Pierwszy SMG oczarował wszystkich i sprawił, że nawet niezainteresowani kupnem Wii gracze zaczęli spoglądać w kierunku niepozornej maszynki Big N. Pomysł z podróżą po kosmosie i odwiedzanie planet, które różnią się między sobą niemal wszystkim od rozmiarów po mechanikę okazał się strzałem w dziesiątkę. Posypały się dychy w branżowej prasie i serwisach internetowych, pojawiło się też wiele głosów, że wreszcie pojawił się godny następca Super Mario 64. Potrzeba nie lada odwagi, by zabrać się za poprawę ideału, ale od czego Nintendo ma takich ludzi jak Shigeru Miyamoto, Yoshiaki Koizumi i ich zespół.
„Your special someone got kidnapped and now you gotta save her, am I right?”
Chyba każdy gracz wie jakiej fabuły się po Mario spodziewać, więc poinformuję tylko, że nic się nie zmieniło ;). Księżniczka Piczka została porwana przez Bowsera i znów wąsaty musi ją uratować, bez skrupułów depcząc po drodze dziesiątki Goombas’owych głów. W odróżnieniu od pierwszej części teraz mamy mniej przynudzających animowanych przerywników i dialogów co dla mnie jest plusem. Zmienił się również sposób wybierania kolejnych leveli, nie musimy biegać po wielkim planetarium, by znaleźć interesujące nas przejście. Teraz mamy do dyspozycji oldschool’ową mapkę na której wybieramy kolejne galaktyki. Jest ona przejrzysta i pozwala bardzo szybko wybrać kolejny poziom – tutaj również zmiana na plus. Jak widać przyłożono się do detali i dopracowano formułę maksymalnie nastawiając się na czyste granie bez zbędnych ozdóbek.
Tak więc przechodzimy do mięska, czyli eksploracji kolejnych poziomów. Podobnie jak w jedynce motywem głównym jest przemieszczanie się po kolejnych światach, niektóre planety są duże i gramy w nich „klasycznie” przemieszczając się do przodu po horyzont. Niektóre jednak są malutkie, niewiele większe od Mario z własnym polem grawitacyjnym. Daje to mnóstwo możliwości, a przy tak zdolnym i pełnym pomysłów zespole co chwilę będziemy mile zaskakiwani. W jednym levelu główna planeta jest zalana magmą, a my skaczemy po małych orbitujących przy niej planetkach starając się wbić w ich pole grawitacyjne i mijać ogniste potwory wyłaniające się z lawy. Innym razem odwiedzamy poziom w którym wszystko jest duże, nie ma to jak skopać tyłek Goombasowi wielkości kamienicy! Natomiast motywy w świecie duchów po prostu niszczą i trzeba je zobaczyć na własne oczy. To co tam nawyrabiali skośnoocy zasługuje na słowa uznania.
Co nowego? Dodano kolejne power mushroom’y. Prócz starych jak np. pszczółka, czy sprężyna doszły grzyby po których Marian zmieni się w taranujący wszystko na jego drodze głaz, lub będzie z chmur tworzyć czasowe platformy do skakania w powietrzu, ewentualnie świdrem przewierci planetę na wylot. Też chcę takie grzyby… Wszystko to jednak nic w porównaniu z tym, iż teraz z pomocą przychodzi nam Yoshi i jakby było tego mało on również posiada power up’y! Nie wiem jaką nasz zielony wierzchowiec ma przemianę materii, ale wciąga wrogów i przerabia ich na starbits’y. Jęzorem potrafi zahaczyć o elementy, które potem będziemy do siebie przyciągać. Power up’y dodano naprawdę fachowe, czerwona papryczka chili sprawia, że Yoshek zaczyna cholernie szybko przebierać nogami i mamy turbo (wbieganie pod pionowe ściany included), choć ciężej nad nim zapanować. Zjedzenie świecącej gruchy sprawia, że Yoshi zaczyna się świecić oświetlając, a raczej tworząc nam drogę (przypomina to nieco motyw z świetlikiem w trzecim Crashu z tą różnicą, że światło nam drogę dopiero tworzy), to oczywiście nie wszystko co oferuje nam ta część Mario.
“Hey, Bro! I’m all over the place these days, exploring the universe!”
Gdy znudzi nam się sterowanie Marianem możemy grać jako Luigi. Gra nim różni się właściwie jedynie tym, że wyżej/dalej skacze jednak jest ciamajdowaty i czasem nie wyrabia z “hamowaniem” co na krawędzi ma znaczenie, wolniej też robi kolejne kręciołki. Lucek jest raczej postacią dla speedrun’erów i graczy bardziej doświadczonych, szukających skrótów i wykonujących celniejsze skoki. Odrębną sprawą są bossowie. Prócz stałego punktu programu, czyli walk z Bowserem i jego latoroślą, mamy bardzo ciekawych mini bossów rozsianych po planetach. Jak np. olbrzymi wężowaty smok przebijający się przez niewielką planetę na której się znajdujemy. Zranić go możemy jedynie, gdy podczas świdrowania w planecie zaklinuje się na chwilę zostawiając na wierzchu czuły pierścień. A to tylko jeden z pierwszych szefów z jakimi przyjdzie Tobie walczyć, każdy został zaprojektowany ciekawie i z rozmachem. Kolejny raz odnotowuję w kajecie plus.
