Recenzja + Solucja | Great Green Adventure (Atari XL/XE)

Przygoda z zielonym stworkiem zwanym Gary’m na Atari Małym… Witam niespodziewanie wszystkich po raz kolejny! Po mojej ostatniej recenzji z solucją gry Magia, postanowiłem nadszarpnąć trochę więcej swoich nerwów (pamiętacie ile ich straciłem przy tamtym szpilu?), tym razem jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. … A więc pozwólcie że zacznę od początku…


GREAT GREEN ADVENTURE

DANIEL KOŹMIŃSKI / JAKUB MACHNIO (2017)

ZRĘCZNOŚCIOWA / LABIRYNTOWA

ATARI XL/XE

Ekran tytułowy gry.

W Grudniu 2019 mój brat Michał postanowił mi zrobić nie lada niespodziankę i przyleciał do mnie na Święta Bożego Narodzenia. Wraz ze sobą wziął mały ‘skarb’ a mianowicie przywiózł mi wersję kasetową ‘Great Green Adventure’ (wydanie kasetowe Radom, 2019) autorstwa Daniela Koźmińskiego i Jakuba Machnio. Kaseta była podarunkiem od mojego kolejnego brata Konrada aka Rentona. Byłem wniebowzięty, bo już wiedziałem co to za gra i już planowałem w głowie, że jak tylko wrócę do domu to odpalam moje Atari i wgrywam ją z kasety! Dobrze czytacie – z kasety, a nie z SIO2SD (w chwili gdy otrzymałem grę byłem u tzw. teściów, także niestety trzeba było poczekać parę dni…)!

Jak tylko wróciliśmy do domu i wszystko było ogarnięte, wrzuciłem parę kilo przysłowiowego węgla do mojej Atarynki, podłączyłem mój kaseciak i wsadziłem zieloną kasetę z zielonym ludkiem do środka magnetofonu. Później palec na tylnym włączniku Atari, dwa palce na ‘Start’ i ‘Option’, przerzuciłem włącznik, magiczny dźwięk zabrzmiał, obrotomierz już był wyzerowany, wcisnąłem ‘Play’, no i najważniejsze aby wszystko zadziałało – to trzasnąłem długi klawisz spacji. I wszystko ruszyło jak dobrze naoliwiona maszyna! Usłyszałem skrzeczenie, piszczenie i po chwili pojawił  się obraz z napisem ‘Loading’, a obok Gary w formie zielonej kulki i trzy nutki skaczące koło niego. Charakterystyczny dźwięk wgrywającej się gry na Atari znikł, lecz gra dalej się wczytywała. Nic nie naciskałem i po około 180 obrotach gra się w końcu załadowała. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że na drugiej ścieżce kasety z grą jest muzyka, która brzmi w trakcie ładowania programu! O tym poinformował mnie w późniejszym czasie Konrad aka Renton i można to zobaczyć u niego na kanale YT. A więc dlaczego ja nie mogłem tego usłyszeć? Po prostu miałem stereo włączone w mojej 800XL, a trzeba było je wyłączyć, ot takie proste rozwiązanie.

Atari 130 XE GrooBego oraz GGA ładnie wydane na kasecie.

No nic, jak gra się wgrywała przeczytałem sobie historię głównego bohatera o imieniu Gary składającą się z sześciu linijek, która jest napisana po angielsku. Gary, jest zieloną kulką (pellet = śrut strzelniczy, dlatego też użyłem słowa ‘kulka’), która ma serce ze złota. Kiedy jaskinia w której sobie żyje nasz bohater zostaje przejęta przez Kalmary (Squidworms) i złowrogą ciemność, on musi uciekać i wydostać się na powierzchnię Świata. Niestety diabelski Kalmar będzie chciał zatrzymać Garego za pomocą swoich macek… Gruba historyja! No nic, po historii jest objaśnienie, że można używać do sterowania dżoja, czy też klawiatury, ESC powoduje wyjście do tytułowej strony, a dodatkowy ESC do DOS’a.

Samo wydanie gry jest bardzo proste a jednak powiedziałbym profesjonalne. Jak już wspomniałem wcześniej, kaseta jest zielona, z zieloną naklejką z tytułowym bohaterem i nazwą gry. Okładka jest schludna i fajnie prosto zaprojektowana, pokazuje nam Gary’ego w jaskini. Z przodu również jest informacja od wydawcy że gra jest przeznaczona dla 64 KB Atari. Z tyłu kasety/okładki mamy wymienionych autorów tej produkcji, miejsce i rok wydania, podkreślając iż gra została wykonana w Polsce: Made in Poland brzmi dumnie! Super dodatkiem są trzy naklejki przedstawiające Gary’ego i jedna naklejka z nazwą gry. Rewelacja! Bardzo proste i jednocześnie bardzo eleganckie wydanie. Ode mnie piątal dla całej ekipy stojącej za tym szpilem!

Great Green Adventure Atari CartridgeKartridż z tą produkcją można było wygrać w naszym konkursie…

No nic, gra się wczytała to czas zacząć łamać joystick! Wraz ze mną był mój brat Michał, który nie ma Atari i nie za bardzo gra w gry z ‘przeszłości’, w sumie tylko wtedy, kiedy ma ku temu okazję. Gary jest obdarowany życiami jak nigdy, gdyż posiadamy aż 222 życia na start, pomyślałem sobie, że to trochę za dużo… Chociaż gdy zobaczyłem również, że ilość poziomów jest trzycyfrowa, to od razu pomyślałem, że będzie dostępne przynajmniej 100 plansz! Rozwieje jednak wszystkie wątpliwości tu i teraz… Byłem w masakrycznym błędzie, gra ma tylko cztery plansze, a żyć (jak się później przekonałem) to autorzy nie dali wystarczającą ilość… Zasady są proste, omijaj macki które wychodzą ze ścian i przyj przed siebie w labiryncie.

Samo poruszanie się Garym jest proste: lewo, prawo, góra i dół. Nie ma ruchów na ukos, aczkolwiek moim skromnym zdaniem są one niepotrzebne. Bohatera jest łatwo zatrzymać, także dynamika i mobilność jest adekwatna do gry. Wszystkie macki od Diabelskiego Kalmara wyskakują w tym samym czasie i znikają również jednoczesnie, co pozwala Gary’emu na zrobienie dłuższych ‘skoków’. Na końcu każdej planszy widzimy male wyjście, do którego nasz heros musi się udać, aby przeżyć i się wydostać z tego potwornego świata. Na sam koniec dodam, że jak się przejdzie planszę to można wpisać kod i nie trzeba zaczynać gry zawsze od początku…


ETAP 001

Zaczynamy przygodę z naszym przyjacielem i od razu tracimy życie za życiem! Moje ciało zaczyna się pocić i kropla potu spływa mi po szyi. Oddaje joystick mojemu bratu, u niego powtórka z rozrywki… Po czasie dochodzimy do połowy planszy, no i znowu tracimy życie! W końcu stwierdzam, że ja nie mam odpowiedniego joya do tej gry, więc przerzucamy się na klawiaturę. Ktokolwiek grał na atarowskiej klawiaturze wie, że strzałki nie są tak porozkładane jak w PC czy innym komputerze. Mamy ‘góra’ ‘dół’ na górze klawiatury a pod nimi ‘lewo’ i ‘prawo’. Opanowanie takiego rozkładu klawiszy nie jest sprawą prostą, no i przed każdym ruchem trzeba sprawdzić jaki klawisz będziemy wciskać. No nic, walczymy jak młode wilki do samego końca i po pewnym czasie Michał jako pierwszy przechodzi pierwszą planszę! Ależ były z nią męczarnie! Niestety w drugim etapie już daleko nie zaszliśmy, bo macek rozstawionych na planszy jest dwa razy więcej i klawiaturą niestety nie daliśmy rady ich pokonać. Po tej rozgrywce Michał stwierdził, iż specjalnie dla tej gry zakupi sobie swoje Atari! Jeszcze raz próbowaliśmy ciosać w ten tytuł niestety nie wskóraliśmy nic… Po tej porażce postanowiłem, iż bardzo chcę tę grę przejść, niestety czasu zawsze mało, a chęci na granie zawsze duże… W Lutym 2020 zasiadłem do Great Green Adventure po raz kolejny, tym razem z zamiarem przejścia gry. Pokonałem ponownie pierwszy poziom i…

