„Dzień dobry, nazywam się Czesio i chodzę do klasy drugiej beee…” Dawno, dawno temu, a właściwie nie tak dawno był sobie serial animowany dla dorosłych Włatcy móch (pisownia oryginalna), będący polską odpowiedzią na amerykańskiego South Parka, pierwotnie emitowany w latach 2006 – 2011. Podobnie jak w oryginale opowiada on o grupce czterech uczniów chodzących do szkoły podstawowej. Jako że każdy z nich ma odmienny charakter to nie było opcji by typowy dzień w szkole oraz po niej był nudny. W skład paczki wchodzą: człowiek, który ma łeb do interesu Maślana, przemądrzały Konieczko, „chłopski” Anusiak, no i Czesław, który jest nieco zzieleniały, głównie dlatego, że jest zombim. Serial doczekał się aż 127 odcinków w dziewięciu sezonach i we wrześniu tegoż roku ma wyjść kontynuacja z dopiskiem „One” (w sensie synonim od słowa „babki”, a nie liczba jeden po angielsku). Gdy czytacie ten tekst, to powinien już lecieć w TV.
Na fali popularności serialu powstała cała masa gadżetów skierowana do osób dorosłych – długopisy, zeszyty, maskotki, kubeczki, komiksy, napoje, dzwonki i tapety na telefon, gry komputerowe, a nawet i zapachy samochodowe. W 2009 roku była premiera wersji kinowej, w tym samym roku powstało czasopismo promujące zarówno tytułowy serial, jak i kinówkę, zawierającą gry oparte na licencji w gratisie.
A jako że jeden z bohaterów jest nieumarłym to mogę podciągnąć pod Halloweenowy maraton Retro Na Gazie. Łącznie powstało aż 6 tytułów na pecety oraz 4 na komórki — Włatcy móch, Atak mutantuf, Hellołin oraz Łinter Ediszyn (pisownia oryginalna), o których tylko wspomnę, że były słabymi, krótkimi minigierkami na 2 minutki, które były albo endless runnerami, albo grą typu „naciśnij dany klawisz, który ci wyskoczy na ekranie”. Dlatego więc skupimy się tylko na tych ehm… „dużych” tytułach od rzekomo znanego z gier wysokiej jakości rzeszowskiego Red Dot Games* (no wiecie, ci od Przygody Renifera). Czy choć jeden z nich okaże się dobry lub przynajmniej średni? Zaraz się o tym przekonamy.
Włatcy Móch: Magiczni wojownicy
Brak danych – 200X (PC)
RPG
Pierwszą grą spod szyldu WM były przygody chłopaków w ich ulubionej grze komputerowej pod tytułem „Magiczni wojownicy”. Ciężko znaleźć jakiekolwiek oficjalne informacje na temat tej gry nie licząc paru screenów i gameplayów na YouTube. Rzekomo powstała ona w 2006/2007, tyle że czasopismo, w którym dawano oficjalne gry o przygodach Maślany i jego przyjaciół ukazywało się od 2009 roku, więc albo mamy tu do czynienia z grą fanowską, albo… no w sumie nie wiem… dodatkiem do pierwszego sezonu na DVD?
W każdym razie MW to typowa gra stworzona w RPG Makerze fabularnie opierająca się na licencji serialu. Jak w każdej pierwszej lepszej grze zaprojektowanej w tym edytorze mamy tu do czynienia z typowym RPGiem: gadamy z NPCami, walczymy z potworami, za które uzyskujemy doświadczenie, zbieramy walutę niezbędną do kupowania lepszego ekwipunku, i te pe, i te de.
Jedyne powiązania z serialem to fabuła, miniaturka elfa Maślany na pasku statutu oraz podczas prowadzenia rozmów oraz ikonki paru rozmówców. Każda inna grafika, włączając wygląd głównej postaci są przykładowymi modelami z RPG Makera, co może świadczyć, że faktycznie jest to gra stworzona przez fanów. Jednak z drugiej strony powstała oficjalna kontynuacja z dwójką w tytule… tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
Włatcy Móch: Magiczni wojownicy II – Powrót Pan Czan Dragona
Red Dot Games – 2009 (PC)
Platformówka / action RPG
Tym razem mamy do czynienia z action RPG, chociaż właściwie obok role play’a toto raczej nie leżało. W krainie magicznych wojowników nastał spokój, nikt ze sobą nie walczy, i co gorsze, zamiast tego wolą grać w warcaby i odrabiać lekcje, no nie do wiary! Czuć, że to sprawka jakiś nieczystych sił, dlatego nasi bohaterowie zalogowali się na serwery gry, by przekonać się dlaczego tak się stało.
W grze… znaczy w tej, w którą my gramy do wyboru mamy jakże nie inaczej jak 4 postacie. Każda z nich posiada inną broń odmienne statystyki: siłę, szybkość, życie, magia oraz czary. Do wyboru mamy orka Anusiaka co sieka siecznie siekierą, Czesława wampira co przywołuje nietoperze, druida Konieczkę oraz Elfa Maślanę, który jako jedyny posiada broń dystansową, oraz potrafi się leczyć. Gdy wybierzemy jednego z czwórki herosów to nie ma opcji żeby przełączyć się na inną postać, no, chyba że zaczniesz nową grę. Podjąłeś decyzję drogi graczu i masz grać tym, czym wybrałeś. Mój wybór padł na elfa, który może nie zadaje wiele obrażeń, no ale przynajmniej ma największy pasek magii, no i szybko nie deadnie, a utrata zdrowia kosztuje nas powtarzaniem całego poziomu od nowa.
