W dzisiejszej Norze zagnieździły się potwory! Wzywajcie Geralta bo zlecenie gruuube i dobrze płatne mu się szykuje! A jeżeli macie odwagę i strachu w sobie nie znajdujecie to zapraszam RetroGracze w moje skromne progi… Duchy i gobliny zaatakują Was w udanej konwersji jednego z moich najukochańszych tytułów wszechczasów – czyli Ghosts’n Goblins w wydaniu na Komodę (wersja Elite z 1986 i wzbogacona o oryginalną zawartość, ulepszona edycja Nostalgii z 2015 roku!). Naprawdę małej Atarynie brakowało udanych klonów G’n G lub gier w podobnych klimatach… Po latach programiści próbowali wypełnić tą pustkę najróżniejszymi nowościami i jednej z nich także się dzisiaj przyjrzymy. Mowa o Hobgoblinie (na C-64 staroć, na Atari skonwertowana z BBC Micro dopiero przez Polaków z GR8 Software w 2008 roku) – który jest naprawdę bezwzględny i trudny w obyciu. Na zakończenie zaś przedstawię młodszym najbardziej rozrywkowe stwory z mojej młodości czyli Gremliny (Atari i C-64) – w bardzo udanej egranizacji kultowego filmu z początku lat 80-tych! Zapraszam do lektury!
GHOSTS’N GOBLINS / GHOSTS’N GOBLINS ARCADE
ELITE 1986 (CAPCOM) / NOSTALGIA 2015 (CAPCOM)
AUTORZY: ELITE – CHRIS BUTLER , MARK COOKSEY, STE PICKFORD
NOSTALGIA – TOMAZ KAC, GEERT VERSCHUEREN, ERHAN ALPARSLAN, STEVE DAY, CARL MASON, GLENN R. GALLEFOSS, THOMAS E. PETERSEN
platformer – akcja
OPIS
Czy są wśród Was Moi Drodzy tacy, którzy nigdy nie obcowali z Ghosts’n Goblins na jakiejkolwiek platformie? Ten ponadczasowy hicior opowiadający o bardzo trudnej przeprawie Króla Artura przez najeżone duchami, goblinami i potworami wszelkiej maści złowrogie krainy celem uratowania swojej ukochanej – zadebiutował na automatach już w 1985 roku! Artur i jego przygody szybko zdobyły zasłużoną sławę i opanowały zarówno wszystkie saloony gier na kuli ziemskiej jak i obecne w domach sprzęty do grania! No, prawie wszystkie… gdyż z wyjątkiem mojej ukochanej Ataryny, G’n G było obecne na wszystkim na czym dało się grać… Trudne były wtedy czasy dla małego maniaka automatowych gier posiadającego w domu sprzęt z Górą Fuji… Duchy i Gobliny wraz z Zielonym Beretem oraz Kontrującym Gryzorem były moimi głównymi motorami napędowymi zakupu Commodore 64. Atarynę miałem sprzedać, (ale nie sprzedałem, bo nie śmiałbym!) i w pewnym momencie swojego żywota dysponowałem dwoma najbardziej nie lubiącymi się pomiędzy sobą sprzętami do grania…
Ale wróćmy do Ghosts’n Goblins! Ponowię pytanie – czy jest tu ktoś, kto nie grał w tego starutkiego i hardcorowego zarazem platformera z elementami run’n gun? Jeżeli są tu tacy to przyznać się bez bicia w komentarzach! Zasuwamy Arturem ciągle w prawo napierniczając po drodze spotkane przebrzydłe pokraki za pomocą znaleźnych broni i omijamy zastawione przez siły ciemności pułapki. Oprócz wprawnej ręki w rzucaniu arsenałem (włócznie, noże, krzyże, pochodnie i inne narzędzia zagłady) przydadzą nam się także skoczne nogi naszego herosa, gdyż niejednokrotnie w czasie naszej wędrówki będziemy musieli wykonywać precyzyjne hopki po starych zamczyskach, wciągających bagnach, zapomnianych lasach czy opuszczonych miastach. Oczywiście nie zapominajcie o paskudnych szefach do ubicia na końcu poziomu. Nieraz trafi się Wam trofeum z chińskiego smoka, śmierdzącego ogra, zaś jeżeli okażecie się prawdziwym męstwem i zaciętością – oskalpujecie nawet Demona Demonów – Astaroth’a! Tylko zróbcie to krzyżem, aby nie rozpoczynać zabawy od początku…
