Recenzja | Okami (PS2, PS3, PS4, Wii, Switch, PC, XONE)

Nie zdążyły jeszcze na dobre opaść emocje związane z żarliwą batalią przeciw mrocznemu złu, które niczym wzburzona rzeka, rozlało się wzdłuż i wszerz po mitycznej krainie Nippon, a mnie znowuż ogarnął dołujący smutek na myśl, że to już koniec tej urzekającej i fascynującej przygody. Przygody, która jak żadna inna dotąd, wpłynęła niegdyś na mój zmysł estetyczny, rozpalając wewnętrzną wrażliwość na szeroko rozumiane piękno. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od jednominutowego tech-dema ukazującego śnieżnobiałego wilka biegnącego poprzez żywy, zielony las.

Koncepcja na kolejną grę po Viewtiful Joe jaka zakiełkowała ówcześnie w głowie Hideki Kamiyi była z pozoru prosta – uchwycić jak najwierniej malowniczość otaczającej natury, jej kojącą ekspresyjność, po czym przenieść całość na wirtualny grunt, powołując do życia wizję, dzięki fotorealistycznej, jak na owe czasy grafice. Oj, ambitne były to plany, mając na uwadze moce przerobowe PlayStation 2, które jak niebawem okazało się, zdecydowanie nie radziły sobie, w kwestii renderowania rozległych, kwiecistych pól czy drobiazgowej gęstwiny drzew w zadowalającym stopniu. Panowie z Clover Studio wzięli się więc na sposób i sięgnęli do korzeni swej kultury, opierając projekt o tradycyjne japońskie malarstwo. Można zatem powiedzieć, że narodziny Okami w jego ostatecznej formie – jednego z najpiękniejszych oraz unikalnych stylistycznie tytułów możemy zawdzięczać sprzętowym ograniczeniom i… pewnemu chłopczykowi z królestwa Hyrule, ubranego w kubraczek o trawiastej barwie.

Sam Kamiya przyznał się do silnej inspiracji serią Legend of Zelda (który zresztą fanem tej uznanej marki jest), tworząc ogólny design swego dzieła. Daleki jednak jestem od utartego stwierdzenia z jakim można spotkać się często, jakoby wędrówka boskiej wilczycy stanowiła klon – ot, takie perypetie Linka, tyle, że na konsoli „plejstejszon”. Okami posiada swoją własną, niepodrabialną tożsamość opartą na harmonijnej współpracy artystycznych wizualiów z muzyką utrzymaną w starodawnej estetyce, przeplatanych oryginalnym gameplayem, u podstaw których leżą legendy i mity Kraju Kwitnącej Wiśni. A w samym ich sercu znajduje się ona – Amaterasu, bogini słońca, zwana przez niektórych pieszczotliwie Ammy, stanowiąca naczelne bóstwo shintoistycznego panteonu, w futrze której przyjdzie Ci przywrócić równowagę i ład przyrody nadszarpnięte poprzez nieczyste, demoniczne siły.

Ale cofnijmy się głęboko w przeszłość przywołując tu opowieść o heroicznych czynach walecznego wojownika, którego poważane imię Nagi, głośnym echem odbija się po równinach całego Nipponu po dziś dzień. Wiele, wiele lat temu przeciwstawił się on niechlubnemu rytuałowi przez dekady dręczącego jego rodzinną wioskę Kamiki, gdzie rok w rok ośmiogłowy wąż Orochi żądał złożenia na swoją cześć ofiary pod postacią niewinnej, białogłowej dziewki. W pewną księżycową noc, kiedy to pełna tarcza srebrnego globu migocąca jasnym blaskiem uniosła się nad horyzont zwiastując nieuchronne, nieszczęsna rola osobliwego daru przypadła niejakiej Nami, wybrance serca herosa. Nasz dzielny mąż wyruszył więc stawić czoła ogromnej bestii, by raz na zawsze przełamać ponurą tradycję oraz uwolnić swoich pobratymców od nieszczęsnego przeznaczenia. Nierówna i wyczerpująca była to walka, lecz Nagi miał za sobą boskie wstawiennictwo – wilka o śnieżnym umaszczeniu Shiranui, który pomógł mu osłabić demona. W sprzyjającej chwili śmiałek dobył swego wiernego miecza Tsukuyomi i zamaszystymi ruchami zaczął ścinać przebrzydłe łby, jeden po drugim.

