Gramy na Gazie | Mighty Jill Off – Video (recenzja, przejście gry, ciekawostki)

Zapraszamy na kolejny klasyczny odcinek Gramy na Gazie. Znowu Larek i Borsuk będą przechodzić grę na Atari i udowodnią, że mają jajniki ze stali! Jakie zaś kurna jajniki? Co ten Borsuk dzisiaj brał? Nic nie brałem, ale latałem jak grałem! Czyli jednak coś było na rzeczy? Oczywiście, w tym odcinku pozdzieraliśmy trochę lateksu z naszego tyłka (i może wtedy nawąchaliśmy się jakiegoś ścierwa), szybując pewną bohaterką w mrocznej wieży, najeżonej pułapkami, kolcami i duchami. Ho, ho, ho, ho, jakiś gruby szajs ogrywaliście chłopaki? Pod względem fabularnym można tak rzec, jednak patrząc z perspektywy 8-bitowej – Mighty Jill Off, czyli dzisiejsza gwiazda wieczoru to całkiem udana gra zręcznościowa, będącej wariacją albo hołdem dla znanego i lubianego Mighty Bomb Jacka (NES).


ZZA KULIS

Atari in The Dark! A na nim Mighty Jill Off.

W KLIMATACH LATEKSU. Zacznijmy jednak od czarnego lateksu ubieranego na gołe ciało dzielnej Jill, głównej heroiny naszej gry. Po co ona do cholery go wkłada? Po pierwsze lubi to, po drugie lubi to jej kochanica (chociaż chyba nie za bardzo, bo wypieprzyła ją ze swojej wieży na zbity pysk), po trzecie łatwiej jest jej wtedy przecisnąć się pomiędzy kolcami i pułapkami (chociaż nie do końca), po czwarte ponoć lepiej w takim stroju wygląda (chociaż tutaj także bym się kłócił), po piąte ten strój obdarza naszą bohaterkę zdolnością latania i szybowania! No, mamy odpowiedź! Jeśli mam być z wami szczery to kiedy pierwszy raz grałem w recenzowaną dzisiaj grę (zresztą Larek też) nie miałem pojęcia o fabularnym kontekście tego tytułu. Myślałem, że sterujemy tam Dzielnym Jackiem, który musi uwolnić swoją ukochaną z jakiejś wieży czarownika. Dopiero gdy nagrywaliśmy odcinek i znaleźliśmy wersję zawierająca ładnie rysowane obrazki wprowadzające – prawda wyszła na jaw! Buhehehe. Naprawdę sterujemy tutaj jakąś zdzirą w lateksie (i proszę mi się tutaj nie obrażać, bo tak jest nazywana przez swoją ukochaną w początkowym intrze), która nie zasłużyła na pieszczoty i została dyscyplinarnie wywalona z ich wspólnego łoża. Chyba nie sprawdziła się w sypialni albo zupa była za słona?! Zacytuję może słowa wybranki naszej bohaterki, aby uświadomić wam skalę problemu: – Musisz na to zasłużyć dziwko! Czyli jak widzimy, miłość pomiędzy paniami tutaj kwitnie… W dupie to mam, lateks zresztą też, wolę normalniej poubierane kobitki, albo nagusieńkie, a takie przebierańce to się nadają do filmów Marvela ino (chociaż nie zawsze). Jak kogoś to kręci niech się cieszy, a jak ktoś tego nie lubi – znajdzie wersję tej gry bez intra i będzie mógł w nią zagrać nawet z dzieckiem. Chociaż za trudna na to…

Mogę polizać twoją nogę o pani?