PLUSY
Największym plusem wersji wydanej przez Elite była oczywiście grywalność i wierność samej rozgrywki względem wersji automatowej, czego niestety nie można powiedzieć o samej konstrukcji poziomów. Celem zmieszczenia programu w przepastnej pamięci 64 KB – nie obyło się bez cięć (o czym później) jednakże sam fakt, iż mogłem pograć w domu w rajcujący port tego tytułu zasługuje na uznanie! Grafika oczywiście jest troszkę gorsza od pierwowzoru, jednak nie na tyle aby odrzucać od ekranu telewizora – wręcz przeciwnie – jak na tytuł jednoplikowy autorzy nie mogli chyba lepiej przenieść tego mrocznego świata. Muzyka i dźwięki to już inna para kaloszy – Mark Cooksey skomponował parę autorskich kawałków muzycznych, które świetnie wkomponowały się w klimat opowieści i pieszczą nasze uszy nawet dzisiaj. I najważniejsze – są one obecne tylko w commodorowskiej wersji gry! Jeżeli ktoś nie słyszał to zapraszam do muzycznej podróży w przeszłość:
W przypadku Ghosts’n Goblins Arcade, która graficznie jest oparta na protoplaście z Elite (oczywiście wielce poprawionej) największym pozytywem jest wydłużenie rozgrywki poprzez umieszczenie wszystkich sześciu poziomów z capcomowskiego pierwowzoru oraz prawie dwukrotne wydłużenie wcześniej istniejących etapów. Jak już nazwa tej edycji wskazuje jest ona w 100% oparta na wersji automatowej. Etapy trzeci i czwarty mamy oddane już w prawidłowej kolejności, do gry dołączono między innymi sekwencję wprowadzająca oraz zakańczającą, mapę krainy demonów, nowe dźwięki jak i muzyczki wzorowane na brzmieniach oryginału (dodatkowa muzyka w czasie starcia z szefami także!). Artur ma wreszcie możliwość rzucania żelastwem przez plecy w czasie skoku, co ułatwia rozgrywkę oraz nie skąpiono nowych animacji zarówno dla bestii jak i naszego herosa. Aby dodatkowo utrudnić nam życie, autorzy znacznie polepszyli AI wrogów. Czy można wymagać czegoś więcej? Wstyd by kurwa było, gdyż dostajemy to wszystko za przysłowiowy damski chuj – gra jest freeware! G’n G Arcade to przeogromny i wielgachny plus w grotece C-64/C-128!
Ghosts’n Goblins Arcade (2015) w pełnej krasie! Wreszcie nie pocięta wersja…
MINUSY
Największym minusem wersji Elite są przytoczone przeze mnie wcześniej cięcia w samej wielkości gry. Twórcy upychając wszystko w jednym pliku (za co oczywiście posiadacze magnetofonów byli im wdzięczni dozgonnie) niestety nie zmieścili przygody naszego rycerza w całości. Wyleciały ostatnie dwa poziomy – w tej wersji mamy ich tylko cztery, dodatkowo level trzeci i czwarty są zamienione miejscami oraz wszystkie zawarte w grze plansze są zdecydowanie mniejszych rozmiarów. Kolejnym zgrzytem jest blokowanie się naszego pupila przy przeszkodach terenowych (np. groby) – jeżeli podejdziemy do nich zbyt blisko – za cholerę ich nie przeskoczymy! Jeżeli zakodujecie jednak, że musimy to robić z rozpędu – unikniecie zbędnego zgrzytania zębami…
W przypadku Ghosts’n Goblins Arcade w wydaniu Nostalgii – jest to jedna z najlepszych gier wydanych na ten sprzęt w jego dłuuuugiej i chwalebnej historii! Dla mniej uzdolnionych manualnie graczy problemem może być oczywiście poziom trudności, który jest tutaj naprawdę wysoki (jak i w oryginale). Dla starego Borsuka – minusów brak!
