Relacja | Silesian Amiga Classic Party Siemianowice Śląskie

Silesian Amiga Classic PartyWitam serdecznie po przebudzeniu z zimowego letargu! Jesteście jeszcze z nami Kochane RetroDziadki i inni miłośnicy leciwych, jednakże ciągle pociągających zabytkowych komputerów, konsol i reszty sprzętu do retrogrania?

Miłośnicy prawie 40-letnich sex bomb? Niby, że nie o tym miałem tutaj pisać? Jak nie o tym, jak dzisiaj na naszych łamach najwięcej czasu poświęcę właśnie mojej wieloletniej Przyjaciółce – czyli sprzętowi, który w latach mojej młodości (czytaj lata 90-te) skradł mi najwięcej godzin z mojego wesołego, ówczesnego żywota. Przyjaciółce, która patrząc przez pryzmat całościowy mojej przygody z graniem na wszystkim i wszędzie, dostarczyła mi chyba najwięcej wrażeń ze wszystkich posiadanych kiedykolwiek przeze mnie platform. Przyjaciółce, do której ciągle czuje niesamowity pociąg i wielką sympatię (wiecie miłość to zarezerwowałem dla mojego pierwszego komputera – małej Ataryny). O kim mowa? O najlepszym komputerze do gier jaki kiedykolwiek powstał – czyli o AMIDZE! Oczywiście, cudowna Amisia miała wiele innych zastosowań (obróbka video, wspaniałe możliwości muzyczne) – ale ja patrzę z prostej perspektywy gracza – i tutaj Amiga zarządziła swojego czasu rynkiem gier video! A dlaczegóż to wzięło mnie na wspominki właśnie o niej? Jakaś specjalna okazja? Jak najbardziej! Silesian Amiga Classic Party, które odbyło się tydzień temu – 10 lutego w Siemianowicach Śląskich, gdzie nasza ekipa spotkała wielu miłośników, pasjonatów, kolekcjonerów, czynnych użytkowników tej wspaniałej po dziś dzień maszyny! Takiego natężenia wszelakich wariatów i różnego rodzaju modelu Amig na metr kwadratowy, nie widziały jeszcze nasze gały…

Nieśmiertelne Amigi 500, a na nich największe hity Turrican II i Lotus II!

JEDZIEMY NA AMIGA PARTY!

Tydzień wcześniej, w weekend budzi mnie rano Repip telefonem i się drze coś do słuchawki, że Amigowe Party w Siemianowicach, i że jedziemy i ja, jako zatwardziały amigowiec mam być i basta! No, kurczę, myślę, tego wehikułu czasu do mojej młodości nie przepuszczę, oj nie! Potwierdzam udział pełen nadziei spotkania podobnych sobie postrzeleńców na zlocie, zaś oczami wyobraźni widzę te wspaniałe klawiatury, stacje dyskietek, monitory, telewizory, dżojstiki i zaczynam się wkręcać! W piątek przed zlotem sprawdzam moją Amigę CD32, czy jeszcze działa, w końcu nie uruchamiałem jej chyba przez ostatni rok (zbrodnia! proszę o łagodny wymiar kary…), sprawdzam czy kineskopowe truchło także jeszcze dyszy. Wszystko działa! Podpinam dżoya, odpalam Turricana II i Ruff’n Tumble i …. wsiąkam. Oj, kurczę, ale mam chcicę na retrogranie! Masakra. Pogiercowałbym, pomimo, że obie gry przeszedłem w młodości, ale trzeba się pakować, bo już północ… Spakowany, śpię i śnię o seksownych Przyjaciółkach... Rano ładujemy graty do samochodu, sąsiedzi widząc kineskopowy telewizor pukają się w czoło, bydlę ledwo wchodzi na tylne siedzenie i ruszamy na spotkanie z dzieciństwem. Jesteśmy! Jejciu, ilu już podobnych nam amigoholików na miejscu! Cała sala zastawiona stołami, te zaś zastawione sprzętem wszelakim, głównie z rodziny Commodore (chociaż Atari i Amstrad też się znalazły), na ekranach monitorów czy fikuśnych, zgrabnych telewizorów przemykają największe amigowe hity, w tle zaś słychać najwspanialszą elektroniczną muzykę jaką słyszało moje ucho. Zastanawiam się czy umarłem i jestem już w niebie…

AMIGA STOI TU I TAM!

