Pisząc newsy ostatnio sam się nakręcam na granie w indyki, które czy to poprzez mechanikę, czy poprzez stylistykę odwołują się do staro-szkolnych gier. Nie ukrywam że jestem mega fanem platformerów 3D, Spyro, Gex, czy Mario dla mnie bez różnicy, wciągam bez popity! Tym bardziej przykuł moją uwagę debiutujący pod koniec maja PaperKlay, który nawiązuje do tej złotej ery trójwymiarowych platfusów, brzmiąc również nostalgicznie. No bo utwór przewodni został stworzony przez tych samych wirtuozów, którzy pracowali nad muzyką do Banjo-Kazooie, a wśród głosów postaci jest człowiek, którego usłyszeliście w grach Sly Cooper, no kurde, fanowi gatunku wiele więcej nie potrzeba na zachętę.
Naszymi bohaterami będą postacie tworzące drobiowy duet, a mianowicie kurczak z pisklakiem na plecach, chwyt znany i sprawdzony, Jak nosił Daxtera, było tak w Banjo-Kazooie i wielu innych produkcjach. Jakaś fabuła jest? No jak to w takich grach… jest, ale bez przesady, kogut pilnował jaj, a podstępny lis mu je zajumał i odleciał statkiem powietrznym. Nasza ekipa marząca o przygodach rusza w pościg, zbierając po drodze jaja które lisowi spod kity wypadły za burtę i tyle. W tego typu grach rzadko jest coś więcej więc olać. Prócz odniesień do klasyków głównym pomysłem na grę jest jej stylistyka, a mianowicie wykreowanie całego świata jakby był stworzony na robótkach ręcznych w domu kultury i powiem wam że wyszło spoko. Patyczki po lodach jako most, rolki po srajtaśmie jako platformy, postać z skarpetki, bardzo fajnie to wyszło. Owszem, były już takie gry jak np. Tearaway o którym pewnie nikt nie pamięta… no może prócz twórców właśnie, którzy nie kryją inspiracji.
nowa świecka tradycja, czyli recenzja wideło!
Konstrukcja gry jest też staroszkolna, co mi w sumie pasuje, mamy cztery światy a w każdym hub przesiadkowy z zadaniami i drzwiami do kilku lokacji z odrębnymi poziomami. Jak to w platformerze, skaczemy, zbieramy, czasem kogoś obijemy i kombinujemy jak brnąć do przodu. Niby standard, ale w PaperKlay wprowadzono dwa ciekawe elementy urozmaicające gameplay. Pierwszym z nich są że tak powiem obrotowe segmenty levelu. Masz pokrętło, którym obracasz wokół osi całe połacie poziomu, przychodzisz na miejsce i widzisz ścianę, obracasz wszystko i nagle ukazuje się przejście. Czasem są to jakieś małe elementy, a czasem naprawdę duże konstrukcje. Poziomy są też bardzo przestrzenne, przypominają mi nieco Spyro z PSX’a, gdzie przesz szybowanie można było fajnie się przemieszczać po poziomach. Tutaj mam jednak mały zarzut, bo poziomy bywają czasem zbyt puste, mam wrażenie że przestrzeń nie jest momentami dobrze zagospodarowana i zmniejszenie powierzchni wyszłoby grze na dobre, ale tak jest w niektórych momentach, przeważnie jest wszystko dobrze zbalansowane.
