Ostatnimi czasy książki o grach wyrastają nam jak grzyby po deszczu. Jest to fantastyczna wiadomość, ponieważ im więcej konkurencji, tym większa motywacja do tego, by tworzyć jedynie wartościowe treści. To już nie te czasy, gdzie czytelnicy nie mogą narzekać, bo tak naprawdę nie dostaną nic lepszego. Obie moje dzisiejsze propozycje to twórczość z naszego podwórka. Arkadiusz Kamiński, znany lepiej jako Dark Archon, zdecydował się wydać niekonwencjonalną książkę wspominkową. O ile magazyn wypuszczony na 15-lecie jego portalu dopiero przede mną, tak Zagrajmy jeszcze raz przeczytałam błyskawicznie i krótko Wam o niej opowiem. Z kolei Game Over Drive Pawła Olszewskiego pozwala nam nieco bliżej przyjrzeć się polskiej branży jako takiej, nieco mniej skupiając się na samym odbiorze subiektywnym gier jako naszego fenomenu. Czy warto po nie sięgnąć? Na pewno znajdziecie w nich coś dla siebie, ale po szczegóły zapraszam do tekstu.
Arkadiusz Kamiński
Zagrajmy jeszcze raz
Okładka jest urocza — te biało-czerwone serca z pikseli wśród retro-konsol.
Powiem Wam szczerze, że w życiu obejrzałam zaledwie kilka filmów autorstwa arhn.eu. Nie wynikało to z faktu, że mi się nie podobały. Niestety, doba nie jest z gumy, więc stosunkowo rzadko poświęcam więcej czasu na oglądanie, kiedy po drodze mam gry, książki i mecze — dlatego 10-minutowe newsy są idealne. Jednakże informacja o tym, że Arkadiusz Kamiński napisał książkę i pierwsi kupcy otrzymają egzemplarze sygnowane jego podpisem, prędko zachęciła mnie do kliknięcia i dodania jednego do koszyka. Nie miałam jakichś szczególnych oczekiwań. Spodziewałam się, że może to być ciekawa pozycja, jednak nie siedziałam na szpilkach w oczekiwaniu na wiadomość od inPostu.
Choć w komentarzach pod postami autora było nieco wątpliwości co do objętości lektury, wszak sam autor nie był pewny, jak tytuł będzie wyglądał po składzie, otrzymujemy ponad 300 stron giereczkowych wspomnień. Standardowo, najwięcej atrakcji znajdą tam osoby urodzone w latach 80. i 90., gdyż to właśnie nasze dzieciństwo, przynajmniej częściowo, zostało zawarte na kartach opowieści. Tematów będzie całkiem sporo. Nikt nie ucieka od problemu piractwa, poznajemy ulubione produkcje Kamińskiego (Dungeon Keeper 2? Polemizowałabym), a także gry, w których występują kawie. Z jednej strony to duży miszmasz, z drugiej wszystko wydaje się ze sobą spajać. Tak czy inaczej, możecie czytać ją chronologicznie lub wybierać sobie fragmenty, jak Wam będzie wygodniej.
Choć wspominam o autorze w liczbie pojedynczej, na kartach opowieści goszczą także inne postaci. Są to bliscy współpracownicy Archona. Znajdziemy zatem wstawki choćby Andrzeja Kotarskiego oraz Redaktora Kebaba. Ich wypowiedzi bardzo często poszerzały perspektywę wspomnień, czasem też stanowiły pewną kontrę wobec tez, które się pojawiały. Z pewnością stanowiło to wartość dodaną, ponieważ czytelnik miał dzięki temu poczucie uczestnictwa w tej dyskusji – w końcu, czytając dwie różne opinie, sama zastanawiałam się nad tym, jakie zajęłabym stanowisko. Warto podkreślić, że te komentarze nie mają miejsca w próżni. Zwykle taki zabieg wygląda w ten sposób, że autor coś przedstawia, a inny tekściarz wrzuca swój komentarz. W tym wypadku przypominało to raczej rozmowę, czasem przekomarzanki dobrych znajomych, którzy po prostu wspominają stare dobre czasy.
I świnki morskie swój gatunek gier mają.
Gry to jeden z tematów. Możemy poczytać o ulubionych produkcjach, automatach, jest trochę o Pegazusie, ale tak naprawdę znajdziemy tam nieco więcej elementów, także szeroko pojętej popkultury. Na pewno na dłużej przykuje Was rozdział o zbieraniu Pokemonów. Choć sama z wirtualnych stworków wolałam Digimony, które namiętnie oglądałam w wydaniu włoskim i niemieckim, miałam pokaźną liczbę żetonów i figurek, a kiedy tylko odwiedzałam rodzinę w mieście, macałam paczki chipsów w poszukiwaniu nowych egzemplarzy do kolekcji. Jeśli mi jeszcze coś zostało, to bardziej z serii Dragon Ball, ale bez względu na sympatie czy antypatie względem Asha i jego słynnej żółtej myszy, wspomnienia odblokowują się momentalnie.
Wspomniałam nieco wyżej o piractwie. Wydaje mi się, że to jeden z ciekawszych rozdziałów, gdyż choć autor napisał całość bardzo lekko, to tutaj czuć poważne podejście do tematu. Nie ma co owijać w bawełnę, sporo osób z naszego pokolenia grało właśnie na piratach. Nie zamierzam teraz tego bronić, ale raczej wskazać jako fakt. Sama na pierwszym PlayStation miałam zaledwie kilka oryginałów. Prócz kwestii prawnych pojawia się w książce bardzo ciekawy wątek dostępności gier i trwałości ich nośników. Okazuje się, że “dzięki” piractwu mogło przetrwać wiele kopii, do których bez tego nie udałoby się dotrzeć. Po przeczytaniu tego rozdziału nieco inaczej spojrzałam na kwestię posiadania kopii cyfrowych. Przy pececie nie ma to dla mnie znaczenia, ale przy konsolach należę do teamu pudełka. Tymczasem okazuje się, że po wielu latach nawet płyty mogą zużyć się na tyle, że będą pełnić wyłącznie funkcję freesbee. Bez względu na Was stosunek do piractwa, na pewno niektóre tematy zachęcą Was do refleksji.
Nie lubię, kiedy w książkach jest więcej obrazków niż treści. Z drugiej strony często narzekam, kiedy tytuły o grach nie posiadają nawet screena. Jak to baba, ciężko mi dogodzić. W Zagrajmy jeszcze raz zostało to idealnie zbalansowane. Znajdziemy sporo różnorodnych zdjęć i screenów. Miniaturki wypowiadających się gości stworzono w pikselowym stylu i okolono małymi serduszkami, co przywodzi na myśl 8-bitowe produkcje. Całość została wydana w twardej oprawie na ładnym papierze (pachnącym również, jakby się kto pytał). Prócz tego, że niektóre obrazy po prostu pasowały do treści, mogliśmy doświadczyć także pewnej immersji. Kiedy Archon opisywał jeden z telefonów komórkowych, dołączył także selfie, które sobie nim zrobił. Różnica jakości była łatwa do zauważenia.
Warcraft i gra przygodowa? Naprawdę?!
Trudno powiedzieć, bym przeczytała tę książkę. Dosłownie ją połknęłam! Nawet fragmenty, które nie były bliskie mojemu dzieciństwu, chłonęło się bardzo szybko. Całość jest bogato ilustrowana, pełna anegdot, ale i nie została przegadana. Zdecydowanie jedna z najlepszych giereczkowych książek, z jakimi miałam styczność, a które nie odnoszą się do konkretnej serii czy nie noszą znamion naukowych dywagacji. Czytelnicy na pewno znajdą sporo easter eggów, bez względu na numer w PESELu będą się przy niej dobrze bawić. Już po debiucie do autora docierała masa pozytywnych recenzji. Pozostaje nam mieć nadzieję, że zachęcą go do ponownego sięgnięcia po pióro i wydania kolejnej opowieści.
3 grosze od KSH
Podobnie jak u Prezesowej, niewiele obejrzałem filmików na YouTubie od Arhn.eu i nie byłem jego zagorzałym fanem, ponieważ mało oglądam YouTuba w ogóle. Jednak coś sprawiło, że jak tylko była dostępna przedsprzedaż, dodałem ją do koszyka. Może to kwestia tytułu, okładki oraz przede wszystkim dlatego, że jest od tego wszech-szanowanego Arkadiusza? Nieważne. Przechodząc do rzeczy, niniejsza książka jest sentymentalnym powrotem do przeszłości i wierzcie mi lub nie, ale to właśnie dzięki niej przypomniałem sobie o wydarzeniach, technologiach, sytuacjach mających miejsce w latach 90′ na ciut podobnym podwórku! Nie jestem pewny, czy owe wspomnienia zostałyby wybudzone kiedykolwiek w przyszłości, gdyż o nich po prostu zapomniałem. Do tego wpleciona historia gier wideo (i nie tylko) i dobra pozycja gotowa. Jedynie, do czego mógłbym się przyczepić, to trochę zbyt częste wtrącanie się Andrzeja Kotarskiego, co później w książce jest co prawda uzasadnione, ale mnie te komentarze jakoś czasem były zupełnie zbędne, a nawet irytujące (I kto to pisze? Sam recenzji książki nie napisze, tylko wtrąca swoje 3 grosze, haha). Również muszę potwierdzić, że książkę się nie czyta, a wręcz pożera, gdyż jednego dnia przeczytałem od jej połowy do końca. Z oceną Zagrajmy jeszcze raz również daję mocne zielone w retrometrze. Tak trzymać, lordzie Dark Archon!
Paweł Olszewski
Game Over Drive
Okładka minimalistyczna, także barwy biało-czerwone.
O ile o książce Kamińskiego dowiedziałam się z Facebooka, choć nawet nie obserwowałam jego kanału, tak o powstaniu powyższej poinformował mnie znajomy pasjonujący się grami. Tytuł był dopiero w powijakach, a zapisanie się do newslettera pozwalało na bycie na bieżąco z kolejnymi etapami twórczości — spisem, fragmentami czy ogólną objętością. Podobnie jednak jak w przypadku omówionej już książki, zamówiłam ją, gdy tylko była taka możliwość i po prostu o tym zapomniałam. Prawdę mówiąc, nawet gdy dostarczył mi ją kurier, byłam pewna, że to inna zamawiana przeze mnie rzecz. W każdym razie, skoro już miałam ją w dłoni, mogłam zacząć ją czytać.
Opowieść Pawła Olszewskiego to podróż po świecie polskiej branży gier. Autor delikatnie zakreśla ogólne ramy historii gamingu, przechodząc od teraźniejszości do przeszłości, po czym rusza w kierunku odwrotnym, tym razem koncentrując się na rodzimym poletku. Choć podtytuł tego nie sugeruje, dużo mocniej skupia uwagę na czasach współczesnych, mniej więcej od 2010 roku. Sporo tutaj wiedzy insiderskiej z dużych studiów, a także analiza tego, w jaki sposób odnosiły one swoje wzloty i upadki. Wszystko to zostało opatrzone wieloma szczegółami, odbiorem graczy, opiniami, opisano także same produkcje, przynajmniej te największe. Autor nie bał się także przedstawiać trudnych początków wielu twórców, w tym historii o bodaj najgorszej grze wydanej na PlayStation 4. Choć ostatecznie pracownicy studia nauczyli się na błędach i dziś nie muszą się niczego wstydzić, wspomnienie tematu mogło nie być komfortowe.
Przechodząc przez lekturę, można było odnieść wrażenie, że autor ma ambicję, by stworzyć tekst bardziej encyklopedyczny niż publicystyczny. Rzadko wyrażał swoją opinię, oddawał głos rozmówcom i odbiorcom, wydając oszczędne opinie. W tym momencie warto się zastanowić, do kogo powinna trafić ta książka. Wspomniany w powyższym akapicie okres rzeczywiście został rozpisany szczegółowo. Choć naturalnie Olszewski nie popełnił plagiatu, wiele z informacji zawartych tutaj mogliście już znaleźć u Marcina Kosmana w opowieści Nie tylko Wiedźmin, a także recenzowanych przeze mnie niedawno Bajtach polskich 3.0. Gdybym pisała artykuł naukowy, na pewno Game Over Drive byłoby dla mnie świetnym źródłem. Jako czytelnik, który po prostu chce poczytać o grach, czułam się nieco rozczarowana.
Wygląda, jak encyklopedia gier. Gdzie się podziały kolory?
Kolejna kwestia to wizualia. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam okładkę, byłam pewna, że to jakiś prototyp, a nowość zobaczymy dopiero bliżej premiery. Otóż nie! Sami będziecie mogli ocenić, co o niej sądzicie, ale trochę mnie rozbawiło, że aż dwie osoby pracowały nad tym konceptem. Screeny mamy nieliczne, jednak lepszy rydz niż nic. Generalnie sama książka została średnio wydana, łatwo się niszczy, a mówię to z perspektywy osoby, która często bierze lekturę do pracy (żeby nie było, dzieci na lekcjach są normalnie terroryzowane, czytam na okienkach!). Choć nie mam w torbie masy rzeczy, a opowieść służyła mi wyłącznie do czytania, jest w stanie średnim po zwykłym użytkowaniu.
Powiem szczerze, że całość mimo wszystko mnie rozczarowała. Chyba faktycznie wynikało to z tego, że spodziewałam się czegoś innego. Po lekturze miałam wrażenie, że więcej tu było informacji o studiach, twórcach, pewnych mechanizmach rynkowych, niż o samych grach. To sprawiło, że miejscami, gdy pojawiało się obok siebie sporo nazwisk, należało nieco uważniej czytać tekst i zatrzymywać się w pewnych miejscach, by się nie pogubić. Mam tu na myśli głównie mniej znane postaci z giereczkowa. Jeżeli kogoś interesuje przede wszystkim ten aspekt, trafił idealnie, gdyż w wymienionych przeze mnie pozycjach wyżej, nie ma tam tylu wiadomości. Dla mnie jednak było tu za mało miejsca na gry, co jednak zaważyło na odbiorze. Nie można odmówić autorowi pracy i odebrać godzin spędzonych na researchu, ale całość wygląda po prostu jak świetnie przygotowany raport.
Obydwie te pozycje są mimo wszystko adresowane do kogoś innego. Różnica w cenie to niecała złotówka – piszę oczywiście o kwocie sugerowanej, pomijam promki i im podobne. Sama bardziej polecam książkę Kamińskiego, choć do różnych tekstów na pewno mi się przyda także pozycja Olszewskiego.