
Zapewne większość z Was ma gatunki gier co do których ma słabość, niby przeszedłeś ich całą masę, niby wszystkie z czasem są podobne, a i tak niczym na wigilii – przyjmiesz jeszcze. Takim przypadkiem jest u mnie gatunek platformerów 3D, a opisywany dziś tytuł był kolejnym na liście odhaczonym i skonsumowanym z przyjemnością, mimo iż niewiele sobą wnosi. New Super Lucky’s Tale jest mixem rozwiązań jakie widziałeś już wiele razy czy to u Nintendo, czy innych im podobnych. Mimo to robi wszystko dobrze, klasykę też trzeba umieć zaimplementować, od pierwszych chwil czułem się jak w domu. Historia jak na ten gatunek jest całkiem fajna i trzyma się kupy, choć wiadomo nie są to Oscarowe role. Obrońcy księgi czarów zostali zdemolowani przez złego czarnoksiężnika, a w wyniku splotu pewnych wydarzeń tylko ty zostałeś przerzucony do innej krainy i pora pozbierać strony ów księgi porozrzucane po różnych światach. Nic odkrywczego, ale intro jak i outro zostało bardzo ładnie zrobione i fajnie wprowadza w klimat gry.
Wersja jaką tu opisuje jest już że tak powiem ostateczną odsłoną z wszystkimi ulepszeniami jakie po drodze ten tytuł czekały. Przygody liska zaczęły się dość nietypowo, bo od gierki Lucky’s Tale VR w 2016 roku na Oculus Rift’a. Rok później wyszedł już pełnoprawny klasyczny platformer Super Lucky’s Tale na PC i XONE (2017, PC, Xone). W 2019 roku z kolei na Switch pojawił się New Super Lucky’s Tale, który potem już został przeportowany dalej. Jakie są zatem różnice pomiędzy New Super Lucky’s Tale, a zwykłym Super Lucky’s Tale? Twórcy utrzymują że przebudowali całkowicie grę ulepszając ją a nie jedynie podnosząc rozdzielczość, usprawnili poziomy, dialogi, animację i co równie ważne z punktu widzenia gracza dodali też wszystkie DLC wplatając je w historię podstawki. Teraz dwa poziomy które wcześniej były zawartością dodatkową, są po prostu częścią gry i zgrabnie to wyszło muszę powiedzieć. Jeżeli dziś ktoś się zastanawia którą wersję wybrać to pomogę w wyborze – opisywany dziś New Super Lucky’s Tale jest jedynym sensownym wyborem.
Lucky’s Tale to zatem platformer jakich wiele, ale jednocześnie jest zrobiony bardzo dobrze, pomysły na poziomy i mechanika są zadowalające, a momentami wręcz bardzo dobre. Podobały mi się poziomy trochę na zasadzie endless runner, nasza postać popyla cały czas do przodu a my jedynie skokami możemy manewrować. W praniu wyszło to bardzo fajnie. Są micro zagadki, ale nic co by nas zatrzymało na dłużej, jest trochę walki, ale przede wszystkim masa skakania i szukania znajdziek jak to być powinno. Dodatkowym bajerem jest możliwość zakopania się pod ziemię i drążenia tunelu, czasem wykorzystuje się ten motyw w walce i eksploracji, może trochę za mało, ale i tak fajnie że taki oryginalny akcent jest. Są też bosowie, bardzo fajnie ich zrealizowano, każdy jest inny, ma swoją historię i wieloetapową walkę, podoba mi się to! Nienawidzę jak w grze brakuje bossów, albo jest jeden i ten sam tylko dorzucają jakiś pojedynczy element przy kolejnym spotkaniu. Pod tym względem zawiodłem się na tegorocznym PaperKlay, którego również recenzowałem, ale Lucky nie zawodzi i wychodzi z tej konfrontacji obronną ręką.
