SPUSToszenie | Tamer, W.A.R, Fast Future (Commodore 64)

Uwaga! Pilne! STOP! Niezidentyfikowane obce formy życia zaatakowały naszą ojczystą planetę Commodore STOP! Niezbędna pomoc od Ostatniego Pilota na Ziemi STOP! Pilocie! Tylko ty dasz radę nas ocalić STOP! Proszę przybyć jak najszybciej STOP!

Gotowi na kolejną kosmiczną przygodę? Pewnie że tak! Tym razem polecimy na drugi koniec wszechświata, w układzie planetarnym „8-Bit”, a dokładniej na planetę Commodore 64, nazywaną przez niektórych Komodą, pełną nieodkrytych terenów, niektórych wartych uwagi, innych trochę mniej. Niebezpieczeństwa i potwory czyhają tam w mroku na dzielnych poszukiwaczy retro przygód… Nie zwlekając przyjrzyjmy się gdzie i czym złoimy skórę galaktycznym stworom! Zapraszam na kolejne SPUSToszenie!


TAMER

L.K. Avalon (1993)

SHMUP PIONOWY

Okładka śmierdzi taniochą, jak to często bywało u polskich twórców w latach 90-tych.

 Jak pewnie wiecie (albo i nie) Polacy nie gęsi i swojego shmupa na Commodora mają, a mianowicie „Pogromcę”! Czy ten szpil zasługuje na tak epicki tytuł? Sprawdźmy! Oczywiście jak przystało na grę od L.K Avalon mamy tu rozbudowaną fabułę rodem ze space opery – cytując z instrukcji:

„Od pewnego czasu trwa konflikt pomiędzy  Matką Ziemią, a Planetami Zewnętrznymi. Początkowo wydawało się, że komunistyczny przewrót na Jowiszu będzie łatwy do zlikwidowania, jednak oddziaływanie propagandy szerzonej przez sieć agentów spowodowało, że coraz więcej planet popierało Jowisza. W obliczu „czerwonej zarazy”, Ziemianie zadecydowali o podjęciu zbrojnej interwencji. Otwarta wojna nie wchodziła w rachubę – straty byłyby zbyt wielkie. Na Jowisza zostaje wysłany super-nowoczesny myśliwiec z zadaniem zniszczenia  kwatery głównej komunistów. Jeżeli misja się powiedzie, na Planety Zewnętrzne powrócą rządy demokracji. Myśliwiec jest pilotowany przez asa kosmosu – Ciebie. Powodzenia!” 

Tak więc przeanalizujmy obecną sytuację, trwa konflikt międzyplanetarny na tle politycznym, a my zasiadamy za sterami świeżo upieczonej maszynki wprost z magazynu, by zapobiec II Wojnie Galaktycznej tak? Ooo, już słyszę jak Ostatni Pilot na Ziemi zaciera ręce by sprawdzić do czego jest zdolna ta bestyja, więc usiądźcie wygodnie w fotelu dowodzenia i w drogę ku lepszej przyszłości!

Prawie jak w River Raid w kosmosie!

Najpierw rozeznajmy się z terenem działania i zobaczmy z jakimi to przeciwnikami się zmierzymy? Mamy tu czołgi czyhające na nasze życie, wrogie statki latające, kosmiczne balony, galaktyczne samoloty… zaraz, zaraz, powiadacie że pomyliłem tytuły i opisuję River Raid w klimatach sci-fi? Tak prawdę mówiąc, coś w tym jest, widać więc jak bardzo nasi rodacy inspirowali się tym kultowym szpilem od Activision. Dobra, a jak się ma sprawa z rozgrywką? No niestety znajdziemy tu wady: otóż mamy łącznie jeden (!) poziom o długości około 15 minut, będący mieszaniną ciekawych i nudnawych sekcji. Raz będziemy przeciskać się cienkimi korytarzami wymijając atak wrogich czołgów z prawego i lewego krańca, by zaraz potem przelecieć przez półtora minutową pustkę w której nie będzie ani jednego przeciwnika, tylko losowo umieszczone planety. Niestety sam finał gry jest niezwykle rozczarowujący, po prostu ekran przestaje się przesuwać, wyskakuje na nas para statków padających po jednym strzale, omijamy salwę pocisków i tak przez minutę a później… Później zaczynamy od nowa jak niby nigdy nic! I ponownie dopóki nie stracimy wszystkich żyć, albo damy sobie spokój. Oj, słabo, słabo! Na szczęście tytuł ten ratuje chwytliwa ścieżka dźwiękowa (składająca się z jedynie dwóch utworów) oraz całkiem niezła błękitno-fioletowo-zielonkawa oprawa graficzna.

Prawie jak tunele w Scramble, tylko że pionowe.

PLUSY:

– niezła grafika,

– ciekawy pomysł na fabułę (mimo że tak naprawdę nie ma o niej jakiejkolwiek wzmianki w grze),

– przez pierwsze parę minut wciąga,

– chwytliwa muzyka…

MINUSY:

– …w ilości dwóch sztuk,

– z czasem wdaje się monotonia w rozgrywce – to tylko jeden poziom,

– brak powerupów,

– nieciekawa i dosyć jednolita kolorystyka,

– długość gry.

Ciemność widzę? Nie! Są nieraz jakieś gwiazdy, czy planety w tle.

Tak jak widzicie – szykował się wielki hit, a wyszedł średniak, a szkoda, gdyż potencjał ten tytuł ma i kto wie czy gdyby panowie z LK Avalon nie doszlifowali rozgrywki to byśmy otrzymali szlagiera kosmicznych shmupów na Kommodorka. Ale zaraz zaraz, z tego co widzę rok później wyszła kontynuacja tej gry pod tytułem Tamer Part Two i wiecie co? Wyobraźcie sobie że jest to ta sama gra, z tym samym poziomem, tyle że rozpoczynamy rozgrywkę od połowy etapu oraz możemy grać w dwie osoby równocześnie. Aha, no i muzykę oraz menu główne gdzieś wcięło – więc jeżeli chcecie grać to tylko w jedynkę!

Retrometr

O tym, że Polacy nie gęsi i swojego dobrego shmupa na Commodore mają.


 W.A.R

Martech (1986)

A tu zachodnia szkoła tworzenia coverów. Gra szajs, ale okładka zachęca fest!

Ziemia po raz kolejny w niebezpieczeństwie i sami wiecie kto może tamu zaradzić? Zobaczmy, o co tu chodzi? Znajdujemy się w kosmicznym cylindrze (bazie orbitalnej?), albo nad jakąś wielką nieprzyjacielską fregatą niczym w Uridium i naszym zadaniem jest zestrzelenie określonej ilości części tego statku (głównie murków). Dokonując zniszczeń wypełniamy przy tym kolorowy wskaźnik widoczny na ekranie. Trzeba zrobić to w określonym przedziale czasowym, następnie naszym oczom ukazuje się wlot do głównego reaktora kosmicznej fregaty, w postaci tunelu. Jeżeli w niego trafimy to przechodzimy do kolejnego etapu, w którym mamy zniszczyć reaktor napędzający olbrzymi statek wroga. Jak się to odbywa? Widzimy dwie strzałki i sterując nimi musimy ustrzelić pędzące kolorowe kwadraty mając limitowaną ilość prób. A czas także nas pogania! Następnie lecimy do kolejnego kosmicznego frachtowca, gdzie robimy to samo, a co potem? Sam nie wiem co dalej, bo twórcy dali tak krótki przedział czasowy na zaliczenie misji i tak mało murków do zniszczenia, że po prostu nie sposób się wyrobić… Że co proszę?  Tak, niestety mamy tutaj do czynienia z tym specyficznym rodzajem gier, które są tak trudne, by nikt ich nie ukończył! By nie wiedział, że to krótki szpil na parenaście minut… No dobrze, a jest tu co innego do roboty poza strzelaniem do kafli pancerza kosmicznych fregat? W sumie to za bardzo nie, od czasu do czasu pojawi się eskadra kosmicznych myśliwców, a tak to przez większość czasu wolno lecimy i zmagamy się z wszechobecną nudą.

Mordercze szaroniebieskie śrubki atakują! Legenda: nasz statek to ten niebieski w samym centrum…

Co ciekawe możemy wciągnąć naszego znajomego, by pomęczył się z tym tytułem razem z nami, gdyż tytuł posiada tryb multiplayer gdzie niczym w Super Mario Bros gramy na przemian „do skuchy”. Przejdźmy więc do plusów, niech pomyślę… Mamy ładne menu główne, całkiem ciekawą futurystyczną oprawę dźwiękową, ale tylko w menu, bo w czasie rozgrywki zapomniano o jakichkolwiek utworach oprócz plumkania naszego działka. Oj nieładnie, nieładnie. Pomyślmy, co by tu jeszcze wymienić na plus? Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że wszystkie „zalety” tegoż produktu wymieniłem, więc wychodzi, że to kicha! No dobrze, grafika nie jest aż tak zła w porównaniu do gameplayu i jak włączymy W.A.R. to przez chwilę możemy pomyśleć, że gramy w jakiś fajny klon Uridium…

PLUSY:

– fajna, parominutowa nuta w menu,

– możliwość gry na dwóch graczy (tylko po co?),

– nie zawiesza się podczas rozgrywki :),

Uridium w wersji po taniości.

MINUSY

– cała reszta!

Ach! Nie ma to jak postrzelać do kwadratów w pełnym akcji shmupie. Niszczenie reaktora statku matki….

