Recenzja | Sąsiedzi z piekła rodem (PC, PS2, Gamecube, Xbox, NDS), Sąsiedzi z piekła rodem 2: Na wakacjach (PC)

Sąsiedzi z piekła rodemWczesne lata dwutysięczne. Niedziela. Po śniadaniu, ale jeszcze przed kościołem, zasiadałam do jedynego znanego mi wówczas programu o grach – Gameboxa na TVP. Podczas emisji mogliśmy posłuchać o nowych grach, głównie na PC, więc jako posiadaczka PSX-a patrzyłam na to wszystko z rozdziawionymi ustami. Co ciekawe, ta reminiscencja przyszła do mnie dopiero w związku z grami, które chciałabym Wam dzisiaj przypomnieć. Jedną z pozycji ukazanych w telewizji byli Sąsiedzi z piekła rodem 2. Przyznaję, że momentalnie mnie zainteresowała, jednak nie miałam możliwości, by podokuczać sąsiadom inaczej niż na żywo. Z czasem, gdy komputer stacjonarny się u mnie pojawił, mogłam nadrobić zaległości. Kiedy jednak kilka dni temu zainstalowałam sobie na PS4 Neighbours back from Hell, czując nadal ten sam klimat, odpaliłam wspomnienia o pierwszych grach.


Sąsiedzi z piekła rodem

Jeżeli posiadacie polskie obywatelstwo, z pewnością wiecie, że nic tak nie cieszy Polaków jak fakt, że somsiadowi się coś złego stało i na dodatek passat się popsuł. Jak się okazuje niechęć do ludzi zza ścian nie jest naszym narodowym dobrem, ale stanowi na tyle powszechny motyw, że pojawił się nawet w wirtualnej rozrywce. W grze Sąsiedzi z piekła rodem wcielamy się w Woody’ego. Mężczyzna wziął sobie za punkt honoru doprowadzanie do szewskiej pasji pana Rottweilera, mieszkającego nieopodal jegomościa. Zadaniem gracza jest płatanie psikusów wspomnianemu mężczyźnie, oczywiście w białych rękawiczkach. Oznacza to, że ma on wpadać w nasze pułapki, jednak nie może dowiedzieć się, kto jest ich autorem. Wszystko to odbywa się w konwencji swoistego reality show.

Tak naprawdę w powyższym akapicie wyjaśniłam Wam już najważniejszą fabułę. Chodzimy po domu i rujnujemy sąsiadowi życie. Na każdy epizod składa się konkretna ilość psot, którą należy wykonać, by doprowadzić go do wyjścia z siebie i stanięcia obok. Po uzyskaniu kilku możemy przejść level, ale jeśli chcemy jeszcze trochę pognębić Rottweilera, nic nie stoi na przeszkodzie. Sąsiad prowadzi życie bardzo rutynowe. Czynności, które wykonuje, zajmują tę samą ilość czasu. U boku ekranu widzimy, czym się zajmuje w danym momencie i ile mu to jeszcze zajmie. W tym samym czasie musimy poszperać w domu, aby znaleźć przedmioty pomocne we wkurzaniu go. Radość ze zgadywania, co tym razem wywiniemy, jest naprawdę ogromna. Zasadniczo gra jest pod tym względem liniowa, więc nie oszukamy systemu i nie włożymy piłki do lodówki, ale mimo to twórcy mieli naprawdę masę fajnych pomysłów.

Niby śpi, ale spróbujcie tylko wyłączyć telewizor…

Wiele opcji pojawi się w związku z nowymi elementami w domu. W końcu sąsiad widzi, co się dzieje i nie zamierza stać bezczynnie. Inne z kolei sprawdzają się niemal zawsze. Umówmy się, niewytarta kałuża w kuchni sama się prosi o upuszczenie na nią mydła. Podobnie portret wiszący w przedpokoju – artyści, którzy malowali twarze paniom na okładkach krzyżówek poczują się tutaj jak w domu. Choć wszystko może i brzmi dość prosto, wcale takie nie jest. W kolejnych levelach Rottweiler korzysta z większej ilości pomieszczeń. Woody, choć jest sprytnym zgrywusem, potrzebuje czasu, by zmajstrować odpowiednią pułapkę. Czasem możemy bawić się w kotka i myszkę i chodzić określonym szlakiem, ale już z łazienki ucieczki nie ma – prowadzą do niej jedne drzwi, dlatego jeśli zbyt długo tam zabawimy, a sąsiad potrzebuje toalety, już po nas.

