Recenzja | Hagane

hegane-miniSamuraje byli najprawdziwszymi twardzielami feudalnej Japonii. Silni, dumni, pozbawieni litości dla słabych, a każde słowo w ich ustach brzmiało niczym najgorsza groźba, choćby byłoby to zwykłe “dzień dobry“. Jednak te czasy odeszły. Jak zatem wskrzesić etos samuraja? Zgodnie z nowożytną manią Japończyków za pomocą samuraja – CYBORGA! I tak pod patronatem Hudson Softu firma Red Corporation stworzyła w 1994 roku na SNES’a platformówkę Hagane.

Fabuła w grze jest następująca: Klan Fuma (oparty na rzeczywiście istniejącym klanie w japońskiej erze Sengoku obejmującej XV-XVII wiek) złożony z potężnych wojowników ninja, władających ponadto czarną magią, powołany został by strzec… Świętego Graala, a jakże (to się Templariusze zdziwią jak zajrzą do skarbca)! Jednak zły do szpiku kości klan Koma pragnął zdobyć święty artefakt, by dzięki jego legendarnej mocy przejąć kontrolę nad światem (oczywiście!). Pewnego dnia Koma postanawia, że zamiast gadać trzeba działać i wybija w pień Klan Fumy, zabiera Graala i radośnie odchodzi ku zachodzącemu słońcu obmyślić plan jak właściwie można użyć Graala do zdobycia władzy nad światem. Lecz owa radość zaślepiła im oczy bo nie zauważyli, że zostawili za sobą niedobitka imieniem Hagane (tak przy okazji Hagane to specjalna stal wyrabiana z czarnego piasku używana do wykuwania katan – samurajskich mieczy). Ledwo żywego wojownika znalazł tajemniczy starzec – Momochi. Ratuje on naszego bohatera przeszczepiając jego mózg  do super technicznie zaawansowanego cybernetycznego ciała ;]. Ekhm… no takie rzeczy się zdarzają (no oczywiście! sam mam cybernetycznego… a z resztą… – Nacz Os. Rep), może to był zdolny mgr inż. cybernetyki… Tak czy owak potężniejszy niż kiedykolwiek Hagane rusza ku zemście i odzyskaniu Graala!

hegane1

W grze wcielamy się w tytułowego cybernetycznego samuraja (czy też ninję) Hagane. Jak na wojownika nunjitsu przystało nasz bohater ma bardzo szeroki wachlarz ciosów i różne rodzaje broni. Potrafi wymachiwać mieczem tak zaciekle, że zostawia w powietrzu tylko srebrzystą smugę. Ponadto wykonuje przeróżne defensywne i ofensywne salta. Nie obce są mu też wślizgi, odbijanie się od ścian, a także spacery rękami po suficie. Z broni podstawą jest wspomniany miecz – katan, i kunai na linie (znane bliżej jako “sznurowadło” Scorpiona z Mortal Kombat), których można używać bez końca. Kunai oprócz (słabego) ataku na dystans możemy przyczepić do sufitu. Do tego dochodzą granaty i specjalny rodzaj ognistego kunai, których braki uzupełniamy zbierając bonusy z zabitych wrogów. Najpotężniejszą jednak bronią jest specjalny symbol, którego uaktywnienie niszczy wszystkich przeciwników na ekranie. Taki typowy “nuke”. Naprawdę bardzo szeroka gama możliwości, które trzeba wszystkie bez wyjątku opanować do perfekcji, aby ukończyć grę.

Rozgrywka składa się z 5 plansz podzielonych na kilka etapów często zakończonych bossem lub mini-bossem. Na drodze napotkamy przedziwnych przeciwników, którzy mogli być tylko tworem niezgłębionej przez białego człowieka japońskiej wyobraźni. Z jednej strony typowi wojownicy ninja, wojownicy w słomianych kapeluszach, grubasy rzucające granatami, a z drugiej latające, strzelające dachy z typowego japońskiego wiejskiego domku lub dachówki z twarzami białej maski (wtf!? maszynki do mielenia mięsa same kręcące korbą z jrpg wymiękają – Nacz.Os. Rep). Jednak wszelkie granice absurdu przekraczają bossowie jak np. kobieta zamieniająca się w latającego psa albo ognista kula atakująca (po raz kolejny) dachówkami. Oprócz wyżynania hord przeciwników napotkamy masę zręcznościowych skoków i plansz na czas gdzie margines błędu to jakieś 3 sek. Etapy są na tyle zmyślne, żeby jak pisałem wcześniej wykorzystać w pełni szeroką paletę ruchów bohatera. W pewnej fabryce będziemy np. podróżować na ruchomej platformie, a dookoła będą buchały ognie i czasem będzie trzeba odpowiedni skoczyć, a czasem trzymać się jej rękami od spodu. W innej z kolei jest wąska ściana z której wysuwają się śruby. Z początku niee miałem pojęcia jak na nie wskoczyć i ciągle spadałem. Otóż trzeba było użyć specjalnego podwójnego skoku, który nie zawsze wychodzi kiedy tego chciałem :P Smaczków jest naprawdę sporo i nasze kciuki zostaną wystawione na ciężką próbę. Tym bardziej, że pasek życia jest bardzo skąpy. Grę zaczynamy z zaledwie 3 kreskami, które możemy wydłużyć, dzięki zdobywanym specjalnym bonusom, do maksymalnie 5 kresek. Z rzadka można znaleźć “apteczki”.

hegane2

Grafika w grze jest bardzo dobra jak na 16bitowe możliwości. Myślę, że bez problemu mógłby konkurować z takim gigantem jakim było wtedy Konami ze swoją Contrą 3/Super Probotectorem i Super Castlevanią. W jednej z plansz wykorzystano nawet Mode 7. Muzyka jest niezła i oddaje japoński klimat, ale nie porywa. Odgłosy batalii za to oddane są bezbłędnie.

Ogólnie gra jest bardzo dynamiczna, miodna, daje sporo frajdy i jest cholernie trudna. Jeśli ktoś narzekał kiedyś na brak pełnoprawnego Ninja Gaiden na SNESa tu poczuje się jak w domu. O ile tytułowy Hagane to twardy zabijaka to prawdziwym twardzielem staje się tu gracz, jeśli tylko uda mu się tę grę przejść. Także zalecam brać katany i pady w dłoń i ruszyć do walki, by kolejny raz uratować świat!

RetrometrG

O Czarny Ivo 41 artykułów
Redaktor. Ulubione gatunki: platformówki, przygodówki (akcji), hack n’ slash, mordobicia i wszystko co dobre, czyli nie sportówki. Posiadane platformy: Pegasus, NES, SNES, Nintendo 64, GameCube, Switch, Sega Mega Drive, PSX, PS2, PS3, PS4, 3DS i Amiga 500.