Przed wejściem zgarnęliśmy naszych przyjaciół Flaba (starego amigowca) i Szyszkę (młodego konsolowca), którzy także przyjechali specjalnie na tą okazję. Załatwiamy na szybko jakiś stół, aby rozłożyć nasze zabytki, Repip rozprowadza zasilacz, ja zaś szybkim rzutem oka oceniam, że moja CD32 będzie tutaj jedynym egzemplarzem – fajnie. Flab sika po nogach, gdyż nie może się już doczekać kiedy zagra w swoją ulubioną platformówkę – SuperFroga! Podpinam klawiaturę (w końcu Amiga musi mieć klawierkę…), a także opatrzonego grafikami z Turricana, wielgachnego arcade sticka, który później wśród amigowej braci wywołuje całkiem duże zainteresowanie. Blat zastawiony jak na imprezie z ’95-go, Żytniej brakuje ino i śledzi, ale i tak jest zajebiście! Wrzucam składankę największych przyjaciółkowych hitów w paszczę mojego potwora i już za chwile rozlegają się dźwięki przygód Super Żaby. Flab ma oczy jak pięć złotych, łapczywie zagarnia dżojstick i … przenosi się w czasie. Obserwuję go przez chwilę i nie wierzę, ten skurczybyk pamięta wszystkie sekrety z pierwszego poziomu, wie gdzie poukrywane są tajne monety, pamięta umiejscowienie wszelkich przeszkadzajek, rozmieszczenie każdej platformy. Mistrzunio! Repip mnie tylko trąca i się śmieje…

Retro Na Gazie na SACP! Flab, Amiga CD32 i SuperFrog.

Skoro na stanowisku RnG wszystko buczy i hula, myślę, że pora rozejrzeć się kogo tu jeszcze przygnało i jakie wspaniałości wytargali ze swoich zbiorów inni maniacy. Ruszam na rekonesans! Od razu serdecznie wita mnie Larek, twórca takich hitów na małe atari jak Laura czy The Great Return of Penguins, który nie obawiając się “gniewu komody” przytargał na amigowy zlot odpicowaną i  maksymalnie wypasioną Atarynę 800XL. Witamy się na niedźwiedzia, obiecuję mu, że odwiedzę go przy jego stanowisku, ale najpierw chce nacieszyć oczy wszelkiego rodzaju Przyjaciółkami i Komodami. Chodzę, zwiedzam, podziwiam, rozmawiam z podekscytowanymi ludźmi i jakże się cieszę, że tak wiele radości czerpią oni jeszcze ze współdzielenia się z innymi hobbystami swoimi zainteresowaniami. I co z tego, że od czasów świetności Amigi minęło ponad 20 lat? Jajco! W tym miejscu królowa balu jest tylko jedna!

Jedna, ale w wielu przepięknych strojach, czytaj modelach, które krzyczały do mnie ze swoich monitorów: bierz mnie, pieść mnie, graj na mnie tak jak kiedyś grałeś, kiedy byliśmy młodzi, to były niezapomniane chwile! Oj, ludziska czego tu nie było: klasyczna i dostojna Amiga 500, która była najpopularniejszym i flagowym modelem tego komputera w Polsce, aż mi się wstyd zrobiło, że swego czasu swoją Przyjaciółkę sprzedałem za marne 150 złotych… Judasz! Drugą “pięćsetkę” oddałem Repipowi, niech mu służy jak najdłużej (po reanimacji) i tego czynu w zupełności już nie żałuję. Moja CD32 ze składankami amigowych hitów udaje pierwowzór w sposób zupełnie mnie zadowalający… Na zlocie była także obecna jej następczyni czyli miniaturowa Amiga 600, pamiętam kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz u znajomego i dziwiłem się – jak w takim małym pudełku to wszystko zmieszczono… Nacieszyć oczy można było także rzadko widywaną przeze mnie wcześniej Amigą 2000, czy nawet jakimiś trudno rozpoznawalnymi przeze mnie Amigami w obudowach “tower”. No i oczywiście nie sposób nie wspomnieć o jakże udanej maszynie, szczególnie dla graczy, jaką była Amiga 1200, z jej szeroką paletą kolorów i smukłą obudową. Jakże jej kiedyś pożądałem…

Amiga 1200 HD na wypasie!

