Recenzja | Shantae (GBC, 3DS, NS, PS4, PS5)

W swojej karierze gracza nieraz miałem (i wciąż mam) styczność z produkcjami, w których wiodącą rolę odgrywa kobieta. Wśród nich jest pierwsza część przygód młodej Pół-Dżinn, którą chciałbym Wam przedstawić w niniejszej recenzji. Zainteresowanych zapraszam do lektury.

Na początku przyjrzyjmy się ogólnemu zarysowi fabuły gry. Jej akcja dzieje się na fikcyjnej wyspie Sequin, której wiele lat temu strzegły potężne Dżinny. Z czasem ów istoty zaczęły się wiązać z ludźmi, a owocem ich związku były tzw. Pół-Dżinny, które ostatecznie przejęły obowiązki swoich „silniejszych” rodziców („czyste” Dżinny w niewyjaśniony sposób zniknęły z wyspy).

Jednym z Pół-Dżinnów jest tytułowa bohaterka (Shantae), której przydzielono pilnowanie portowego miasteczka Scuttle. Pewnego dnia zostaje ono zaatakowane przez załogę piracką Tinkerbats, którzy pod przywództwem groźnej i urokliwej Risky Boots kradną od miejscowego łowcy skarbów prototyp maszyny parowej. Ku nieszczęściu antagonistki, urządzenie jest niekompletne, ponieważ brakuje czterech magicznych kamieni, niezbędnych do jej właściwego funkcjonowania.

Po ucieczce piratów, Mimic (bo tak się zwie wspomniany wcześniej łowca skarbów) informuje Shantae o porozrzucanych po całej wyspie kamieniach oraz daje do zrozumienia, że wróg nie śpi i zrobi wszystko, by znaleźć brakujące komponenty skradzionej maszyny. Aby zapobiec nadchodzącemu nieszczęściu (jak to nieraz się mawia – „coś, co jest w niewłaściwych rękach, może sprawić spore kłopoty”), dzielna Pół-Dżinn wyrusza na poszukiwania, podczas których pomogą jej wierni przyjaciele (hodowczyni ptaków bojowych Sky i lekkoduch Bolo) oraz zupełnie nowa znajoma (dziewczyna-zombie Rottytops – jak ktoś zna angielski, to doszuka się w tym imieniu dwuznaczności ;P).

Jak widać, historia zawarta w pierwszej Shantae nie jest zbyt skomplikowana (ostatnie zdanie pierwszego akapitu może być zastanawiające, ale coś czuję, że późniejsze odsłony serii nieco je rozjaśniają), ale pod żadnym pozorem nie jest też nudna – dialogi między postaciami czy pewne ujęcia podczas nich z miłą chęcią się śledzi, a nawet parę razy wywołują uśmiech na twarzy (np. te podczas otwierania niektórych świątyń, o których wspomnę później).

No dobrze, fabułę gry mamy już za sobą, więc czas na omówienie rozgrywki, wzorującej się na m.in. dwuwymiarowych odsłonach serii Castlevania czy Metroid. Sterując tytułową bohaterką, łazimy po różnych lokacjach wyspy Sequin (takich jak lasy, pustynie czy góry), w których czają się różnorodni przeciwnicy (m.in. duchy, syreny, pająki czy golemy) oraz przeszkody (np. przepaście, kolce czy… woda – tak, Shantae przynajmniej w tej części serii nie potrafi pływać ;) ). Na szczęście nie jesteśmy bezbronni, więc podczas starć z oponentami w głównej mierze stosujemy tzw. bicza, którym jest… fryzura Naszej postaci (jak ktoś oglądał niejedną kreskówkę czy anime, to taka „broń” nie będzie żadnym zaskoczeniem). Alternatywą są specjalne przedmioty (ogniste kule, pioruny, itp.)/techniki (kopniaki, łokieć), które możemy kupić/nauczyć się w miasteczkach za odpowiednią cenę (czasem oponenci zostawiają po sobie klejnoty o różnej wartości, pełniące tutaj rolę waluty), oraz Magiczne Tańce, będące najbardziej charakterystyczną mechaniką w niniejszej produkcji.