KIEDYŚ
Duchy i Gobliny za młodu na C-64 katowałem do oporu! Była to pierwsza gra, którą załadowałem do pamięci swojego komcia po jego zakupie. Żeby podkreślić Wam skalę mojego ówczesnego maniactwa tegoż tytułu, wspomnę tylko jak nie wyłączałem spoconego mikrokomputera przez trzy dni, aby mi się rekordy z High Score’a nie wykasowały! Siedząc w szkole nie mogłem skupić się na zajęciach tylko analizowałem, za co dostanę więcej punktów, gdzie popełniam błędy, które mogę wyeliminować i myślałem tylko o tym, kiedy znowu zagram w Ghosts’n Goblins! Czwartego dnia skończyłem zaś całość na jednej blaszce…
TERAZ
Wersję Arcade odkryłem praktycznie w czasie pisania tego wpisu i po prostu oniemiałem! W tym przypadku “kiedyś” nigdy nie miało miejsca, ale “teraz” nabrało zupełnie nowej wartości! Wartości medalu ze złotego kruszcu, który mam nadzieję zawiśnie na retrometrze przy ocenie tej wersji tego ponadczasowego przeboju! Wersja Elite nadal pozostaje cholernie grywalnym kawałkiem kodu, mimo swojego delikatnego kalectwa, zaś fakt, że autorzy w jednym pliku upchnęli tak wiele atrakcji oraz najlepszą wówczas domową wersję G’n G zasługuje na uznanie!
STEROWANIE
ELITE i ARCADE: JOY – poruszanie się Arturem, GÓRA – skok, wejście po drabinie, DÓŁ – schylanie się, FIRE – rzut aktualnie posiadaną bronią. TYLKO W ARCADE: W CZASIE SKOKU TYŁ I FIRE – rzut bronią za plecy w czasie skoku.
GHOSTS’N GOBLINS (ELITE)
Kaleki, lecz cholernie grywalny port. Do tego bez multi loadingów!
GHOSTS’N GOBLINS ARCADE (NOSTALGIA)
Zagracie w tą wersję, nigdy nie włączycie poprzedniej. Absolutny TOP gier na C-64/C-128!
G’NG ARCADE (NOSTALGIA) DOWNLOAD (FREEWARE) DLA C-64
G’N G ARCADE (NOSTALGIA) OKŁADKI W PDF DO WYDRUKOWANIA
HOBGOBLIN
ATLANTIS SOFTWARE 1991 / GR8 SOFTWARE 2008
AUTORZY: C64 – DAVID PARSONS (oryginał), CHRIS EDWARDS, TONAL KAOS
ATARI – DAVID PARSONS (oryginał), KRZYSZTOF DUDEK, KRZYSZTOF ZIEMBIK, MICHAŁ RADECKI
platformer – akcja
(Commodore, Atari)
OPIS
Teraz zajmiemy się zdecydowanie mniej popularną wśród graczy pozycją – tytułowym Hobgoblinem, który oryginalnie został stworzony przez Davida Parsons’a i wydany na BBC MICRO w 1990 roku, a dopiero później skonwertowany na moje dwa ulubione 8-bitowe potwory. Należy zaznaczyć, że konwersja na Atari XL/XE została wykonana przez polską grupę GR8 Software, całkiem niedawno, gdyż w 2008 roku i odpowiadają za nią znani i lubiani na atarowskiej scenie weterani: XXL, KAZ oraz STRING. Wersja na Commodore’a powstała w czasach świetności tego sprzętu w roku 1991, a zawdzięczamy ją budżetowej firmie Atlantis (Cavemania, Super Kid). A co wiemy o samym Hobgoblinie, oprócz tego, że gębę ma paskudniejszą od mojej i jedzie mu z ryja niczym z krowiego placka? To po prostu bardzo trudny klon G’n G, zamiast scrollingu wykorzystujący komnatowy przesuw ekranu, pełen wyskakujących zewsząd paskudnych duchów, kościotrupów czy zabójczo celnych łuczników, zaserwowany w porządnej oprawie graficznej.
