Krew, przemoc, nagie kobiety i Starożytna Grecja ze swoim splendorem i bogatym bestiariuszem. Tak jest. Pierwszy God of War był celnym strzałem prosto w pysk, powodując stan zbliżony do ogłuszenia. Człowiek gapił się w ekran i zastanawiał dlaczego ta gra wygląda tak dobrze i jak udało się to wycisnąć z poczciwej Playstation 2. Początek niczym u Hitchcocka, a potem napięcie tylko rosło. Bóg Wojny dostarczał coś, co wcześniej nie zostało zaoferowane na taką skalę – epickie walki z ogromnymi bossami, wyładowane po brzegi brutalnością i tryskającą na wszystkie strony posoką, no i bohatera, a w zasadzie antybohatera, który się w tańcu nie pierdzieli. A wszystko zaczęło się na pewnym statku…
Wycieczka do Starożytnej Grecji
Nasza przygoda rozpoczyna się na targanym uderzeniami sztormu statku zmierzającym do Aten, gdzie główny bohater imieniem Kratos planuje wywrzeć swą zemstę na Aresie. Sądząc po tryskającej z gościa nienawiści, Bóg Olimpu musiał mu mocno zaleźć za skórę. Po przybiciu do brzegu okazuje się, że miasto jest już oblegane przez siły Aresa, wraz z nim samym, kilkunastometrowym olbrzymem, miotającym ogniste pociski w stronę murów obronnych, budynków i uliczek z uciekającymi w popłochu cywilami. Chaos, panika, strach uciekających i mordercza żądza napastników, którzy zawzięcie ścigają swoje ofiary, to wszystko wylewa się z ekranu. Kratos trafia w sam środek zawieruchy i zaczyna swoją krwawą wendettę, której ukoronowaniem ma być zabicie samego boga wojny. Droga Kratosa do tego celu będzie długa i wypełniona tryskającą posoką. Mierzoną w hektolitrach.
Jak wspominałem w pierwszych zdaniach tej recenzji, God of War jest naprawdę ładną grą. W czasie, gdy miał swoją premierę wyglądał olśniewająco, a teraz po tylu latach – nadal patrzy się na to wszystko z przyjemnością. Już pierwsza lokacja na statku pokazuje przywiązanie do szczegółów i artyzm – rzęsista ulewa na bujanym przez sztorm statku. Gracz momentalnie wczuwa się w klimat i po prostu wsiąka w ten świat. Kiedy docieramy do Aten efekt “wow” nie ustępuje. Wygląd samego miasta, greckie świątynie, czy widoczna z oddali ogromna postać Aresa dowodząca swoją armią – oklaski dla świetnej roboty studia z Santa Monica. W grze zwiedzimy ogromną połać zróżnicowanego terenu, bo oprócz obszarów miejskich, wypuścimy się m.in. na przechadzkę po pustyni. Będziemy poszukiwać zaginionej świątyni umocowanej do… nie powiem, lepiej sprawdźcie sami, bo ten widok robi wrażenie. Odwiedzimy greckie zaświaty, opuszczone grobowce oraz inne sympatyczne miejsca. Całości dopełnia epicka ścieżka dźwiękowa. Pełen przepych dźwiękowy nakręca podczas walk i wywołuje ciarki podczas zwiedzania tego świata. Przebogate instrumentarium i wysoka jakość utworów, gdzie słabsze momenty nie występują. Ideał.