Czy mi się zdaję, czy widzę podwójnie?
No a jak się prezentuje rozgrywka? Wcale nie lepiej niż w „jedynce”. Sama gra to w sumie po części bezczelna zrzynka z wcześniejszej produkcji tego studia pod tytułem Paintball eXtreme. Chodzimy głównie w prawo po płaskiej jak naleśnik mapce, tłuczemy złe stwory i kierujemy się do końca mapy. Żebyśmy nie zapomnieli, że tytuł jest platformówką to co jakiś czas zetkniemy się w najbardziej leniwie zaprojektowanymi wiszącymi, nieruchomymi platformami, po których chadzać będą wrogowie, no dobra, od czasu do czasu spotkamy jakąś platformę która porusza się w górę i w dół.
Do przebycia mamy aż 4 światy: każdy z nich różni się tłem oraz przeciwnikami z którymi się zmierzymy. No dobrze, może za bardzo się rozpędziłem z tymi różnorodnymi adwersarzami, gdyż głównie to różnią się jedynie wyglądem. Większość z nich gdy widzi gracza to po prostu do niego podbiega i macha swymi łapami, siekierami, zębami itp. Wyjątkiem od reguły jest łucznik z pierwszego świata, który jako jedyny, nie licząc bossów, potrafi ciskać w gracza pociskami.
W pierwszym świecie odwiedzimy lasy pełne Anusiaków… znaczy orków, na cmentarzu zmierzymy się z dwoma anonimowymi rodzajami zombie oraz Czesiem, zaś na smoczej ziemi spotkamy smoki w t-shirtach, uzbrojonych rycerzy oraz coś, co może być wilkiem, pumą albo psem albo wszystkim naraz. W ostatniej krainie znowu wpadniemy do lasu, widać, że twórcom zabrakło już pomysłów.
Widać że Smok Wawelski toto nie jest
Na końcu z każdego ze światów będzie czekać boss. Jak pewnie się domyślacie potyczka z nim jest równie emocjonująca, jak czytanie książki telefonicznej z nieaktualnymi numerami. Owy pojedynek składa się z dwóch faz: w pierwszej szefu chodzi od jednego końca areny do drugiego końca, gdy zbliża się do naszego herosa aktywuje morderczy atak bronią ręczną, po czym wraca do punktu pierwszego. Nie ważne czy to będzie mag, rycerz czy smok, każda potyczka wygląda tak samo, a nie wróć, pierwszy i ostatni boss jako jedyni posiadają atak dystansowy. Co najśmieszniejsze finalny przeciwnik: wiedźma Shigella (będąca odpowiednikiem nauczycielki Pani Frał) jest najłatwiejszym przeciwnikiem w całej grze: lata sobie w prawo-lewo, a gdy wokół niej pojawia się otoczka magicznej aury naciskamy klawisz „X” odpowiedzialny za schylenie się, dzięki czemu nie otrzymujemy jakichkolwiek obrażeń od jej pocisków, następnie spamujemy klawiszem ataku i tak do skutku.
Nie wiem, czy jest to błąd, czy celowy zabieg parodiujący gry MMORPG, ale w Magicznych Wojownikach Dwa agresor będzie dążył w naszym kierunku tylko wtedy, gdy znajdujemy się na tej samej wysokości. Żeby to lepiej wytłumaczyć posłużę się przykładem. Załóżmy, że stoimy na zwykłej normalnej ziemi i widzimy nadciągających dwóch złoli, gdy tylko pojawią się na ekranie idą w naszym kierunku, lecz gdy tylko podskoczymy nagle zmienią kierunek. Dlaczego? A bo właśnie nie byliśmy „na ich poziomie”, lecz gdy tylko zakończymy skok znów zaczną reagować. Śmieszne, co nie? Jako że grałem łucznikiem to nie raz wykorzystywałem ten patent do manipulowania oponentami. A niestety było mi to potrzebne, gdyż do pokonania pierwszego lepszego przeciwnika musiałem wystrzelić w jego kierunku od 6 do nawet 15 strzał, co niestety bywa uciążliwe zważywszy, że średnio na jednej mapce jest 40 mobków do wyeliminowania.
A i oto sam Pan Czan Dragon we własnej osobie
Jeżeli na naszej drodze nie pokonaliśmy wszystkich przeciwników to czeka nas nie miła niespodzianka. Otóż zawsze MUSIMY oczyścić całą planszę, by móc awansować do kolejnego „czapetra” jak to tłumaczy gra podczas wyświetlania ekranu misji. Łącznie mamy 10 poziomów i nie łudźcie się, że będą one jakieś różnorodne.
Przynajmniej nie ma co narzekać na grafikę, gdyż wygląda ona tak samo jak serial, czyli biednie, no ale jest to zabieg zamierzony. Podczas grania pojawia się pewien paradoks, w grze niby nikt nie walczy, a przeciwników do ubicia krocie. Jednym słowem Magiczni Wojownicy II są tak nudni, że samo intro przed tym nas ostrzega. To już fanowski i darmowy Cartman’s Authoritah jest znacznie bardziej grywalniejszy od Czesiowych wojaży.
*źródło: oficjalna strona internetowa autorów