomnienia, a stan faktyczny mocno się różnią. Jedynie na brak fajnego OST nie mam żadnej pociechy…

Jakieś podsumowanie? Z jednej strony technicznie jest przeciętnie, fabuła to symbolika, a gameplay to to co widziałeś już setki razy. Z drugiej jednak strony umiejętnie nawiązano do klasyka, fajnie zrealizowano walki z bossami, a w samą grę gra się po prostu przyjemnie. Podobnie jak Ty the Tasmanian Tiger mamy tutaj bardzo solidnie wykonaną klasyczną formułę, ale gdzieś zabrakło tej iskry, która by wszystko rozpaliła. Gra o dziwo rewelacyjnie znosi trudy czasu, bezboleśnie można ją odpalić dziś i od pierwszej minuty cieszyć się pełnią gry bez mozolnej adaptacji do sterowania, czy dziwnych zasad. Jeśli podobało Ci się granie w ten tytuł wtedy, to teraz również się spodoba. Nie jest to liga Crasha 3, Spyro 2, czy Gexa 3, ale jeżeli te szpile są już za Tobą, a nadal masz ochotę na platformera na szaraku to atakuj bez wahania bo tort na Pac-Mana wciąż czeka, a świeższy już nie będzie. Nie pozwólcie by skończył w samotności jak jego ziomek Michael.

Retrometr


Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: Playstation (PSX)/2017

3 słowa do gracza: nieco słabszy technicznie, ale bardzo solidny i przyjemny platformer z fajnymi nawiązaniami do klasyki


Ciekawostki:

» pełny tytuł gry brzmi Pac-Man World 20th Anniversary 

» pierwotnie porwani mieli być przyjaciele Pac-Mana nawiązujący do 8bitowych klasyków (np. Mappy), ale ostatecznie zdecydowano się na to by porwana była rodzinka Paca. W finalnej wersji „coś” z pierwotnego pomysłu jednak zostało (chyba brakło członków rodziny) bo wśród porwanych jest postać z Dig Dug.

» kolejnym nawiązaniem do innych klasyków jest jeden z bossów, a dokładnie King Galaxian, gdzie nasz bohater niczym znany stateczek strzela do wyskakujących obcych i na końcu walczy z Galaxianem

» gra wyszła na 20 urodziny, ale nie zakończono na tym marki Pac-Man World i w przyszłości wychodziły kontynuacje. Na 25 lecie serii powstał Pac-Man World 3 na PS2, GC, Xboxa i PC

Naczelna Osoba na stronie, czyli Nacz.Os. (zajmuje się wszystkim i niczym). Hedonistyczny megaloman o sercu z pikseli. Ulubione gatunki: platformery, sporty extreme w sosie arcade, carcade, logiczne, klasyki z C64 i wszystko co wyzwala adrenalinę! Posiadane platformy: C64, PSX, PS2, GC, Wii, PSP, PC, DC, Xbox