Recenzja | Sam’s Journey (Commodore 64)

Sam's Journey C64 recenzjaGdy go znalazłem był sam w miejskiej dżungli, zagubiony i obłąkany. „Kierowniku poratuj złotóweczką” powiedział. „Na co zbierasz?” rzekłem na odczepnego. „Na mocarza z C64, tylko on doda elementu baśniowego do mej rzeczywistości”.

Słysząc to wyznanie zostałem zaintrygowany, znam się co nieco na C64, ale nie słyszałem o takim mocarzu co by takiego gościa jak ten stojący sam w dżungli postawił w dzisiejszych czasach na nogi. Lokalny dystrybutor o nazwie Protovision rozprowadzał to dzieło chemików każących się nazywać Knights of Bytes po moim mieście. Miejscowy wagabunda sprzedał mi na nich namiary w zamian za rzeczoną złotóweczkę i udałem się na spotkanie z mocarzem. W obskurnym zaułku otrzymałem od zagranicznego gościa imieniem Borskovicz białego carta z grą. Nie samego carta, mocarz nie był wydany byle jak, ładne kartonowe pudełko wypchane gąbką niczym futerał z aksamitem trzymało za swymi podwojami całą zawartość. Do tego dołożona była mapka świata, szybko zatem odbyłem wędrówkę „palcem po mapie”. Dawno nie obchodziłem się z tym leciwym sprzętem jakim jest me ukochane Commodore 64. Borskovicz wyglądał na takiego co zęby zjadł na magnetofonie, choć pewną rolniczą skazę u niego również zauważyłem. Misternie wyciągnąłem z saka swą Komodę, podłączyłem przewody i… nie, najpierw zanurzyłem się w lekturze książeczki zawartej w pudle. Autorzy dziękując za zakup gry odkryli przede mną meandry rozrywki, uraczyli screenami, dali parę rad i życzyli szczęścia podczas podróży. Bardzo miło mi się zrobiło, no ale nie ma się co rozklejać, pora przejść do czynów.

Sam's Journey C64

Are you ready for a brand-new epic C64 platform adventure?

Rozpoczynamy podróż od animowanego intro, chłopiec o zbyt dużej głowie spał smacznie gdy nagle demon z jego szafy swą szponiastą dłonią wciągnął go do innego wymiaru. Łobuz jeden nawet się nie przedstawił, a już wlazł do łóżka! Sam znalazł się w bajkowym świecie pełnym żywych kolorów i dźwięków, nie wiedział jednak co dalej począć. Zawołał mnie zza ekranu „ej kierowniku! Poratowałeś raz, to zrób to i drugi!”. Nosz kurde fakens ma mamma mia! Że co!? Co oni dodali do tego pudełka?! A mówili, że zapach farby drukarskiej bywa uzależniający!

Przysłał mnie do Ciebie Admirał Kommodor, podobno zapomniałeś już jak się gra na 8’miu bitach. Nie oddamy Ciebie tak łatwo! Przyślij mi Twoich znajomych z konsol by mi pomogli, musisz mnie stąd wyciągnąć by zbawić również i siebie!

Cóż miałem począć? Zwołałem przyjaciół z różnych światów w których przez te lata przesiadywałem i pomogłem Samowi wypełnić jego świat tak, by dotarł do samego końca stając się istnym mocarzem. Przede wszystkim uderzyłem do znajomków z Nintendo, młodszy Donkey Kong użyczył mi swych beczek z których został katapultowany, Sam zamienił je na armatki i dodał do swego gameplayu. Mario jak zwykle miał najwięcej do zaoferowania, grubas siedzi już tak długo na tronie, że nie orientuje się co ma pod ręką. Czerpałem więc z jego skarbca niepostrzeżenie, ale pełnymi garściami, nawet element “chodzenia po kratach” zabrałem. Przeciwnicy Sama nabrali cech tych od Mariana, stali się różnorodni. Zrzucali przedmioty latając nade mną, stojąc na gzymsie, uciekając, pociski latały po planszy, część z nich przyśpieszała, wręcz mnie goniła. Zmienni w swych rozmiarach, algorytmach zachowań, ewoluujący z każdą planszą nie pozwolili mi popaść w schematy. Sam się ucieszył, w głębi serca podobnie jak Marian był sadystą i lubił skakać po kręgosłupach innych. Skoro taki cwaniak z Sama to i Ryu z Ninja Gaiden postanowił mu dać coś od siebie – będzie czepiał się ścian i popisywał akrobacjami. Postanowiłem nawet pobiec do Sonica, ale po recenzji Sonic Adventure mamy ciche dni, i zgodził się jedynie na gościnny występ jako wróg, którego nie da się zranić gdy zmienia się w pędzącą, iglastą kulę.