Kiedy Orochi wydał ostatnie tchnienie, a lśniące ostrze przypieczętowało jego los, na krainę spadł w końcu długo wyczekiwany spokój. Historia jednakże lubi toczyć się kołem i równe sto lat później złowrogie licho budzi się z głębokiego snu, ponownie rozpościerając swe brudne macki nad fikcyjną wersją feudalnej Japonii. Ta swoista reminiscencja zamierzchłych czasów wprowadzi Cię w bogaty świat japońskich podań na grzbiecie majestatycznej wadery Amaterasu oraz w towarzystwie jednocalowego krasnoludka Issuna. W iście baśniowym i przy tym bardzo przystępnym sznycie, bo choć historia czerpie pełnymi garściami z wierzeń czy nawet literatury kraju samurajów, to często je interpretuje, ciutkę przeinacza i podaje w sosie bardziej zjadliwym dla zachodniego odbiorcy.

Dzięki temu całość śledzi się z czystą przyjemnością, pewną lekkością, z wyczuwalnym chwilami poważnym tonem, ale także z eksponowanym humorem. A to już zasługa zróżnicowanej plejady świetnie napisanych postaci. Sam Issun, odpowiednik naszego Tomcio Palucha, ten wędrowny artysta, żywy, gadatliwy komentator tego co aktualnie dzieje się na ekranie, nieraz zarzuci jakimś kąśliwym żartem czy sprośnym tekstem, szczególnie w kierunku pełnych wdzięku osobniczek płci pięknej i ich rozbujałych walorów (między którymi z chęcią uwiłby sobie gniazdko). Ileż to razy na mym ryjku pojawił się uśmieszek, gdy do akcji wkraczał Susano – strachliwy wojownik o wielkim sercu, prekursor wymyślnych stylów walki jak „eksplodująca implozja”, w obliczu zagrożenia lubiącym sobie uciąć błogą drzemkę. Grzechem byłoby też nie wspomnieć o ćwirasie olbrzymie, władcy królestwa wróbelków i jego dwóch przydupasach, których zadaniem jest tłumaczyć każde identycznie bezpłciowe ćwierknięcie szefa, wyrażające jego skrajne samopoczucie. A to tylko kilka takich przystanków w pełnej niebezpieczeństw wyprawie zręcznie wprowadzających do narracji chwilę wytchnienia, nieskrępowanego luzu.

Gagaku – styl muzyczny nieprzerwanie rozbrzmiewający na dworze cesarskim do dnia dzisiejszego

Cały urok Okami tkwi jednak w przepięknej grafice i tym jak twórcy bawią się jej formą, wychodząc przy tym poza pewne ramy. Śliczna oprawa połechce oczy już od samego początku, czego główną zasługą jest specyficzna kreska oparta na japońskiej sztuce malowania pędzlem sumi-e. Pastelowe kolory oblewające lokacje, wypełniające niechlujne, acz wyraźne kontury napotkanych postaci, w ruchu dają wrażenie jakbyś oglądał żywy, dynamicznie zmieniający się rysowany obraz. Widoki zapierają dech w piersiach – w wiosce Kamiki poczujesz wręcz swojskość bijącą z charakterystycznych chatek otoczonych urodzajnymi polami uprawnymi; hasając po Ryoshimie ciepły, tropikalny klimat uderzy z jasnych, piaszczystych plaż, z kolei hen daleko na północy, w osadzie Kamui opatulonej chłodnym kożuszkiem utkanym ze znacznych połaci białego puchu i śnieżycy, mimowolnie z zimna zazgrzytasz zębami. Poczekaj jednak, aż u schyłku dnia niebo zrobi się soczyście pomarańczowe, a w tle usłyszysz krakanie wrony zwiastujące nadchodzący szybkimi krokami zmrok. Te kilka minut malowniczego zachodu słońca rozpościerającego się nad krainą, którego będziesz właśnie świadkiem, wleje w duszę pewną dozę spokoju, nostalgiczną falę ciepła. Aż żal nie przycupnąć na krótką chwilę w zadumie przy takiej scenerii.

I tu dochodzimy do gwoździa tego programu, bowiem każdą z takich ilustracji w dowolnym momencie jesteś w stanie zatrzymać, dając sobie szansę na interakcję oraz sposobność znacznego wpływu na otaczający Cię świat. A wszystko za sprawą niebiańskiego pędzla Celestial Brush, którego mazy na zwoju z pergaminowego papieru, jakim stanie się ekran w chwili wciśnięcia na padzie triggera, dokonają istnych cudów. Namaluj na nieboskłonie okrąg bądź łuk, by wedle swego widzimisię wachlować naprzemiennie porą dnia i nocy. Zakreśl szlaczki na więdnących kwiatach bądź pierścienie wokół usychających drzewek, a sprawisz, że na okolicznych terenach rozkwitnie bujnie flora przyciągająca do siebie przedstawicieli endemicznej fauny. Jeśli zaś będziesz miał ochotę przywołać wiatr, narysuj pętelkę, a wówczas jego tchnienie w mig potrząśnie krzewami, zakolebie kępką trawy bądź zdmuchnie płomień trawiący jakiś element. Dostajesz ogrom możliwości, ujarzmisz moce żywiołów – ale nie tylko, które stopniowo będziesz zdobywać podczas włóczęgi, odkrywając systematycznie trzynaście konstelacji poukrywanych na gwieździstym niebie. Jasne, czasem trzeba kombinować, rozwiązywać łamigłówki, wracać do poprzednich miejscówek, aby dostać się w niedostępne wcześniej miejsce, jednak możliwość kreowania otoczenia w niemałym stopniu rekompensuje to z nawiązką.

Pętelka sprawi, że zawieje wiatr w kierunku takim samym jak pociągnięcie pędzlem. Kółko z ogonkiem stworzy bombę, a dwie poziome kreski spowolnią upływ czasu. Trzynaście technik daje spore możliwości 

Czyń więc dobro, dokonuj cudów, uzdrawiaj naturę, przeganiaj przeklęte strefy – bo możesz, bo jesteś Bogiem. Każda najdrobniejsza pomoc, niczym karma wróci do Ciebie ze zdwojoną siłą. Punkty adoracji, pozwolą ulepszyć atrybuty wilczej bogini, zwiększając pojemność kałamarzu na atrament, poszerzając pasek życia bądź spęczniając sakwę na walutę. Ale to tylko efekt wtórny, bowiem podając innym bratnią dłoń, a raczej łapkę, wyzwolisz wokół siebie mega pozytywne emocje, dobry vibe. I nie ważne czy jedną prostą kreską sprawisz, że babinka będzie miała na czym wysuszyć pranie czy nakarmisz pobliskie zwierzaczki albo po prostu bezinteresownie pokryjesz kwiatami mieszkańca, za co ten w podzięce serdecznie pogłaszcze wilczka. Choćby najmniejsza wielkoduszność, drobne, ale jakże rozczulające gesty skutecznie pokrzepią serducho, poklepią po ramieniu, szepcząc do ucha – „dobra robota stary!”

Nawet dziś ustanowienie pędzla jako główne narzędzie gameplayu, ale także jako oręż jest pomysłem świeżym oraz nietuzinkowym. Wszelkie moce włosia wykorzystasz również w trakcie potyczek ze sługusami mroku, a że Ammy posiada swój własny, przyzwoity wachlarz ruchów – z takim asem w rękawie jak obsikanie delikwenta czy postawieniem wybuchowego kloca (a jak!), walki przybiorą na dynamice. Trzy typy oporządzenia do wyboru, na które składa się krótkodystansowy dysk, szybkoszlagowe koraliki oraz wolny, acz mocarny miecz w tradycyjny sposób rozprawią się z przeciwnikami. Nie wszyscy oponenci jednak będą ustawiać się w kolejce na szybki i przyjemny wpierdziel, toteż na poszczególnych gagatków trzeba będzie znaleźć unikalny sposób. Przykładowo, skore do blokowania ciosów małpki z lutniami ujarzmisz niszcząc ich instrumenty błyskawicznym, horyzontalnym cięciem. Grupkę niesfornych demonów ogarniesz wyczarowując sobie bombę, zapał szarżującego delikwenta ostudzisz gęstym kleksem z tuszu, a wizerunek zlodowaciałego koła ocieplisz poczęstunkiem gorącej kuli ognia.