PLUSY
KOMODA: Bardzo kolorowa i całkiem zjadliwa grafika oraz skurwysyńska szybkość działania nastrajają wielce optymistycznie! Jednakże diabeł, a raczej tfu, hobgoblin tkwi w szczegółach i to co początkowo wydaje się niezaprzeczalną zaletą, staje się najbardziej dokuczliwą wadą rzeczonego tytułu…
ATARI: Stonowane w barwach wizualia, z czarnym tłem zamiast kolorowych krajobrazów początkowo odrzucają gracza. Jednakże, kiedy przyjrzymy się wszystkiemu bliżej, grafika okazuje się o wiele bardziej szczegółowa w stosunku do wersji na konkurencyjną platformę. Prędkość poruszania się bohatera oraz wszystkich wrogów i przeszkadzajek, także została zmniejszona i jest bardziej wierna swojemu protoplaście wywodzącemu się z BBC MICRO. A wierzcie mi, że to cholernie wpływa na atrakcyjność gry, gdyż poziom trudności tegoż tytułu jest niemożebnie wysoki! W przypadku rodzimej produkcji przynajmniej gracz ma czas na reakcję i może chociaż spróbować nacieszyć się grą. Aha, zapomniałbym o bardzo dobrej muzyczce autorstwa Michała Radeckiego aka STRING (Klony, Ridiculous Reality), która pieści nasze małżowiny uszne na stronie tytułowej. Sama obecność gry będącej wariacją G’nG na Atari jest już niewątpliwym plusem – na bezrybiu i rak ryba…
MINUSY
KOMODA: Koszmarny poziom trudności spotęgowany poprzez wspomnianą wcześniej prędkość działania gry powoduje, że tytuł jest praktycznie niegrywalny! Bohater zapierdala jakby miał motorek w dupie, wszelkie potwory zmierzają w naszym kierunku z prędkością dźwięku, zaś ich pociski z prędkością światła… Biedny gracz często i gęsto nie ma nawet czasu na podjęcie jakichkolwiek działań obronnych! Proste zadanie jakim jest przeskoczenie lecącej w naszym kierunku strzały łucznika czy śliny kamiennego gargulca okazuje się tutaj praktycznie niewykonalne! Zamiast grania skupiamy się na zapamiętywaniu wyzwań jakie czekają nas na kolejnych ekranach – bez tego każda wizyta w nowym obszarze równoznaczna jest z naszym zgonem… Komnatowy przesuw ekranu także jest jakiś dziwny – ekrany zamiast pod koniec przełączają się w połowie dezorientując na początku grającego. Jak przebiega rozgrywka? Start, śmierć, śmierć, jeden ekran za nami, śmierć, śmierć. GAME OVER! Po półtorej godzinie udało mi się przejść tylko kilkanaście ekranów… Tylko dla miłośników sadomacho!
ATARI: Zmiana ekranów, odbywa się tutaj w podobnie udziwniony sposób jak na C-64, na szczęście po pewnym czasie przywykamy do tego. Tytuł nie cierpi wprawdzie na syndrom szybkościowca, co nie znaczy jednak, że nasz łowca goblinów będzie miał łatwiejsze życie. O nie! To dalej cholernie trudna gra, jednakże będąca bardziej fair w stosunku do gracza i pozwalająca mu nieraz wyjść z opresji obronną ręką. “Nieraz” to słowo kluczowe – gdyż mimo wszystko to ciągle szkoła umierania, a nie życia…
KIEDYŚ
Nigdy wcześniej nie grałem w żadną wersję Hobgoblina na jakimkolwiek sprzęcie. Zachęcony atarowską premierą i ulubionym gatunkiem podjąłem to brutalne wyzwanie…
TERAZ
…które w przypadku konwersji na C-64 okazało się lekcją najszybszego umierania we wszechświecie i praktycznie niegrywalnym crapem. Miłośnicy komody macie na swoim sprzęcie tyle wyśmienitych klonów G’nG, że ten beznadziejny możecie sobie darować… Ja, stary wyjadacz częściej tam ginąłem niż grałem…
Atarowcy przynajmniej mogą nacieszyć się w miarę grywalnym produktem, wzbogaconym o dobrą muzykę i z odrobinę stonowanym poziomem trudności. Tutaj po żmudnym treningu przynajmniej można po pewnym czasie czerpać przyjemność z rozgrywki. Może nie największą, ale w przypadku komputera, na który podobnych tytułów jest naprawdę mało – dobre i to!