W NAJLEPSZE GRY ZAGRAM!

Wszystkie te Amisie, oczywiście ze swoimi najróżniejszymi monitorami, telewizorami, miniekranami, zewnętrznymi i wewnętrznymi stacjami dyskietek, twardymi dyskami, podniecającymi myszkami, kolorowymi dżojstickami – przeróżnej rasy, maści i hodowców – zaprzęgniętymi do obsługi najlepszych (przynajmniej dla mnie) 16-bitowych gier w jakie dane mi było zagrać w poprzednim wieku. A jakie tytuły miały największe wzięcie wśród uczestników zlotu? No wiadomo, same debeściaki! Gdziekolwiek nie spojrzałeś to widziałeś jakiegoś nieśmiertelnego klasyka!

Znany praktycznie wszystkim Prince of Persia w swojej pierwszej, najbardziej klasycznej odsłonie – 60 minut by uratować ukochaną – dasz radę?! No jak nie, jak tak! Druga część jednego z najtrudniejszych platformerów wszech-czasów, czyli najeżony pułapkami niczym szwajcarski ser dziurami – Rick Dangerous II. W tej komnacie jeszcze nie byłem.. Nie??? Giniesz! Najbardziej kaskaderskie i bardzo wymagające dla gracza wyścigi wielkich monster trucków na podniebnych rampach – czyli Stunt Car Racer. Skoro o wyścigach mowa, nie mogło zabraknąć najlepszej amigowej ścigałki czyli Lotusa, którego drugą i trzecią część katowano bezustannie. Może ktoś z Was pamięta, bardzo fajną hybrydę gry strategicznej i zręcznościowej dla dwóch graczy, osadzoną w realiach amerykańskiej Wojny Secesyjnej? Tak, North & South, pamiętające wiele zaciekłych bojów z przyjaciółmi było tutaj także obecne. War never been so much fun? Ejże, ejże, wojna przecież jeszcze więcej radochy dostarczała w Cannon Fodder, zręcznościowym, jajcarskim, strzelankowo-taktycznym “symulatorze” oddziału, którego także można sobie było tutaj przypomnieć. Z uprzejmości wspomnę tylko o takich absolutnych tuzach amigowego grania, oraz gatunku run’n gun – jak wspomniane przeze mnie na początku wpisu – Turrican II czy Ruff’n Tumble, którzy to co chwila gościli praktycznie na każdym stanowisku. Niezaprzeczalne opus magnum Chrisa Huelsbeck’a czyli wspaniała muzyka z Turrican’ów (głównie z najlepszej, drugiej części) była słyszalna na sali przez cały czas trwania imprezy!

Cannon Fodder  w akcji – pamiętna taktyczna strzelanina.

Kiedy już trochę pozwiedzałem, wróciłem trochę do naszej ekipy, która zdążyła powiększyć się już o brata Repipa – Rolanda, którzy to oboje domagali się ochoczo zagrania czegoś kooperacyjnego. Na pierwszy ogień siali spustoszenie w jednym z najlepszych amigowych shmup’ów SWIVIE – jeden w helikopterze, drugi sterujący jeep’em. Później razem przemierzali posępne zamczyska w platformowej bijatyce Yo! Joe!, by na koniec spróbować zmierzyć się drużyną straceńców z tytułową Maszyną Chaosu w mojej ulubionej chodzonej strzelaninie z widokiem z góry, czyli Chaos Engine. Przy naszym stanowisku spotkałem także jednego retromaniaka odwiedzającego naszą stronę – Wojta-GL, z którym bardzo miło się gawędziło, i dopiero po czasie zajarzyliśmy, że przecież znamy się z internetu. – Kurka, mam już twojego maila! Wojt testował mnie na koniec imprezy, czy dam radę przebić się przez pierwszy świat Ruff”n Tumble (bo przecież kiedyś to przeszedłem bez kontynuacji…) – ale niestety poległem… Skoro chłopcy bawili się w najlepsze z Przyjaciółką, zostawiłem ich samych sobie i ruszyłem do 8-bitowych sprzętów, które także zjawiły się na przyjęciu.