W SMG2 wykorzystano oczywiście również wiilota. Prócz standardowych zastosowań takich jak łapanie kursorem kolorowych dupereli, czy trząchnięcia by wyprowadzić atak mamy tu również całe levele wykorzystujące kontroler Nintendo. W jednym wskoczymy na wielką kulę i trzymając kontroler w pionie będziemy się nią przemieszczać i balansować za pomocą wychyleń. Podobnie tylko trzymając wiilot w poziomie sterujemy ptakiem, na którym będziemy przemierzać kilka światów. W użyciu mamy również głośnik wbudowany w kontroler, są levele w których elementy znikają lub pojawiają się regularnie co parę sekund. Prankster comet w Beat Block Galaxy jest właściwie niemożliwy do zdobycia bez wsłuchania się w rytm wybijany z wiilota, idziemy przez poziom jak w transie wsłuchani w tykanie odmierzające czas po którym zmieni się znów wystrój levelu – czaisz motyw!?
“Ready to face the ultimate player in the galaxy?”
Do zrobienia jest naprawdę wiele. W każdym świecie mamy do odnalezienia ukryty Comet Medal, który z kolei da nam dostęp do dodatkowego poziomu (z reguły trudniejszego) będącego wariantem tego z Comet Medalem. Gdy już pozbierasz wszystkie 120 gwiazd, dowiesz się, że czeka na ciebie drugie tyle ukrytych, tym razem zielonych. Żeby nie było za łatwo – po zielonych gwiazdach odblokujesz Grandmaster Galaxy, gdzie z powodu poziomu trudności miękną najtwardsi. Przy levelach typu Grandmaster człowiek zaczyna się zastanawiać, czy twórcy w ogóle go przeszli (mi wciąż brakuje tej jednej jedynej, ostatniej cholernej gwiazdki na którą już ponad 100 żyć straciłem!). Nintendo zastosowało tutaj zasadę easy to play hard to master, która powinna zadowolić wszystkich graczy. Przejście SMG 2 na 100% zajmuje tyle czasu co przejście RPG’a (spokojnie przebijesz nawet 40h!). Z całą pewnością nie jest to gra na jeden wieczór i warto zagrać z kimś. Mamy do dyspozycji ograniczony co-op, gdzie drugi gracz jest naszym wsparciem. Ot paraliżuje wrogów lub zbiera monety. Motyw ten został dodany głównie z myślą o rodzicach wspierających w grze swoje dzieci, ale kumpel z piwem też może być (jak to Ty jesteś trzeźwy na imprezie to tak jakbyś pilnował dzieci).
Dla mnie Super Mario Galaxy 2 to opus magnum platformówek, wyczerpuje ich formułę i dodaje coś od siebie jednocześnie nie mieszając do tego innych gatunków. Przechodząc z poziomu na poziom jesteśmy wciąż zaskakiwani i mamy wrażenie, że wyobraźnia twórców jest bezgraniczna. Aż to podkreślę: plansze w 3D i 2D, kontroler ruchowy, minigierki, co-op, ciekawi bossowie, możliwość dobrania postaci do Twojego sposobu gry, herdcore’owe wyzwania i ogrom znajdziek – tutaj jest wszystko! Grywalność w tej części Mario po prostu nie mieści się w żadnej skali (Gazparek śpieszy z medalem). Do tego przygrywa nam cały czas Mario Galaxy Orchestra, która wykonała cały OST. Skompletowanie całej orkiestry i big bandu na potrzeby gry, jest przykładem tego jak się traktuje nie tylko produkt, ale również gracza. Ja zostałem w każdym razie tym faktem usatysfakcjonowany (posłuchajcie głównego motywu na dole). SMG2 to tytuł dla wszystkich i jednocześnie must have dla każdego szanującego się fana platformówek. Śmiało można powiedzieć, że Mario wciąż siedzi na swym tronie i gładzi spokojnie wąsa patrząc z politowaniem na wyczyny konkurencji w gatunku, która nigdy na dłuższą metę nie dała mu rady. To jedna z tych gier dla której warto kupić daną konsolę.
Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: Nintendo Wii/2013
3 słowa do gracza: SMG 2 to opus magnum gatunku, który na chwilę obecną nie ma konkurencji w swojej kategorii.
Ciekawostki:
» SMG 2 był początkowo planowany jako dodatek do pierwszej części o roboczej nazwie Super Mario Galaxy 1,5. Jednak podczas pracy nad nim stworzono tak dużo materiału, że postanowiono dać zielone światło na samodzielną produkcję.
» OST do gry wykonała specjalnie powołana do tego zadania Mario Galaxy Orchestra w skład której wchodziło sześćdziesięciu muzyków + dziesięciu muzyków tworzących big band.
Do posłuchania w trakcie lektury:
Super Mario Galaxy 2 – Main Theme
Super Mario Galaxy 2 – Beat Block