Recenzja | Cave Crawler (PC), Juiced! (PC)

Nie raz bywa, że człowiek ma ochotę na coś lekkiego lub szybkiego. Najlepiej jakiegoś świeżo upieczonego indyczka. W dzisiejszej fermie odwiedzimy naprawdę dziwne, kolorowe pixelowe światy.


Cave Crawler

Evan Youssef – PC (2022)

Platformówka

Na początek gorący tytuł, Cave Crawler – bo o nim mowa to tytuł stworzony przez Evana Youssef. W tej minimalistycznej produkcji mocno przypominającej starego dobrego Megamana przemierzamy tajemnicze jaskinie pełne lawy, czerwonych kolców, stalaktytów (obowiązkowo odpadających tuż przed nosem gracza), nietoperzy oraz – co mniej logiczne, krabów i laserowych armat. Oczywiście nie jesteśmy bezbronni, gdyż mamy przy sobie prosty, acz efektowny blaster, wystarczający, by poradzić sobie z kosmicznymi bydlakami… znaczy krabami. Gdy stracimy wszystkie cztery punkty zdrowia po prostu wracamy do checkpointu i próbujemy dalej.

Do przemierzenia mamy łącznie 5 jaskiń o wzrastającym poziomie trudności. Platformówkowi weterani nie mają się czego obawiać, owszem przez nieuwagę zdarzy się zginąć raz, czy dwa, jednak nie będziemy wyrywać sobie włosów z powodu niespodziewanych pułapek czekających na gracza.

Jest jeszcze jeden bonusowy poziom w ramach podziękowania za 20 000 pobrań gry, miły gest ze strony autora. W przeciwieństwie do poprzednich ten potrafi dać czadu i zdarzy się zginąć więcej niż 5 razy.

Czym Cave Crawler wyróżnia się na tle pozostałych? No w zasadzie niczym. Jest to kolejna warta uwagi perełka w zaginionych odmętach wód indykowego oceanu. Moim zdaniem warto dać tej 70 Megabajtowej produkcji szansę, zważywszy, że po 10 minutach ujrzymy napisy końcowe.

Retrometr


Juiced!

Timothy van der Hoeven – PC (2020)

Platformówka

Jakiś czas temu, w roku 2005 była sobie pewna gra wyścigowa z tuningowanymi wozami w tle, która miała być pogromcą NFS: Underground, początkowo miała powstać w okolicach 2003/2004 roku, lecz firma Acclaim odpowiedzialna za tą grę zbankrutowała i Juice Games należące do THQ przemodelowało tę grę. Co ma wspólnego wcześniej przytoczona ścigałka z omawianą dziś grą? A no zupełnie nic, gdyż tematem dzisiejszej recenzji będzie gra zupełnie odmienna, gdzie jedynym wspólnym elementem obu gier jest tytuł (oczywiście nie licząc wykrzyknika na końcu).

Przyznam szczerze, że zupełnie bym nie wiedział o istnieniu tego tytułu, gdyby nie to, że pewnego wieczora z ciekawości chciałem zobaczyć czy niby-adaptacja Szybkich i Wściekłych jest dostępna na steamie. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że tak, klikam po więcej szczegółów, a tu moim oczom ukazuje się nieźle wyglądająca retro platformówka 2D wyglądająca na klon kultowego Super Froga. A jako ze była po promocji w cenie jedynych 3,5 złotych to nie wahając się dodałem do koszyka, odczekałem parę chwil po czym ją uruchomiłem.

Wcielamy się w sympatycznie wyglądającego fioletowego kosmitę i naszym zadaniem jest odzyskanie tajemniczych kryształów, na które poluje równie tajemniczy jegomość oraz jego sługusy. Podobnie jak super żaba i pan jaskiniowiec z Prehistorika zbieramy rozmaite owoce i skaczemy po przeciwnikach, z których wypada gotówka. Możemy też atakować różnorodnymi broniami specjalnymi takimi jak magiczne żołędzie, skacząca błękitna głowa psa zjadająca przeciwników, pistolet laserowy, wybuchowe fajerwerki, pioruny, czapkę magika zamieniającą przeciwników w znajdźki i wiele, wiele więcej. Dawno nie widziałem tak różnorodnego arsenału w platformówce, w której głównym atakiem jest skakanie na głowę.

