Recenzja | The Lord of the Rings – The Battle for Middle-Earth (PC)

Pamiętacie rok 2001 i premierę Drużyny Pierścienia? To było coś. Zważywszy na to jak prędko film zdobył ogromną popularność oraz możliwości tego uniwersum – naturalnym było, że jakaś korporacja zdecyduje błyskawicznie zarezerwować sobie prawa do growych adaptacji. I oczywiście wygrało srające forsą Electronic Arts… I kurde ciężko mi to przez gardło przechodzi, ale odwaliło kawał świetnej roboty! Naprawdę. Dojąc licencję na lewo i prawo, jak tylko się da – zrobili świetne gry akcji, jRPGa oraz RTSy. Pierwszą ze strategicznych gier z nich jest naprawdę udana Bitwa o Śródziemie.


WŁADCA PIERŚCIENI – BITWA O ŚRÓDZIEMIE

ELECTRONIC ARTS (2004)

PC – WINDOWS

STRATEGIA W CZASIE RZECZYWISTYM (RTS)

Epicką bitwę czas zacząć!

Jak udana jest ta gra? No cóż, bardzo… albo w sumie bardzo łamane przez średnio, w zależności od tego czego się od niej oczekiwało, ale rozwinę to za chwilę. Na razie podsumuję szybko co i jak. Produkcja ta jest kompilacją całej filmowej trylogii, co oznacza, iż będziemy mogli nie tylko obserwować, ale pokierować poczynaniami znanych nam bohaterów oraz armii – od początku trylogii Jacksona, aż po koniec konfliktu o obrączkę Saurona. W grę wplecione zostały filmowe urywki, ale znaczna większość pamiętnych scen została po prostu zobrazowana na jej silniku. Nie pominięto niemal niczego, co oznacza że jako siły dobra obronimy zarówno Helmowy Jar, jak i Osgiliath.

Tutaj przykład scenki przerywnikowej na silniku gry.

Zdobywanie surowców, rozbudowa baz, czy ogólnie system rozgrywki bazuje na tym z serii Dawn of War, jednak został odpowiednio zmieniony, by dać fanom strategii coś nowego i to mi się naprawdę podoba. Mianowicie budować możemy jedynie na pre-determinowanych do tego slotach, klikając na taki, a następnie wybierając budynek, który ma zostać wzniesiony. Fortece, czy różne posterunki pozwalają na wybór dowolnych struktur, ale rozrzucone na mapie pojedyncze punkty są w stanie przekształcić się jedynie w podstawowy budynek zbierający surowce, czyli farmę dla sił dobra, albo rzeźnię lub tartak dla zła. Aby zachęcić nas do utrzymywania tych małych pojedynczych punktów, wznoszone na nich budowle są tańsze niż w łatwych do utrzymania fortecach. Ja bardzo lubię taki system przejmowania i utrzymywania punktów strategicznych połączony z automatycznym zdobywaniem surowców, gdyż redukuje on makro zarządzanie, a pozwala skupić na skali mikro. Na ludzki język – zamiast pilnować odpowiedniej ilości roboli i stanu naszej gospodarki możesz po prostu skupić się na walce. Nie żebym nie lubił innego podejścia, ale po prostu w 2004 roku było już mnóstwo tego typu gier, a podejście serwowane nam tutaj jest po prostu inne i wymaga nieco innego kombinowania. Nie jest ani mniej skomplikowane, ani też bardziej. Po prostu przesuwa nacisk rozgrywki na dowodzenie wojskiem. Aby dalej nas zachęcić do obrony wzniesionych budynków, a z drugiej strony niszczenia szybkimi podjazdami wrogich, te z czasem automatycznie się ulepszają przyśpieszając produkcję surowca, zaś w przypadku budynków odpowiedzialnych za produkcje wojsk – te pozwolą nam rekrutować bardziej zaawansowane oddziały. Na przykład z początku gondorskie koszary będą w stanie szkolić jedynie zwykłych piechurów, ale z czasem pojawi się w nich opcja rekrutowania elitarnych oddziałów, czyli Strażników Wieży Gondoru. Jakby tego było mało – niszcząc wrogie budynki i oddziały zdobywamy punkty mocy, za które odblokujemy coraz potężniejsze zdolności (i czary) pasywne i aktywne, takie jak chociażby zwiększenie siły Gandalfa, czy przyzwanie armii nieumarłych.