Podczas tej eksploracji na naszej drodze staną najsłynniejsze stwory z bestiariusza mitologicznego starożytnej Grecji. Harpie, cerbery, cyklopi, minotaury, hydry, gorgony, czy syreny. Jest bogato pod tym względem i to bardzo. Kratos, jak wspomniałem w tańcu się nie bawi i każda bestia na jego drodze kończy jako krwawy ochłap – pocięty, pobity, zmiażdżony, z oderwaną głową itd. Twórcy gry przygotowali specjalne wykończenia dla każdego z nich w formie QTE. Najbardziej brutalne formy przyjmują one podczas starć z bossami. Pierwsze starcie czeka nas na wcześniej wspomnianym statku, gdzie Kratosowi przyjdzie zmierzyć się z Hydrą. Zaatakuje nas ona w wąskim przejściu pod pokładem, a walka z nią to przedstawienie intensywnego i brutalnego systemu, z którego będziemy korzystać przez całą grę. Spartiata wykorzysta m.in. elementy otoczenia w celu wykończenia bestii, a to jedynie preludium do tego, co czeka na nas podczas dalszej wędrówki. Do wyboru mamy kilka poziomów trudności, a najwyższy z nich stanowi nie lada wyzwanie.
Historia wkurzonego Spartiaty
GoW jak na przedstawiciela gatunku slasherów przystało, oferuje pokaźną ilość kombinacji ciosów, wraz z orężem i mocami specjalnymi, które możemy ulepszać dzięki czerwonym orbom. Otrzymujemy je po zabiciu przeciwników. Im większe bydle ubite, tym więcej orbów wyrzuci. Walutę do ulepszania ekwipunku znajdziemy również w skrzyniach, ale to nie jedyne znajdźki na jakie się natkniemy. W grze pojawiają się jeszcze Oczy Gorgony oraz Pióra Feniksa. Pierwsze odpowiadają za zwiększanie punktów życia, a drugie energii magicznej, potrzebnej do używania mocy. Na każde zwiększenie obu pasków potrzebujemy sześciu sztuk. Zużywanie orbów na ulepszenia jest wskazane, bo czyni oręż mocniejszym i odblokowuje nowe kombinacje bitewne. Przykładowo takie Spojrzenie Meduzy na pierwszym poziomie jest w stanie zamienić w kamień jedynie pojedynczego wroga, ale maksymalnie dopakowane zwiększy ich maksymalną ilość i promień rażenia. Takiego skamieniałego delikwenta będzie można rozwalić na kawałeczki paroma ciosami.
W przypadku ulepszeń Ostrzy Chaosu będziemy w stanie m.in. wyrzucać mięso armatnie w powietrze i tam je szatkować albo obracać się w powietrzu młócąc przeciwników przed nami niczym wściekłe tornado. Kombinacji do odblokowania jest całkiem sporo, więc bezmyślne mashowanie pozostanie dla tych najmniej wybrednych i wprawionych. Skoro już jesteśmy w temacie oręża i mocy, to parę ostrych zabawek Kratosowi wpadnie w łapy. Nie możemy tutaj mówić o jakimś przepychu i bogactwie pod tym względem, bo dostajemy jedynie Ostrza Chaosu (ostrza przymocowane do długich łańcuchów), Ostrze Artemidy (masywny miecz) + dwie pozostałe bronie, których nie wymienię z nazwy, żeby uniknąć spojlerów. W przypadku sztuczek magicznych również uzyskamy dostęp do w sumie czterech. Wspomniane wcześniej Spojrzenie Meduzy, Gniew Posejdona (atakuje obszarowo), Furia Zeusa (atak błyskawicą, dobry do zdejmowania oddalonych wrogów) i Armia Hadesa (przyzwanie dusz potępionych). Dodatkowo Kratos potrafi wejść w stan maksymalnego wkur… zdenerwowania, co przekłada się na zwiększoną odporność i mocniejsze ciosy. Specjalny pasek odpalający specjala wypełniamy zabijając przeciwników.
Mimo, że 2/3 gry polega na rozrywaniu przeciwników na strzępy, to czasem potrzebne będzie również ruszenie mózgownicą. Zagadki logiczne w God of War występują i dają nam chwilę wytchnienia od intensywnych starć. Nie przytrzymają nas one na długo, bo to proste łamigłówki na zasadzie przestaw, ułóż, przekręć, ale są miłą i potrzebną odmianą w przerwach od mordowania.