Jak to w platformerach w których drugi bohater dotrzymuje nam towarzystwa bywa, tak i tutaj nasz fumfel też dostaje jakiejś poziomy w których musi radzić sobie sam i wtedy gameplay się zmienia. Nie inaczej jest u drobiowego duetu, gdzie nasz mały towarzysz otrzymuje małe etapy po których może tylko chodzić bez skoku czy walki. Przemieszczamy się po małym świecie chodząc naokoło i rozwiązując drobne zagadki. Szkoda że nie ma więcej tych etapów i nie są bardziej wymagające, choć ten ostatni musze przyznać lekko nadwyrężył mi zwoje mózgowe, a gdy o poziomie trudności już mówimy…
No cóż, poziom trudności w tej grze jest jak na mój gust zbyt niski, pierwszy świat to właściwie spacer, w drugim jest jeden level w którym zapala się już lampka, oho coś się zaczyna dziać, ale dopiero w ostatnim świecie jest już nieco trudniej i można zginąć nie przez przypadek. Nie jest to hardcore, ale w porównaniu do reszty jest odczuwalny skok i trzeba już się nieco skupić, przez co przynajmniej mi jako staremu wyjadaczowi się bardziej podobało. Ostatni świat oferuje też chyba najciekawsze postacie, a dokładnie to skarpetkowego kota, który potrafi wzbudzić nieco niepokoju. Cały urok ostatniego świata psuje jednak ostatni boss, który jest jakimś żartem, zdecydowanie zbyt pokpiono tutaj sprawę. Ogólnie jest deficyt bossów, no bo jest ich ledwie dwóch. Boss dopiero w trzecim z czterech światów to lekko niepoważny temat. Powinien być Boss w każdym świecie i basta! Dla tych którzy lubią wyzwanie przygotowano tzw. remix levels, ponoć bardzo wymagające poziomy po jeden na świat. Nie wiem jednak ile w tym prawdy bo trzeba świat ogolić na 100% mając wszystkie znajdźki by taki level odblokować, a ja już stary jestem i mi się nie chciało. Zadowoliłem się po prostu przejściem całej gry, wszystkich ogólnodostępnych poziomów i wyzbieraniem czego się dało po drodze bez wracania ponownie do levelu. Zgodnie z licznikiem w grze zajęło mi to 4 godziny 45 minut, więc nie tak źle, ale i bez szału. Mając jednak deficyt czasu na gry nie ukrywam że wole jak gra jest krótsza więc mi to pasuje.
We wstępie wspomniałem że główny motyw muzyczny został stworzony przez tych samych wirtuozów, którzy pracowali nad muzyką do Banjo-Kazooie. Owszem, utwór tak, ale cała reszta muzyki to już robota kogoś innego. Wygląda na to, że najpierw był motyw muzyczny, a potem cała reszta ścieżki dźwiękowej powstała na jego bazie miksując go i rozszerzając. Wyszło muszę przyznać bardzo dobrze, zdążyło się kilka plansz z irytującą muzyką, ale generalnie musze pochwalić muzykę, podobnie jak głosy postaci. Wszystkie dialogi w grze są mówione, co nie zawsze było standardem bo Nintendo potrafiło bardzo długo do superprodukcji dodawać mamroczące dźwięki zamiast dialogu. Gdy w napisach końcowych jest więcej osób podkładających głos niż twórców to robi się ciekawie.
longplay mojego autorstwa ;)
Wartym wspomnienia jest tutaj to, że nie licząc dźwięku i testów, cała gra była tworzona przez właściwie jednego człowieka. Polubiłem tego gościa choć go nie znam, wykonał kawał dobrej roboty, a do tego na Steam się często udziela i słucha graczy. Po zarzutach że bohater porusza się zbyt wolno w patchu dodał opcję sprintu i nieco przyśpieszył ruchy kuraka co bardzo usprawniło gameplay. Zapowiada prace nad portem na konsole, więc możliwe że już niedługo będzie można zagrać w drobiowy duet na słiczach, plejstejszynach i xboxach, a gdy będziecie to robić pamiętajcie że dołożyłem się do portu kupując grę na premierę za prawie 70 zyla hehe.
Reasumując, gra jest nierówna i zasługuje na żółty retrometr, czyli oznaczający szpila dla fanów gatunku. Mamy tutaj bardzo fajnego platformera 3D dla fanów klasyki, oryginalna oprawa, choć gameplay sztampowy, kilka fajnych pomysłów na poziomy, ale brak bossów, reagującego na głos społeczności autora, choć jego bohaterowie mogliby mieć więcej charyzmy bo na kiblu przy jednym posiedzeniu bym lepsze dialogi napisał, a poziom trudności mógłby być ciut większy. Ja się bawiłem dobrze i czasu nie żałuję, ale weźcie pod uwagę że jestem miłośnikiem gatunku od dekad i już czekam na kontynuację drobiowego duetu.
Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: PC/2025
3 słowa do gracza: udana próba przywrócenia w chwale platformerów 3D przez właściwie jedną osobę. Czuć braki, ale i potencjał!