ORYGINAŁ. Oryginalnie gra ukazała się już w roku 2008 na komputery PC i została zaprojektowana i wymyślona przez niejaką Annę Anthropy zwaną niekiedy Cioteczką Pixelante, zaś postać głównej bohaterki namalował pan James Harvey i całkiem przyjemnie mu to wyszło. Na rysunkach koncepcyjnych oczywiście, bo trzeba jednak niestety zauważyć, że oprawa oryginalnej gry, nawet jak na standardy małych produkcji niezależnych na PC (tak zwanych indyków) – to po prostu śmiech na sali… Zresztą cała mechanika i grywalność są w niej prostsze od budowy kija i jak na standardy PC – Mighty Jill Off to ascetyczna tortura. Oczywiście za fabularne tło i zakorzenienie całości w lesbijskiej miłości, gra dostawała oceny na premierę nawet 8 na 10, ale kiedy już krytykom zeszły pizdy spod oczu (kto im je nabił?) – to posypały się w internecie oceny rzędu 1 na 10! Szczególnie gracze sobie poużywali opisując ten chłam w inwektywach. Mnie to nie dziwi, gdyż pomimo faktu, iż rozgrywka to fajny hardkor daleko jej do świetnego Super Meat Boya, czy na przykład prostego Downwell (utrzymanego w spektrumowej stylistyce). Te produkcje w porównaniu do przygód Jill to wyżyny grywalności. O dziwo i na szczęście – to co nie sprawdza się na PC, pasuje jak ulał do 8-bitowych komputerów! Tak, muszę to szczerze przyznać, produkcja ta od razu powinna zacząć swój żywot jako rozpikselizowany szpil na retro sprzęty, gdzie prostota nieraz jest kluczem do sukcesu. Wersja PC pozostaje tylko pewnym manifestem, słabo wykonanym i mało grywalnym. Po prostu popierdółka.

Dzielna Jill w oryginalnej wersji na PC. Jak na indora z 2008 to trochę licho…

MORONS OF H.A.R. (THE MORONS). Wersję na małe Atari przygotowało trio niemieckich twórców (nie jestem pewien, ale tak mi się wydaje po nazwiskach), czyli Daniel Pralle (program), Sebastian Kinner (grafika) oraz Bastian Buhrig (dźwięk), którzy są bardzo aktywni na małobitowej retro scenie. Oprócz fajnych produkcji demonstracyjnych posiadają w swoim dorobku kilka ciekawych gier. Przyjemnego shmupa poziomego zatytułowanego Har’em (2012), komnatową strzelankę helikopterem Heli in The Caves (2013) oraz jej platformową kontynuację D.I.T.C.H. (2015), która jest cholernie trudna i wykorzystuje bohatera żywcem wyciętego ze znanej i lubianej Caverni (Zeppelin Games – 1990). Powiem szczerze, że ich gry bardzo mi się podobają pod względem oprawy graficznej, przypominają tytuły kultowuch Zeppelinów (Draconus, Zybex), niestety pod względem grywalności nie stoją już na tak wysokim poziomie. Możliwe, że kiedyś przyjrzymy się tym trzem tytułom bliżej, w którymś z przyszłych odcinków Gramy na Gazie w 2020 roku…

Deeper In The Caves, Helipilot! A co tu robi chłopek z Caverni? Jak to co? Umiera!

MIGHT BOMB JACK. Pierwszy rzut oka na Mighty Jill Off i już wiemy na jakiej fajnej grze została ona wzorowana. To wręcz kopia drugiej części Bombowego Jacka, wydanej w 1986 roku przez Tecmo, która swego czasu była dosyć dużym przebojem na NESie/Pegasusie. Gwoli ścisłości tylko dodam, że Dzielny Bombowy Jacek oprócz NESa zawitał także w mniej udanych konwersjach na takie sprzęty jak Amiga, Atari ST, Commodore 64 i Amstrad oraz w całkiem fajnej wersji na GameBoya. – Jeżeli to klon takiej fachowej gry to przecież świetnie, że Atari go dostało po latach! – zakrzykniecie. Oczywiście, tylko trzeba uczciwie przyznać, że gra od Cioci Pixelante (oryginał na PC) i The Morons (wersja Atari) to tytuł bardzo uproszczony w stosunku do pierwowzoru. Nie znajdziecie w nim żadnych znajdziek, kluczy, skarbów, bomb, różnorodnych przeciwników, które były obecne w oryginale i trzeba przyznać, że robiły kapitalną robotę. Tytuł od Tecmo właśnie dzięki różnorodności był tak rajcowny i miodny! Przygody Dzielnej Jill zostały tylko ograniczone do omijania przeszkód i pułapek oraz wyścigu z czasem. Trochę szkoda, bo potencjał był ogromny…