Prócz klasycznych poziomów mamy też dwa rodzaje minigierek, jedne to łamigłówki sympatycznego golema, który w podziemiach zawsze na nas czeka z nowym rozdaniem swej planszy. Musisz tak poruszać figurami by liski były na podświetlonych polach, brzmi banalnie jak to w grach logicznych, ale jak to w grach logicznych bywa im dalej tym trudniej. Rozwiązałem wszystkie zagadki, więc nie były to jakieś ultra trudne wyzwania, ale muszę przyznać że przy kilku musiałem się bardziej nagłowić co odnotowuję na plus. Drugą minigierką jest przechylanie planszą tak, by nasz bohater zamknięty w kuli nie wypadł poza nią lub nie zrobił sobie kuku jednocześnie zbierając cały szmelc na planszy. Tutaj już umysł jest mniej potrzebny, bardziej liczy się zręczność i co tu dużo gadać, podobały mi się te plansze i chętnie zaliczyłem wszystkie.
Grafika jaka jest każdy widzi, nie są to szczyty możliwości ówczesnych sprzętów, ale w platformerach nie o to chodzi. Plansze mają być barwne, przejrzyste i cieszące oko, a te wymagania w moim mniemaniu Lucky spełnia. Kilka akcentów jak olbrzymi golem, czy znikające platformy bez światła latarni wyglądały bardzo fajnie. Szczeny z podłogi zbierać nie będziesz, ale nie ma mowy o wstydzie, jest poprawnie i solidnie. Muzyka jest spoko, ale podobnie jak grafika jest to solidna robota sprawdzająca się w praniu, jednak nie jest to ścieżka dźwiękowa której będziesz słuchał nawet po zakończeniu gry. Gdy już przy dźwiękach jesteśmy…
Gra ma pewne małe niedogodności i zaniedbania, których po prostu nie rozumiem. Jednym z nich jest popiskiwanie postaci przy dialogach. O ile jestem w stanie zrozumieć to przy mało istotnych NPCtach, tak główne dialogi z bossami i fabularne wątki już mi przeszkadzają. Tym bardziej że w intro i outro mamy ładnie podłożony głos. To nie Nintendo 64, gdzie z powodu limitu pojemności cartów trzeba było takie chwyty stosować. Drugą niedogodnością jest cos, czego nie rozumiem. Mówimy o platformerze, grze gdzie ważne są znajdźki i zbieractwo dupereli. W każdej planszy masz do zebrania odpowiednia ilość monet, ukrytą kartkę, podstawowe przejście i zebranie literek LUCKY. Nic odkrywczego, ale bawi od lat takiego starucha jak ja i staram się zawsze jak najwięcej zbierać. I każdy szanujący się platformer po naciśnięciu przycisku pauzy zawsze widzi w pierwszej kolejności planszę z poziomami i podglądem ile gdzie dupereli jeszcze zostało do pozbierania. No nazwijcie mnie noobem, ja takiego czegoś w tej grze nie znalazłem. Szukałem, może jakiś NPC mi to wyświetli, no nie. Nie rozumiem jak można w takiej grze tego nie zaimplementować.
Przeszedłem wszystkie plansze w grze łącznie z tymi dodatkowymi w Foxington, nie znalazłem wszystkich znajdziek, ale masterowania na stare lata się i tak w grach nie podejmuję. To wszystko zajęło mi 7 godzin, tak jak można podejrzeć na longplayu. Jak dla mnie jest to przedział czasowy wystarczająco dobry by rozbudować grę, ale jednocześnie nie zacząć nudzić. Poziom trudności mógłby być jednak nieco wyższy, nie jest to wyzwanie dla hardcore’ów, ale dlatego sprawdzi się też jako propozycja dla młodszego gracza, a takiego starego jak ja nie przyprawi o podwyższone ciśnienie. Chętnie przygarnąłbym kontynuację, bo fabuła zostawia sobie furtkę, ale niestety od strony Playful Studios mamy ciszę w eterze i obawiam się że ta podróż już się zakończyła.
Nowe Super Przygody Liska to platformer dla fanów, lubiłeś Banjooo, Mario w 3D, Spyro czy pierwszego Jaka i Daxtera to tutaj poczujesz się jak w domu. Z każdego klasyka czerpie coś, ale nadaje mu swój klimat będąc sobą co jest godne odnotowania. Mógłby być nieco trudniejszy, ma też kilka drobnych mankamentów o których wspomniałem, ale generalnie to bardzo dobry szpil w którego grało mi się przyjemnie, zielone światło jak nic.

Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: PC/2025
3 słowa do gracza: nowe systemy, stare rozwiązania, mi w to graj! Prócz kilku mankamentów trzyma się bardzo dobrze.