STEROWANIE
OBIE WERSJE: JOY – poruszanie się i skoki, FIRE – rzut posiadaną bronią. ATARI: klawisze 1,2,3 – zmiana prędkości gry.
HOBGOBLIN (C-64/C-128)
Kiepski port średniej gry. Tak szybki i trudny, że aż niegrywalny. Kommodorowcy omijać!
HOBGOBLIN (ATARI XL/XE)
Świetny port średniej gry. Trudno w cholerę, ale Atarowcy mogą się zabawić!
Polacy nie gęsi i swoje piękne wydania na kartridżach mają! (ATARI XL/XE)
HOBGOBLIN (GR8 SOFTWARE) DOWNLOAD (FREEWARE) DLA ATARI
GREMLINS
1984 ATARISOFT
AUTOR: JOHN SEGHERS
zręcznościowa
(Commodore, Atari)
Gremliny na Komodzie! Czołówka plus gameplay
OPIS
“Jedzą, piją, lulki palą, Tańce, hulanka, swawola; Ledwie karczmy nie rozwalą, Cha cha, chi chi, hejza, hola! TO GREMLINY ROZRABIAJĄ!” – zakrzyknął nasz wieszcz narodowy Adam Mickiewicz, kiedy zobaczył spustoszenie jakie urządzili nasi milusińscy w moim skromnym miasteczku. Ale zacznijmy od początku. Milusińskimi to oni byli, kiedy ich dostałem. Jeszce pod postacią słodkiego i pluszowego mogwai’a, którego nazwałem Gizmo. Nie dziwcie się, wszystko zaczęło się właśnie od tego ukochanego, malutkiego stworka, którego mój tatko kupił mi na Boże Narodzenie… I oczywiście od mojej nieuwagi… A stary chińczyk ostrzegał: “Po pierwsze – trzymaj go z dala od światła! Nienawidzi jasnego światła, a w szczególności słonecznego – ono może go zabić! Po drugie – nigdy, przenigdy nie dawaj mu wody, nawet do picia! I na koniec najważniejsza zasada, o której nigdy nie możesz zapomnieć – nieważne jak bardzo będzie płakał, nieważne jak bardzo będzie cię błagał – NIGDY NIE KARM GO PO PÓŁNOCY!” Zaznaczę jeszcze, że mogwai sam w sobie jest zupełnie niegroźny, wręcz przeciwnie, to najbardziej ukochany stworek jaki istnieje. Rozumny, milutki i przytulaśny, do tego pięknie śpiewający w swoim gwiżdżącym dialektem.
Cholera, najpierw mój kumpel Pete oblał go przypadkowo wodą – co spowodowało, że skubaniec natychmiastowo rozmnożył się przez pączkowanie. Ucieszyliśmy się gdyż teraz każdy z nas mógł mieć własnego żywego pluszaka. Niestety później stało się najgorsze! Przez awarię zegarka nakarmiłem swoich milusińskich po północy… Z wyjątkiem Gizmo – mojego faworyta, który nie był głodny. Początkowo myślałem, że pozostałe mogwai’e umarły, gdyż zamieniły się w nieruchome, śmierdzące organiczne bryły. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że są to najzwyklejsze w świecie kokony, z których wykluły się te przebrzydłe cholerniki – gremliny. Paskudne, zielone i złośliwe stworki zamieniły życie mieszkańców mojego miasteczka w piekło. Nie dość, że urwisy z nich straszne, to jeszcze uśmiercanie obywateli Kingston Falls stanowiło ich główną rozrywkę… Cóż było robić?! Pamiętając o trzech zasadach postępowania, które odnoszą się zarówno do pluszaków jak i zielonej zarazy, chwyciłem za miecz wiszący ozdobnie na ścianie i wyposażony w plecak do zbierania ocalałych futrzaków – wyruszyłem na krucjatę przeciwko złu…
PLUSY