Sam's Journey C64 recenzja

Ale jeśli ma to być mocarz to nie może być tylko konsolowy, musi łączyć dwa światy, być esencją 8bitów. Zszedłem więc do komnat mikrokomputerów, tam mnie już od dawna nikt nie widział, ale pamiętano o mnie. SuperFrog rozpłakał się, gdy zobaczył mnie po 20 latach, zapytał o kumpla Bucola z którym szarpaliśmy na Ami600, to były czasy, ale nie wspominać tu przyszedłem. Użyczył mi swych sławnych skrótów i znajdziek, gdy dotkniemy ściany z przejściem aktywuje się korytarz z dobrociami, Sam będzie miał co robić. Poszedłem głębiej sięgając dalej w mych dziejach gracza… stała tam ona… Giana, powiedziała, że niewiele więcej niż Mario może mi dać, ale gdy nadejdzie ta chwila to przyjdzie nam pomóc. Tak stworzyliśmy platformera 2D bliskiego ideału, zróżnicowanego i łączącego w sobie najlepsze cechy gatunku.

Ej Kierowniku! Świat mam wspaniały, ale co ze mną? Każdy szanujący się bohater musi mieć jakieś supermoce! Przeca nie będę tak całymi godzinami tylko skakał”

Oczywista to sprawa, bez supermocy bohater istnieć nie ma prawa. Moce zawarliśmy w strojach, wielu bohaterów już ten patent wykorzystywało. Ziomki z Nintendo krzyczały by wspomnieć w tym miejscu o patentach zaczerpniętych z Kirby, mi jednak najbliżej było do szkoły Gex’a, a szczególnie Deep Cover Gecko. Toteż w zależności od stroju mieliśmy inny wachlarz umiejętności. Sam Ninja czerpał z nauk Ryu i czepiąc się ścian mógł skakać po nich odbijając się niczym pijany zając. Sam baseball’ista umiał celnie i na większą odległość ciskać przedmiotami, Sam astronauta swym odrzutowym plecakiem posiadał legendarny podwójny skok. Sam Dracula zmieni się w nietoperza i będzie mógł latać przez pewien czas, Sam Elvis będzie podczas skoku wywijać swym strojem przez co będzie opadać niczym piórko nawet w najgłębszą przepaść. Sam pirat będący wierny szkole abordażu posiada miecz, którym kroi adwersarzy, bo nie ma to jak dziabnąć wroga, zamiast skakać po nim. Już miałem w zachwycie przejść do wyzwania, gdy kolejny raz wezwano mnie do kierowniczego biura.

Sam's Journey C64 recenzja

Kierowniku, jest full wypas, ale to Commodore 64, wiesz, joystick i jeden przycisk fire do obsługi. To nie te Twoje konsole, jak ja sobie z tymi mocami poradzę? Nie chce się podczas platformowego skakania do klawiatury schylać!”

I nie będziesz musiał! Joy i fire w zupełności wystarczą do wszystkiego (jedynie pauza jest pod spacją), w instrukcji ładnie zobrazowano wszystko grafikami, ale skoro nie masz tego u siebie po drugiej stronie ekranu to już ci to przybliżę:

  • Sam ninja – wskocz na wybraną ścianę i wciśnij fire by się zaczepić. Gdy już wisisz na ścianie ustaw drążek joysticka w pozycji górnego skosu (prawo lub lewo zależnie od potrzeb), trzymając skos wciśnij fire by wykonać skok. Czynność powtarzaj by odbijać się od kolejnych ścian w górę
  • Sam miotacz – trzymając przedmiot daj drążek joysticka w dół i go w tej pozycji przytrzymaj, wtedy pojawi się ruchomy celownik na ekranie. Gdy będzie umiejscowiony w dogodnym dla Ciebie miejscu wciśnij fire by rzucić przedmiot
  • Sam astronauta – podczas skoku wciśnij fire by wykonać kolejny skok (tzw. podwójny skok)
  • Sam wampir – daj drążek joysticka w dół i wciśnij fire, a Sam zmieni się w nietoperza. By lecieć nietoperzem musisz machać skrzydłami naciskając fire
  • Sam tancerz disco – podczas skoku trzymaj wduszony fire by wolniej opadać
  • Sam pirat – by zaatakować mieczem wciśnij fire

Sterowanie daje radę! Intuicyjne i skuteczne, że mucha nie siada. Knights of Bytes nie szczędzili środków, miało być na bogato i było. Dorzucono opcję save, i to nawet na trzech slotach. Sam po każdej planszy mógł sobie zapisać stan gry, mógł wracać do już zaliczonej planszy by móc ją odkryć na nowo zdobywając w niej 100%. By zdobyć wszystko trzeba było zajrzeć w każdy kąt w poszukiwaniu znajdziek i wykorzystać na maxa możliwości jakie daje strój. Mało jednak było, Sam krzyczał wciąż „Wincyj! Wincyj Kierowniku!”. Płynny scrolling, zero lagów, zero loadingów, wszystko od strzała bez krępacji. W każdym poziomie będą checkpointy na których zapamiętane zostanie również z jakim strojem go aktywowaliśmy, miało być na bogato i było! Ale po pewnym czasie i mi było mało. Postanowiliśmy pójść na audiencję do Jego Wysokości SID’a, by użyczył nam swych możliwości.

Sam's Journey C64 recenzja

Mości Panowie osobiście nie pomogę, gdyż jestem zbyt zajęty odwiecznym pojedynkiem z mym arcywrogiem Pokeyem. Wyślę jednak do Was mojego znakomitego barda Sir Groovalot’a. Będzie on grał z mym błogosławieństwem, bądźcie spokojni, nie zawiedzie Was”

Jak się okazało Sir Groovalot Alex Ney (muzyka) był jednym z Knights of Bytes, zdradził nam też, że było ich trzech. Prócz niego był to Sir Pixalot Stefan Gutsch (grafika) oraz Sir Codalot Chester Kollschen (programista). Było ich trzech, a każdy z nich miał inną krew, a mimo to stworzyli dzieło, które my teraz doskonaliliśmy. Bard Jego Wysokości SID’a grał jak natchniony wesołe pląsy do których skakanie było przyjemnością. Znów odczuć mogliśmy ten wysokokaloryczny koktajl z melodii konsol i charakternej chrypy mikrokompów. Sir Pixalot sprawił że wszystko było barwne i cieszyło oko, a o wkładzie Sir Codalot’a już wspominałem. Esencję tego co stworzyliśmy zawarliśmy w trailerze:

Jak widać nie przebierano w środkach i zastosowano tylko najlepsze materiały na tym balu. My tu gadu gadu, a czas nagli. Zawzięliśmy się wspólnie z Samem i postanowiliśmy dorwać niegodziwca, który go tu wciągnął. Ten jednak tanio skóry nie sprzedał i wysłał na nas najpierw swych popleczników. Bossowie! Zapomnieliśmy o nich! Gra nic bez nich nie znaczy, a nasz wróg zadbał by oni nie zapomnieli o nas. Każdy będzie inny, każdy będzie kilkuetapowy, każdy wymaga odrobiny pomyślunku i precyzji. Pojedynek w opuszczonym zamczysku z duchem będę wspominał jeszcze długo, jego zachowania wybiły mnie z rytmu, nie spodziewałem się takiego ciekawego pomysłu! Pogoń za głównym niegodziwcem to 30 poziomów wypełnionych po sufit najlepszym co dało się wpakować do C64. Po przejściu całości w 7 godzin miałem nieco ponad 70%, nieuniknione zatem wydaje się powracanie do tych przygód by wycisnąć więcej z każdego poziomu. No ale 7 godzin w grze na C64? I to ukończonej w 70%? Przyznajcie, że wyszło bardzo satysfakcjonująco.

Platformer 2D idealny i bez wad? Bardzo możliwe, moim zdaniem jest to najlepszy przedstawiciel tego gatunku na C64, i jeden z najlepszych o ile nie najlepszy na 8bitach w ogóle. Bardzo konsolowy rodowód został połączony z mikrokompowym sznytem i możliwościami joysticka, m. in. wysokość skoku zależy od siły nacisku na drążek. Perfekcyjnie się to rozwiązanie sprawuje w praktyce. Oj nie bawiłem się tak dobrze przy platformerze 2D od czasów Donkey Kong Country Returns na Wii.

Sam's Journey C64 recenzja

Pełni euforii wpadliśmy z Samem do ostatniego pomieszczenia by zmierzyć się z arcywrogiem. W odróżnieniu od innych bossów ten wydawał się nieco zbyt łatwy, olbrzymi wachlarz ruchów nie poszedł w parze z wyzwaniem, albo my już na tym etapie byliśmy takimi mocarzami? Po drugim podejściu padła jego zasłona, Sam mógł wrócić do siebie, Giana czekała właśnie na chwilę, a ja kątem oka widziałem uciekającego złoczyńcę. To Borskovicz, który z ohydnym grymasem na odchodne rzucił w moją stronę „teraz już Ciebie mamy! Powróciłeś do świata Commodore i długo z niego nie wyjdziesz!” po czym wskoczył w jakiś psychodeliczny tunel. Brzmiało to jak zła wróżba, ale nie miałem zamiaru tego tak zostawiać. Czuję, że już niedługo moje C64 znów da mi znać, gdzie Borskovicz się podziewa.

Retrometr


Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: Commodore 64 /2018

3 słowa do gracza: Kolorowy, płynny, pomysłowy i grywalny. Jeden z najlepszych platformerów w swej klasie


Ciekawostki:

» gra w wersji cyfrowej pojawiła się na gwiazdkę 2017, a od stycznia 2018 rozsyłano wersje fizyczne. Kupić ją można nadal w cyfrze, na dysku i carcie pod tym adresem.

» Protovision pod koniec czerwca 2018 ogłosiło, że przekroczono 1500 sprzedanych sztuk Sama, a planowana jest sprzedaż na poziomie 2000 sztuk

» Knights of Bytes w lipcu 2018 na swoim facebooku dość tajemniczo pokazali nad czym aktualnie pracują. Z dyskusji i domysłów wynikało, że będzie to konwersja Sama na NES’a. Jak już dziś wiadomo, domyłsy okazały się trafne i Sam zawędruje w czeluści 8 bitowca Nintendo.

» na samym końcu gry jest nawiązanie do jednej kultowej scenki, ale że to spoiler, to będzie na biało dla chętnych (zaznaczcie sobie kolejne zdanie kursorem). Pamiętacie zakończenie Giana Sisters na C64? W outro Sama jest scenka w której idzie on smacznie spać po wykonanej robocie. Wtedy wyskakuje napis: Sam get up! The sun has frightened the night. Po czym jest info, że w sumie to niech sobie pośpi ;)

» z gry wypadły dwa stroje, Ballerina Sam i Zombie Sam. O tancerce nic nie wiadomo, możliwe że zmieniono ją po prostu w Disco Sama w trakcie prac nad grą. Zombie Sam miał być nieśmiertelny (no bo w sumie już jest martwy), ale miał się poruszać wolno co sprawiłoby, że byłby jedynym “negatywnym” strojem w grze. Twórcy jednak nie mieli pomysłu na dobre jego wykorzystanie to też go porzucono.

Sam's Journey C64 recenzja


Do posłuchania w trakcie lektury:

Składanka wycinków z OST do gry pt. “Play It Again, Sam!”

Naczelna Osoba na stronie, czyli Nacz.Os. (zajmuje się wszystkim i niczym). Hedonistyczny megaloman o sercu z pikseli. Ulubione gatunki: platformery, sporty extreme w sosie arcade, carcade, logiczne, klasyki z C64 i wszystko co wyzwala adrenalinę! Posiadane platformy: C64, PSX, PS2, GC, Wii, PSP, PC, DC, Xbox