ETAP 002

Ta plansza podniosła poprzeczkę dwa razy wyżej, bardzo gęsto rozstawione macki powodują jeszcze szybszą utratę życia za życiem. Jak doszedłem do ponad połowy to załamałem się, gdyż po prawej stronie ekranu widnieje jeszcze zawijany korytarz jaskini prowadzący do wyjścia. W tej planszy każdy ruch musi być opracowany i wymierzony co do piksela! Ciężko było, ale dałem radę, już nie na klawiaturze, lecz na joysticku, którego musiałem wcześniej podreperować (sprężynka od mikrostyka mi się zerwała). Po dłuższych zmaganiach, udało mi się przejść w końcu ten level, ale nie było łatwo, o nie! Naprawdę bałem się co przyniesie trzeci poziom.

ETAP 003

Na pierwszy rzut oka ten level wydał mi się bardzo zagęszczony, wręcz zatłoczony mackami, bez miejsca na poruszanie się… Plansza wyglądała jak las zarośnięty przez mech i roślinność, dodatkowo bardzo ciasny las. Wędrówkę rozpocząłem na spokojnie, jednak szybko zacząłem tracić dosyć regularnie życia. Po czasie moja wędrówka zaczęła być wolniejsza, gdyż trzeba było przemyśleć każdy ruch bardziej uważnie i znaleźć odpowiednie miejsce – tak aby Gary mógł się bezpiecznie zmieścić pomiędzy mackami. Po lewej stronie ekranu, zaraz przy końcu etapu mamy rozwidlenie kierunków, dochodząc do tego punktu (po wielu nieudanych próbach) postanowiłem uderzyć w lewo i lekko do góry, w momencie jak wpadłem na ten ruch, to poczułem iż ‘przechytrzyłem system’! Mianowicie, wydaje mi się iż autorzy chcieli tu wpuścić gracza w tzw. ‘maliny’, gdyż ruch w lewo i dół dałby oznaczałby pewną śmierć, można też tu iść naokoło, jednak nie spróbowałem takiej ewentualności. Ta dłuższa droga spowodowałaby, że znalazłbym się w tym samym miejscu co obecnie. Anyways, jak już tu doszedłem to byłem w szoku ile jeszcze macek mam do ominięcia i nie wydawało mi się że Gary da radę je za jednym strzałem przebiec (oh, jak ja się myliłem!). Zacząłem próbować różnych rozwiązań, licząc ilość pikseli od macek do ściany i tym podobne bzdury. Tracąc w tym miejscu parę żyć, postanowiłem przebiec naszym bohaterem wszystkie macki… no i się udało! Ale hola, hola, by dotrzeć do wyjścia potrzebowałem pokonać jeszcze jeden zakręt (w prawo i dół)! No i trema, albo nerwy mnie zjadły… Niepotrzebnie dwa razy ruszyłem joyem w prawo i nadziałem się na ścianę! I zginałem zaraz przed samiutkim wyjściem! Masakra! Od razu po stracie życia ruszyłem jak maniak po przez wszystkie korytarze, tak jakby macki w ogóle nie istniały i nie wiem co to było, może adrenalina, pełna koncentracja, ale udało mi się przejść cały etap od tzw. strzału! Masakra, jednak radość nie trwała długo gdyż level czwarty ukazał mi się moim oczom…

ETAP 004

Co mnie przeraziło w tej planszy to zagęszczenie mackami plus tło jaskini które trochę się z nimi zlewało… Domyślam się iż to było zamysłem autorów, aby gracz miał jak najmniejsze szanse dotarcia do upragnionego ostatniego wyjścia… he, he, he, he, no nic batalia się rozpoczęła! Ponownie życia zacząłem tracić bardzo szybko, ale to również za sprawą mojego nonszalanckiego grania. W tej planszy postanowiłem bardziej zdecydowane ruchy robić i mniej się szczypać, mniej się obawiać, że stracę życie. Na dobre mi to na początku nie wyszło, ale z czasem robiłem progres. Korytarz planszy bardzo się wije i potrzeba było mieć dobrze wyczuty joystick. Czasami szło mi to dobrze, a czasami źle, głównie z powodu zmęczenia moich oczu, a czasami zmęczone mięśnie ręki reagowały w dziwny sposób (prawdopodobnie z ‘przepracowania hehe). Jednak muszę wam potwierdzić, że jak na ostatnią planszę przystało, to była ona najtrudniejsza… W wielu momentach naprawdę trzeba było być tak precyzyjnym, iż nawet jeden piksel różnicy niszczył nasze nadzieje o skończeniu gry! Tak było w przypadku ostatnich czterech zakrętów. Nieraz trzeba było ustawić się koło macki (piksel od niej), by zaraz szybko uderzyć biegiem przez korytarz i skręcić w dół, czy też w lewo, albo do góry! Naprawdę przedostatni zawijas korytarza, z dolnej części do góry – wymaga niesamowitego skupienia i precyzji, każdy piksel gra tu ważną rolę i jak się wystartuje minimalnie za późno, czy też za wcześnie to Gary zginie, i planszę trzeba zacząć od nowa! Mi się udało dwa razy przejść ten moment (a cholewcia myślałem, że to jest niemożliwe, że gra jest nie do przejścia!), a za drugim razem udało mi się przejść cały ostatni etap. Radość była niesamowita i nawet teraz jak sobie pomyślę o tym to uśmiech rysuje mi się na twarzy! W momencie jak Gary przechodzi przez ostatnie drzwi i wychodzi na powierzchnię to widzimy go uciekającego do swojego rodzimego miasta Bloxburg. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć, że udało mi się pomóc Gary’emu!

Zakończenie tego ultratrudnego szpila.


PODSUMOWANIE

Great Green Adveture bardzo mnie pozytywnie zaskoczyło i to nie tylko swoją grywalnością. Plansze zazwyczaj wydają się ‘proste’, jednakże pierwsze zetknięcie się z rozgrywką – szybko zmienia nasz pogląd na ten temat. Mimo iż pierwszy etap ma najmniej macek, to ma odpowiednio wysoko ustawiony poziom trudności. Łatwo stracimy życie przez nieuwagę, niedociągnięcie joya, czy też pochopność. Osobiście uważam iż wszystkie levele dobrze stopniują trudność, np. czasami w innych grach mamy dziwny fakt, że plansza pierwsza jest bardzo trudna,  a następna bardzo łatwa. Tu na szczęście tego nie ma i nie oczekujcie łatwej przeprawy.

Graficznie gra mi się bardzo podoba, animacja postaci, która sobie ‘tańczy’ w rytm muzyki nadaje jej super klimat. Postać porusza się z wielką lekkością, czy to na joysticku, czy też klawiaturze. W moim przekonaniu etapy wyglądają super, głównie przez dobrą oprawę graficzną. Jak porównamy planszę 001 do 004 to widzimy jak autorzy zagęścili korytarze, nie tylko mackami ale również tłem jaskiń, gdyż wystające z nich ‘kolce’ mogą być mylone z mackami. Z czasem można się nauczyć, czy też zapamiętać ich położenie i to może ułatwić sprawę, ale tylko chwilowo – zagęszczenie macek jest tak duże, że z czasem zmęczone oczy dadzą o sobie znak i stracimy życie…

Muzyka w tej grze napisana przez Jakuba Machnio jest rewelacyjna! Jak już wspomniałem główny bohater sobie fajnie ‘tańczy’ w jej rytm i nawet moja noga sobie tupała podczas rozgrywki, czy nuciłem ją sobie pod nosem. Dla mnie osobiście jest ona nie do znudzenia, po prostu majstersztyk! Również chciałem dodać, iż Machnio napisał soundtrack do tej gry i podczas wczytywania można go sobie odsłuchać, naprawdę genialna nuta! jak dobrze pamiętam to na stronie B taśmy można sobie muzyczki odsłuchać na kaseciaku! Rewelacja!

Zbliżenie na kasetę. Made in Poland, Radom 2019!

Trudność tej gry jest bardzo wysoka, jednakże mnie nie zniechęciła. Jest typem tych gier gdzie każda utrata życia będzie motywować gracza do podjęcia nowej próby uwolnienia Garego. Jedynym zniechęceniem dla graczy może być to, iż po każdej śmierci nasz heros zaczyna od początku etapu. Dla mnie to było z czasem ułatwieniem bo zaczynałem (ja i moje mięśnie w ręce)  zapamiętywać dokładne ruchy, jakie trzeba wykonać aby przejść dany odcinek (przykładem jest moje przejście poziomu 003).

Zdecydowanie można się ‘wyszkolić’ w GGA i opanować plansze, ja osobiście w późniejszych po prostu mniej się bałem i wykonywałem bardziej zdecydowane ruchy. Czasami się to opłaciło, a czasami po prostu traciłem życie w prosty sposób. Równie dobrze mógłbym grać w GGA bardzo uważnie i szanować każde życie, ale wydaje mi się że wtedy to do tej pory bym tej gry nie ukończył… Z całego serca polecam tę grę wszystkim którzy jeszcze jej nie spróbowali, jednak poziom trudności może odstraszać niektórych mniej cierpliwych graczy. Ja grałem nagrywając rozgrywkę z Atari 130XE na grabberze i naprawdę jestem zaskoczony z faktu ukończenia tytułu – gdyż jak już wiem występuje wtedy minimalny lag. W sumie mój gameplay trwał około siedem i pół godziny, przez cztery dni, każda plansza na jeden dzień. A wiecie ile straciłem żyć? 1318, sorry Gary! Moją rozgrywkę nagrałem i wrzuciłem na YT dla chętnych do obejrzenia.

Filmik autora recenzji z przejściem tego hardkorowego szpila.

Z minusów gry to znalazłem pewnego buga. Jeżeli przejdziemy pierwszą planszę na joysticku, a później zmienimy na klawiaturę to niestety nasz bohater nie będzie chodził płynnie, lecz jego ruchy będą dziwnie skokowe, jakby ścinało tu klatki. Na moim filmie pokazałem jak przeszedłem na klawiaturze planszę 001 i w planszy 002 klawiatura dobrze działała. A więc musimy przejść na klawierce etap 001, by działała ona poprawnie w późniejszych levelach. Również zauważyłem, iż w opcji gdzie wpisujemy kody danej planszy czasami nie możemy tego wykonać, np. naciskam literkę ‘A’, a gra rejestruje jej podwójne wciśnięcie. Nie wiem czym to jest spowodowane, jednakże nie jest to problemem uniemożliwiającym wpisanie hasła. W sumie oba te minusy nie ujmują grze niczego. Na koniec przypomnę, że wydanie na kasecie jest schludne i eleganckie oraz w tak dobrej cenie, że większość (jak nie wszyscy) fanatyków Atari  może  sobie na nie pozwolić. Great Green Adventures definitywnie rozświetliło mój świat tak, jak ja rozświetliłem świat Gary’ego! Pytanie tylko czy Gary rozświetli wasz świat? Zielony stworek z Bloxburg dostaje zasłużenie zielone światło!

Retrometr

AUTOR: GrooBY

„Przetłumaczenie” na polski: Konrad aka Renton


Autor o sobie:

‘GrooBY’ wychował się na Atari 130XE i z tego powodu też jest zapalonym atarowcem, który skupia się głównie na graniu. Lubi: demoscenę, nowinki odnośnie Atari i wszelakie gry na Atari 8-bit. Podejmuje się przejścia wszystkiego jednakże w większości bez większego powodzenia. (Eee, tam marudzisz, ja widziałem ostatnio, że jesteś drugim człowiekiem na Ziemi, który przeszedł Kissin’ Kousins i to nawet szybciej ode mnie! – Borsuk). Posiadane platformy: Atari 130XE (stock), Atari 800XL (Ultimate/VBXE/Stereo/Scart). Jeśli chodzi o programowanie niestety tu brak umiejętności, ale może w przyszłości, kto wie? Niestety na razie cierpię brak czasu jeśli chodzi o tę dziedzinę. Mój kanał YT znajdziecie tutaj.

PS. Zdjęcia i screeny dostarczył autor.