Poziomy są kolorowe i różnorodne i co najciekawsze – pełne sekretnych zakamarków i skrzyń, w których możemy znaleźć trochę grosza, a nawet i dodatkowe życie. Fanów dogłębnej eksploracji leveli ucieszy fakt, że na każdej z mapek poukrywane są trzy błękitne diamenty, za których uzyskamy dostęp do bonusowego etapu, o ile jeszcze znajdziemy tajemniczego jegomościa czekającego na nasze błękitne błyskotki.

Podczas naszej przygody zwiedzimy parę ciekawych lokacji, w których będzie co robić: nawiedzony zamek, lodową krainę, gigantyczne lasy, mroczne jaskinie, fabrykę dziwnych płynów, ulice miast, dno oceanu, tajną bazę wewnątrz statku kosmicznego, a nawet wnętrze wulkanu. Mało która platformówka może pochwalić się taką różnorodnością! Czasem też trafimy na etapy pościgowe.

Zebrane pieniądze możemy wydać w automacie na dodatkową amunicję bądź drinka tymczasowo wzmacniającego naszą postać, na przykład o magnes do monet, tymczasową nieśmiertelność lub nielimitowaną wyrzutnię kul ognia na parę sekund. Owoce zaś służą do napełniania bocznego paska „juiced”, gdy osiągnie on maksymalną wartość to podczas wykonywania kolejnego skoku po podwójnym skoku aktywujemy coś na kształt gwiazdki z Super Mario Bros, czyli tymczasową ochronę przed obrażeniami. Po ukończeniu danego etapu tak jak w Crash Bandicoot możemy spróbować swych sił w próbie czasowej. Za każdy ukończony poziom oraz wyzwanie mamy możliwość odblokowania nowej czapeczki lub maski dla naszego kosmicznego milusińskiego.

Ponadto nie raz będziemy musieli rozwiązać jakąś łamigłówkę polegającą na otworzeniu skrzyni kluczem, który trzeba znaleźć i donieść, posadzeniu nasionka by wyrosło z niego drzewo albo na zabawie z zamrażaniem i rozmrażaniem wody. Im dalej w las, tym więcej aktywności: mieszane mikstur, zabawy z otwieraniem drzwi zasilanych baterią, przenoszenie kraba z miejsca na miejsce by ten ściął podwodne krzaczory, czy zabawy z zapalaniem świec.

Na końcu każdego etapu czeka na nas boss, na którego musimy opracować plan działania. Przykładowo krasnala powalimy, tylko gdy się sam trafi powracającym niczym bumerang kilofem, czarownicę najlepiej zdzielić kowadłem, gigantyczną na cały ekran rybę mogą powalić tylko elektryczne miny, a kąpiącego się w lawie demona może pokonać tylko mydło (no bo wiecie może i na zewnątrz czysty, lecz wewnątrz siedzą brudy zła)

Pod kątem grafiki, jak i fabuły bardzo przypomina mi darmowego Glace, tam też kierowaliśmy tajemniczym kosmitą, który został wplątany w ratowanie świata i również ścigała go para kosmitów. Jednak Juiced! jest znacznie bardziej rozbudowany, ma więcej różnorodnych światów, więcej bossów, no i przede wszystkim więcej zwiedzana wzdłuż i wszerz.

Jak na współczesną grę przystało wraz z postępem naszych poczynań dostajemy kolejne czapki, które możemy założyć, da się bez mikropłatności? No da się. Jakby tego było mało to jest możliwość zagrania w dwójkę na jednym komputerze, same plusy! Tak się zastanawiałem czy by nie dać szpilowi medal, jednak po dłuższym zastanowieniu się stwierdzam że czasem gra jest niesprawiedliwa wobec gracza w szczególności podczas pojedynków z bossami, nie jest to jakoś aż tak upierdliwe, jednak można utknąć na te 10 minut, ostatnia sekcja zręcznościowa w finalnym poziomie też daje ostro popalić.

Jeżeli drogi graczu uwielbiasz platformówki oraz gry zręcznościowe to śmiało kupuj, w szczególności, że na cena na steamie wacha się pomiędzy 1,79zł – 3,59zł w promocji, lub 7,19zł po cenie standardowej. Jak na 12+ godzinną przygodę przyznam, że to naprawdę świetna, soczysta wręcz okazja.

Retrometr

Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC