Relacja | Amigowisko #6 – Brzesko

amigowisko relacjaAmigowisko #6 – impreza została zapowiedziana przez recedenta na portalu PPA pod koniec kwietnia. Już wtedy było dla mnie jasne, że powinienem się tam pojawić. Klimat schroniska (nie, nie jest to drewniane schronisko w górach z widokiem na hale, to zwykłe schronisko młodzieżowe) i tamtejsza kuchnia, której próbowałem już na dwóch edycjach, powodowały, że zacząłem układać plany pod tą datę. Tygodnie dzielące moment zapowiedzi od samej imprezy upłynęły szybko, w tym czasie odbył się SACP, z którego relację napisał RetroBorsuk , a na którym zapowiedział się, że będzie na Amigowisku również – a nie był i niech żałuje! Nie wiadomo czemu (miało się wyjaśnić później na party), na wlepce pojawił się napis Final Edition, co nie było dobrym sygnałem.


Vertex – “Ocean” jako ścieżka dźwiękowa do relacji.

Na tydzień przed imprezą kompletowaliśmy skład wyjazdowy z Gliwic do Brzeska. Gotowość jak zwykle potwierdzili kompani: Lokaty, Quad, Tomek (Quad 2*), Vato (ten to miał dylemat czy pojechać do Brzeska czy na Silesia Party 9… wybrał dobrze :-). Ostatecznie okazało się, że Vato pojedzie jednak sam i to dzień wcześniej – no cóż, tylko pozazdrościć dłuższej imprezki. (*Anegdotka: już na Amigowisku, późnym popołudniem, Mariodj wykminił ksywkę dla braci, Quad i brat Quada to wg niego Oktad). Kiedy wszystko było już ustalone w zakresie składu, zacząłem planować co tam ciekawego zrobić – ciągle w głowie kołatały mi dwa tematy, oczywiście zarzucone przez RetroBorsuka od wielu tygodni/miesięcy. Postawiłem sobie za cel: przejście gry Jim Power in Mutant Planet (w skrócie Jimmy) oraz nagranie filmu ze speedruna mojej ulubionej gry The Great Giana Sisters (w skrócie GS).

Tak… Jimmy – to chyba najbardziej pamiętam z imprezy :)

DEPARTURE

Umówiliśmy się z chłopakami, że wyjeżdżamy w okolicach 8 rano. Spakowany byłem już dzień wcześniej, a o 6 w sobotę byłem już na nogach, bo spać nie mogłem. Szybki rzut oka na PPA a tam informacja w wątku na forum od Quada, że wyjechali (o 5:15 rano). Pomyślałem – o ho – też nie śpią dwa gagatki. Szybkie ogarnięcie się z mojej strony i wyjazd o 7 z domu w kierunku mojej firmy, gdzie miałem wypakować jeszcze część klamotów z mojego wozu, coby ich nie telepać przez pół świata, a coby też sprzętu chłopaków dało się napakować. Po przyjeździe pod firmę widzę już spacerujących braci. Szybko ogarniamy co trzeba, przerzutka sprzętu (chłopaki zabrali każdy A1200, przy czym Tomek wziął wersję Magic w prawie nowiutkim kartonie – z kartonu tego później Jack_Swidnik wyciągnął tekturki wewnętrzne w celu ich dorobienia).

Amiga 1200 Magic Tomasza

O 7:35 byliśmy już na przystanku PKS gdzie w sklepiku nabyliśmy potrzebny do dalszego funkcjonowania prowiant. Zapiekanki prosto z pieca dla wszystkich, a dla chłopaków dodatkowo paliwo rakietowe wysokooktanowe oraz odrdzewiacz (znanego koncertu co go to Święty Mikołaj reklamuje), z którego to po odlaniu 0,5l i uzupełnieniu turbopłynem powstała mieszanka pozwalająca im jako tako dojechać do celu. Bliziutko przed 8 z pojazdu numer 80 (TG-GLW) wyskoczył nasz kolega Lokaty, który też nie jadł jeszcze śniadania i postanowił, że w drodze będzie posilać się zupą z chmielowych szyszek. Szybkie zakupy w jego wykonaniu w tym samym sklepie i odpalamy wrotki! Trasa upływała nam bardzo milutko przy chiptuneowych dźwiękach i dyskusjach okołoamigowosprzętowych, przeplatanych salwami śmiechu i odrdzewianiem gardeł przez mych współtowarzyszy. Około 20 minut przed dotarciem do lokalizacji docelowej trzeba było się zatrzymać na toaletę – nie wypadało przyjechać do kolegów nieświeżym – i uzupełnienie paliwa.

Przerwa na toaletę i dotlenienie w okolicach zjazdu na Brzesko

Chłopaki szybko skonstruowali kolejny napój magiczny, tym razem wysokooktanowe paliwo zaprawiając jakimś uskrzydlającym dodatkiem, które po wymieszaniu wyglądało (i ponoć smakowało) jak etylina 95.

Wygląda jak płyn do mycia naczyń – a w smaku paskudne, co zrobić…

Wsiedliśmy i szybciutko pognaliśmy już do zjazdu na Brzesko oraz do samego miasteczka. 2 pilotów z tyłu i kierowca (czyli ja) nie posłuchaliśmy Lokatego i pobłądziliśmy – nie skręcając w odpowiednią ulicę w okolicach rynku. Ostatecznie jednak Lokaty poprowadził nas poprawnie pod Szkolne Schronisko Młodzieżowe w Brzesku.

PARTY PLACE AND START

Około 9:30 dotarliśmy na miejsce. Szybko otworzyliśmy wrota naszego pojazdu i zaczęliśmy wnosić sprzęcik do sali, w której rozłożonego było już trochę sprzętu od dnia poprzedniego i zaczynali się już kręcić ludzie: Krashan, Dez, Rzeznik, recedent, Mandi. Niedługo pojawił się i nasz niedoszły współtowarzysz Vato z uśmiechem na twarzy i party można było w naszym wykonaniu uważać za otwarte.

Rozpocząłem od włączenia swojej Amisi i sprawdzenia czy wszystko żyje i jest gotowe do realizacji zamierzonych celów. W międzyczasie Lokaty podłączył swojego C64, na którym szybko wykonał testy sprawności i po potwierdzeniu, że wszystko działa, można było się rozejrzeć po miejscówce. Rozpocząłem wizytację na stanowiskach, co też ciekawego poprzywozili ludzie. A było już kilka fajnych zabawek. Amstrad 6128+ Rzeźnika podłączony do monitora Sony PVM, który dawał obraz jak żyleta. Obok umiejscowił się dez3 z PC, na którym zainstalowany był mega zestaw emulatorów (prawdopodobnie z frontem RetroArch) a do niego podłączone były arkadowe joy-e. Naprzeciw naszego stanowiska zlokalizowałem Sega Mega Drive i pełną skrzynkę gier w boxach oraz NES-a wraz z drugą skrzynką gier – wszystko to kolegi juena.

Skrzynia pełna dobra – boxowane gry na Segę, juen to ma kolekcję :)

Na stołach było już też kilka Amig, do których szybko dołączyły Amigi obu połówek Oktada. Zaczęły się rozmowy i odpalanie czego tam kto sobie tylko zapragnął – czyli standardowy widok starych grzybów przy swoich zabawkach. Jako, że Giana Sisters miałem już ograne i wytrenowane na SACP’ie, stwierdziłem, że nagrywanie speedrun-a z tej gry zrobię sobie po południu, kiedy już będę rozkręcony/rozegrany i na spokojnie będę mógł to wykonać. Włączyłem więc Jimmiego i rozpocząłem podejście numer jeden w celu ukończenia tego tytułu. 2 etapy znałem już bardzo dobrze, bo trenowałem wcześniej, więc początek szedł gładko. Dalej było już gorzej, więc zaliczyłem zgona już w trzecim etapie chodzonym i rozpocząłem drugie podejście.

W międzyczasie dojeżdżają już kolejni partowicze – wchodzi Mariodj z ekipą chełmską i Stoopi z żoną i swoim Commodorkiem. Szybkie przywitanko, wymiana kilku zdań i zdecydowaliśmy z Lokatym, że trzeba się wybrać do sklepu, by zakupić materiał na niedzielne śniadanie i nie tylko :-). Niestety na tej edycji nie było nam dane skorzystać z dobrodziejstwa obiadu i śniadania serwowanego przez schroniskową kuchnię, która była w remoncie i się wzięła i nie zdążyła wyremontować przed naszym przyjazdem. Udaliśmy się więc z Lokatym w okolice ryneczku do spożywczaka a także do tamtejszego monopola, który okazał się był być zamknięty.

Jak widać rynek w Brzesku zaludniony – nawet zwierzęta wpuszczają

No cóż, poszliśmy zatem do innych delikatesów – zaliczając wizytę na ryneczku brzeskim. Po tej szybkiej wycieczce krajoznawczej powróciliśmy do gwarnego już lokalu, gdzie ludziska już bardzo dobrze się bawili grając i rozprawiając o wszystkim co ciekawe. Odbyłem szybkie kilka partyjek na dez’owym sprzęcie z emulatorami, stwierdzając, że zabawa jest naprawdę przednia przy użyciu tych arcadowych sticków. W międzyczasie dez3 przełączył tryb wyświetlania emulatorów w tryb scanline – co jeszcze bardziej pozwoliło poczuć feeling znany nam z arcadeowych bud zwanych salonami gier. Zagraliśmy chwilę w Final Fight oraz Strikers 1945, oba tytuły jakże sympatyczne.

Po chwilce, trzymając w garści złociste napoje kraftowe dowiezione przez Lokatego, zasiedliśmy do naszego sprzętu. Ja podejmowałem kolejny raz próbę przejścia Jimmiego a Lokaty odpalał kilka tytułów na C64, które poprzedniego wrzuciłem na moją kartę SD celem umieszczenia ich w UK1541 wspomnianego kolegi. Wszystkie tytuły były świeże – bo miały datę wydania 2018 – parę zdań na ich temat nieco później. Po godzince zdecydowałem, że czas zakwaterować się w pokoju, aby już mieć spokojną głowę i móc bezproblemowo oddać się sielance. Bardzo sympatyczna pani w recepcji schroniska przyjęła mój dowód, kilka banknotów i wydała kluczyk wraz z pościelą, co pozwoliło już poczuć się swobodnie i bezpiecznie na resztę dnia i wieczoru – wybrałem opcję spania samotnie, aby móc wypocząć przed czekającą mnie w niedzielę drogą powrotną (byłem kierowiec, więc chciałem bezpiecznie towarzyszy zawieźć do domu).

Po dokonaniu kwaterunku wróciłem i zrobiłem obejście stanowisk, chwilę rozmawiając z osobami zajętymi swoimi grami. Madman podejmował się przejścia Curse of Enchantia – była to gra, którą jako dziecko chciałem mieć – widziałem ją w programie telewizyjnym Joystick a potem solucję w jakimś Top Secrecie. Niestety na ówczesny czas byłem posiadaczem C64 i nie mogłem się nią rozkoszować, a kiedy nabyłem już Amigę to gazeta z solucją gdzieś zaginęła i nie byłem w stanie ukończyć gry (tak, to były czasy, kiedy nie było internetu i nie można było po prostu wygooglać solucji). Madman był już w bardzo zaawansowanej lokalizacji – na lodowcu – ale ostatecznie gra się zawiesiła i jej nie ukończył. Obok Madmana siedziała wesoła ekipa Oktada a przy nich Mandi i zaczęli śpiewać przeboje lat 80-90 przy dźwiękach przenośnego radyjka Tomasza.

Ćwiczenia chórków przed karaoke

To dziwne, bo karaoke przewidziane było na późniejsze godziny, ale widocznie chłopaki postanowili już potrenować – gdyby ktoś miał zapędy stanąć z nimi w konkury, to szybko mógł je zweryfikować i spokojnie zrezygnować, bo raczej nie miał szans :-). Obok nich dzieciaki Krashana wyżywały się na Amidze i PC (podziwiam córkę Krasha, która bardzo wytrwale przez całe party katowała chyba jedną grę i była przy tym mega skupiona). Obok nich przycupnął Vato i jak zwykle rozgramiał statki najeźdźców w Deluxe Galaga. Potem przełączył się na Lotusa a następnie rozpoczął szkolenie synka Rafała w grze Rick Dangerous (jeden z moich ulubionych platformerów – być może na kolejnym party akurat podejmę się przejścia tego tytułu, by sobie go przypomnieć, bo pamiętam, że przechodziłem na jednym „chłopku”).

PARTY SIĘ ROZKRĘCA

W okolicach popołudniowych część ludzi (włącznie z nami) zgłodniała. Jako, że tym razem nie było obiadku serwowanego przez stołówkę, podjęliśmy wyzwanie rzucone przez recedenta na forum i stwierdziliśmy, że damy szansę okolicznej Szyszkarni. Wybraliśmy się zatem ekipą na wycieczkę w okoliczne osiedle, gdzie rzeczona restauracja była. Do naszej piątki dołączył juen oraz Jack_Swidnik. Knajpka okazała się być dość blisko więc szybko tam dotarliśmy i złożyliśmy odpowiednie zamówienie. Miłe panie zaczęły znosić napitki i jadło a do lokalu zaczęli napływać też kolejni partyzanci, tak, że niedługo cały ogródek (zalany w słońcu, bo było bardzo ciepło) zapełnił się znajomymi twarzami.

Posiłek na świeżym powietrzu… pyszne jedzenie – odwiedzać Brzesko!

Jedliśmy, piliśmy i gawędziliśmy o różnych ciekawych tematach. Kolega Jack_Swidnik opowiedział mi (i pokazał fotki) o swojej kolekcji gier i gadżetów związanych z Dizzym (to również jeden z moich ulubionych bohaterów gier). Widać, że ma bardzo pokaźną kolekcję, do której już niedługo dołączy podkładka pod myszkę, którą przyuważył przy moim stanowisku, a którą ostatecznie zdecydowałem się mu odsprzedać.

Moje stanowisko, a przy nim podkładka z Dizzym, która już niedługo zmieni właściciela

Podczas regulowania rachunków okazało się, że panie nie umieją opanować kasy fiskalnej, która nie chciała przyjąć rolki papieru. Zaskoczył nas Jack_Swidnik, który rzutem oka na terminal stwierdził, że to model MegaHiperChinczyk1300 i że do tego modelu nie da się wepchnąć rolki XP345D18 jeśli uprzednio się z niej nie odwinie 6,5 metra papieru. Jakież było zaskoczenie barmanki (i nasze), kiedy po oderwaniu kawałka tego papirusa maszynka łyknęła pozostałość rolki i zaczęła dziurkować nasze paragony ;). Najedzeni, w dobrych humorach, pozbyliśmy się gotówki z kieszeni (lub z konta w przypadku płatności kartą) i udaliśmy się ponownie do schroniska kontynuować imprezę.

Pomiędzy wizytacją stanowisk, graniem w napotkane gry i rozmowami z siedzącymi przy stolikach ludźmi, podejmowałem kolejne próby przejścia Jimmiego, który był ciągle odpalony na mojej Amidze. Za każdym razem ginąłem na trzecim poziomie chodzonym. Byłem sfrustrowany, bo czas mijał, a ja wiedziałem, że mam przed sobą jeszcze trzeci poziom latany i czwarty poziom chodzony (nigdy nie grałem w tą grę i nie widziałem filmu z przejścia na Youtube, dysponowałem tylko wiedzą, którą przekazał mi Retroborsuk, że są 4 poziomy chodzone i 3 latane).

Trzeba było zrobić krótką przerwę, bo wyglądało na to, że Jimmy tak łatwo nie ulegnie. Obejrzeliśmy kilka demek na C64 Lokatego oraz kilka na Amidze Mariodj’a. Wiadomo, że na party nie może takowych zabraknąć. Tutaj szacun dla Lokatego i Mariodj oraz Buliego, ponieważ ich wiedza na temat demosceny jest ogromna i mogą pewnie wybudzeni ze snu wymienić składy wszystkich liczących się ekip demoscenowych oraz tytuły ich produkcji (wraz z lokatami, które zajęły na konkretnym party, w którym roku) a także zastosowane w nich efekty. Można by ich tak słuchać godzinami, zastanawiając się jak można to wszystko spamiętać.

Następnie moje ciało przemieściło się w okolice sprzętu Buliego, na którym odpalony był … Quake 3 To już kolejny tytuł ogrywany przeze mnie, ale już w późnych latach studenckich (niezliczone godziny rozegrane w turniejach akademikowych). Przeżyłem okrutny szok, gra po prostu wymiatała na tej Amidze. Była dla mnie nawet za szybko – nie umiałem sobie z nią poradzić. Być może winna była zbyt wysoka czułość myszy i brak skoku na PPM oraz zmiany broni na kółku (tak zawsze miałem skonfigurowanego PC-ta do tej gry), ale kilka botów udało mi się sprzątnąć.

Quake 3 na Amidze Buliego – wyglądało i działało bardzo dobrze

Gra jednak się zawiesiła, co nie wyszło na złe, bo Buli zaprezentował nam Wipeout, który też wyglądał bardzo dobrze. Tutaj pada przejął Lokaty, który znał ten tytuł dobrze, na tyle, że zaczął coś marudzić o niemożliwości grania bez strafe-ów. Buli podpowiedział, że są na triggerach i rzeczywiście, Lokaty przytaknął, że jest feeling znany mu z pecetowej wersji i da się grać.