Design bossów robi wrażenie

Poznane techniki, co rusz znajdują swoje zastosowanie i nie ma tutaj mowy o jakichś jednorazowych gimmickach, tym bardziej, że bestiariusz mówiąc wprost jest wielce zadowalający, co sprzyja w eksploatowaniu coraz to nowszych umiejętności. Kwintesencją natomiast są intensywne starcia z finezyjnie zaprojektowanymi szefolami – szkoda jedynie, że w ogólnym rozrachunku Okami nie wznosi się na wyżyny, jeśli chodzi o poziom trudności. Trzeba bardzo postarać się, aby zaliczyć zgon,  przez co naprawdę rzadko kiedy sięgniesz też po przygotowane przez twórców wspomagacze. Ale to tylko drobna ryska na tym błyszczącym brylancie gejmingu. Obok przegadanych, z lekka, dialogów czy troszkę nieprecyzyjnego malowania za pomocą gałki kontrolera.

Jedna z kilku przyjemnych mini gierek – musisz dokopać się do samego dna

Mankamenty z czasem stają się niedostrzegalne, nikną wśród kunsztu jaki wylewa się z ekranu. Okami ma sporo do zaoferowania i jakiekolwiek próby wdarcia nudy skutecznie przegania różnorakimi aktywnościami pobocznymi. Czy to będzie masa znajdziek do skolekcjonowania czy czynności integrujące wiodących bohaterów z mieszkańcami Nipponu jak choćby relaksujące łowienie ryb, zabawa w kopidoła albo swoistego bounty huntera – łowcę demonicznych głów bądź biegowe wyścigi. Wszystko to i jeszcze więcej świetnie wzbogaca unikatowy gameplay. Perypetie wilczej Amaterasu bawią, ale kiedy trzeba potrafią także wzruszyć, wywołując u gracza niemałe emocje, by sprytnie przy tym przemycać różne wartości. Twór Hideki Kamiyi po prostu zachwyca na każdej płaszczyźnie – od zastosowanych mechanik przez artystyczną grafikę po warstwę muzyczną nieodstępującą wydarzeń ani na krok. Za sprawą skrzypiec, fortepianu czy klasycznych japońskich instrumentów (shamisen, shakuhachi) cudnie z głośników rozlegną się melodyjne, orientalne utwory wspierane dostojnymi chórkami; dynamiczne, uskrzydlające kompozycje jak i depresyjne, niepokojące czy ciepłe, liryczne brzmienia, które wpadają w ucho, a co najważniejsze idealnie wkomponowują się w daną sytuację i potęgują doznania. Ekspresyjność aranżacji jest wręcz namacalna!

Instrumentalna definicja boskości

W trakcie tej długiej, ale jakże magicznej przygody przepędziłem setki mitycznych potworów, ożywiłem na nowo niezliczone połaci obumarłej przyrody, pomogłem wielu mieszkańcom napełnić ich serca utraconą wiarą. Harcowałem po wielu urokliwych zakątkach, które na moich oczach rozkwitały feerią barwnych kwiatów, pąków. Czasem bez celu, tylko po to, by chłonąć artystyczną finezję, upajać się czarującą atmosferą. Stałem się częścią tej niesamowitej opowieści, zaś z każdą kolejną godziną spędzoną w tym bajkowym świecie, moja więź z bohaterami coraz bardziej się pogłębiała, na tyle mocno, że autentycznie z ostatnim ujrzanym napisem na ekranie telewizora w mym wnętrzu pojawiła się pewna pustka, mentalny kac. Okami za każdym razem smakuje fantastycznie, nawet dziś nic nie utraciło ze swojej wyjątkowości, ale też zestarzało się godnie. Gołym okiem widać mnóstwo pracy i sił, ale przede wszystkim ogrom serca jaki autorzy włożyli w ten projekt. To kulturowy romans  z egzotycznym folklorem Kraju Wschodzącego Słońca. To wspaniała uczta dla duszy i właśnie dla takich gier warto być graczem.

Retrometr


* Okami w wersji HD daje możliwość wyboru formatu obrazu (16:9, 4:3) oraz w przypadku konsol PS4Pro, XOneX i PC wyświetlanie w rozdzielczości 4K

* Ogrywane na PS2, PS3 oraz PS4

Redaktor. Ulubione gatunki: przede wszystkim przygodowe/akcji z głównym nastawieniem na survival-horror. Poza tym wsio prócz niemal wszelakich rpgów (tutaj wyjątek stanowi action rpg), symulatorów i strategii. Lubię odpocząć przy wciągającej platformówce. Posiadane platformy: 3DS, PSP, PS2, PS3, PS4, C64, PC