Recenzja | Dirty Harry (NES)

dhminiPodobno z wiekiem człowiek się radykalizuje. Coś w tym jest ponieważ będąc dzieckiem, potrafiłem wiele grom wideo wybaczyć. Dzisiaj na szczęście, już nie stosuję taryfy ulgowej. Dawniej byłem w stanie ograć jedne z większych crapów jakie nosiła ta ziemia i przyznać, że gra była całkiem niezła (ograniczone środki finansowe z pewnością też miały tu sporo do gadania). Być może zabrzmi to dziwnie, ale zaczynam czerpać jakąś perwersyjną przyjemność z ogrywania crapów ery NES-a, a później pastwienia się nad ich miałkością i beznadzieją. Te cuchnące odpady z pewnością na to zasłużyły. Pora na kolejną porcję. Oto przed Wami Brudny Harry, uwalony jak jasna cholera.

W grze wcielamy się w kogoś, kto wg twórców ma być Harrym/Eastwoodem. Efekt jest daleki od oczekiwanego. Wydaje mi się, że ta kupka pikseli została spartaczona nawet bardziej niż kartoflany Rambo z innej „świetnej” gry na NES-a (jedynie w menu Clint został dobrze odwzorowany). Tak czy inaczej bierzemy w dłoń kultową czterdziestkę czwórkę i wyruszamy na krucjatę przeciwko mętom terroryzującym miasto. Nie liczcie jednak, że Harry mierzyć będzie się z przeciwnikami wziętymi z filmów. Co to, to nie!dh2

Zagrożeniem dla Harrego jest dosłownie wszystko, co się po mieście porusza. Punki to pikuś, bo repertuar pozostałych przeciwników wywołuje odruch drapania się po głowie. Mikroskopijne szczury w kanałach (w pierwszym momencie myślałem, że to odchody ożyły i atakują Harrego), węże w domach (skąd się tam wzięły – ciężko powiedzieć (Hameryka Panie – Nacz.Os.Rep.), do tego nie da się ich zastrzelić tylko trzeba na nie naskoczyć…) albo… lasery. Byłem w szoku kiedy w miejscu wyglądającym na opuszczoną melinę trafiłem na laserowe promienie sunące po ziemi. Wrażenie „co ja do cholery właśnie zobaczyłem” pojawia się w tym tytule zdecydowanie zbyt często. Dwumetrowe bydlaki wyskakujące z kilkunastocentymetrowych szafek na bieliznę? Odhaczone. Wyładowania prądu w nieoświetlonym kanale? Odhaczone. Pływanie na zabawkowej łódeczce i strzelanie do gumowej piłki blokującej nam drogę w dalszej części kanałów? Odhaczone.

Ta gra łamie nawet elementarne prawa Murphy’ego. Jeżeli przeciwnik jest w zasięgu ciosu, to Ty też? Takiego wała, bo tylko Harry jest w zasięgu ciosu (mają większy zasięg ramion skurczybyki, czy co?). W trakcie gry natknąłem się na ponad dwumetrowego łysola, którego nie imały się żadne kule – odbijał je mięśniami brzucha (sic!), a jeden jego cios wysyłał Harrego w lot przez cały pokój. Takich akcji w filmach nie widziałem, na szczęście. Wszystko to podane w paskudnej oprawie graficznej i z niezapadającą w pamięć ścieżką dźwiękową.dh1

Jakieś pozytywy? W sumie znalazłem dwa. Po pierwsze możliwość wejścia do większości widocznych na ekranie budynków (nawet dzisiaj nie jest to standardem w przypadku sporej części gier) oraz jako taka zniszczalność otoczenia. Poza tym zalecam gry nie ruszać, bo Brudny Harry w wydaniu NES-owym to niegrywalny gniot.

Retrometr

Redaktor i główny czaromiotacz. Ulubione gatunki: Wbrew pozorom nie ograniczam się tylko do RPG. Posiadane platformy: PS4, N3DS, WiiU, PC