E-A-Sports-BIIIGGGG! Dziś trochę o profesjonalnej koszykówce w wydaniu podwórkowym z masą odjechanych akcji i pozytywnych wibracji!
Uwielbiam EA Sports BiG za to jak konsekwentnie odmawia powagi w grach i stawia na czysty gameplay w luzackiej otoczce. Po tym jak uderzyli temat snowboardu w serii SSX o której pisałem w poprzednim odcinku o moich zmaganiach z dorobkiem EA BiG, postanowili zmienić również te bardziej “konwencjonalne” sporty, a że mieli u siebie ekipę NuFX robiącą NBA Live oraz licencję National Basketball Association to mogli sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa będąc przy tym wciąż fachowcami od grywalnych szpili.
Make your mark on the street!
Ja jako dzieciak w drugiej połowie lat 90’tych miałem szajbę na NBA, zbierałem karty zawodników, prenumerowałem czasopismo Magic Basketball, i siedziałem po nocach by zobaczyć na żywo jakiś mecz oczywiście śledząc głównie Chicago Bulls, których aż tak w sumie nie lubiłem, ale mania na Michaela Jordana oraz mega dyspozycja Byków sprawiała że to głównie ich występy pamiętam choć… zawsze liczyłem na to że Karl Malone i jego Utah Jazz skopią im tyłki w finałach! Ostatnio jakoś powróciła mi nieco zajawka na amerykańskiego kosza, ale wiele sie zmieniło, nazwisk nie kojarzę, zupełnie inne drużyny są na topie, pozmieniały się loga i w ogóle się w tym nie odnajduję, to nie “moje NBA”. Co zatem począć? Postanowiłem że odpalę sobie jakiegoś starszego szpila z epoki, a NBA Street na PS2 posiadające składy z 5 marca 2001 roku wciąż miała sporo z “mojego NBA”, nie pozostało nic innego jak wskoczyć w adidaski, wsadzić płytkę CD do czarnulki i pokazać na dzielni jak to drzewiej bywało!
witamy w NBA okiem EA BiG, będzie dużo wsadów i łamiących kostki dryblingów
Mimo iż jest tu licencja NBA to pogramy w street ball pod gołym niebem, a nie na wypucowanych parkietach w pięknych stadionach, to z kolei oznacza szereg zmian w samych zasadach gry w kosza. By wszystko uprościć a jednocześnie oddać ducha asfaltowych boisk gramy 3 vs 3, nie ma błędu połowy, nie ma fauli, nie ma czasu gry, pozostały jedynie 24 sekundy na akcję by było zachowane tempo gry. Zamiast rzutów za 2 i 3 punkty są za 1 i za 2, linia 3 pkt z tego co zauważyłem jest umowna jak na szkolnym boisku, pamiętacie nawet z podwórkowej piłki teksty typu “Linia! Nie! Nie linia, nie była! Była! Była ale nie całą objętością to się nie liczy!“. Gra się do 21 punkciorów przy czym przewaga musi być przynajmniej 2 punktów, więc jak jest 21:20 to gra się dalej aż ktoś ma większą przewagę (robi się przy takim wyniku nerwowo, jeden celny rzut z dystansu i po sprawie).
EA SPORTS BIG It’s not for the weak
Chodzi o to by zaimponować i zgnoić rywala. Premiowane są wszelkie dryblingi szczególnie te po których mijasz rywala i pozostawiasz go pokazując kto tu jest lepszy. Chodzi o efektowność akcji i jakże mogło by być inaczej – jak najwięcej wsadów! W tej grze wyjątkowo często będziesz robić alley oopy, a najmocniejsze dunki zrywające papę z dachu przyjdą wyjątkowo łatwo! In your face! Najlepiej wszystko łączyć w combo i po dryblingu mijającym przeciwnika zakończyć wszystko efektownym wsadem. To nie jakiś symulator, czy coś w tym stylu tutaj ma być zjawiskowo, przyjemnie i ma non stop się coś dziać i tak też jest. Za te wszystkie dopasione dryblingi i wsady będziesz otrzymywał punkty Gamebreaker.
Gamebreaker aktywowany! Pora na efektowne dobicie przeciwnika
Cóż zacz ten Gamebreaker i o co chodzi jakby!? Zdobywając punkty za efektowność nabijasz pasek widoczny na screenie i gdy osiągnie maxa przez kilkadziesiąt sekund będziesz miał Gamebreaker. W tym krótkim czasie statystyki twoich zawodników wzrosną i szansa na to że trafisz do kosza również, jednocześnie tyle ile zdobędziesz punktów gamebreakerem tyle odejmiesz rywalowi. Trzeba więc dążyć do zdobycia GB i wykorzystania go ile się da, choć nie jest to łatwe i na ogół max 2 razy w meczu udało mi się go napełnić. GB trwa kilkadziesiąt sekund chyba, że wcześniej zdobędziesz punkty wtedy automatycznie się kończy. Są metody by z tym stanem rzeczy walczyć, zbijając punkty przeciwnika i ośmieszając go na co najlepszym remedium jest moim zdaniem blok. Gdy zablokujesz kogoś pod koszem okrywa się hańbą i zmniejsza GB punkty całej drużyny, to daje najwięcej satysfakcji w Dikembe Not in My House Mutombo style! Gdy już przeciwnik ma aktywowany Gamebreaker to również można się jakoś przed tym bronić, jeśli jest akurat twoja tura i jesteś przy piłce po prostu staraj się ją utrzymać i nie oddać rywalowi za wszelką cenę, aż mu minie stan GB. Gorzej jak ty masz GB a przeciwnik ucieka z piłką na swoją połowę, bo i takie chwyty są dozwolone, wtedy trzeba jak najszybciej go dopaść i starać się przechwycić.