NIE TYLKO AMIGA

Tak jak obiecałem wcześniej Larkowi, pierwsze kroki skierowałem do niego, w końcu Ataryna to była moja pierwsza miłość, pierwszy komputer jaki posiadałem w życiu. Na pytanie o nowe projekty gier, nad którymi pracuje, zbył mnie tylko z uśmiechem na ustach i odpowiedział, że może napisze coś na Commodore… Larek i Komoda – niemożliwe! Błysk w jego oku mówił mi, że coś tam cichaczem pichci w swoim zaciszu i pewnie nas zaskoczy w przyszłości jakimś hitem! Dobra mówię, odpalamy jakieś nowości na Atari z 2017 lub 2016 roku, gdyż wtedy byłem w letargu! Najpierw zaprezentował mi jakiś niesamowity kartridż, prosty w obsłudze, z przejrzystym interfejsem, który zjada na śniadanie moje SIO2SD, w które wyposażyłem swoje Atari. Później oczywiście, swoje cacuszko, czyli piękną “osiemsetę” rozbudowaną o 1MB pamięci i jeszcze pewnie jakieś wodotryski, których nie spamiętałem (przepraszam, tego dnia mój mózg przyjął tyle endorfin i informacji, że się przeciążył). Miodnie myślę – ale grajmy!

Na pierwszy ogień odpaliłem RGB, bardzo ładnego platformera z elementami łamigłówkowymi, o którym wiele dobrego słyszałem. Przywitała mnie elegancka i schludna oprawa graficzna, przykuwająca uwagę i ciekawa postać naszego głównego herosa – robota, oraz intrygujący pomysł na grę. Naszym metalowym, gąsienicowym protagonistą musimy skacząc po platformach wystrzelać wszystkich znajdujących się na planszy przeciwników (także roboty) i wtedy uzyskujemy dostęp do następnego poziomu. No niby nic nowego, jednakże aby zniszczyć wroga musimy zestrzelić go pociskiem tego samego koloru jak jego pancerz. Barwę broni zmieniamy zbierając porozrzucane po planszy różnokolorowe ogniwa. Gra zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, tylko nie mogłem połapać się trochę w najważniejszym czyli strzelaniu. Wduszam buttona, żeby pierdyknąć z rury i pocisk nie leci, aha, muszę dłużej go przytrzymać, jest wskaźnik ładowania broni – dobra wszystko jasne! Nie, kurka, nie bardzo. Raz bohater pruje ołowiem, drugi raz nic się nie dzieje, trzymam do oporu fire, kiedy staram się nie przekraczać paska ładowania broni wtedy oddaję salwę. Ponawiam tak samo – zero efektu. Poddaje się, ale zaciekawiony postanawiam sprawdzić to na spokojnie w domu przy opisywaniu tejże gry.

Larkowe rozbudowane Atari 800XL a na nim jego największy hit Laura.

Bardzo ucieszyła mnie za to kolejna zaprezentowana przez gospodarza produkcja – fajowy shmup, których na małej Atarynie jest jak na lekarstwo, bardzo kolorowy i bardzo grywalny AtariBlast! Lecimy naszym stateczkiem w górę i strzelamy do wszystkiego co popadnie. Od razu rzuciło mi się w oczy podobieństwo do pamiętnego klasyka WarHawka, zarówno pod względem oprawy graficznej, dźwiękowej, jak i wyglądu naszego myśliwca. AtariBlast! obsługuje jednakże więcej kolorów, ładniejsze tryby graficzne, pełen jest różnorodnych bonusów do zbierania, ukrytych sekretów do zestrzelenia, różnistych broni siejących pożogę jak i bossów! Jakież było moje zdziwienie jak po przejściu pierwszego, naprawdę długiego poziomu, gra z pionowego shootera, przeszła w poziomy, horyzontalny, zmieniając także swoją oprawę graficzną, wygląd statku, wrogów – upodabniając się bardziej do salonowego R-Type czy amigowego Z-Out’a. Wow! Bardzo, bardzo fajny patent! Na tyle, na ile mogę ocenić to na chwilę obecną jest to jedna z najlepszych strzelanin na 8-bitowe Atari, posiadająca jednak małe wady: brak własnego charakteru, zbyt duży chaos na ekranie i przydałoby się autorom trochę doszlifować samo strzelanie, system power’upów i układy nadciągających eskadr przeciwników. Na tak krótką chwilę obcowania tytuł najprawdopodobniej zasłużyłby na zielone światło w retrometrze – czyli bardzo dobrze.