Mighty Bomb Jack na NESa to był naprawdę zacny tytuł!


MIGHTY JILL OFF

MORONS OF H.A.R. (THE MORONS) – 2011/2012

ZRĘCZNOŚCIOWA / PLATFORMOWA

FILM DOTYCZY WERSJI NA: ATARI XL/XE

DOSTĘPNA TAKŻE NA: PC oraz MAC (2008)

Piękny obrazek tytułowy. Brawo! – Ta głupia piczka mnie wyrzuciła, a ja ją tak kochom….

OPIS. Jak już wyczytaliście powyżej, celem gry jest dotarcie naszą heroiną na szczyt mrocznej wieży, najeżonej kolcami, pułapkami oraz duchami i pogodzenie się z ukochaną. Ale co to za luba, która wypierdziela nas z mieszkania na zbity pysk? Główne bohaterki tej opowieści mają coś z głową, lub po prostu są sado-maso, co przecież nie wyklucza jednocześnie choroby psychicznej. Gdyby mnie kobieta wywaliła w ten sposób z domu i wtrąciła na ścieżkę zdrowia pełną niebezpieczeństw, to raczej nie chciałoby mi się do niej wracać. No chyba, że potrafi wyczyniać cuda na kiju i hodować piękne tulipany, ale pewnikiem by mnie to i tak nie przekonało… Startujemy z dna naszej baszty i musimy mozolnie wdrapywać się na górę, a raczej skakać i latać w powietrzu unikając przeszkód. Sterowanie jest identyczne jak w stareńkim Bomb Jacku, co się chwali, czyli wychylając dżoja do góry i naciskając fire – skaczemy, zaś każde naciśnięcie przycisku w trakcie lotu powoduje szybowanie. Proste, łatwe do opanowania, przyjemne i skuteczne.

Zrzuciłaś mnie na samo dno?! Ty paskudna zdziro!

No, z tym łatwe to trochę przesadziłem, gdyż miłosne gniazdko naszych dziewczyn to istna forteca tortur! Pułapka na pułapce, dodatkowo poganiana kolcami i innymi ogniami, które są dla nas śmiertelne. Każdy kontakt z przeszkodą oznacza zgon i cofnięcie nas  do checkpointu. Na szczęście mamy nieograniczoną liczbę istnień i możemy próbować grać w nieskończoność, aż przejdziemy całość. Fajnie, bo gdyby wprowadzono jakiś limit żyć to całkiem możliwe, że wielu graczy nigdy by tego tytułu nie ukończyło. Walczymy tutaj głównie z własnym refleksem, zręcznością, słabościami i poniekąd z czasem – gdyż jak najszybsze skończenie Mighty Jill Off jest głównym i jedynym celem. Jeżeli ktoś was szybciej przechodzi przygody Jill ode mnie – to prosimy o podanie czasu w komentarzach. Na obronę swojego mocno przeciętnego wyniku powiem tylko, że w trakcie nagrywania naszego programu grałem w ten tytuł po raz drugi w życiu.

Uwaga na ognie! Lateks się cudnie pali i mocno cuchnie…

PLUSY. Największym atutem tej produkcji jest dobra oprawa graficzna, może nie rewelacyjna, ale budująca taki trochę gotycki klimat. Niektóre segmenty wieży są całkiem udanie zaprezentowane pod względem architektury oraz ciekawie zaprojektowane pod względem platformowym, co powoduje, że można się wczuć. Mogłaby z tego tytułu wyjść naprawdę wielka i udana gra przygodowo-zręcznościowa, gdyby komuś chciało się ją rozbudować. Cegły ścian mają niekiedy bardzo przyjemne dla oka barwy, scrolling pionowy jest bardzo szybki, precyzyjny i niewątpliwie trzeba za to autorów pochwalić. Jak wspominałem wcześniej – widać tutaj jak na dłoni inspirację Mighty Bomb Jackiem. Muzyka początkowo także wydała mi się atutem, buduje fajny klimat zagrożenia i beznadziejności położenia naszej protagonistki, jednakże po pewnym czasie męczy i gdybym w trakcie rozgrywki nie miał jej przyciszonej – mógłbym zwariować. Świetne jest sterowanie, bardzo intuicyjne i responsywne, Jill idealnie reaguje na wychylenia gały, jakkolwiek to brzmi… Kiedy opanujemy sterowanie to skoki i szybowanie wykonuje się tutaj z prawdziwą przyjemnością, zaś po pokonaniu naprawdę trudnych odcinków gry – odczuwamy prawdziwą satysfakcję!

Tylko żeby nie rozpruć seksownego wdzianka!

Poziom trudności jest wysoki i pewnie niedzielnych graczy od razu zawinie do worka ze zwłokami, gdyż niejednokrotnie nasze pląsy będziemy musieli wykonywać z precyzją co do piksela, a każdy malutki, maluteńki błąd spowoduje niechybną śmierć. Praktycznie musimy się więc nauczyć rozłożenia przeszkód na pamięć, ale jak pisałem wcześniej – jest wyzwanie, jest zabawa! Przynajmniej tak to działa w moim przypadku i naprawdę miałem dużą satysfakcję z ukończenia całej przygody. Dodatkowo uwagę przykuwa początkowe intro i trzeba uczciwie przyznać, że obrazki zaprezentowane w nim są bardzo ładne (szczególnie tytułowy), pomimo kontrowersyjnej tematyki, która wcale mnie nie łechce. Wrzucę je wam we wpis to sobie sami ocenicie.

Uff, udało się, segment wieży w innym kolorze to checkpoint.

MINUSY. Największą wadą Mighty Jill Off jest bez wątpienia prostota mechaniki, w tej grze oprócz skakania i omijania przeszkód nie robimy nic więcej. Niestety. Nie znajdziemy tutaj żadnych znajdziek, które zwiększałyby wynik punktowy (nie ma tu licznika punktów), żadnych bonusów, serduszek, kluczy, diamentów, czegokolwiek co można by umieścić w platformówce i urozmaicić zabawę. Żmudne skakanie i unikanie zagrożeń. Nie występują tutaj żadne sekrety do odkrycia, nic ponad wyzwania do omijania i na przykład takie stareńkie H.E.R.O. mimo prostoty rozgrywki jest grą pincet razy bardziej skomplikowaną…. Niestety przeszkody, które napotkamy także nie oszałamiają różnorodnością. Ognie, duchy i kolce, które mogą wystawać z każdej ściany, posadzki, czy sufitu. To wszystko.

Podwieszone pod sufitami duchy już na mnie czekają…

Na szczęście cała konstrukcja wieży jest ciekawie zaprojektowana i wytrawny gracz nie zdąży się znudzić tym tytułem dopóki go nie przejdzie. No, ale jak już to zrobi to pozostanie mu jedynie pobijanie własnych rekordów (lub wyników znajomych), gdyż gra nie stopniuje poziomu trudności po zapętleniu. A szkoda. Dochodzimy do kolejnej poważnej wady przygód zboczonej Jill – to jest niestety pozycja jednorazowa. Zaprawdę powiadam grałem w nią dwa razy (skończyłem w obu przypadkach) i pewnie już nigdy w życiu nie zagram, chyba że ktoś zmobilizuje mnie bardzo do pobicia jego rekordu… Aha – zapomniałbym. Dla mniej wprawnych manualnie graczy tytuł ten może być prawdziwą katorgą.

KIEDYŚ. Całkiem niedawno zapoznałem się z grą od The Morons, to dosyć nowy szpil napisany na konkurs ABBUCa w 2011 roku, gdzie zajął drugie miejsce przegrywając z logicznym Marbled. W 2012 roku została wypuszczona ulepszona, kompletna wersja tej gry zawierająca niesławne / sławne obrazki robiące za wprowadzenie fabularne i trochę ulepszoną grafikę. Podsumowując – nie było możliwości abym pomacał Jill w młodości..

Czyżbym była już u celu? Drzwi w kształcie tyłka? Wchodzę w to!

TERAZ. Pierwszy raz widziałem Mighty Jill Off na Trzeciej Retronizacji, kiedy Larek próbował ją skończyć. Nie podołał, ale gra przykuła moją uwagę, na tyle iż zakodowałem ją sobie w łepetynie jako tytuł do ogrania w przyszłości. Później na ostatnim SACPie mój przyjaciel włączył mi tego całkiem udanego dżojstikołamacza, żeby mnie sprawdzić! – Nie podołasz Borsuku, gwarantuję! – podpuścił mnie spryciula. Buhahaha, za pierwszym razem ukończyłem, na co zalśniły mu się oczy i usłyszałem – W takim razie kręcimy! A to pieprzony tester z tego profesorka… Na drugi dzień przy kamerach udało mi się pomóc odzianej w lateks heroinie po raz drugi i nawet osiągnąć lepszy czas. Podsumowując – jeżeli lubicie trudne wyzwania na pewno nie będziecie żałować chwil poświęconych na przejście Mighty Jill Off, zaś satysfakcję z jej ukończenia będziecie odczuwać na pewno! Mowie wam, na 100%, jak bum, cyk, cyk! Dobry, jednorazowy tytuł, który mógłby być wielkim hitem, jakby się komuś chciało nad nim bardziej popracować. Jednakże nie jest to wina konwersji, a popierdółkowatego oryginału.


Gramy na Gazie slider

ArSoft CORPORATION i Retro Na Gazie prezentują:

Gramy Na Gazie – MIGHTY JILL OFF (2011-12) – ATARI XL/XE

LAREK: Zoba, zoba Borsuk jaki fajny Bomb Jack, prawie taki jak ten, w którego grałem w wojsku! Jak on się zwał? Aha, Mighty na NESa! Popatrz jaki fajny scrolling, kolorki, zamek jakiś, czy wieża ładnie zaprojektowana… O curwa ale kyrk, jakie to trudne! Kurcze znowu zginąłem, hmm ciekawe czy…

BORSUK: …czy coś się tutaj robi oprócz skakania i omijania pułapek? Hmm, jeżeli tak to mamy fajową gierkę! Podoba mi się, nie znałem tego. Eeee, tam paaanie, nic więcej się tutaj nie dzieje? Hmm, szkoda. Dobrze, że przynajmniej trudno! Już skończyłem? Hmm, trochę szkoda… Aha, to nie sterujemy tu chłopem tylko babką? Czyżby fabuła troszku zboczona?

Ty zdziro! Nie zasłużyłaś na zielone światło w retrometrze!

Retrometr


STEROWANIE

DŻOJ – poruszanie się Jill, FIRE i GÓRA – skok. W trakcie skoku mamy pełną kontrolę nad postacią. FIRE W TRAKCIE LOTU – szybowanie. Czym szybciej naciskamy fire tym bardziej poziomo szybujemy. 

PS. Screeny z wersji na Atari przygotował Larek, pozostałe materiały pochodzą głównie z Atarimanii oraz MobyGames.

O RetroBorsuk 229 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.