Wipeout na Amidze Buliego – widać, jak profesjonalnie Lokaty trzyma pada

W międzyczasie rozpoczęto potyczki w cichego króla imprezy – Micro Hexagon-a. Vato zainicjował nieoficjalny turniej (a raczej rozgrywki) a po kilku chwilach gra była już odpalona na kilku komodach równolegle i z każdego końca sali było słychać tą jakże dobrze znaną wszystkim muzykę. Towarzyszyła nam już do późnych godzin nocnych. Kolejno ludzie (nawet dzieciaki) podejmowali próby uzyskania najlepszego wyniku. Początkowo granica ustawiona została na 1:30 a potem 1:40.. 1:42. Potem 1:49 zrobione przez Quada a następnie moje 1:51 i 1:53 kilka minut później. Jednak królem był Vato z 1:58. Quad po cichutku liczył na to, że skopie Vatowi zad, ale ostatecznie do końca party i w niedzielę nie udało mu się.

Rozkręcamy się, kolejny nowy rekord

Oczywiście nie opuszczałem mojego Jimmiego, a raczej to on nie opuszczał mnie … i nie dopuszczał powyżej etapu trzeciego, w którym za każdym razem kończyłem swój żywot na platformach poruszających się szybko i synchronicznie, które trzeba było pokonać skokami. Skok, kolce, śmierć… powtórka. Skok, kolce, śmierć… Game Over… Ohh

TOP SECRET I SECRET SERVICE…

…czyli kilka zdjęć i tytułów, w które zagrałem na party. Lista jest dłuższa, ale tylko niektóre tutaj przedstawiam, bo mam ich fotki wykonane podczas gry, a pamięć już nie ta i nie wszystkie pamiętam. W piątek wieczorem, wrzuciłem na moją kartę SD kilka gier na C64 z rocznika 2018 celem spojrzenia na nie na komodzie Lokatego. Zagraliśmy zatem w Spikes autorstwa Megastyle i Protovision. Jest to konwersja znanej gry ze smartfonów, w którą mój 8 letni synek zagrywał się swego czasu, więc ją znałem – konwersja wykonana bardzo zacnie – tytuł z gatunku One Fire Button Game. Polecam, ciekawe na rozgrywki turniejowe w gronie znajomych (mój rekord to 20 odbić )

Spikes – konwersja ze smartfona, zamiast dotykać ekranu, wduszasz fire w joyu

Następnie włączyliśmy Dodge tych samych autorów, gra polegająca na omijaniu napływających z góry ekranu obracających się i zmieniając kształt i pozycję kwadratów. Gdy grałem w tą grę, Lokaty stwierdził, że jest jakaś taka prosta, bo niewiele się dzieje. Po kilku partyjkach ugrałem 1450 punktów i oddałem joy w ręce Lokatego, który w pierwszej potyczce zrobił 120 punktów. W kolejnej niewiele więcej, po kilku rundach stwierdził, że gra tylko wyglądała na łatwą w moim wykonaniu, ale taka nie jest – nie wiem czy to moje doświadczenie, zręczność, czy szczęście :-)?

Kolejny tytuł wczytany z karty SD to Sky Diving, gra której zasad nie do końca rozumieliśmy – ot spada koleś z nieba, może zbierać jakieś baloniki, omija ptaki czy czort wie co i przed upływem czasu musi otworzyć spadochron by się nie rozpłaszczyć. Nie wiemy czy gra się na punkty czy na odległość – jakoś bez polotu ;)

Sky Diving – skocz, spadaj, rozłóż spadochron. I tak w kółko…

Następnie poszedł Missile Blasta – remaster z roku 2018 – który wygląda jak jakiś shmup, ale… nudny – niewiele się dzieje – ot statek, który strzela do rakiet. Niezbyt wymagające, więc też niedługo graliśmy.

Missile Blasta – tego shmupa można sobie raczej podarować.

Kolejny był Digger – ciekawa gra na podobieństwo arcadowego Diggera i chyba troszkę Boulder Dasha. Fajne, grywalne, można się pobawić.

Digger – mix Diggera i odrobinę Boulder Dasha. Fajnie wygląda i fajnie się gra

Dotknąłem również kilku tytułów na sprzęcie dez3. Miał tam zestaw emulatorów wszelkiej maści, więc można było popróbować czego się chciało. Na początku graliśmy w coś podobnego do amigowego War Zone – niestety nie pamiętam tytułu (może ktoś przypomni na podstawie zrzutu). Lubiłem War Zone, zatem i ten tytuł przypadł mi do gustu.