His Airness osobiście poprowadzi nas do boju!
Podstawowym trybem gry na który swe oczy skieruje gracz to City Circuit, to tutaj jest całe mięsko. Wybieramy swoją drużynę jaką chcemy mieć do dyspozycji, a więc również koszykarzy na start, możemy stworzyć dodatkowo własną postać i ruszamy. Na samym początku wpada niespodzianka, otóż naszym przewodnikiem po grze będzie nikt inny jak sam Michael Jordan, co więcej jest on od początku grywalną postacią którą możemy wcielić do zespołu! W momencie powstania wersji na PS2 był on oficjalnie na emeryturze, więc bardzo fajnie rozwiązano ten wątek, MJ spisuje się świetnie w tej roli dając wsparcie (co do wersji na GC, zapraszam do ciekawostek). Gdy już skład masz powołany wskakujesz w “drabinkę”, w której będziesz się piąć w górę po szczeblach pokonując kolejne drużyny. Kariera jest tak skonstruowana że najpierw musisz wygrać kilka meczów z określonymi drużynami NBA, potem jest mecz z bossem, potem znów kilka drużyn licencjonowanych, znów podwórkowy boss i tak do końca aż do finału w którym na pojedynek wyzwie ciebie… a sam się dowiedz ;).
OK, kwestie zasad chyba są już jasne, skoro to gra 3 vs 3 to mimo licencji NBA nie mamy pełnych składów, bo i po co, każdy team ma 5 podstawowych zawodników do dyspozycji przy doborze drużyny (nie ma zmian w trakcie meczu). Po tym jak pokonasz drużynę masz do wyboru: albo bierzesz punkty rozwoju dla twojej customowej postaci, albo bierzesz jednego z koszykarzy rywali. Wyjątek stanowią pojedynki z drużyną lokalnego wymiatacza, po wygranej z nim otrzymujesz i jego jako postać i punkty rozwoju. Prócz City Circuit jest również tryb Hold the Court, tutaj mamy zadania na konkretnym boisku musimy wgrać określoną ilość meczy pod rząd i zdobyć określone punkty Gamebreaker. Ten tryb to fajne uzupełnienie i wyzwanie jak już skończysz karierę i pokonasz szefów.
jeden z lokalsów, Takashi na szczycie wieżowca swymi łapami jak bochny chleba wszystko zablokuje
No ale co to ci cali bossowie, jak to? W grze w kosza się bossfightów zachciało? Że co!? Ano wyszło zaskakująco dobrze! Jest sześciu cwaniaków porozsiewanych po boiskach w całych stanach i w końcu się napatoczysz na jego dzielnicę gdzie ze swoją ekipę wyzwie ciebie na pojedynek. Ci dziwacy to krzywe zwierciadło i karykatura, ale bardzo fajnie wypadają w praniu. Jest mięśniak robiący co chwila dunki, mały cwaniak plączący się pod nogami dryblując jak szalony, długi jak tyka Azjata o łapach jak bochny chleba stworzone do blokowania, czy widniejący na okładce długas z afro Stretch, który prócz świetnych wsadów ma również celne oko z dystansu. Ten folklor się sprawdza i pasował tutaj równie dobrze jak nasz przewodnik Jordan.
a zone without limits, a zone where rules don’t exist
Jak widzicie na screenach grafika jest dość skromna, generalnie myślałem ok, to 3 vs 3 na betonowym boisku, co niby mogli tu dać? Ano mogli, po tym jak zobaczyłem screeny z kontynuacji i fajne miejscówki + świetna gra świateł to te z jedynki szału nie robią, a gry świateł niemal w ogóle nie ma. Mimo to jak na rok produkcji czyli bardzo wczesne PS2 jest ok i jak NBA Street trafiało pod strzechy to nikt nie mógł narzekać, dziś jednak wiemy że czarnulę było stać na dużo więcej. Można powiedzieć że postacie są do siebie podobne, nieco karykaturalne i klockowate ale nawet po wielu latach poznałem na boisku od razu Allena Iversona, Tima Duncana czy Vince’a Cartera. Same boiska też mają niezły przekrój, to nie tylko betonowy zaułek gdzieś pod blokiem, to też nocne klimaty niczym z Miami Vice w Venice Beach, czy ciekawa miejscówka na dachu wieżowca w Yakatomi Plaza. Na plus zdecydowanie należy odnotować animację ruchu przy dryblingach, robią wrażenie, choć wsady nie zawsze. Alley oop wygląda nieco pokracznie gdy zawodnik 1.70m wzrostu wyskoczył tak że kolana ma na wysokości obręczy, fizyka z przymrużeniem oka jak i cała gra, chodzi o efektowność i dobrą zabawę.
