Recenzja | Patapon (PSP, PS4)

Niniejsze dzieje sięgają czasów pradawnych, kiedy to po ziemi stąpały stworzenia tak przebrzydłe, tak szkaradne i parszywe, że aż włosy stawały dęba. Okiełznanie tych paskudnych gadzin spędzało sen z powiek wielu chwatom, wielu również było śmiałków przekuwających mrzonki w czyny, lecz każda próba ujarzmienia szpetnej kreatury kończyła się z góry przesądzonym losem.

Jęki pożeranych nieszczęśników, stęki nieboraków trawionych jęzorami smoczego ognia oraz skowyt miażdżonych pobratymców niosły się echem donośnym po wszelakich krainach, gasząc nadzieję na spokojne życie. Annały spisane ręką antycznych kronikarzy wspominają jednak o zamieszkującym odległe tereny wojowniczym plemieniu, obdarzonym szlachetnymi cechami, z których to mądrość, odwaga i siła były najbardziej cenionymi. Źródła tych nieskazitelnych cnót upatrywać się należy w boskich bębnach, których dźwięki napawały owych wiarusów niesamowitą energią. Pod przewodnictwem niejakiego Wszechmocnego, wojacy ludu Pataponów – osobników o aparycji bojowych oczek, nie mieli sobie równych, toteż niezwyciężonej armii nie sposób były oprzeć się ani głęboko ukryte skarby, ani najdziksze zakątki, zaś najgroźniejsze bestie z łatwością uginały się pod lśniącymi ostrzami kling.

Kolejne pokolenia odchodziły w zapomnienie, a podania o walecznych Pataponach i ich dzielnych czynach stopniowo obrastały w legendę, szerząc estymę i uznanie na cały świat. Nie każda legenda jest jednak w stanie utrzymać się na piedestale i tak też było w przypadku zadziornych oczek. Jaskrawy blask zaczął powoli gasnąć z chwilą zniknięcia Wszechmocnego – po dziarskim plemieniu pozostał wątły cień, duch walki uleciał niczym dym, a fortuna odwróciła się plecami zsyłając im wygnańczy los. Nastały ciemne czasy trwające do dziś, lecz pośród tych wszystkich nieszczęść tli się jeden, jedyny promyk nadziei. Jak nigdy dotąd Patapony potrzebują właśnie Ciebie, więc chwyć przyjacielu w swe dłonie starożytny artefakt z wyżłobionym nań tajemniczym hieroglifem PSP. Pomóż plemieniu wstać z kolan, przywróć mu dobre imię oraz poprowadź do upragnionego celu – na Kraniec Świata, by mogło ono stanąć oko w oko z mityczną istotą znaną szerzej jako To.

Wędrówka ta, mimo wszystko nie będzie usłana różami, na Twej drodze stanie nieprzyjazny klan Zigotonów – zatwardziałych wrogów naszych sympatycznych ślepek, a także drapieżne poczwary mające ogromną chętkę na tłuściutki rosołek z oczkami. Z racji jednak, iż teraz to Ty pełnisz rolę bóstwa, dostajesz więc do dyspozycji cztery niebiańskie bębny przypisane pod klawisze geometryczne, zwane Pon, Pata, Chaka i Don, za pomocą których to poderwiesz do działania swych podopiecznych. Cała magia zabawy kryje się w rytmicznym wybijaniu czterozgłoskowych komend, które z kolei przełożą się na konkretne polecenia. I tak: Pata-Pata-Pata-Pon sprawi, że oczęta zaczną maszerować, ale już Pon-Pon-Pata-Pon sprowokuje je do ataku. Niech jednak prostota mechaniki Cię nie zwiedzie, bowiem kluczem do sukcesu jest nieprzerwane, poprawne wystukiwanie taktu, co przy bezbłędnej trzykrotnej serii nie obarczonej opóźnieniem (bądź dziesięciokrotnej, ale z poślizgiem) wprawi naszych małych przyjaciół w tryb Fever czyli gorączkową euforię. Wówczas kurdupelki zaczną żwawo podskakiwać, wniebogłosy hucznie śpiewać, wydawać z siebie bełkotliwe dźwięki chórkami, a to wszystko w towarzystwie wesolutko pobrzmiewającej muzyki. W takiej atmosferze nóżka sama rwie się do miarowego tuptania, główka gibie się na boki, zaś Patapony dostają kopa, zyskując na wytrzymałości oraz zadawanych obrażeniach.

Centrum dowodzenia pozwoli odpowiednio przygotować Patapony do misji

Przed wyruszeniem w drogę należy oczywiście zebrać drużynę. Wszelkich przygotowań do niebezpiecznych przygód dokonasz w swojej małej ojczyźnie Patapolis, gdzie oczyska zostały zesłane na banicję. To tu dobierzesz odpowiedni rynsztunek zdobyty podczas wypadów, stworzysz nowe jednostki bądź zadecydujesz kogo wysłać na misję, która poprzedzona zostanie srogą ucztą, przyprawioną szczyptą strategicznego smaczku. Każdy rodzaj Patapona ma swoje unikalne cechy okraszone garścią statystyk jak choćby szansa na uderzenie krytyczne czy podatność na ogień, a także wady i zalety, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na Twoją stronę. Dobór odpowiednich oddziałów do danego typu zadania jest zatem ważny – kawalerzyści uzbrojeni w kopie skutecznie będą utrzymywać dystans dzielący Cię od przeciwnika, ale za to kiepsko spiszą się na polowaniu, bo jak wiadomo nie od dziś, spocone konie śmierdzą niemiłosiernie i unoszący się wokół nich fetor spłoszy zwierzynę. Z kolei tarczownicy wykażą się pożądaną defensywą, przyjmując na siebie większość ciosów, zarazem chroniąc resztę armii, ale w zamian nie grzeszą skillem ofensywnym. Warto zatem poznać jakie zachowania na polu walki wykazują pozostałe brygady (łucznicy, włóczniarze, mięśniacy, trębacze), bowiem zdecydowanie pomoże Ci to w pokonywaniu kolejnych etapów, co z początku nie będzie wcale takie łatwe.

Padający w trakcie polowania deszcz uśpi czujność niektórych zwierzaków

Już po kilku misjach zdasz sobie sprawę, że Twoje krewkie oczka są zbyt słabe przeciw kolejnym hordom znienawidzonych Zigotonów. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by weteranów wojennych odesłać na zasłużoną emeryturę, a na ich miejsce powołać świeżą krew charakteryzującą się atrakcyjniejszymi walorami. Do spłodzenia ewolucyjnych majstersztyków wystarczą dwa odmienne typy materiałów (wypadają z poległych drapieżników) – ot, podstawowego łucznika stworzysz ze zwykłej gałązki oraz kamyczka, lecz jeśli użyjesz do tego lepszej klasy wspomnianych surowców, wydasz na świat silniejszych wojowników. Kombinacje pozwalają stworzyć siedem wariacji różniących się między sobą własnościami, więc elastycznie możesz zarządzać swoimi oczkowymi zasobami. Pociąga to za sobą również większe nakłady Ka-Ching, tutejszej waluty, która topnieje w zastraszającym tempie, dlatego też podstawą patapońskich zwyczajów są wyprawy na polowania, które pozwolą napełnić sakwy monetami, zapchać spiżarnię mięsiwem, a rupieciarnie cennymi i nieraz rzadkimi przedmiotami. Pominięcie powyższych elementów nie zaprowadzi Cię daleko, gdyż tytuł jest naprawdę wymagający, natomiast powtarzanie ekspedycji na safari oraz cierpliwe budowanie swojej silnej gwardii, nieraz przeplatane gorzkim smakiem porażek zostanie wynagrodzone sukcesywnym podążaniem na koniec świata.

Jeden z pierwszych szefów w grze – Majidonga

Pomiędzy trzebieniem kolejnych wrogich zastępów, a łowami przytrafi Ci się również eskortować karetę pełną żarła czy ruszyć w pogoń za porwanym jeńcem. Esencją gry natomiast są emocjonujące potyczki z bossami, które pozwolą wykorzystać w całości pełen wachlarz dostępnych komend. Oparcie zabawy tylko na ataku zda się na nic i równie często będziesz wydawać rozkazy odpowiedzialne za obronę, kilkusekundowy odwrót oraz skupienie kumulujące werwę, co wraz z odpowiednią obserwacją ruchów padalca poprzedzających jego atak, przygotuje Cię do wykonania kontrującego ciosu. Niczym w teatralnym przedstawieniu obserwować będziesz szaleńczy taniec dwóch drapieżników urządzających sobie dumny pokaz siły, co przy aktywnym trybie Fever przerodzi się w żarliwy, bitewny festiwal na śmierć i życie. Zmasowany atak w gorączkowym stylu potrafi wytrącić z równowagi maszkary, sprawiając, iż na krótką chwilę staną się one bezbronne. Cały szkopuł jednak tkwi w utrzymaniu nieprzerwanego rytmu, w czym pomoże migająca w tempo ramka okalająca ekran, aczkolwiek nader często z melodyjnego transu wybić potrafi lekko opóźniona i zmieniona intonacja z jaką zdarzy się Pataponom odśpiewać Twoje polecenia.