Arcade’owa wersja War Zone -partyjka z dez3

Następnie dez3 włączył mi przesympatyczną grę z PSX – Adventures of Lomax – lubię platformery w tym stylu (trochę przypomina Lionheart czy Brian the Lion) więc bardzo przypadł mi do gustu – dodaję do listy do ogrania.

Lomax – kolorowo i sympatycznie, takie platformery to ja lubię

Potem przyszła kolej na Strikers 1945. Jako że z serią 194X miałem do czynienia od 1942 przez 1943 i 1941, to 1945 również mi się podobało i dawało się poczuć ten klimat.

Strikers 1945 – poczuj się jak pilot myśliwca

Na stanowisku Stoopiego zapuściłem się w świat gry, którą miałem kiedyś na swoim celowniku do ukończenia, ale… o niej zapomniałem. I tutaj kolega Stoopi przypomniał mi, że istnieje i … dopisuję do listy do ukończenia. Mayhem in Monsterland wydaje się jedną z najlepiej zrobionych gier na C64 – kolorystycznie przypomina Creatures a gameplayowo jakiegoś Mario. Bardzo ładne, ale teraz zdetronizowane przez Sam’s Journey (opisywane w 10-tym numerze czasopisma KAplus, zebrało same 10tki).

Mayhem in Monsterland – bardzo dobry platformer, wydaje się, że realne do ukończenia

Na tym samym komputerze odpalił mi Stoopi jeszcze konwersję Pang-a, która prezentuje się ciekawie – układ etapów i tła odpowiadają tym amigowym. Szło mi nadzwyczaj dobrze, przechodziłem kolejne etapy, co Stoopi skwitował, że jestem profesjonalistą. Coś czułem jednak, że mam chyba za dużo szczęścia, bo widziałem jak piłeczki smyrają mój kapelusik. Zrobiłem mały test… i okazało się, że gra się w trakcie zepsuła – wyłączyła się detekcja kolizji… i gra straciła sens. Ale tytuł dobrze zrobiony – jeśli autorzy poprawią ten bug, to będzie się grało dobrze.

Pang na C64 – ładnie, choć piłeczki nie mają cieni i błysków

Następnie szybka partyjka w C64Anabalt – kolejny OFBGame. Znana konwersja z flashowej gierki.

Biegnij Lola, biegnij

TOURNAMENT

Około godziny 16 recedent ogłosił turniej w Worms Directors Cut, który miał się odbyć o godzinie 17. Sponsorzy dopisali i dostarczyli bardzo ładny zestaw nagród do wygrania, który zachęcił uczestników do wzięcia udziału. Ostatecznie do turnieju zapisało się 16 osób, w tym kilku młodocianych, którzy wcześniej już trenowali na rozstawionych Amigach.

Taki zestaw nagród, że aż chce się brać udział w turniejach :)

Ostatecznie z lekkim (chyba godzinnym) poślizgiem turniej się rozpoczął i w trybie eliminacyjnym rozegranych zostało 16 meczy, które wyłoniły najlepszą czwórkę. Rozgrywka była bardzo emocjonująca i sprawiła, że cała sala miała świetną zabawę podczas kibicowania. Pomogli w tym również komentatorzy w postaci recedenta i jego dzieciaków, którzy naprawdę bardzo dobrze sprawowali się w tej roli i okraszali fajnymi tekstami zagrania uczestników. Moje uczestnictwo było w tych rozgrywkach krótkie jak udział Polaków w Mistrzostwach Świata 2018 (a nawet krótsze, bo rozegrałem tylko jeden mecz). Po pierwsze, dawno nie grałem w ten tytuł i nie pamiętałem jak się obsługuje grę (tutaj pomógł mi Lokaty, szybko tłumacząc podstawy). Po drugie, wredna Amiga wylosowała dla nas mapę z mostem nad rzeką i usadowiła dwóch moich robaków na moście a jednego pod nim, skutecznie uniemożliwiając nim jakiekolwiek sensowne zagrywki. Mój przeciwnik – Mandi – nie miał zatem problemu, by zasłużenie przejść do kolejnego etapu ;)

Bardzo emocjonujące rozgrywki w Worms DC – publika dopisała

Nie jestem pewny czy dobrze pamiętam (a wspieram się jeszcze pomocą Madmana w określeniu wyników), ale półfinały rozegrane były pomiędzy Madmanem i juenem oraz Lokatym i synem MaaG^dA. Po zaciętych walkach i z tego co pamiętam jednym remisie w finale stanęli Madman i Lokaty. A w meczu o czwarte miejsce zagrał juen z synem MaaG^dA. Ostatecznie cały konkurs wygrał Madman wybierając z puli nagród pudełko z Metaxą. Drugie miejsce przypadło Lokatemu, który zdecydował się zabrać w nagrodę dziwny kontroler (dwuczęściowy chwytany garściami). Nagroda za trzecie miejsce przypadła synowi MaaG^dA, który wybrał grę Tanks Fury, a juen w nagrodę pocieszenia zgarnął sobie joystick. Gdyby ktoś lepiej pamiętał, że tabela wyglądała w inny sposób – to proszę o sprostowanie.