Na koniec jako ciekawostkę dodam, iż rzekomo (według reklam) jest to klon Uridium, który prezentuje się znacznie lepiej w porównaniu do tego co opisuję. Podsumowując: pod dość ciekawym tytułem otrzymujemy nudną grę zrobioną na kolanie, nie wartą jakiejkolwiek uwagi! No, chyba że chcesz posłuchać całkiem fajnej muzyki przed rozpoczęciem rozgrywki…

Retrometr

W.A.R is NOT fun.


 Z pamiętnika Ostatniego Pilota na Ziemi

Dzień 9842

Biedny Pilot Czasu! Na tablicy ogłoszeń powyżej znalazł same nieatrakcyjne fuchy… Gry z tego wpisu można było dostać na cartridgu nr 25 z firmy Atrax.

 Uh, ale ta „wojna” była kiepskim doświadczeniem, w życiu nie pilotowałem gorszej maszyny i do tego panująca wszędzie nuda! A pisali na tablicy ogłoszeń, że będzie świetna rozwałka, pełna emocji zabawa… Zresztą co to za nazwa „W.A.R”, skrót jakiś? Jeżeli tak to od czego? „Więcej Armat Romanie”? Bez sensu! 

Dzisiaj byłem w restauracji „Pod rozbrykanym Pegazem”, zamówiłem sobie specjał dnia: „Owoce morza prosto z Dagobah”, dopiero po jakimś czasie przypomniałem sobie, że przecież na tej planecie nie ma morza! Więc pewnie sami wiecie jak to „coś” smakowało! Nawet na drugim krańcu galaktyki chcą cię oszukać! No nie do pomyślenia… 

Wracając do moich przygód, jeżeli chodzi o  polską myśl technologiczną zwaną Tamer, to i może maszynka była w porządku, tylko czemu takie pustki na wrogiej planecie? A no tak, miałem tylko zapobiec wojnie, a nie brać udziału w wielkiej bitwie, jak to zwykle miewam w zwyczajach. No cóż, jakie tu mamy kolejne zlecenie, niech no tylko spojrzę…. „Szybka Przyszłość”? Hmm… Brzmi to jak reklama kosmicznej pożyczki z wysokim oprocentowaniem! Idealnej by się zadłużyć na wieki… No nic, pożyjemy zobaczymy. A więc pora odpalić hiper-napęd i pozbyć się paru niemilców!


 FAST FUTURE

Paul Black (1989)

Eee, co tu jest napisane?

Na koniec zostawiłem coś nietypowego, co powiecie na połączenie ścigałki i shmupa? Dziwne połączenie, nieprawdaż? Zobaczmy więc czy te dwa z pozoru odległe od siebie gatunki mogą ze sobą udanie współgrać. Naszym zadaniem jest (jak to w grach wyścigowych bywa) pędzić ciągle w prawo po horyzontalnym torze, omijać przeszkody (głównie ściany) i wykonać określoną liczbę okrążeń zanim skończy się nam czas. By jednak nie było za łatwo, non stop jesteśmy bombardowani pociskami ze stron rywali, a nasz statek do wytrzymałych nie należy. Parę trafień i możemy pożegnać się z tytułem mistrza! Na szczęście nie jesteśmy bezbronni i też posiadamy działko z limitowaną ilością amunicji. Brzmi ciekawie? Owszem, tyle że tylko na papierze, gdyż w praktyce panuje tutaj chaos, chwila nieuwagi, a nasz szybko pędzący statek zostaje zniszczony, bo akurat wpadł w przeszkodę zlewającą się z tłem, albo zbytnio oberwaliśmy od średnio widocznych przeciwników. Niestety jeśli zwolnimy to skończy się nam limit czasowy, więc i tak źle i tak niedobrze… Sami widzicie, że przez słabą czytelność ten tytuł traci mocno na grywalności.

Bez tarczy za długo sobie nie postrzelamy. Koszmarne wskaźniki!

Nasze umiejętności sprawdzimy na 25 poziomach, które zresztą za bardzo się nie różnią, no może poza kolorystyką, czasem akceptowalną, czasem koszmarną! Muzyki też za bardzo nie posłuchacie, fani porządnej oprawy audio-wizualnej nie mają czego tu szukać. Podsumowując: Fast Future może i miał ambicje być dobrym szpilem z unikalnym gameplayem, lecz niestety na nich się skończyło. Pierwsze trzy minuty dają jeszcze trochę frajdy, a potem rozgrywka tylko irytuje. Tylko dla bardzo wygłodniałych fanów strzelanin, szukających czegoś nowego, co okazuje się nie do końca świeże w odbiorze…

PLUSY:

– duża ilość poziomów,

– oryginalny pomysł na rozgrywkę.

MINUSY:

– gorzej z wykonaniem!

Za 2 metry skręć ostro do góry!

Retrometr

Może i jest szybko i futurystycznie, ale wcale nie fantastycznie…


PS. Screeny i okładki dostarczył autor, czyli LukegaX.

Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC