Recenzja | Auto Modellista (Playstation2, Xbox, GameCube)

Tego dnia, słońce dopiero zaczynało swoją powolną wędrówkę po niebieskiej sferze. Drzewa nieruchomo rzucały cień na budzący się ze snu park maszyn. Krótko skoszona trawa, gdzieniegdzie przyduszona ciężarem ludzkich stóp, nadal pokryta była rosą. W oddali słychać było ciche rozmowy i odgłosy porannego krzątania. W iście sielankowym, powolnym rytmie, życie budziło się ze snu.

W nieco odmiennym stylu wita nas Auto Modellista. Tytuł, który nie zdradza nic a właściwie, rodzi tylko pytania. Przejrzyście zaprojektowana okładka zaciekawiła mnie na tyle, aby sprawdzić grę 17 lat po premierze. Od pierwszych chwil produkcja kupiła mnie detalami, pięknie ilustrowane animowane tłoki witają nas podczas ładowania gry, serio świetny pomysł i proste rozwiązanie. Jak się później okazało takich smaczków jest więcej, część przydatnych, część nieprzydatnych. Przejdźmy jednak do meritum czyli głównego trybu rozgrywki, dumnie nazwanego “garage life”, któremu to będzie poświęcona największa część tekstu. Gotowi? Zaczynamy!

Okładka w wersji NTSC przygotowuje nas na podziwianie pięknych bryk!

Nagle, jak gdyby na umówiony sygnał wszystkie bramy garażowych boksów uniosły się do góry. Towarzyszył temu dźwięk tak głośny, że niewidoczne dotąd ptaki zerwały się z drzew w jednej chwili, jakby na rozkaz. Warkot odpalanych silników narastał z każdą kolejną sekundą. Pierwsze auta, niczym leniwe drapieżniki powoli zaczęły wypełzać ze swoich nor, ich dynamiczne kształty opisywało słońce. Kilkanaście załóg, niezależnie od siebie wykonywało te same czynności w obrębie boksów garażowych.

Grę rozpoczynamy od wybrania jednego z trzech dostępnych styli naszego garażu, odtąd na jego tle będziemy oglądać auta w przerwie między wyścigami. To w nim możemy dowolnie rozmieszczać skrzynki z narzędziami, plakaty, wygrane puchary i setki innych zbędnych rzeczy, które odblokowujemy w trakcie rozgrywki. Dwa razy odwiedziłem to miejsce w trakcie gry i ustawiałem detale, niestety nie wnosi to nic do rozgrywki oprócz klimatu, a szkoda. Tuż po podjęciu pierwszej, jakże mało istotnej decyzji pora na kolejną. Tym razem istotniejszą i o wiele przyjemniejszą! Pora wybrać sobie pierwsze auto, którym rozpoczniemy naszą przygodę z tymi wyścigami. Wybierać będzie w czym, uwierzcie! Na początek przeglądamy oferty dziewięciu japońskich producentów, ta lista dostępnych samochodów będzie się sukcesywnie powiększać wraz z postępami w grze. Wybór jest duży i zadowoli każdego fana japońskiej motoryzacji. Przywołam kilka z nich: CRX, Civic, AE 86, RX 7, GTO, Lancer, Skyline, NSX… same klasyki. Ilościowo jednak Auto Modellista pozostaje daleko z tyłu za serią Gran Turismo, z drugiej strony nie można powiedzieć że samochodów jest mało, ich liczba jest w pełni wystarczająca.

Trzeba przyznać, że cell shading do dzisiaj gwarantuje ucztę dla oczu.

W Auto Modellista dla odmiany garaż możemy upchać kilkoma pojazdami nie przejmując się o stan konta. Gra nie oferuje zakupów bryk, a kolejne auta i modyfikacje odblokowujemy wraz z postępami w grze. Puchar pełen szampana temu kto rozkmini system slotów w garażu i nie nadpisze przy tym aut które wcześnie zostały zmodyfikowane. Modyfikacja, to istotny element zanim udamy się na tor, warto skorzystać z opcji tuningu. Został on podzielony na dwie sekcje, pierwsza poprawia nasze parametry: zwiększamy moc silnika, odciążymy auto, wybierzemy skrzynię biegów, zawieszenie, hamulce czy opony. Parametry nie są tak szczegółowo przedstawione jak w serii GT, gdzie opcja full customization odstraszała wielu laików swą matematyką. W Auto Modellista balansujemy między przyspieszeniem i prędkością maksymalną lub przyczepnością a poślizgiem i tyle. Prosto, szybko i na temat. Najważniejsze jednak, że przy różnych ustawieniach, różnica w jeździe jest odczuwalna. Ciekawym pomysłem jest możliwość wyboru automatycznych ustawień pod dany tor, ta opcja jednak nie zawsze spisuje się dobrze, ale warto ją sprawdzić. Druga sekcja odpowiedzialna jest za wygląd auta, co prawda nie zamontujemy tu neonów czy stickerów znanych z Need For Speed Underground, jednak wszelkie modyfikacje takie jak spoilery, progi, lampy, zderzaki czy lusterka dobrane są jak na moje oko ze smakiem i z wielką przyjemnością sprawdzałem wszelkie możliwości dla każdego samochodu, który miałem w garażu.