Nie ukrywam, że początkowo i tak, chyba z przyzwyczajenia w grach point & click, próbowałam łączyć wszystko ze wszystkim. Woody wykonywał wówczas charakterystyczny gest, świadczący o jego niemocy. Gdy jednak elementy do siebie pasują, obserwujemy pasek, który się zapełnia wraz z konstruowaniem pułapki. Jeżeli przerwiemy w trakcie, musimy zacząć od nowa. Trzeba zatem działać tak, by ze wszystkim zdążyć. Z drugiej strony, psucie rzeczy sprawia, że sąsiad się zdenerwuje, ale też sam poświęci chwilę na naprawę skutków naszych działań. W jednym z pierwszych epizodów dzieci kopią piłkę do kuchni. Musimy ją zamienić na kulę do kręgli, by Rottweiler nie mógł jej normalnie wykopać. Jako że przed wejściem do pomieszczenia gra na pianinie, kombinujemy nieco przy instrumencie, mając możliwość szykowania mu kolejnych atrakcji.

Jeżeli opanujecie już plan mieszkania i kilka razy doprowadzicie sąsiada do szału, nie czujcie się specjalistami! Na dalszych etapach pojawia nam się większa ilość pomieszczeń, a także inne przeszkody, jak choćby zwierzęta, gotowe do denuncjacji. Akurat ich obecność może stanowić broń obosieczną. Papuga zdradzi, że jesteśmy w pokoju, ale jeśli zdążymy uciec, Rottweiler udziela jej reprymendy i wraca do wykonywanego działania. Zawsze to dodatkowe sekundy na włożenie jajka do mikrofalówki.

Graficznie wygląda to całkiem nieźle, mocno przypomina animację Wallace i Gromit, a przynajmniej mnie się to tak kojarzyło. Pod względem audio też jest dobrze. Nie towarzyszą nam jakieś utwory, które wywalą nas z kapci, jednak twórcy sprawili, że całość wygląda faktycznie jak show – słychać śmiech niczym w sitcomie, Woody wydaje dźwięki, kiedy nie możemy połączyć przedmiotów, a furia sąsiada jest czymś, co po prostu musicie usłyszeć. Co więcej, jeśli uda Wam się zapewnić mu swoiste combo i wpadnie w kilka pułapek z rzędu, gwizdek z boku interfejsu da o sobie znać.

Nosił wilk razy kilka

Muszę jeszcze wspomnieć o jednym problemie, który może odstraszać niektórych graczy, a z którego to zrezygnowano w wersji odnowionej. Jest nim czas rozgrywki. Teoretycznie, kiedy już się wdrożymy i mamy smykałkę do robienia żarcików, dziesięć minut to sporo czasu. Kiedy jednak nauczymy się rytmu naszego sąsiada, chcemy zrobić wszystko powoli, będzie to dość upierdliwe i zmusi nas do nieco odważniejszych kroków, narażających nas na zdemaskowanie. Wydaje mi się, że można było wstawić tę opcję w formie wyboru dla gracza, który chciałby sobie sam podwyższyć poziom trudności. A tak, faktycznie musimy się streszczać, zwłaszcza na dalszych etapach rozgrywki.

Pewną wadą gry jest jej mimo wszystko potwarzalność. Jak wspomniałam, niektóre zagadki pojawiają się w różnych odcinkach, a sama akcja rozgrywa się wyłącznie na terenie mieszkania. W sumie to nawet do dyspozycji mamy ledwie kilka pomieszczeń – kuchnię, pokój, łazienkę oraz korytarz. Co więcej, kiedy już odkryjemy, co z czym połączyć, traci to swój urok. Bo jak zapewnić sobie regrywalność? Ok, to raczej krótkie partie, ale kiedy już doprowadzimy sąsiada do granic wytrzymałości i zobaczymy absolutnie wszystkie reakcje, czy będzie nam się chciało wracać? Po dłuższym czasie może i tak, ale jednak nie wydaje mi się, aby zaraz po ukończeniu ponownie się do niej zasiadało. Dla jasności, to całkiem fajna i przyjemna gra, ale w pierwszej części chyba nie do końca wykorzystano jej potencjał.

Retrometr


Sąsiedzi z piekła rodem 2: Na wakacjach

Kiedy już przejdziemy jedynkę, dokuczając sąsiadowi w każdy możliwy sposób, możemy dać mu spokój. Dostał, dziadyga, na co zasłużył! Pamiętajmy jednak, że w imię polskości nie możemy jednak dopuścić do tego, by wiodło mu się lepiej. Skoro zatem wybiera się w podróż dookoła świata ze swoją ukochaną, wybór jest tylko jeden – musimy podążyć za nimi i tam także dawać się we znaki! Jeżeli stać go na taką wycieczkę, na pewno kradnie.

Właśnie, pierwszą zmienną, którą wyjawiłam wyżej, jest dwoje bohaterów. O ile znowu większość psikusów kierowana jest w stronę zacnego sąsiada, tak jego wybranka także może nas przyłapać na robieniu niecnych rzeczy. Stąd musimy mieć oczy dosłownie dookoła głowy. Choć brzmi to dość groźnie, twórcy nie windują sztucznie poziomu trudności. Na plus na pewno można zaliczyć brak określonego czasu na przejście gry, a także fakt, że nadal mamy mnóstwo możliwości na zmienianie im życia w tytułowe piekło. W dobie dzisiejszych pato programów można to porównać do Pamiętników z wakacji.

Miłą odmianą z pewnością są otwarte lokacje. Jasne, też panuje w nich schematyzm, ale nie jesteśmy już uwięzieni w czterech ścianach. Przebywamy na statku, plaży, w pobliskich kurortach. Choć część gagów będzie się powtarzać, z pewnością otrzymamy większe pole manewru. Umówmy się, byłoby dziwne, gdybyśmy znaleźli w domu sąsiada kraba. A pod tym względem gra zachowuje pewną logikę. Dlatego też wyjdziemy z naszymi dowcipami nieco poza schemat ślizgania się na mydle oraz mazania pisakiem obrazu. Oczywiście, że to zawsze bawi, niczym chłop przebrany za babę, ale ile można.

W drugiej części pojawia się bardzo ładna mapka

Jak już mogliście się zorientować, obie części bazują na humorze, absurdzie i pewną grą z konwencją. W końcu mamy do czynienia z czymś w rodzaju reality show. Słyszymy śmiech z puszki, a wszelkie żarty wycinane sąsiadowi są, lekko mówiąc, bardzo prymitywne. Gdyby Woody mógł być w tym samym pomieszczeniu, pewnie związałby sąsiadowi sznurowadła. Mimo to, całość naprawdę trafia. Przypuszczam, że wielokrotnie uśmiechniecie się pod nosem, widząc pomstującego mężczyznę. Oczywiście wyłącznie dlatego, że wykonaliście zadanie, nikogo o złośliwość nie posądzam… Swoją drogą, komizmu dodaje też wprowadzenie partnerki Rottweilera. Olga na widok wszelkiej maści pranków, sama złości się na wybranka, co podwójnie go frustruje.

W omawianej części trafimy, rzadko bo rzadko, ale jednak, na elementy zręcznościowe. Jeżeli Woody będzie chciał otworzyć coś wsuwką, przez określony czas gracz musi jej obrazek utrzymać w odpowiednim ustawieniu. Nie jest to super trudne samo w sobie, jednak gdy w grę wchodzą zbliżające się kroki sąsiada, każda sekunda jest na wagę złota. Sama nie wiem, jak się do tego ustosunkować. Nie było to bardzo upierdliwe, ale chyba twórcy mogli odpuścić. Fajnym bajerem jest opcja zdobycia statuetki, jeśli uda nam się zdobyć wszystkie medale za zirytowanie Rottweilera.

Ktoś tu odbiera czarną polewkę

Styl graficzny jest niemal bliźniaczy, jednak zdecydowanie należy docenić nowe scenerie. Nasi bohaterowie zwiedzą między innymi Chiny czy Indie, a co najważniejsze, wiemy o tym nie tylko z nazw epizodów. Faktycznie zebrano tutaj sporo przedmiotów i miejsc, które kojarzą się jednoznacznie z tymi oraz innymi ukazanymi państwami. Wszystko to oznacza, że niszczenie życia bliskim możemy uskuteczniać niezależnie od szerokości geograficznej, w jakiej się znajdujemy.

W moim odczuciu ten pozornie otwarty świat oraz brak ograniczonego czasu stanowiły zdecydowaną zaletę i świadczyły o wyższości kontynuacji nad poprzedniczką. Obie są jednak bardzo zabawne, pewnie nieco powtarzalne, ale dające dużo humoru i ćwiczącego naszą zręczność. Nie czułam na sobie oddechu sąsiada jak choćby w NES-owym Home Alone, gdy Kevin uciekał przed dwójką włamywaczy, ale czasami Rottweiler mógł zaskoczyć niekonwencjonalnym zachowaniem, gdy reagował na naszą psotę (np. musiał wypluć do łazienki coś, co zjadł). Bez względu na to, czy podobał Wam się oryginał, czy może nie mieliście z grami w ogóle do czynienia, polecam Wam miks obydwu części, wydany w 2020 roku remaster Neighbours back from Hell.

Retrometr

Screeny zostały pobrane ze strony MobyGames.
O Prezesowa 83 artykuły
Nowa na pokładzie, gotowa do pracy! Ulubione gatunki gier: jRPG-i, wszelkie Simsy, sportowe, platformówki, "GTA podobne" oraz tytuły poruszające problematykę moralną. Posiadane platformy: NES (no dobra, Pegasus), PSX, PS2, PSP, PC, od niedawna także PS3, przy czym najukochańszą jest ta pierwsza. Raczej casual niż hardcore, niemniej potrafiąca docenić tytuły kopiące w rzyć.