PRZED SCHRONISKIEM WIECZOROWĄ PORĄ

Impreza powoli przenosiła się przed budynek schroniska, gdzie na ławeczkach toczyły się różne rozmowy o życiu i nie tylko. W końcu stwierdziliśmy z Lokatym, że zgłodnieliśmy i trzeba zjeść kolację. Zamówiliśmy pizzę, na którą trzeba było czekać 1,5h (cóż, sobotni wieczór i widać, że Brzesko wcina pizzę na potęgę, że tyle zamówień mieli). W międzyczasie recedent stanął na wysokości zadania i zorganizował grilla i karkówę, którą następnie grillowano gdzieś na zapleczu. Po grupowym spałaszowaniu pizzy powróciłem na salę, gdzie snuły się już resztki ludzi. Ponownie wykonałem dwie partyjki w Jimmiego, udało mi się przejść te wredne platformy synchroniczne i pojawiły się twarde glizdony wyskakujące spod ziemi. Niestety miałem tylko 2 życia i wpadłem na kolce 2 razy, co skutecznie zniechęciło mnie do podejmowania kolejnej próby i zmusiło do wywieszenia białej flagi. Jimmy mnie pokonał, tak samo jak sen powoli pokonywał partowiczów, którzy zaczęli się wykruszać i udawać na spoczynek. Wyłączyłem Ami i poszedłem odpocząć.

ZAKOŃCZENIE

Obudziłem się wypoczęty około 6:30, w pokoju obok już pierwsi partyzanci również byli na nogach i toczyli dyskusje. Zjadłem śniadanko umilając sobie je czytaniem artykułu z KAPlus o wykorzystaniu C64 w amerykańskim wojsku do symulacji działań terenowych (przy użyciu podłączonego pistoletu świetlnego) i ok godziny 8 polazłem na salę. Tam już część ludzi się spakowała albo właśnie pakowała.

Sprzątanie sali i pakowanko o niedzielnym poranku

Zaczęli się budzić też kolejni ludzie i schodzić na salę. Mariodj zapodał na swojej Amidze jakieś moduły (czy dema), które radośnie umilały nam czas plumkaniem. Ja postanowiłem dla sportu jeszcze raz zagrać w Jimmyego :). Grało się nadzwyczaj dobrze, praktycznie na pamięć (jednak etapy się utrwaliły z zeszłego dnia w mózgu). Niektórzy zaczęli przystawać przy moim stanowisku i oglądać, co mniej wytrwalsi skorzystali z krzesełek i oglądali na siedząco.

Powoli brnąłem do przodu przez kolejne etapy. Dosiadł się Madman i zaczął wypytywać o grę i chwalić ją za grywalność i ładną oprawę graficzną. W końcu dotarłem do etapu i miejsca, w którym w dniu wczorajszym najwięcej ginąłem. Tym razem jednak miałem tam z 8 żyć więc byłem lepiej przygotowany. Platformy synchroniczne, glizdony, i… poszło pięknie. Nie zginąłem ani razu. Czyli winny był refleks, a raczej jego brak :). Doszedłem do miejsca gdzie byłem po raz pierwszy w życiu. Na krzesełkach siedziało już paru kibiców, m.in Madman, Krashan, Mandi… Po 2 czy 3 minutach uważnego przesuwania się do przodu doszedłem do miejsca gdzie pojawił się ogień piekielny w tle i jakiś skaczący małpiszon :)

Dzień dobry Panu, którędy na Retronizację 2?

Parę ciosów i dwie moje śmierci później było po nim a oczom moim (i oglądających) ukazał się końcowy ekran i napis gratulacyjny.

Ekran końcowy – wszyscy zgodnie stwierdzili, że w porównaniu z całą grą wypada najbladziej :)

Zatem rzutem na taśmę, plan minimum został wykonany. Dzięki Borsuku za pokazanie tego tytułu na Retronizacji, bo przysporzył mi kilkanaście godzin ciekawej zabawy. Jak masz jeszcze coś w tym klimacie to zapodawaj.