zawodnicy dwoją się i troją by urozmaicić miejscówki, gra zimą im nie straszna
Audio to znów nierówna sprawa, z jednej strony OST to trochę kpina bo to tylko jakieś mało mówiące bity, aż prosi się o jakiś ruszający dupsko raps z tamtego okresu w stylu DMXa! Z drugiej strony nadrabia komentator Joe the Show. Często zabiera głos, ma kilka spersonifikowanych odzywek w stronę Jordana i naszego zawodnika “z edytora”, jego głos się sprawdza, zapowiada drużyny przed meczem i podobnie jak MJ gada z nami pomiędzy zawodami podczas wyboru przeciwnika. Gość nawet zmienia ubiór w zależności od tego gdzie gramy ;)
Koniec końców mimo pewnych ograniczeń, umowności i nagięć do celów konwencji wyszedł bardzo grywalny szpil! Owszem EA BiG i NuFX nie odkryli kosza podwórkowego, chociażby na 8bitach “Kunie” już dunkowały (Nekketsu! Street Basket: Ganbare Dunk Heroes), ale to tutaj wzniesiono ideę na wyższy level i formuła się przyjęła na wiele lat. Prócz kolejnych gier z serii konkurencja również chciała coś ugrać: Midway przeszło na NBA Ballers, Activision na Street Hoops, ale żadna z nich nie przemawia do mnie tak jak seria wydana przez EA. Pewnie to nie koniec NBA Street na RnG bo kolejne części były coraz ciekawsze i sobie nie odmówię ich sprawdzenia, kamieniem węgielnym jest jednak opisywana dziś odsłona i warto w nią zagrać jak się nie miało do czynienia z serią bo daje sporo frajdy, która jest “czysta” i niezmącona masą skomplikowanych zasad i systemów.
Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: PlayStation 2/2020
3 słowa do gracza: niezmącona masą skomplikowanych zasad i systemów za to efektowna i szalenie grywalna pozycja z wczesnych lat PS2
Ciekawostki:
» pierwsza bo w czerwcu 2001 roku pojawiła się wersja na PS2, z opóźnieniem wynikającym z późniejszą premierą samej konsoli w lutym 2002 roku została wydana również wersja na GameCube (US i Japonia). Na PS2 składy były aktualne na dzień 5 marca 2001 w momencie portowania gry były już inne, niby nic nadzwyczajnego, ale wtedy już Michael Jordan wraca do NBA kolejny raz i gra w barwach Washington Wizards. Ma to odzwierciedlenie w grze i MJ nie jest już naszym przewodnikiem, jest po prostu kolejnym zawodnikiem, ma to też przełożenie na zakończenie gry przez co GrajKostka straciła fajny element.
» EA to dość kontrowersyjna korporacja, choć doceniam ich za powołanie do życia EA Sports BiG (nawet jeśli po kilku latach ich skasowali) to jednak co by nie gadać są to cebulaki na całego szukający tylko zysku. Jednym z przejawów tego było wydawanie ich gier we wczesnej fazie życia PS2 na płytach CD. Ze stajni EA Sports BiG na tym ograniczonym w pojemność nośniku mam wydanego nie tylko NBA Street, w tej sytuacji jest też Shox, Sled Storm i SSX. Co ciekawe Freekstyle w USA też było na CD, ale w Europie już na DVD. Początkowo nośnik DVD był droższy w produkcji – zaleciało cebulą.
» w grze gościnnie pojawiają się również postacie z serii SSX i Sled Storm, które można odblokować jako członków ekipy do wyboru w naszej drużynie. Ciekawe jest to że jest tam Tracey Maretti z Sled Storma, który miał premierę dopiero w 2002 roku, widać był to swego rodzaju “przeciek kontrolowany”.
» Mamy w tym roku 20 lat od premiery PS2, mamy też i 20 lat od założenia EA Sports BiG, postanowiłem zatem „coś przedsięwziąć”. Nie wiem na ile mi się ta sztuka uda, ale będę chronologicznie przechodził i opisywał gry EA BiG na łamach RnG. Nie wiem jak przy tasiemcach pod koniec będę na to patrzył, biorę pod uwagę że NFL to sobie daruję. Ograniczę się tylko do 6 generacji, do prime time tego wydawcy, zacząłem od SSX, dziś NBA Street, a kolejny będzie SSX Tricky. Gdybyś czytelniku odkrył ten tekst kilka lat po premierze, to możesz sprawdzić jak mi poszło, drzwi zostawiam ci tutaj