Największą zaletą Gremlinów wydanych przez AtariSoft w 1984 roku (najpierw na konsolę Atari 5200, a dopiero skonwertowanych na najbardziej wówczas popularne komputery domowe) jest przede wszystkim przejrzystość zasad, prostota rozgrywki oraz jej natychmiastowość. Mając w głowie trzy chińskie zasady postępowania zarówno z gremlinami jak i pluszakami przystępujemy do odrobaczenia, a raczej odgremlinienia naszej posiadłości. Naszą zarażoną zieloną zarazą chałupę widzimy z lotu ptaka w postaci jednego ekranu (nieraz poprzedzielanego ścianami na pokoje), z ustawionymi gdzieniegdzie sprzętami gospodarstwa domowego. Pomiędzy tym wszystkim szaleją paskudne złośliwe chochliki oraz chowają się po kątach przestraszone mogwai’e. Pluszaki zbieramy do plecaka (pojedynczo) i zanosimy do umiejscowionej w prawym górnym rogu planszy klatki, gdzie będą bezpieczne. Jednak w stosunku do gremlinów nie będziemy już tacy mili, o nie! W ich przypadku zamiast z plecakiem, zapoznamy je bliżej z ostrym jak brzytwa mieczem! I tu dochodzimy do kolejnego wielkiego plusa produkcji – szlachtowanie mieczem gremlinów jest niezwykle rajcujące! Machamy brzeszczotem w ośmiu możliwych kierunkach (cztery podstawowe plus skosy), zaś bohater wyprowadza cięcia z odpowiednim zamachem i jeżeli dojdziemy do wprawy, jednym sztychem zdekapitujemy nawet trzy paskudy! Geralt byłby dumny!
Prościzna no nie? Nie do końca moi mili – weźcie pod uwagę, że gdzie jak gdzie, ale w domu to jedzenia i wody (które mogą nam popsuć szyki) znajdziemy przecież pod dostatkiem! Maszyna do popcornu czy urządzenie do produkcji lodu co chwilę wystrzeliwują swoimi pociskami zmieniając układ sił na polu walki. Każdy gremlin i mogwai, który wejdzie w kałuże wody pączkuje w dodatkowego stwora, zaś biedne pluszaki po zjedzeniu czegokolwiek szybko przeistaczają się w chochliki… Teraz widzicie, że nawet lodówka zagnieżdżona przez paskudę jest naszym wrogiem, a jeżeli dorwie się do niej kolejny gagatek tym bardziej musimy się liczyć, z szybkim opróżnieniem jej zawartości. Tylko poczciwy telewizor walczy po naszej stronie hipnotyzując wszelkie stworzenia swoim interesującym programem – zupełnie jak w życiu codziennym… Na szczęście sami możemy chociaż pozbierać rozrzucone jedzenie i uniknąć transformacji kochanych milusińskich…
Sprzątanie naszego domostwa zaczynamy w nocy po północy i ze wszystkim musimy uwinąć się do rana czyli do godziny 6:00 – kiedy słońce wstaje zabija wszystkie gremliny, zaś my przechodzimy do kolejnego etapu. W tym wypadku nie dostaniemy niestety premii punktowej za pozostały czas, więc zdecydowanie korzystniej ogarnąć ten burdel przed wschodem. Po przeżyciu nocy otrzymujemy także bonus za wszystkich uratowanych gwiżdżących śpiewaków (100 podstawy + 50 za każdego następnego), lecz szyki może nam zepsuć otwarcie klatki przez złośliwego gremlina i wypuszczenie samopas naszego dobytku… Więc łowcy potworów – miejcie się na baczności, a co 20.000 punktów (za pierwsze 10.000 także) otrzymacie dodatkowe jakże cenne życie! W chwilach, kiedy zostaniecie osaczeni przez wroga, aż śmierć zajrzy w oczy – nie zapominajcie o granatach błyskowych (Atari – SHIFT / C-64 – F7), które na kilka sekund unieruchamiają całe towarzystwo umożliwiając nam beztroską masakrę!