Wyścigi w stylu Need For Speed także tu znajdziemy.

Auta mozolnie zaczęły zajmować miejsca na starcie, wywalczone we wczorajszych kwalifikacjach. Dziś, nie było już mowy o próbowaniu czy testowaniu, wyścig należało wygrać. Od samego startu ruszyć agresywnie, przebić się kilka pozycji do przodu, zająć miejsce lidera i nie oddać go do końca wyścigu. Na papierze i w myślach wygląda to banalnie, zaciskając ręce na kierownicy próbował to wszystko poukładać sobie w głowie. Silniki ryczały pulsacyjnie w rytm dociskającej i zwalniającej pedał gazu nogi. Temperatura w aucie zaczęła wzrastać z każdą kolejną sekundą, przed sobą nie widział nic poza trzema czerwonymi światłami. Zamknął oczy na ułamek sekundy, a w tym samym czasie zgasło pierwsze światło. Noga powoli wciskała pedał gazu w podłogę, obrotomierz znalazł się na czerwonej pozycji, zgasło drugie światło. Spuścił nogę z gazu, pierwsza kropla potu płynęła wzdłuż jego kręgosłupa, gdy powoli gasło ostatnie światło. Ułamek sekundy dzielił go od zielonego światła, które oznaczało początek rywalizacji. W tymże właśnie ułamku z całym impetem wdusił pedał gazu w podłogę gwałtownie puszczając sprzęgło. Ruszył, wiedział że lepiej nie mógł wystartować!

Wyścigi zostały podzielone na siedem leveli, każdy kolejny od poprzednika różni się ilością tras do przejechania, czy turniejów do wygrania. Pucharów jest sporo do zdobycia, jednak tras na których przyjdzie nam o nie zawalczyć tylko dziewięć, z czego pięć przejedziemy również w odwróconej wersji, jedną dodatkowo w deszczu, a dwie z nich to owalne trasy znane z serii Nascar z czego jedna piaszczysta… Co by nie napisać, jak na Playstation 2 to zdecydowanie zbyt mało. Jedyna rzecz, która broni tą ilość, to zróżnicowanie tras niewielkie to jednak pocieszenie. Mnie najbardziej ucieszył fakt, że w tym gronie znalazła się sławna Suzuka. Teraz lepiej zapnijcie pasy bo prawdziwa jazda zaczyna się na torze. Pierwszy level daje nam pełen obraz tego, co nas czeka w dalszej części gry, różnić się już będą tylko auta i osiągane przez nie prędkości. Z trzech pierwszych dostępnych tras musowo zacząłem od Suzuki, świetnie wspominam ten tor z serii GT, czy TOCA. Również tu zabawa była przednia, choć styl jazdy bardziej arcadowy, nie przeszkadzało to czerpać wielkiej przyjemności z jazdy. Podobnie było na drugiej trasie Osaka Hi-way, która do złudzenia przypominała nocną jazdę w Tokio znaną z serii GT. Dwa pierwsze zwycięstwa wpadły dość szybko i z wielką przyjemnością, za sterami Mazdy 6.

Racer w stylu filmu animowanego? Naprawdę ładne cacko!

Przyszła pora na trzeci wyścig z serii, odmienny od pozostałych szybki downhill po krętych trasach. Oczekiwałem wiele po tej trasie, miała być taką wisienką na torcie, takim zimnym piwkiem spożywanym na plaży. W głowie stworzyłem sobie fikcyjny obraz tego przejazdu na wzór tych z serii Initial D, czy tych które miałem możliwość oglądać na żywo. Trasa o nazwie Rokko Hill okazała się jednak zwykłym zakalcem, piwem o którym zapomnieliśmy, a którego temperatura już dawno przekroczyła ciepłotę otoczenia. Styl jazdy okazał się być tak odmienny od tego, który poznałem na dwóch pierwszych trasach. Od tego, który śmiało mógłbym określić jako przyjemny, arcadowy. Wszelkie jego niedoskonałości zostały uwypuklone przez dwa czynniki, wąskie i kręte trasy. Miłośnicy długich poślizgów, miłośnicy przepychanek, zapomnijcie o nich całkowicie! Każde zderzenie z bandą wiąże się z odbiciem od niej i zrównaniem prędkości samochodu do zera! Kolizje z  samochodami wyglądają podobnie, z tym wyjątkiem, że czasem zwalniamy my, a czasem przeciwnik. Odcinki górskie są najbardziej irytujące, irytacja ta sięga zenitu podczas 6 levelu, w którym przyjdzie nam przejechać obie trasy górskie w górę i dół. Te cztery wyścigi tworzą turniej nerwów i bólu. Przyznam, że udało mi się go zaliczyć na totalnym farcie, a tylko pierwsze miejsce w tym turnieju daje nam możliwość dalszej zabawy. Gdyby były to ostatnie zawody odpuściłbym je bez wahania.