Pierwszy God of War wprowadził duży powiew świeżości do gatunku. Starcia z monstrualnymi, mitologicznymi bestiami, dorosłe podejście do tematu brutalności i antybohater kierujący się wyłącznie swoją zemstą, mający za nic życie innych. Wszystko podane w olśniewającej oprawie audio-wizualnej. Jeden z najlepszych tytułów jakie ukazały się na Playstation 2 i must have dla fanów slasherów.
MIESZEK MEDALI OD BORSUKA
Dla mnie nie jest to tylko slasher, lecz prawdziwa gra action-adventure pełną gębą, oczywiście przede wszystkim z naciskiem na walkę, ale mamy tu wszystko co definiuje ten wyborny gatunek gier, świetnie połączone w niezapomnianą przygodę, która na premierę zdeklasowała konkurencję i była naprawdę czymś wyjątkowym. Za co najbardziej cenię God of War?
WALKA. Kapitalna, brutalna i wielce satysfakcjonująca. Początkowe poziomy i czyhające w nich bestie kroimy Kratosem na plasterki niczym rzeźnik bydło w ubojni. Jucha leje się gęsto i często, potwory cierpią straszliwe męki kiedy urywamy im głowy, zarzynamy, odcinamy części ciała, łamiemy kręgosłupy – wydają przy tym niesamowite odgłosy bólu i cierpienia. Łatwy do przyswojenia, jednakże wymagający umiejętności do wymasterowania system combosów, odmienny dla każdej broni i przede wszystkim kapitalne finishery, które nieraz ograniczają się do jednego przycisku, a niejednokrotnie do ciekawej i naturalnej kombinacji naszych poczynań – świetnie współgrającej z akcją na ekranie. Próba sił z minotaurami przed zadaniem ostatecznego ciosu ostrzem czy skręcanie karku gorgonom za pomocą kręcenia kółek analogiem daje mnóstwo radochy. Starcia z wielkimi bossami na zawsze pozostaną w naszej pamięci, są wielce satysfakcjonujące i nigdy wcześniej w grach video nie były tak widowiskowe. Efektowne i efekciarskie wykańczanie największych monstrów wyzwala niesamowitą adrenalinę!
FABUŁA. Wychowany na Mitologii Parandowskiego z otwartymi rękoma przyjąłem umiejscowienie akcji w mitologicznej Grecji i panteonie tamtejszy bóstw oraz ichnim bestiariuszu. Odyseja zemsty w wykonaniu naszego wkurwionego (inaczej nie da się o nim napisać) i pewnego swojej potęgi bohatera, ubarwiona jest całkiem zgrabną i wciągającą historią – pełną ciekawych charakterów na przestrzeni wszystkich części trylogii. Wielkich bogów czy pomniejszych antycznych herosów z ich wadami i przywarami, często przerysowanymi tak bardzo, że z przyjemnością i bez litości oraz wyrzutów sumienia pozbawiamy ich życia. Wypełniona zapytaniem o honor czy tragiczną miłością – pełna zdrady opowieść potrafi wzbudzić wielkie emocje w graczu. Do tego nasz główny antagonista Ares, to także bardzo zapadający w pamięć kawał psiego syna.
Kratos to antyheros jakiego wcześniej nie było, pełen gniewu, złości, cierpienia… (devianart by lordxamweth)
ZAGADKI – może i są proste jak napisał Mroku, ale na pewno nie prostackie jak na przykład we flagowej serii Capcom’u – Devil May Cry, gdzie wajchy do zamkniętych drzwi znajdujemy w pokoju za rogiem… W GoW spotkamy tradycyjne dla gatunku: przełączniki, zapadnie, łańcuchy do przeciągania, kołowroty czy wielkie skalne bloki lub podesty do przesuwania. Nieraz łamigłówka jest wieloetapowa i wymaga od nas zgranego ze sobą używania wszystkich jej elementów czy nawet magii. Mi najbardziej w pamięci utkwiła zagadka z pomieszczeniem będącym wielkim kołowrotem, i nie powiem, że kiedy grałem pierwszy raz – stanowiła dla mnie wielce przyjemne wyzwanie.