Podaj cegłę, podaj cegłę! Zbudujemy nowe koszary dla żołdaków!

Każda rozgrywka Bitwy o Śródziemie jest dzięki temu niezwykle dynamiczna, ale i wymagająca. Nie możemy sobie pozwolić nawet na sekundę zwłoki, czy zwolnienie tempa, gdyż wróg to natychmiast wykorzysta i zdobędzie przewagę. Sama gra jest też wiernym przeniesieniem filmów na ekrany monitorów komputerowych – jak już wspomniałem weźmiemy tu udział w najważniejszych wydarzeniach z dużych ekranów, ale też co ważniejsze – wszystkie jednostki zostały wiernie przeniesione do świata gry wraz z ich filmowym wyglądem i taktykami. Pokraczni orkowie przytłoczą wroga masą tanich jednostek, wspierani przez zaprawionych w bojach Haradrimów, potężne trolle, czy w końcu ogromne Mumakile. A właśnie, co podobało mi się najbardziej i dlaczego warto sobie tą grę dzisiaj odpalić? To proste – kampania. Jest wyśmienita. Precyzyjniej to są dwie kampanie: dobra i zła, a ja na razie cały czas skupiam się jedynie na dobrej stronie konfliktu. Wyjaśnię później. Tak więc mapa kampanii to podzielona na regiony mapa Śródziemia. Mamy na niej zaznaczone swoje armie, z początku jedynie Drużynę Pierścienia, później dołącza do niej armia Rohanu, a jeszcze później gdy drużyna dzieli się na grupy i dołącza wojsk – pozostają nam jedynie armia Rohanu oraz Gondoru. Przesuwając wybraną armię na wrogie terytorium wkroczy ona na nie w pełnej obsadzie i z wszelkimi ulepszeniami z którymi opuściła poprzedni scenariusz. To jest piękne, uwielbiam takie podejście i zawsze się dziwiłem czemu cała moja armia i opracowane przez nią technologie w Warcrafcie czy Starcrafcie przestały istnieć wraz z przejściem do kolejnej misji.

Enty po raz enty spuściły łomot orkom!

Jest to o tyle ważne, że jednostki, jak i budynki zdobywają doświadczenie i jego kolejne poziomy stając się znacznie potężniejsze. Będziemy więc starać się ich nie tracić posyłając bezmyślne fale ataków. Wybór kolejnych terytoriów do podbicia jest o tyle ważny, że one zapewniają różne stałe bonusy, więc możemy obrać różne style rozgrywki, skupiając się na rozwijaniu drzewka mocy, czy chociażby przyśpieszaniu wydobycia surowców. Z początku gra będzie wciskała co jedną lub dwie tury scenariusz, który musimy rozegrać z góry przygotowaną armią i będą to fabularne poziomy, takie jak obrona Helmowego Jaru, rozwalenie entami Orthanku i tak dalej. Po obronie Minas Tirith pozostanie nam jeden scenariusz, czyli atak na wrota, ale tutaj gra da nam wolną rękę i pozwoli chociażby podbić wszelkie inne prowincje zanim zdecydujemy się zakończyć kampanię. Naprawdę brak mi słów jak przyjemnie rozgrywa się tutaj całą kampanię! Im lepiej nam idzie we wcześniejszych scenariuszach, tym łatwiej i szybciej przejdziemy kolejne etapy w miarę wzrostu siły naszych wojsk. W pewnym momencie zdobędą one taką moc, że nawet trolle i Mamukile atakujące w grupach nie zabiją nawet jednego naszego oddziału!
Ostatni poziom staje się przez to tak trywialny, że wrogowie praktycznie nie mają szans ruszyć się z punktów do respawnowania…

Kill him! Mumakil! Kill him! Mumakil!