Piękna polska złota jesień za oknem…

Pierwsze okrążenia były tym, o czym marzy każdy kierowca, mozolne wdrapywanie się po kolejnych szczeblach wyścigowej drabinki. Każdy zakręt wiązał się z coraz to wyższą pozycją. Ręce na kierownicy ściskał tym mocniej, im wyższą pozycję zajmował. Gnał przed siebie niczym nie wzruszony, jakby był sam na torze. Połowa wyścigu była już historią, gdy znalazł się w ścisłej czołówce, był ostatnim z najlepszych, jednak brąz nigdy go nie zadowalał. Tym razem nie miało być inaczej, dość szybko przebił się do przodu, nie pozostało nic innego jak wyprzedzić dwa auta. Ostatnie dwa auta na drodze do zwycięstwa! Agresywnie podjechał pod tylni zderzak pierwszego z nich, przykleił się do niego niczym rzep do psiego ogona, nie raz to robił, uwielbiał to. Choć było to wysoce ryzykowne, ani na chwilę nie dopuszczał do siebie myśli że coś może pójść nie tak. Zdawał sobie sprawę, że nie zdąży zareagować jeśli rywal zacznie gwałtownie hamować, wiedział jednak, że niewiele osiągnie w tym sporcie jeśli nie podejmie ryzyka. Ryzyka, które tym razem nie miało mu się opłacić. Nikt jednak nie hamował, to on poczuł uderzenie. Tylna część jego auta zaczęła żyć własnym życiem, delikatnie schodząc do środka toru. Przednie koła nie mogły zaprotestować, im bliżej tył był środka trasy, tym bliżej krawędzi znajdował się przód. Wkrótce stało się nieuniknione, auto wirowało niczym bąk, z każdym obrotem unosząc coraz więcej piasku. On sam znalazł się poza trasą, przez opadający pył dostrzegał kolejne auta wyprzedzające go w stawce… 

Można pograć nawet z kumplem na podzielonym ekranie.

Z Auto Modellista wiązałem wielkie nadzieje, które na początku gry zostały spełnione. Ulatniały się one jednak z każdym kolejnym wyścigiem z serii up’n down-hill. Gdyby autorzy zrezygnowali z tego typu wyścigów na rzecz kilku dodatkowych tras byłoby bardzo, bardzo dobrze. W obecnym przypadku jest, no cóż, średnio. Większość wpisu została zarezerwowana dla głównego trybu gry, chciałbym jednak dodać że mamy również do wyboru “kanapowy split” jak i tryb online. Możemy również w pojedynkę ścigać się na wybranych trasach oraz tworzyć turnieje. Po ukończeniu głównego trybu odblokujemy tor o nazwie “Tamiya”, mówi wam coś ta nazwa? Nie? To chyba nie słyszeliście nigdy o modelach RC? Tak, jest to tor dla samochodzików RC, możemy wybrać dowolną z naszych bryk, po czym zostaje ona pomniejszona i wzbogacona o antenkę. To tyle, sam pomysł jest fajny, ale wykonanie już nie. Auta w tym trybie jadą wolno, brakuje tu emocji. Nie ma co liczyć na wyczerpujący się akumulator, lub widok znad kontrolera zdalnego sterowania malutkich samochodzików…

Witaj w Gotham City Batmanie! Ups, żartowałem…

Niestety nie udało mi się odblokować jednej z opcji opatrzonej napisem: SECRET (aby to zrobić musimy ozłocić wszystkie wyścigi, mi brakuje jednego, zgadnijcie jakiego?). Znalazłem jednak informację, iż ów tryb polega na przekładaniu silnika z jednego auta do drugiego. Myślcie sobie co chcecie, ale polatałbym Hondą Beat z podrasowanym silnikiem z NSX’a (to faktycznie musiało by latać!). Jakby było mało, mamy tryb do edycji zapisanych powtórek, sporo fajnych efektów pozwala nam zmontować ciekawe wideo. Co z tego, skoro dalej musimy się bujać z przenoszeniem tego na PC (może funkcje sieciowe oferowały taki upload, hmm?). 17 lat temu grafika mogła robić naprawdę duże wrażenie, cel shading broni się również dziś ogrywany na 50 calach po komponencie. Gra zestarzała się dobrze, a sfera wizualna uprzyjemnia nam chwile spędzone z grą. Oprawa audio również jest na dobrym poziomie, pogrywają jakieś tam japońskie elektrobrzęki, które w moim wypadku zagłuszał dźwięk wyjącego silnika. Podsumowując, jeśli jadąc autem nigdy nie zwalniasz na żółtym świetle, to prawdopodobnie masz na tyle stalowe nerwy. aby zmierzyć się z tym tytułem. W przeciwnym razie możesz sobie darować.

Retrometr


Autor: Bukovsky