Witam zebrane szanowne towarzystwo w domu trupów, gdzie zapachniesz jak facet człowieku! Odór zgnilizny i nieprzewróconych tył na przód majtek z przedwczoraj unosi się w tutejszym domostwie, a gracze na całym świecie widać lubią takie klimaty.
Dzisiejsza recenzja poświęcona jest odnowionemu klasykowi SEGI z salonów arcade, który zadebiutował w 1997 roku. Jeśli ktoś z was odwiedził takie przybytki jak Museum Arcade i im podobne, tudzież nadmorskie budy z automatami zapewne wie ile frajdy daje takie strzelanie do ekranu do wyskakujących znienacka przeciwników. The House of the Dead to tzw. rail shooter, czyli po naszemu celowniczek na szynach. Gra że tak powiem “chodzi za ciebie”, a ty przez 95% czasu zajmujesz się celowaniem, strzelaniem i przeładowywaniem broni do wyskakujących zewsząd trupów. W produkcji SEGI masz jednak kilka odnóg w planszy przez co nie zawsze musisz iść tą samą ścieżką, powtarzając jakiś poziom możesz wpakować się w inną odnogę przez co nieco się zmieni plansza. Dzięki temu masz namiastkę wyboru ścieżki nawet w takim celowniczku na szynach i zwiększa się chęć ponownego ogrania tytułu nie tylko z powodu podbijania wyniku na hi-score liście.
Ta gra to klasyczny arcade, czyli bicie wyników i czysty fun z gry, fabułą i postaciami nie ma co się specjalnie zajmować, ot jakiś szurnięty naukowiec postanowił zawładnąć światem bawiąc się w boga i tak nie do końca tutaj wszystko mu pykło. Mimo iż tytuł sugeruje coś poważnego i mrocznego, w gruncie rzeczy jest tu dość wesoło, taki groteskowy cyrk. Zombiaki wyskakują z każdej szczeliny, mamy ich przeróżne rodzaje, od jakiś klasycznych, po cyborgo-zombie, jakieś zmutowane psy z skrzydłami i inne ropuchy. Kolesie biegają z siekierami, piłami i beczkami, tylko po to by się efektownie rozlecieć po kilku strzałach i uścielić truchłem podłogę. Krew leje się wiadrami, a klimat horrorów klasy B,C czy tam XYZ nawet, jest tutaj na porządku dziennym. Na końcu każdego etapu czeka na nas, a jakże by inaczej – boss. Generalnie nie mam się jak szefów w tej grze doczepić, każdy z nich to ciekawy przypadek, zupełnie inaczej zrealizowany i podlany nutą szaleństwa. Ostatni bossior za pierwszym razem mnie pokonał bo minęła chwila nim się zorientowałem w jaki punkt u niego strzelać by mu odebrać HP, ale za drugim podejściem i on padł. Wiecie, to remake rail schootera, ja tu wielkich wymagań nie mam, gra się przyjemnie, grafika jest ładna, akcja szybka, czego chcieć więcej? No i studio odpowiedzialne za rimejk też się nad tym zastanowiło i postanowili coś dorzucić.
Za sam Remake na licencji SEGI, który ujrzał światło dzienne w 2022 roku odpowiada Polskie MegaPixel Studio, a wydawcą jest również rodzimy Forever Entertainment. Mają tutaj na polu wskrzeszania klasyków już niezłe doświadczenie i bardzo kibicuję temu co robią. Jako że za remake odpowiadają Polacy to oczywiście sama gra, a raczej wszelkie menusy i napisy są po polsku. Oczywiście, zdaję sobie sprawę że w takiej grze i język suahili nie byłby problemem, ale zawsze fajnie że mamy to po polsku bo cytując klasyka: “to jest nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo!“.
Do tego dodano standardowe w takich odnowionych produkcjach smaczki dla fanów i ułatwienia. Tak oto otrzymaliśmy do wyboru oryginalny i nowy system naliczania punktów, wybór poziomu trudności, bestiariusz, czy osiągnięcia. Fani oryginału kręcą nosem głównie na stronę audio, ale i system detekcji widzę wzbudzał jakieś ale, no mi to nie przeszkadzało, ale ja sentymentu do oryginału nie mam praktycznie żadnego, więc weźcie to pod uwagę jeżeli u was jest inaczej.
Remake od oryginału różni zatem kilka rzeczy i nie chodzi tu tylko o oczywistości takie jak grafika. Z największych dodatków należy wspomnieć o trybie hordy, gdzie ponoć może być nawet 15 razy więcej przeciwników na ekranie. Ja tam ich nie liczyłem bo zajęty byłem likwidacją tego ścierwa, ale powiem Wam że ten tryb też jest dobry, a paradoksalnie skończyć go chyba było ciut łatwiej, albo to złudzenie bo przeszedłem go po ograniu już standardowego. Więcej przeciwników to więcej strat życia, ale i punktów za które można kupić kolejny żeton, a że bossowie są tacy sami to przy ostatnim miałem punktów tak dużo, że nie musiałem się martwić. Popatrzcie, tutaj porównanie – wersja oryginalna… i horda w tym samym momencie. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany większym porównaniem śpieszę donieść że na kanale jest longplay obu wersji.

po lewej normal, po prawej horda
W oryginalnej budzie arcade strzelaliśmy pistoletami, przez co zabawa była przednia, idzie się fajnie wczuć w klimat szczególnie jak grasz z kumplem u boku jako drugi gracz. Rimejk jednak siłą rzeczy wychodząc na współczesne platformy preferuje granie na padzie i choć nie jest to to samo, to muszę powiedzieć, że grało mi się bardzo dobrze. Z resztą nie tylko padem trzeba grać, na Switchach można też grać używając żyroskopów, czytałem opinie że ponoć ten z Switcha pierwszego słabo się w grze sprawdza, z kolei Robert na kanale w komentarzach twierdził że jest ok, więc tutaj pewnie indywidualne gusta grają rolę, jak zawsze. Ja w każdym razie grałem na PC’cie i na padzie z Xboxa One i nie mam zarzutów co do sterowania. W odróżnieniu od salonu arcade gdzie jest głośno i jesteśmy przebodźcowani, w domu wieczorem z słuchawkami na uszach możemy się nieźle wczuć i chłonąć klimat nieco inaczej.
a jakże, longplay mamy, najpierw standard, po nim tryb hordy
Nie ukrywam, że w remake domu trupów zagrałem nieco z przypadku. Z okazji premiery The House of the Dead 2: Remake w sierpniu ogłoszono czasową mega promocję na jedynkę i można było zagrać za dychę. No za dychę to prawie jak uczciwa cena eheh. Grało mi się świetnie, ale zaznaczam że ja lubię gry arcade z tego okresu, szybkie szpile, czy też takie zapychacze świetnie się nadają na odstresowanie po baniatym dniu, wtedy łapiesz giwerę i strzelasz do ścierwa na ekranie martwiąc się głównie tym, czy przeładowałeś by odstrzelić więcej zgnilaków. Mając kilka podejść, przechodząc oryginalny tryb jak i hordę, spędziłem w grze ok. 3 godzin, więc to też trzeba mieć na uwadze i lepiej czekać na kolejną promkę. Biorąc pod uwagę powyższe i będąc świadomym jaka to gra i do kogo jest kierowana, zapalam spokojnie zielone światło.

Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: PC/2025
3 słowa do gracza: dobry sposób na przerwę pomiędzy dużymi tytułami lub zapracowanymi dniami. Strzelanie do zgnilaków daje masę satysfakcji i nie nudzi!