Drzewko życia – tu stworzysz nowych wojowników i przywrócisz z zaświatów tych poległych

Trzeba niemniej przyznać, że każde dźwięki wydawane przez gałki oczne, bez wyjątku są po prostu mocno hipnotyzujące i bardzo łatwo wpadają w ucho. Na tyle łatwo, iż z czasem, ku zdziwieniu domowników, zaczniesz sam do siebie gadać w patapońskim języku, a nawet nucić ichniejsze piosnki, powtarzając na okrągło dziwne słówka jakie wydobywają się z ust malutkich bojowników. Pojebane? Jeszcze jak! Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pokazuje to tylko jak twórcom udało się stworzyć mocno unikalną i absorbującą atmosferę, gdzie dopełnienie stanowią zróżnicowane stylistycznie pod względem graficznym, utrzymane w komiksowej konwencji etapy, które dzięki zastosowaniu efektu paralaksy nadają dwuwymiarowemu otoczeniu głębi. Tułaczka na Koniec Świata poprowadzi Cię między innymi przez wysoko trawiaste połacie, leśne knieje czy pustynnie gorące krainy (Pataponki ze spragnienia świergolą wówczas z zaschniętym gardłem, słodko), którym często towarzyszyć będzie losowo zmienna pogoda. A ta dodatkowo wpływa z lekka na mechanikę, gdyż przykładowo taki porywisty wiatr w zależności od kierunku albo nada łuczniczym strzałom dodatkowego pędu albo stłumi ich zasięg.

Wąsate kowadło przy odrobinie wyczucia rytmu pozwoli wykuć boski oręż

Jak więc widać, ta niepozorna produkcja skrywa w sobie nad wyraz spore pokłady miodnej grywalności. Im dalej w las, tym Patapon coraz bardziej rozkręca się, odkrywając przed Tobą i poszerzając wachlarz atrakcji ponadto o swobodną możliwość kontroli warunków pogodowych (wiatr, deszcz, burza, trzęsienie ziemi) czy proste, rytmiczne minigry serwujące w nagrodę smaczne łakocie w postaci rzadkich przedmiotów bądź dopalaczy chwilowo polepszających statystyki. Czuć, iż element ten stanowi integralną część całości, toteż nie jest zwykłą zapchajdziurą mającą zapełnić już i tak bogaty gameplay. Śmiało można stwierdzić, iż wszystko tutaj zgrało – technicznie właściwie nie ma się do czego przyczepić, choć chwilami doskwiera brak możliwości zapauzowania rozgrywki, zaś by zapewnić sobie odpowiednio wysoki komfort, dobrze jest grać z założonymi na uszach słuchawkami. Oryginalny świat wciąga bez reszty, więc siłą rzeczy nie da się po prostu nie polubić tych rezolutnych oczek, a wszystko to podane jest w radosnym, optymistycznym tonie, podsycone momentami specyficznym humorem – uwierz, trudno powstrzymać malujący się na buźce uśmiech, przy spotkaniu z wierzgającym na boki Panem Drzewem, którego wiecznie swędzi łepetyna. Dzieło ekipy Pyramid i Japan Studio to zdecydowanie czołówka gier na Playstation Portable i nawet po tylu latach wciąż bawi doskonale, dostarczając masę frajdy na długie godziny.

 

 

Retrometr

Redaktor. Ulubione gatunki: przede wszystkim przygodowe/akcji z głównym nastawieniem na survival-horror. Poza tym wsio prócz niemal wszelakich rpgów (tutaj wyjątek stanowi action rpg), symulatorów i strategii. Lubię odpocząć przy wciągającej platformówce. Posiadane platformy: 3DS, PSP, PS2, PS3, PS4, C64, PC