MINUSY
Mimo, że oprawa graficzna jest czytelna i bez problemu rozpoznajemy wszystkie składowe gry, w oczy rzuca się jednak uboga kolorystyka. Nie jest ona znaczącą wadą, ale fajnie by było chociaż, żeby sprawcy całego zamieszania mieli umaszczenie takie jak na filmie – czyli zielone, a nie jak w grze brązowe… W dalszych planszach, kiedy tempo rozgrywki zaczyna przypominać Robotrona, a wszystkich stworków na ekranie jest kilkadziesiąt sztuk – łatwo pomylić małego brązowo-białego mogwai’a z większym brązowym paskudnikiem… Przydałoby się także więcej urozmaiceń rozgrywki w dalszych nocach (etapach) – gra zbyt szybko odkrywa przed graczem wszystkie karty. Więcej urządzeń domowych, wprowadzanych stopniowo do gry, z pewnością uprzyjemniłoby nasze poranne porządki…
KIEDYŚ
Jako dzieciak i fan filmu Joe’go Dante’go – nie mogłem przejść obojętnie obok tej świetnej egranizacji! Automatowy charakter rozgrywki spowodował, że wsiąkłem w tą prostą, lecz niezwykle przyjemną grę i żyłowałem w nieskończoność swoje rekordy. Kiedy po kilkudziesięciu rozgrywkach odkryłem granaty błyskowe – walka z poczwarami stała się prostsza i w końcu po wielu godzinach prób osiągnąłem rekordową 43 NOC! Myślałem, że tego wyniku nigdy nie pobiję…
TERAZ
…ale po 32 latach od premiery okazało się, że Gremlins to w dalszym ciągu cholernie wciągający i miodny mały kawałek kodu! Gra dzięki swojemu charakterowi nie zestarzała się zupełnie, na obu testowanych przeze mnie platformach wygląda praktycznie identycznie (jedyne różnice to odmienna kolorystyka i inaczej brzmiące niektóre dźwięki) i po dziś dzień dostarcza bardzo dużo frajdy. Tak dużo, że zasiadłem do mojej ataryny na ponad osiem godzin i po żmudnym treningu – wyśrubowałem taki oto wynik: NOC 76 i 337 069 punktów! Postarajcie się mnie pobić, ale zanim to nastąpi – niech ten fakt stanowi dla Was rekomendację tego ponadczasowego tytułu!
STEROWANIE
JOY – poruszanie się Billy’m Peltzer’em (bo tak nazywa się nasz bohater z gry i filmu), FIRE – cięcie mieczem, SHIFT (Atari) / F7 (C-64) – granat błyskowy.
GREMLINS (ATARI I COMMODORE)
Mała, prosta i wciągająca jak odkurzacz gra. Polecam!
– I jak tam Geralcie upolowałeś coś ciekawego w mojej Norze?
– 666 Gremlinów, 66 goblinów i 6 duchów! Średnio licząc dostanę gdzieś po pięć koron od łba – ho, ho, ho, uzbiera się tego! Zadowolonym Borsuku.
– A na cóż Ci tyle kasiory wiedźminie?
– Jak to na co? Nie słyszałeś, że w Novigradzie nowy zamtuz otwarli?
– I co karnet dożywotni chcesz sobie kupić czy jak?
– A tam karnet… Burdla chcę całego odkupić! Zabijanie potworów to całkiem dochodowy interes, ale na starość przydałoby się trochę innej rozrywki i mniej ryzykowne źródło dochodów… Dziwy będą pracować na siebie, ja w zamian tylko numerek gratis tygodniowo miałbym u każdej. No i z alkoholu całe wpływy dla mnie, hehe. Tak to sobie wymyśliłem…
– Widzę, że biznes plan masz jak ta lala! Pozazdrościć, Geralcie, pozazdrościć!
– Plan planem, ale przydałoby się jeszcze więcej grosza Borsuku. Nie zalęgną się u Ciebie jeszcze jakieś maszkary w przyszłości?
– Przybądź druhu za dwa tygodnie. Może trafi się jaki ghul (Ghouls’n Ghosts), zombiak (Ghastly Night) czy nawet smoczysko! (Dragon’s Kingdom).
– Ooo smok powiadasz, jesteś pewny, że nie widłogon? Na smoki nie poluję, ale wiesz, cel uświęca środki jak to mówią… W takim razie do zobaczenia Borsuku! Bywaj.
– Bywaj burdelmamo! Eee, to znaczy burdelwiedźminie! Tylko weź se sobą ten miód pitny co wczoraj przywiozłeś! Do zobaczenia za dwa tygodnie.