Recenzja | Alien Ambush, Cosmic Tunnels (Atari)

Szorty, czyli króciaczki. Po raz kolejny wybieramy się w kosmos… Swego czasu opisywałem tego typu gier więcej, może więc pora powoli wrócić do kanonu? Co o tym sądzicie? Dziś dwie pchełki w kosmosie – tytuły specjalnie dobrałem tak, aby były mniej znane. A skoro w kosmosie – nie mogło zabraknąć „Pilota Czasu”*, czyli bohatera stworzonego przez Retro Borsuka, tym razem po raz kolejny wziął udział w przygodach na ośmiobitowym Atari.


ALIEN AMBUSH

Atari (1982)

Siedział spokojnie, popijając kawkę. Znowu na zadupiu. Znowu sam. Tak, był już stary, ale to chyba nie powód, aby JEGO, BOHATERA, PILOTA CZASU zsyłać w takie miejsce. Niby miał tu odpocząć, ale czym się innym zajmować? Zero towarzystwa, zero komunikacji (no dobra, była dziura łącznościowa przy odpowiedniej fazie siódmego księżyca Saris w koniugacji z drugim słońcem Verin, ale to jakaś godzinka dziennie…), tylko te graty w hangarze. Niby statki bojowe, ale chyba sprzed epok…

Miał właśnie pójść na „poobiednią drzemkę”, gdy nagle usłyszał przeraźliwy pisk alarmu. „Pewnie znowu deszcz asteroidów” – pomyślał, jednak lata służby zrobiły swoje. W kilka chwil był przy konsoli, ta błyskała przeraźliwie… To nie asteroidy.

Kontakt, kontakt z bazą – pomyślał, ale nic z tego, nie ten czas. Nie minął ułamek sekundy i usłyszał huk – pierdyknęło chyba z drugiej strony księżyca, ale ta przedziwna planeta miała dziwną atmosferę, połączoną razem ze swoimi satelitami, w dodatku dźwięk się rozchodził jak o cichym poranku przy spokojnym jeziorze na Ziemi… Ile to już ziemskich lat minęło, jak ją opuścił… Nawet się nie spostrzegł, jak uruchomił pchełkę, najszybszy statek obronny na planecie (swoją drogą kto tak nazwał tego słonia, porusza się to jak ślimak), szybki zapłon („szybki” – co za komplement dla tego czegoś), wajchy w dłoń i start…

Ledwo wzleciał nad planetę, gdy nadciągnął nad niego nieznany obiekt. Niby nie atakował, ale w ostatniej chwili stara się rozbić jego złom, ale nie z Pilotem Czasu takie numery, szybki unik, aktywacja broni… Następny. Strzał, ale co to – z kosmicznego złomu wylatują dwa mniejsze pojazdy…

„ALIEN AMBUSH” to gra wydana w 1982 roku na dyskietce dla wszystkich ośmiobitowych Atari przez firmę Micro D. Peter Fokos, autor gry postarał się, aby jak na takie wymagania gra była naprawdę dobra (no dobrze, na dzisiejsze standardy jest słaba, ale uważam, że jak na 16KB Atari jest ok). Grywalność okazała się na tyle dobra, że już rok później gra została wydana przez firmę DANA na cartridge-u (ciekawostka – po okrojeniu z DOSa wystarcza cartridge 4KB).

O co chodzi w grze? To już przedstawił nam Pilot Czasu – stado obcych postanowiło się na nas zasadzić – zrobić nam ostre lanie. Jednak nie z nami takie numery. Poruszając się joystickiem (lewo, prawo, góra, dół i fire – przy czym do góry do połowy ekranu) niszczymy kolejne fale wrogów. Pograłem nieco testowo i powiem szczerze – że mimo prostoty wciąga. Wrogowie lecą ustalonym torem, starając się nas dopaść. Po rozbiciu statku matki (kilka rodzai) zazwyczaj wypadają dwie mniejsze jednostki, które krążą wokół nas. Każdy rodzaj ma ustaloną trajektorię (nazwę to szumnie pseudofizyką) albo my, albo oni.

Nie kojarzę tej gry, może za młodu się przewinęła, jako popierdółka. Screeny na atarimanii wskazują, że w pewnym momencie wrogów jest więcej, ale do tego etapu nie dotarłem. Powiem szczerze, że gdyby we wczesnych latach 80. wstawić tę grę do salonu, to bym grał, typowa arcadówka.