AtariBlast! Poziom pierwszy przypomina WarHawka.

Pang – to kolejny klasyk, który do tej pory zaliczał praktycznie wszystkie platformy do grania, zaś skutecznie omijał mój pierwszy komputer! Ogrywałem go zarówno w salonie gier, jak i w świetnej konwersji na Amidze, a także niedawno w nowym wcieleniu na PS4 – Pang Adventures, zaś na Atari do tej pory nie mogłem. Grupa programistycznych zapaleńców z naszego pięknego kraju postanowiła to zmienić i dostarczyła nam w 2016 roku wielce udaną konwersję tego przeboju. Ktoś nie grał w Panga? Sterujemy naszą postacią widzianą z boku i za pomocą dostępnych broni (można je zbierać i wtedy zmieniać) oraz rożnych dopalaczy (dynamity, zatrzymanie czasu i inne) likwidujemy skaczące po planszy bańki. Każdy wielki bąbel po trafieniu rozpada się na dwa coraz mniejsze, aż w końcu całkowicie niszczymy te maciupkie. Zwiedzamy różnorakie plansze rozrzucone po świecie, w których często, gęsto znajdujemy rożne platformy, drabiny czy windy. Jak wypada polska wersja Panga? Świetnie! Jest kolorowo, przejrzyście, mechanika wierna oryginałowi, o czym przekonałem się bardzo szybko przechodząc pierwszy świat i bardzo grywalnie. Mapa, po której podróżujemy pomiędzy światami także jest obecna w tej wersji. Tylko przyklasnąć – świetna robota rodacy! Oj pograłbym w te gry u siebie w domowym zaciszu, niestety obie wymagają rozbudowanej pamięci, lecz ja takowej w swoim modelu Atari nie posiadam… Chyba czas na rozbudowę!

Pang, dzięki naszym rodakom w końcu na Atari!

Ostatnim tytułem zaprezentowanym mi przez Larka był ciekawy logiczny puzzler – Tensor Trzaskowskiego, w którym musimy pozbierać wszelkie klejnoty, diamenty, czy inne znajdźki z danej pieczary celem przedostania się do kolejnego etapu. Ciekawostką jest fakt, że nie sterujemy tu postacią tylko obracamy planszą, i w ten sposób musimy tak pokierować bohaterem, aby ten zebrał wszystkie przedmioty i dostał się do wyjścia. To co było przed chwilą podłogą, po obróceniu ekranu robi się ścianą lub sufitem, zaś prawa grawitacji działają zarówno na bohatera jak i wszelkie obiekty na ekranie. Bardzo fajny pomysł na grę, prosta i czytelna grafika oraz duże poczucie humoru w niej zawarte to niezaprzeczalne plusy tej kolejnej dobrej rodzimej produkcji. Na początku nie mogłem się jednak przyzwyczaić do nagłego przesuwu ekranu przy obrocie komnaty, beż żadnego scrollingu, co powodowało moją dezorientację. Poczułem się jednak bardzo zaciekawiony i przeszedłem kilka etapów.

Porozmawialiśmy jeszcze trochę, podziękowałem gospodarzowi za gościnę, obiecałem zaległą recenzję Laury i przeskoczyłem do stanowiska obok, gdzie kolejny sympatyczny jegomość – Nekroskop uraczył mnie kolejnym 8-bitowcem – tym razem rozbudowanym maksymalnie Commodore 64! Larka jeszcze odwiedzałem i patrzyłem z przyjemnością jak jego największa gra – Laura robi furorę wśród grających! Jak z zasłużoną dumą prezentuje na przykład Wojtowi swojego hiciora, a ten nie może się od niego oderwać! I tak powinno być, bo to cholernie dobra gra. Wróćmy jednak do Komody – u Nekroskopa także poprosiłem o zaprezentowanie mi jakiegoś nowego, wartego zagrania tytułu. Zaskoczył mnie kapitalnym klonem Galagi pod tytułem Galencia wydanym w 2017 roku! Jakież było moje zdziwienie i radość, wszak pierwowzór to ja uwielbiam i nawet na PS4 zagrywam się do tej pory w wierny port z automatu!

Mega Commodore 64 Nekroskopa, a na nim w akcji World Karate Championship z nowym tłem.