Na początku wspomniałem, że gra ta jest na tyle udana, na ile udało jej się spełnić nasze oczekiwania. Wspomniałem też, że rozgrywam jedynie kampanię tych dobrych. No właśnie. Jeśli wymagamy jedynie świetnej kampanii i jakiejś potyczki z komputerem od czasu do czasu – to gra jest świetna! Jednakże jeśli kupiliśmy ją lata temu dla trybu multi to była ona najzwyczajniej średnia. Dzisiaj to już nieważne, ale nie mogę wyjść ze zdziwienia, jak bardzo jest ona pozbawiona balansu. Po prostu granie siłami zła nie jest ani trochę przyjemne! Zacznijmy od tego – miasta i fortece tych dobrych otoczone są murami które trzeba rozbić za pomocą drogich, powolnych i podatnych na ataki machin oblężniczych, a ponadto zapełnić można wieżami obronnymi i potężnymi trebuszami. Ci źli mają rozstawione namioty bez żadnego zabezpieczenia, tak więc można robić im nawet podjazdy kawalerią. Dalej – ci dobrzy mają więcej i potężniejszych bohaterów. Gandalf po wbiciu kilku poziomów zmienia się w boga wojny masakrującego całe armie, a Legolas nie ustępuje swojemu filmowemu odpowiednikowi, mając zasięg strzałów dalszy niż widzi i zadając maksymalne (albo i większe) obrażenia. Co znaczy, że jedną strzałą rozwali całą armię Mordoru, nie opuszczając swego wychodka w Rivendell. A co z wojskami? Siły dobra po prostu masakrują zło! I co z tego, że wojska Isengardu i Mordoru mają większy limit i tańsze jednostki? Podstawowy oddział piechurów Gondoru rozwali z palcami w nosach dwa legiony orków… Owszem, uruki Isengardu są silniejsze, dorównują wręcz ludziom, ale cała reszta ich armii to słabeusze… Poza tym siły dobra mają po prostu lepsze moce, skupiające się na silnej defensywnie, leczeniu i tym podobnym, co w połączeniu z lepszymi i liczniejszymi ulepszeniami, budynkami przywracającymi zdrowie oraz ogólnie lepszym jakościowo wojskiem sprawi, iż łatwo nimi zdobywać poziomy doświadczenia.

Łucznicy z Gondoru są niczym pluton egzekucyjny!

Dochodzi do przepotężnych absurdów, że najlepszą strategią w całej grze (zarówno kampanii jak i multi) to szkolenie gondorskich strzelców. Ktoś mi wyskoczy – przecież siły Rohanu to najlepszą kawaleria, a ta naturalnie rozwali łuczników. Gówno rozwali! Po pierwsze Rohan zaczyna potyczki mając tylko wieśniaków, którzy są równie bezwartościowi co orkowie, ich kosztowne jednostki elfów wciąż nie dorównują strzelcom Gondoru, a kawaleria jest naprawdę droga i banalna do kontrowania w otwartym starciu, za pomocą dużej ilości łuczników i ewentualnie mięsem które zginie podczas ich uderzenia. Wszystko w całej tej grze kontrowane jest przez łuczników, a najlepsi są ci z Gondoru. Wygrywa więc ta armia, która ma ich więcej. Nawet Rohan nie jest w stanie z nimi walczyć, zmuszony jest do robienia krótkich podjazdów zanim zostanie w końcu przytłoczony liczebnie. Podsumowując: siły zła po prostu nie mają w Bitwie o Śródziemie najmniejszych szans, a najgorsze są wojska Mordoru, które nie mają nawet żadnej kawalerii, co oznacza iż jako jedyni nie są w stanie robić szybkich podjazdów pod wrogie farmy, a co za tym idzie łatwo ich otoczyć. Ta gra nie ma żadnego balansu, a przyjemnie walczy się tylko Gondorem i ewentualnie Rohanem. Od biedy można jeszcze próbować Isengardem, ale to jest trudne, gdyż po prostu nie utrzymają swoich wojsk przy życiu i przez to zawsze będą z tyłu z poziomami doświadczenia.

Łucznicy zwalcie konie! Z nóg! Strzelajcie w nogi!

Czy to jednak powinno kogokolwiek zniechęcić od tej świetnej gry? Nie. Fantastyczna kampania „jasnej strony mocy” wciąż zapewni każdemu długie godziny przedniej zabawy, a ci którzy uważają się za prawdziwych fanów RTSów, powinni spróbować wcielić się także w popleczników Saurona…


RECENZJA VIDEO: LOTR – BATTLE FOR MIDDLE-EARTH (PC)

Retrometr


Autor tekstu i filmu: Mocny Browarek

PS1. Screeny i okładki  pochodzą z Mobygames oraz od autora wpisu.

PS2. Naszych czytelników zachęcam do wyrażania opinii zarówno o wpisie jak i o filmach autorstwa Mocnego Browarka, zarówno na naszej witrynie oraz na jego youtubowym kanale. Przyznam się, że jestem pod dużym wrażeniem filmów przygotowanych przez autora. (Borsuk)