EKSPLORACJA (elementy platformowe) – także jest tutaj obecna i silnie zaznaczona, co nie jest tak oczywiste w przypadku innych slasherów. Dzięki podwójnym skokom bohatera czy podciąganiu się za pomocą wyposażonych w łańcuchy ostrzy niejednokrotnie będziemy próbowali dostać się w trudniej dostępne miejsca by znaleźć ukryte sekrety. Pierwsza cześć, chyba najbardziej ze wszystkich pozostałych stawia na ten element, a Wielka Kuźnia Minotaura (czy jak się zwał ten poziom) jest tego najdobitniejszym przykładem i takich rozbudowanych w pionie etapów w kolejnych częściach po prostu brakuje. Kto wykonywał wspinaczkę pod sufit tej kuźni, gdzie musimy balansować ciałem na małych kładkach, wykonywać perfekcyjne skoki i unikać jednocześnie zdradzieckich ostrzy pułapek ten doceni satysfakcję z jej ukończenia. Wspinanie się po łańcuchach, czy półkach skalnych w innych etapach lub ostrożne stąpanie po połamanych masztach dodaje tylko pikanterii całości. Ograłem w swoim życiu wiele slasher’ów (DMC 1 do 4 czy Bayonetta – świetne gry) i w żadnym z nich elementy te, nie były tak rozbudowane jak w przygodach Kratosa.
Walka i bestiariusz to największe atuty gry. Cyklop zaraz straci oko. (devianart by SeanE)
OPRAWA. Co tu dużo będę pisał. Wyborna grafika, świetny wygląd mitologicznych bestii oraz scenografia, architektura i design poziomów. Kapitalna animacja Spartiaty jak i bestiariusza. Do tego zapadająca w pamieć filmowa muzyka, podkreślająca epickość starć oraz odgłosy dźwiękowe żywcem nagrywane w jakimś zwierzyńcu czy gabinecie potworności. No, i aktor podkładający głos pod naszego wrednego herosa – oj, robi on dobrą robotę, powiadam! Gra na premierę wyglądała oszałamiająco na odbiornikach CRT i kto takowy posiada do dzisiaj – niech nawet się nie zastanawia tylko wyrusza ponownie na ten zapadający w pamięć spacer z mitologicznymi bestiami. Kto zaś posiada nowsze konsole, niech zaopatrzy się w God Of War Collection (PS3, VITA) w zremasterowanej wersji i na ekranie LCD także będzie się dobrze bawił.
OCENA? Pamiętam jak dziś, kiedy siedziałem u mojego kuzyna Gałasa na urlopie i kiedy ten był w pracy – przeglądałem kolekcję jego gier na PS2. W ręce trafił mi ten nieznany wówczas tytuł. Byłem wtedy PC-towcem, zmęczonym już graniem na tym sprzęcie i trochę przybity życiem. Odpaliłem. Zobaczyłem. Zagrałem. Oniemiałem. Właśnie takiej gry było mi potrzeba! Dla mnie wychowanego na amigowych mitologicznych tytułach pokroju Gods, Myth czy Moonstone, salonowych beatem’upach Golden Axe lub Double Dragon – God of War był jak spełnienie wszystkich marzeń! Do tego okazał się bardziej rozbudowanym tytułem, a nie tylko chodzoną mordoklepką. Pierwsze obcowanie z tą produkcją było jak nokautujący cios w ryj, po którym długo nie mogłem się podnieść. Postanowiłem – muszę to ograć w domu! Za pół roku stałem się szczęśliwym posiadaczem Playstation 2 i poniekąd dzięki pierwszemu Bogowi Wojny odkryłem cudowny świat konsolowego grania. Jedna z najważniejszych i najbardziej satysfakcjonujących gier w moim prywatnym rankingu. Gra na medal, albo cały ich mieszek, albo wóz drabiniasty wypełniony nimi po brzegi. Dobra, co się będziemy szczypać – cała galera medali, bo Kratos ma jaja ze stali!