Galencia posiada mechanikę i zasady wierne Galadze, czyli swoim statkiem kosmicznym strzelamy do wrażego robactwa wylatującego z góry ekrany, likwidujemy wszystkich i przechodzimy do kolejnego etapu. Specjalne jednostki wroga mogą porwać nasz samolocik, jednak żadna to strata, gdyż jeżeli odbijemy go kolejnym życiem, wtedy sterujemy dwoma myśliwcami i z dwóch dział eksterminujemy paskudy! Gra ta posiada przepiękną oprawę graficzną, bardzo różnorodne jednostki wroga, zmieniające się co kilka etapów, większych i bardziej wymagających przeciwników pełniących funkcję bossów i subbossów i wzorową grywalność! Niech za rekomendację posłuży fakt, że Galencia mogłaby stanąć w salonach gier w czasach ich świetności obok największych przedstawicieli gatunku kosmicznych strzelanin i nikt nie zauważyłby różnicy. Absolutny killer – do grania Komodziarze!

Podziękowałem Nekroskopowi za jakże smaczne danie i miałem go jeszcze odwiedzić na kolejne smakowite kąski, jednakże to nie nastąpiło, za co przepraszam. Mój wzrok przykuła zawzięta rywalizacja, pełnych skupienia dwóch jegomości po przeciwległej stronie sali. Ich twarze pełne były emocji, zawziętości, rywalizacji, nieraz radości, nieraz gniewu, zaś gałki ich dżojstików poruszały się niczym miecze świetlne. Pewne było, że rywalizują ze sobą w coś bardzo wymagającego i pewne było, że obaj znają się na rzeczy… Czyżby? Tak! Wreszcie się sprawdzę, po tylu latach!!!

Kapitalną Galencię powinien ograć każdy Commodorowiec!

SENSIBLE SOCCER NICZYM JAZDA NA ROWERZE

Podchodzę bliżej i widzę to, czego oczekiwałem! Dwóch wyjadaczy mierzy się ze sobą w króla wszystkich piłek nożnych w historii gier video – czyli najszybszą, najbardziej ekscytującą i najlepszą gałę jaka wyszła na Amidze czyli Sensible World of Soccer! Kurcze, ile czasu ja nie grałem w Sensibla? Będzie ponad 20 lat! Ale nic to, przecież zjadłem na nim zęby i połamałem setki dżojów, ustawiam się więc w kolejce. – Ooo, gracie w Sensibla – rzucam nieśmiało – Można z wami zagrać? Jegomość stojący obok ostrzega mnie ze śmiechem – Ale uważaj, to są poważni zawodnicy! Uśmiecham się w duchu i mówię spokojnie – To dobrze. Nie boje się. Patrzę na ekran jak grają, no fakt wymiatają trochę, Włochy – Brazylia, mecz bardzo szybki, jak to w Sensiblu, akcja przenosi się spod jednej bramki pod drugą w trzy sekundy. Bomby z daleka, dryblingi, setki podań, wślizg za wślizgiem, uderzenia z główki. Czad! Kończą mecz remisem, jeden dziękuje, drugi zostaje by zmierzyć się ze mną. Siadam przy dżoju z gałką i przyciskami w blacie – właśnie takimi uwielbiałem grać! Jedziemy z koksem!

Rozpoczynamy! Borsuk kontra retroSZPUNTAfan walczą w Sensible World of Soccer. Dzisiejsze składy zespołów!

Dawid z którym gram jest naprawdę doświadczonym graczem znającym wszelkie tajniki Sensibla (później dowiaduje się,  że prowadzi amigowy kanał retro na youtube – retroSZPUNTAfan), ja gram Włochami, on Brazylią. Początki są trudne, oswajam się, wiecie – SWOS to najszybsza symulacja piłki nożnej na świecie, nie trafiam wślizgami, fauluje go często… No, nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nie pękam. Skupienie maksymalne jak 20 lat temu na turniejach u Marchewy… Kiedy strzelam mu bramkę z dyńki po wrzutce z rzutu rożnego – wiem, że nie zardzewiałem, zaś on wie, że nie ma przed sobą kolejnego leszcza do skrojenia… Rywalizacja przechodzi na wyższy poziom! Ufff, koniec 2-0 dla mnie! Jednak z Sensiblem jest jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina, oczywiście jeżeli byłeś dobry… Rewanż. Brazylia ciśnie mnie niesamowicie i przegrywam 1-3! Dobra, chwila przerwy i zobaczymy czy pierwszy mecz to był tylko mój fart… Wracam po kilkudziesięciu minutach i znowu wbiegamy na murawę. Teraz kończy się 1-0 dla mnie! Ciężko było, Dawid jest naprawdę wymagającym rywalem. Dobra, gramy ostatni mecz – jego rozgrywka godna jest finału piłkarskich mistrzostw świata! Do przerwy dostaję po tyłku 0-2, gram brutalnie, dalej mam problem ze wślizgami. W pierwszej połowię koszę mu cały napad – przepraszam, nie chciałem. Neymar jednak wstaje i gra dalej – twardy zawodnik! Druga połowa wszystko na jedną kartę, jest! Bramka kontaktowa! 70 minuta doprowadzam do remisu! Wymiana ciosów z jednej i drugiej strony, przeżywam jego atak i wyprowadzam kontrę w 88 minucie. Ryzykuje i strzelam z dużego palca z kilkudziesięciu metrów półgórną podkrętkę. Piłka wpada za kołnierz bramkarzowi. Jest! Wykrzykuje i unoszę ręce w geście tryumfu. Co za emocje, ja pierniczę, jakbym miał znowu te naście lat…

Dawid retroSZPUNTAfan okazuje się świetnym człowiekiem, wymieniamy się numerami telefonów, adresami stron, zaciekawiają go moje składanki amigowych klasyków na CD32 – obiecuje mu je nagrać i podesłać (została mi jeszcze jedna płyta do nagrania – wysyłka w tym tygodniu!), pewnie jeszcze zmierzę się z nim w SWOS’a nieraz! Pozdrawiam i do następnego meczu!

POWRÓT Z TURRICANEM W GŁOWIE

Amstrad Schneider CPC 128 z wbudowaną stacją dysków. Piękny i rzadki okaz!

Włóczę się jeszcze trochę po moich retro wspomnieniach odwiedzając wszystkie stanowiska. Zauważam Amstrada CPC128 z wbudowana stacją dysków, nigdy takiego nie widziałem na żywo – cudowny! Czasu na bliższe jego poznanie już nie mam, Repip musi wracać, a skoro on jest moim transportem – to ja także. Pakujemy wszystkie graty, dziękujemy i żegnamy się. Ja z łezką w oku. Jak dobrze, że są na świecie jeszcze tacy maniacy, hobbyści, pozytywni wariaci, kolekcjonerzy, użytkownicy tych wspaniałych wehikułów czasu zwanych “mikrokomputerami”. Żadne mikro. Prawdziwe komputery z duszą i wspaniali ludzie pełni pasji. Było za krótko, lecz świetnie! Kiedy jedziemy, w głowach cały czas słyszymy muzykę z Turricana II. Zresztą ja mam ją w łepetynie prawie całe życie… Nie będę samolubny, podzielę się tym skarbem z Wami! Miłej sentymentalnej podróży życzę…

PS. Amiga to po hiszpańsku Przyjaciółka.


Repip3 grosze Nacz.Osa.: No i mamy konkretny powrót Borsuka do swej nory ;). Ja ze swej strony niestety niewiele mogę dodać, na SACP zameldowałem się z gorączką, która trapiła mnie od dnia poprzedniego i jeszcze kilka dni ze mną postanowiła pozostać. Zamiast na evencie skoncentrowałem się na tym by nikogo nie posmarkać, moje dialogi to jednozdaniowe hasła rzucane w eter, niestety niewiele “mnie” na SCAPie było, może na następnym się uda to naprawić. Ale co pograłem to moje! Do tego newsy dnia – Larek przekwalifikowany na komodziarza, WojtGL w końcu wiem jak wygląda choć poznaliśmy się przez przypadek eheh, flab rozwalający na atomy SuperFroga, a Archon na Borsuczej Ami32CD nie chce odpalić! No i mam autograf atarowego guru na moim egzemplarzu Laury – wielkie dzięki Larek za wszystko, przyjmij zaległe gratulacje za Kaz Kampo 2016, bo miałem w planach pogratulować osobiście, ale mój mózg był tego dnia budyniem. W głowie muza z Turri była przez cały ten weekend, ale pozwólcie że ja dla równowagi dam Wam Lotusa ;)

Silesian Amiga Classic Party

 

O RetroBorsuk 229 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.