Postawił „Pchełkę” na lądowisku. Powoli opuścił pojazd… Trzeba będzie zaparzyć nową kawę. Ciekawe, czy właśnie po to go tu zesłali…

Retrometr ustawiamy na pewny środek (z uwagi na wymagania sprzętowe, ale też dlatego, że wciąga).

Retrometr


COSMIC TUNNELS

DATAMOST – Atari (1983)

Nie była to prosta misja. Miał przeprowadzić rakietę przez hordy atakujących kosmitów, przeskoczyć w tunelu nadprzestrzennym do baz obcych, wylądować bezpiecznie i wysadzić kosmonautów. Potem wrócić. I to wszystko na X37, kosmicznym złomie sprzed dekad, ale nie od parady nazywali go „Pilotem Czasu”. Wiedział, że tylko on jest w stanie tego dokonać.

Gra została wydana w 1983 roku przez znaną nam firmę DATAMOST na dyskietce (planowano także wersję cartridge-ową). Głównym programistą był Tim Ferris (odpowiedzialny również za „Mr DO!”), więc wszystko wskazywało na to, że gra będzie przednia. Po wczytaniu mamy prosty ekran tytułowy, mówiący nam, że jesteśmy w czwartej części przygody. Nie znam pozostałych, więc pewnie to tylko zabieg reklamowy ;) Ok, przejdźmy do samej gry. Gra jest podzielona na cztery etapy, w sumie można powiedzieć, że składa się z czterech głównych minigier.

Pierwszy etap przenosi nas do bazy, skąd startuje nasza rakieta. Widzimy także cztery portale będące wejściem do tuneli czasoprzestrzennych. Zasadniczo jedynymi przeszkodami jest tu deszcze meteorów – tym większy, czym jesteśmy na dalszym etapie. Na niższym poziomie o ile nie rozbijemy się na naszej bazie i dolecimy do wejścia do tunelu.

A tak prezentuje się istny kosmiczny labirynt.

Kolejny etap to… Trójwymiarowy tunel czasoprzestrzenny wraz z lecącymi na nas wrogami. Po prostu do nich strzelamy, zasadniczo pomijając fakt tego, że jest kwadratowy – można go uznać za protoplastę tunelu znanego ze StarDusta. Łatwo i przyjemnie.

Trzeci etap – to wylądowanie na platformie lądowniczej na obcej planecie. Trzeba na nią trafić, sterując silnikami w stylu „Lunar Landera”, przy czym przeszkadzają nam szybko wystrzeliwane pociski wroga. W tym etapie możemy użyć bomb niszczących bazy wroga, z których jest wystrzeliwana amunicja. W końcu lądujemy…

Czwarty poziom to powierzchnia planety. Widzimy rakietę, z której wychodzi nasz astronauta (mamy ich trzech), kilku obcych oraz sztabki złota, które są naszym celem. Nasz bohater nie ma broni (wybuchowa atmosfera na planecie), jednak musi usilnie uciekać przed wrogami. Zbieramy sztabkę (po jednej) i wracamy do rakiety. Wbrew pozorom nie jest to proste… Uff, nasz pojazd jest załadowany. Trzeba wrócić do bazy (grafika z etapu trzeciego), lecz cóż to? Obce statki. Zanim odlecimy, musimy je wszystkie zniszczyć…

Ogólnie – przyjemna dla oka gierka z epoki, kawałek ciekawego kodu. Gra się miodnie, chociaż niektóre etapy są zbyt proste, aby nas zaraz przenieść do dużo trudniejszej części, ale da się do tego przyzwyczaić. Mocny środek retrometru.

Retrometr

Popijał spokojnie kawkę. Kolejna misja zakończona. Gdzie go los zaniesie następnym razem?


*O głównym nurcie przygód Pilota Czasu przeczytacie w następujących artykułach RetroBorsuka i nie tylko.

Sikor to atarowiec z krwi i kości. Miłośnik wszelakiego sprzętu Atari, filmów z Japońskim Godzillą oraz starego SF. Zasadniczo w opisach opiera się wyłącznie o sprzęt Atari, choć czasem nie pogardzi czym innym. Działa głównie na 8-bit, ale konsole nie są mu obce... lubi czasem popykać na maszynach Arcade, ale gry na PC go nie pociągają...