Recenzja + Video | The Ring (Dreamcast)

Czy spotkaliście się już z określeniem: tak złe, że aż dobre? Jasne, że tak! Dzisiaj przedstawię wam dokładnie taki tytuł. Myślę że nie będę jedyną osobą która uważa, iż największy grzech jaki może popełnić film, czy przede wszystkim gra to bycie średniakiem. Totalnie pozbawiony oryginalności przeciętniak nie tylko zanudzi swego odbiorcę, ale i prędko zostanie zapomniany. Moim zdaniem jest to los znacznie gorszy niż ten, który spotyka po prostu kiepskie produkcje. Big Riggs, Ride to Hell i im podobne, pomimo iż nazywane „najgorszymi grami wszech czasów”, cieszą się wielokrotnie większą popularnością niż takie w pełni sprawne, ale do bólu przeciętne tytuły jak Shrek 2, czy Mace Griffin: Bounty Hunter (tego drugiego kojarzy ktokolwiek? – Jak nie, jak tak! Mam go w kolekcji w wersji na konsole nawet. – Borsuk). Sęk tkwi w tym, że o ile totalny przeciętniak to właśnie… totalny przeciętniak – nic interesującego, można spędzić przy nim czas, ale po co? Lepiej go spożytkować przy czymś lepszym… albo właśnie gorszym, gdyż kiepska produkcja może sprawić nam ogrom frajdy!

Jasne, niektóre słabe gry są totalnie niegrywalnym badziewiem  i niczym więcej, ale istnieją też i takie produkcje, które są złe, lecz z ich błędów, fatalnej gry aktorskiej, czy ogólnej niekompetencji można się chociaż pośmiać… Chyba, że nie mamy poczucia humoru i jesteśmy drętwusami… Odchodząc na kilka sekund od tematu gier – ja osobiście preferuje kino kategorii B, a nawet Z od wysokobudżetowych blockbusterów, a tytuły takie jak The Room, Zaat, czy w sumie cokolwiek o czym możecie posłuchać w serii „The Best of the Worst” na kanale RedLetterMedia (polecam tylko dla osób z poczuciem humoru… zwłaszcza cringe humoru) – doprowadzają mnie często do łez. Nie, nie chwytają mnie za serce wzruszającymi scenami, po prostu ciężko powstrzymać płacz podczas kolejnych wybuchów niekontrolowanego śmiechu! Skąd u mnie taki dziwny wstęp? Postanowiłem przygotować dla was materiał o grze z gatunku horroru, która faktycznie potrafi być chwilami kompetentna… ale i skutecznie doprowadzi każdego do salw śmiechu. Mowa oczywiście o (nie)sławnym The Ring na Dreamcasta.


THE RING: TERROR’S REALM

INFOGRAMES / ASMIK ACE ENTERTAINMENT (2000)

DREAMCAST

GATUNEK: SURVIVAL HORROR

Hmm, logo Infogrames (Alone in the Dark) na pudełku?! Chyba będzie niezły horror?!

Ja w przeciwieństwie do wielu innych internetowych recenzentów mam na temat tej gry do powiedzenia wiele dobrego. Jest to może kwestią tego, że zawsze doszukuje się w grach czegoś co mi się spodoba, a może po prostu staram się je recenzować zamiast skupiać na show wyśmiewającym jedynie to co negatywne. Co jest naturalnie znacznie łatwiejsze i szybsze – uwierzcie, że jeśli wpadnie mi w ręce jakieś barachło to recenzję mam gotową zanim się obejrzę, podczas gdy z tymi najlepszymi tytułami męczę się wprowadzając poprawki i redaguję tekst czasem przez kilka dni, a i tak nigdy nie jestem z niego w pełni zadowolony.

Na początek zaznaczę, że omawiana gra jest adaptacją książki Ring, a nie filmu na jego podstawie. Czemu to takie ważne możecie się mnie spytać? Otóż podstawową krytyką gry jest właśnie to, że nie ma nic wspólnego z tym kultowym filmem… bo nie ma. A raczej to film nie ma nic wspólnego z powieścią, ani grą. Oczywiście Sadako Yamamura, która w filmie wychodziła z telewizora by zabijać swoje ofiary po siedmiu dniach od obejrzenia tajemniczej kasety VHS – jest antagonistką w każdym z tych dzieł, ale dopiero film dał jej fantastyczne moce by było straszniej dla przeciętnego zjadacza chleba. Jeśli ktoś liczy na coś takiego w tej grze to srogo się rozczaruje. Growy Ring jest raczej kontynuacją powieści, a w tej postać Sadako jest bardziej ofiarą przeróżnych tortur i o ile posiada ona pewne moce telekinezy to nie są one groźne. Dopiero po tym, gdy została wrzucona do studni, jej rosnąca nienawiść doprowadziła do mutacji wirusa, który aktywuje się po obejrzeniu tajemniczego filmu (ten w powieści jest zapisem tortur które przeżywała).

Niepokojąca sekwencja VHS na szczęście jest tu także obecna.

Akcja gry zaczyna się natychmiast po tym, gdy chłopak bohaterki, w którą się wcielamy został znaleziony martwy i z niepokojąco wykrzywioną twarzą. Logicznym jest, by nasza protagonistka zatrudniła się w laboratorium, w którym pracował jej ukochany. O ile nasze pierwsze wrażenia nie będą pozytywne (o czym później), o tyle kolejne wydarzenia przeniosą nas do alternatywnej, mrocznej i pełnej potworów wersji rzeczywistości (ala Silent Hill). Czekaja nas tam standardowe, ale lubiane przez graczy zadania: gromadzenie apteczek, amunicji, nowych giwer, a nawet baterii do latarki (warto mieć ją przez większość czasu wyłączoną, jako że potworki reagują na światło, więc możemy się łatwo przekradać pod ich nosami). Czego robić w The Ring nie będziemy – to rozwiązywać zagadek. I dobrze. Zagadki w tych grach służyły zawsze do wydłużenia czasu rozgrywki i były bez sensu. Na dobrą sprawę jedyne serie horrorów w których zagadki były sensowne w odniesieniu do świata przedstawionego to Silent Hill oraz Fear Effect. Jasne ja lubię dobre zagadki w grach, powtarzam sobie, że dzięki nim nie robię się głupszy, ale taki bezsens jaki serwuje nam np. Resident Evil łamie immersję. Zrozumiałbym to jeszcze, gdyby takiej Rebbece Chambers, czy Jill Valentine towarzyszył tchórzliwy pies Scooby Doo – wtedy to jak najbardziej by pasowało.

W grze występuje rzeczywisty świat…

Tak więc w skrócie zagadek tu brak i mi to absolutnie nie przeszkadza. Fajny klimat, ściśle ograniczone zasoby, przenoszenie się pomiędzy światami i powolne, lecz metodyczne odkrywanie tej wielkiej tajemnicy wystarczy mi do szczęścia. A The Ring robi to wszystko naprawdę dobrze. O ile horrory od dawna totalnie mnie nie straszą, to jednak potrafię docenić odpowiedni klimat oraz podoba mi się powoli rozwiązywana zagadka obu światów. To jak łączymy ze sobą niektóre elementy, na przykład ściśle tajne podziemne laboratorium, do którego nikt nie ma wstępu, znikający pacjenci, prześladujący nas duch w świecie alternatywnym, nasz podejrzany szef, program o nazwie „Ring”, jak i w końcu natrafiamy na zapisy o Sadako, wirusie, czy obejrzymy samą taśmę. Tak! Tak! I jeszcze raz tak!

…oraz jego mroczna wersja wypełniona potworami.

Więc skąd się wzięło to wyśmiewanie omawianej gry? No cóż… wystarczy kilka sekund mojej video recenzji, ale postaram się wam to opisać. Od czego by tu zacząć? Nasza bohaterka jest głupia! Głupia! Głupia! Głupia! Tak strasznie, bardzo głupia! Totalnie nic do niej nie dociera, nie łączy ze sobą najprostszych faktów i ogólnie zachowuje się jak niezbyt inteligentne dziecko we mgle. Podczas gdy my już dawno się czegoś domyśliliśmy, połączyliśmy ze sobą wskazówki, ona wciąż totalnie niczego nie rozumie. Jest głupia, dialogi są głupie, kiepsko napisane i pozbawione voice actingu… Znaczy się nie wszystkie, niektóre są odgrywane przez „aktorów” i o mój panie Zeusie! Ich poziom jest równy Tomiemu Wiseau, który swoją drogą jest tak naprawdę naszym rodakiem i nazywa się Piotr Wieczorkiewicz (“You’re tearing me apart Lisa!” Zdecydowanie polecam film The Room… zaproście kolegów, koleżanki, odrobinę alkoholu, a będziecie mieli zakwasy na policzkach). Myślicie sobie teraz zapewne, że to niemożliwe by poziom dialogów oraz ich wypowiadanie było gorsze niż w pierwszym Resident Evil? Sprawdźcie The Ring to się zdziwicie!

Głupia! Nie uciekaj! To tylko milusi kotek…

Do tego dorzućmy dźwięki, którymi uraczy nas ta gra. One są czymś niesamowitym! Wystarczyło mi raz usłyszeć odgłos towarzyszący zranieniu naszej heroiny, a już miałem pomysł na skecz do video-recenzji! Ta cudowna kakofonia fatalnych dialogów i odgłosów jest doprawdy najlepszą komedią na całym Dreamcaście! (no dobra… drugą po SEGAGAGA, ale ta była przecież umyślna). Jakby zobrazować wam pierwsze sekundy którymi uraczy nas ta gra? Wyobraźcie sobie kiepsko wyrenderowane postaci z wybałuszonymi oczami. Nasza bohaterka trafia do swego domu dokładnie w chwili, gdy wynoszą z niego zwłoki jej faceta i wpada ona w panikę. Reakcją fatalnie wyrenderowanego policjanta jest „You okay lady?” Spróbujcie powstrzymać śmiech, to niemożliwe! Polecam zobaczyć to na własne oczy w mojej videorecenzji poniżej.

A skoro już coś o grafice wspominam, pomimo że uważam ją za najmniej istotny aspekt każdej gry, to w przypadku The Ring – jest bardzo dobrze. Nie lubię tego jak Dreamcast wyświetla 3D, bo drażni mnie ten widoczny próg spadku jakości na kilka metrów przed nami, który porusza się zawsze, gdy my się poruszymy…  W przypadku omawianej gry podobać się mogą zwłaszcza światła i flary. Za to muzyka jest chwilami klimatyczna, piękna, świetnie skomponowana, a kiedy indziej brzmi jakby ktoś posadził kota na pianinie. Niestety ten najgorszy utwór, niesławny loop atakuje nas zaraz po naciśnięciu „New Game”, co na starcie silnie odrzuca.

Intro do gry potrafi przestraszyć bardziej od rozgrywki! Swoim wykonaniem…

Podsumuję The Ring w taki oto sposób: jeśli nie odrzuci was fatalna pierwsza godzina pełna kiczu, cringeu i ogólnej niekompetencji to z czasem wciągnie was całkiem udany, ale nieoryginalny horror ze świetnym zwrotem akcji pod koniec (naprawdę byłem zszokowany tym, że gra nagle mnie nim zaskoczyła i zaangażowała pomimo serowego wodospadu, który miał miejsce chwilę przed tym). Jasne – nie zaznamy tu nic odkrywczego, oryginalnego, no chyba że chwilowe wybuchy śmiechu podciągniemy pod tą kategorię. Naprawdę trudnym zadaniem jest zobrazowanie tego wszystkiego bez pomocy materiału audio-video, dlatego zachęcam was do jego obejrzenia. Pośmiejemy się razem z wszystkiego co warte jest wyśmiania, ale też może i zauważycie, że ta gra wcale nie jest tak totalnie kiepska jak opisał ją pewien bardzo znany youtuber. Myślę, że gdyby nie wypływający z The Ring smakowity ser – to horror ten miałby wieczną opinię totalnego przeciętniaka… A tak to mamy coś więcej! Coś jak film Zaat, który bardzo chciał być Potworem z Czarnej Laguny, ale jego twórcy zapomnieli podnieść kamerę na tyle wysoko – by nie było widać, że potwór chodzi w kapciach…

Recenzja Video THE RING (Dreamcast)

Retrometr

Autor tekstu i filmu: Mocny Browarek


PS1. Zdecydowanie nie kupujcie tej gry! Jest rzadka, kolekcjonerska wręcz, a co za tym idzie kosztowna.

PS2. Jest to jedna z tych kilku gier na Dreamcasta, która nie działa przez VGA.

PS3. Screeny dostarczone głównie przez autora. Okładka pochodzi z Mobygames.

PS4. Naszych czytelników zachęcam do wyrażania opinii zarówno o wpisie jak i o filmach autorstwa Mocnego Browarka, zarówno na naszej witrynie oraz na jego youtubowym kanale. Przyznam się, że jestem pod dużym wrażeniem filmów przygotowanych przez autora. (Borsuk)