EPILOG

Zbyt krótko było… zbyt wiele się działo i ludzi było i rozmów i posiadówek. Zbyt długo (zbyt wiele podejść) zajęło mi przejście Jimmiego, więc nie zrobiłem drugiej części mojego planu – Speedruna w Giana Sisters. W okolicach 9:30 rano został już podłączony tylko jeden C64 Stoopiego. Naprzeciw stanowiska siedział Stoopi, któremu wali7 wylutowywał scalak z płyty Amstrada, w którego miejsce wlutowywał podstawkę (szacun dla waliego, któremu nawet ręka nie drgnęła przy tej robocie).

Jak się jest profesjonalistą, to nawet w niedzielę się lutuje

Pozostali natomiast umilali im tę robotę muzyczką z MicroHexagona, z cichą nadzieją pokonania nieoficjalnego sobotniego rekordu Vato. Niestety 1:51 to było wszystko na co było mnie (i innych) stać i trzeba było oddać palmę zwycięstwa naszemu koledze. W okolicach 10-tej byliśmy już spakowani i żegnaliśmy się z ludźmi przed schroniskiem. Jednym z ostatnich wychodzących był Madman, który niósł cały swój dobytek i deklarował, że na kolejne party przywiezie ze 4 takie komputery :)

Bawić się to wszyscy a sprzętu to nie ma komu zabrać…

Wsiedliśmy do naszego pojazdu, który miał nas zawieźć do domu, Lokaty zapodał fajną nutkę – Vertex – Ocean i z ponaddźwiękową prędkością 170km/h przemknęliśmy przez dwie bramki autostradowe rozmawiając znowu o sprzęcie amigowym i wspominając co lepsze momenty party. Odstawiliśmy Lokatego na dworzec, na którym Oktad zjadł znowu szybkie (choć spóźnione) śniadanie w postaci zapiekanek i pomknęliśmy na pobliski parking do mojej firmy po ich autko. Przerzutka sprzętu, uścisk graby… i do domu … smutno… bo krótko…

Dziękuję w tym miejscu recedentowi za organizację tej zacnej imprezy. Miejmy nadzieję, że czarny scenariusz się nie spełni i “nowa zmiana”, która ma zawitać do schroniska w postaci nowego dyrektora/dyrektorki udostępni jednak miejscówkę na to zacne party (choć komentarz pani z recepcji może sugerować, że nie są przychylni tego typu imprezom :). Oby to jednak nie było Final Edition! Dziękuję też tym co tam byli i napędzali tą imprezę – fajnie, że się Wam wszystkim chce jeździć w te miejsca wszystkie i spędzać tak czas.

Do następnego party partyzanci!

Autor: Wojciech “WojT_GL” Jancz 


P.S Tego rekordu Vato to ja na oczy nie widziałem, więc mogę mu tylko wierzyć na słowo :)

P.S.2 Kilka minut przed 9 grałem w MicroHexagona i byłem już bardzo dobrze nastawiony na pobicie rekordu – była już muzyczka, którą słychać w okolicach 1:50 i czułem, że mogę przemknąć barierę 2:00, gdy nagle nastąpiła ciemność…. jeden z ostatnich imprezowiczów pakował swój sprzęt więc odpiął swoją listwę zasilającą, która zasilała wszystkie stoliki… Człowieku nie wiem kim byłeś (to znaczy wiem, ale nie powiem), ale wiedz, że spowodowałeś, że rekord Vato nie został pobity. Vato powinien postawić Ci przynajmniej butelkę wody mineralnej ;)

P.S.3 Ćwierka mi po głowie, żeby Amiparty odwiedzić, bo tam mnie jeszcze nie było. Jednak okres mocno urlopowy i może być kolizja, która mnie wykolei z tego… kombinuję, żeby jednak jakoś to dopasować :)

P.S.4 Na kolejnym party podejmuję się speedruna w GS

Informatyk z krwi i kości, z komputerami ma styczność od dziecka - najpierw z automatami arcade a potem już z prawilnymi komputerami. Od początku zafascynowany grami następnie przesiadł się na programowanie i tak już przez długi czas zostało aż przestał również programować :). Teraz gracz okazjonalny, głównie retro gry oraz nowe na retro sprzęty. Ulubione gatunki: platformery, shmupy, przygodowe, logiczne, salonówki. Posiadane platformy: po zlikwidowaniu kolekcji, gry ogrywa na różnych emulatorach przy użyciu PC lub Steam Decka Chciałby mieć w domu automat arcade...