Naciskając właściwy przycisk (na Game Boy’u jest to „Select”, a na PlayStation 4 „trójkąt”) aktywujemy specjalny tryb (czyli tzw. Magiczny Taniec), podczas którego należy wprowadzić odpowiednie kombinacje (odblokowuje się je wraz z progresem gry) w odpowiednim czasie. Ogółem jest ich jedenaście, z czego pięć z nich to teleportacje do miasteczek (ich sekwencje są najdłuższe, więc z początku mogą się wydawać trudne do wykonania), kolejne cztery to przemiany w zwierzęce formy (tylko dwa przyciski do wklepania, więc błahostka), jeden umożliwia regenerację życia Shantae (również banał, jednakże wymaga on dodatkowej opłaty w postaci klejnotów), a ostatni jest specyficzną transformacją (dostępną tylko przez kody bądź odpalenie cartridge’a z Game Boy Color na Game Boy Advance). Najbardziej istotna jest ta druga grupa tańców, która jest przydatna zarówno podczas walki (w tym aspekcie dla trzech form trzeba znaleźć specjalne akcesoria, które ukryte są w odwiedzanych przez Nas miejscówkach), jak i eksploracji. Zwierzątka, w jakie możemy się przemienić, są następujące (podana poniżej kolejność jest kolejnością ich odblokowania):

Małpka – możliwość wspinaczki po ścianach oraz wciskania się w ciasne szczeliny. Po zdobyciu specjalnego przedmiotu, możemy atakować pazurami. Pod względem poruszania się, jest to najszybsza forma Shantae.

Słoń – możliwość rozwalania niektórych ścian oraz taranowania przeciwników. Jest to jedyna transformacja, która ma możliwość atakowania bez specjalnego akcesorium (jedynie co on dodaje w tym przypadku, to dodatkowy atak w postaci stąpnięcia). Jak na jednego z najcięższych ssaków przystało, ta forma jest tą najwolniejszą, jeśli chodzi o poruszanie się.

Pająk – możliwość wspinaczki po tzw. „wewnętrznych” ścianach (elementy tła w niektórych lokacjach) oraz wysoka skoczność (podobna do małpiej formy). Specjalny przedmiot umożliwia zasięgowy atak jadem. W późniejszej fazie gry, jest to najmniej przydatna transformacja (przynajmniej według mnie).

Harpia – możliwość lotu, która nie dość, że ułatwia eksplorację, to jeszcze pomaga uniknąć większość przeszkód. Dzięki specjalnemu talizmanowi możemy atakować szponami. Jak dla mnie najlepsza forma do poszukiwań istotnych znajdziek (o nich już za chwilę), jednakże poruszanie się nią po ziemi jest trochę kłopotliwe…

Skoro jesteśmy jeszcze przy rozgrywce, to dobrze by było poruszyć cztery pewne aspekty. Jeden z nich to wspomniane przed chwilą znajdźki, które (jak to bywa w niektórych grach) urozmaicają eksplorację odwiedzanych lokacji. Ów znajdźki możemy podzielić na dwie grupy: te o „mniejszej wadze” i te o „większej wadze”. Pierwsze otrzymujemy (nie zawsze) od pokonanych przeciwników, czyli klejnoty o różnej wartości (o tym już pisałem parę zdań temu) oraz serduszka (dzięki nim możemy się wyleczyć). Drugie natomiast są tak jakby „skarbami”, bardziej lub mniej sprytnie ukrytymi na wyspie Sequin. Do nich zaliczyć możemy: kontenery na serca (na początku mamy ich tylko trzy – ich wyzerowanie skutkuje utratą życia i cofnięciem się na sam początek zwiedzanej sekcji), świetliki (za znalezienie ich wszystkich odblokowuje się Leczniczy Taniec), małe ośmiorniczki (związane są one z możliwością szybkiej podróży) oraz specjalne akcesoria, o których była mowa przy transformacjach bohaterki. Na szczęście tych „skarbów” dużo nie ma, więc osoby, które nie przepadają zbytnio za łażeniem tu i tam (choć „backtracking’u” tutaj nie brakuje) mogą się czuć spokojnie.

Drugim takim aspektem są cztery świątynie, dzielące od siebie liniowe sekcje (wszystkie te lasy, góry czy inne bagna). Świątynie są w formie małych labiryntów, gdzie ukryte są poszukiwane przez Shantae magiczne elementy maszyny parowej; oraz poznaje się zwierzęce transformacje. Jak można się domyślić, nie brakuje tu prostych zagadek (np. ułożenie właściwych wzorów na kolumnach), groźnych pułapek, upartych przeciwników, tajnych przejść (do niektórych z nich niezbędne są wspomniane transformacje) oraz większych/mniejszych skarbów (w tym bonusowe życia – wyzerowanie ich wszystkich kończy się napisem „Game Over”, oraz cofnięciem się do ostatniego punktu zapisu gry). Na końcu każdego Dungeon’u czeka Nas walka z bossem – będąc szczerym, w porównaniu do ostatecznego starcia z Panią Kapitan i (ewentualnie) „bossem” z tzw. sekcji wprowadzającej, te potyczki nie są jakoś zbytnio wymagające (choć trzeba tam trochę pogłówkować).

Kolejnym istotnym elementem jest pięć miasteczek (z czego jedno jest „ruchome”), które podobnie jak świątynie, oddzielają od siebie liniowe lokacje. W nich jednak nie uświadczymy walk, lecz możemy wykonywać inne czynności, np. wyleczyć się w łaźniach, kupić jakieś przedmioty, zapisać stan gry (niektóre miejsca poza nimi też to umożliwiają – wystarczy spotkać na swej drodze charakterystycznego staruszka, i do niego zagadać), wziąć udział w minigrach (obstawianie wyścigów gekonów, tańce na scenie, wyścig z Rotty – tu tylko wspomnę, że ów rozrywki nie są dostępne w każdej mieścinie), aktywować punkty szybkiej podróży (wręczanie znalezionych małych ośmiorniczek ich mamom), nauczyć się Leczniczego Tańca (tylko w Water Town) czy po prostu pogadać z mieszkańcami (w tym z przyjaciółmi Shanate). Z niektórych rozmów można się dowiedzieć pewnych wskazówek odnośnie sterowania postacią czy kierunku dalszej podróży (ogólnie są one bardziej lub mniej przydatne).

Ostatnią rzeczą, o której chciałbym wspomnieć odnośnie rozgrywki, jest zaczerpnięty m.in. z Castlevania II: Simon’s Quest cykl dnia i nocy. Różnica między tymi porami jest taka, że nocą przeciwnicy są znacznie silniejsi, w tle leci inna muzyczka, no i są możliwe czynności, których za dnia nie wykonamy (tańce na scenie, poszukiwanie świetlików, wizyta w Zombie Caravan). Przyznam, że ogólnie jest to dość ciekawa mechanika gry.

O oprawie audio-wizualnej pierwszej Shantae nieraz można przeczytać/usłyszeć opinie, że jest to jedna z najładniejszych gier na Game Boy Color. Cóż, wszystkiego nie ograłem na tym sprzęcie (napiszę nawet więcej – sporo z nich jeszcze przede mną), jednakże to, co ja zobaczyłem w opisywanej przeze mnie produkcji, zrobiło na mnie niemałe wrażenie. Jak na możliwości kieszonsolki Nintendo, przedstawione tutaj tła czy animacje postaci są bardzo dobrze wykonane oraz są miłe dla oka. Jedynie co może trochę drażnić to wielkość wyświetlanego obszaru (uroki sprzętu, na którym pierwotnie pojawiła się gra), przez co nieświadomie wpada się na pewne przeszkody – dość odczuwalne jest to na pustkowiach na zachód od miasteczka Scuttle, gdzie pojawia się trochę irytujący typ przeciwników… Co do muzyki, to ciężko mi cokolwiek złego napisać – melodie idealnie wpasowują się w klimat przygody młodej Pół-Dżinn, a utwór o nazwie “Burning Town” tak mi zapadł w pamięć, że stał się dla mnie synonimem tejże serii. Zgadza się, w kolejnych częściach możemy usłyszeć jego przearanżowane wersje ;)

Reasumując, czas spędzony przy pierwszych przygodach młodej Pół-Dżinn nie uważam za stracony. Sympatyczny klimat, oprawa audio-wizualna na wysokim poziomie (jak na możliwości GBC), przyjemny gameplay oraz dające się lubić postacie spowodowały, że ciężko mi było się oderwać od gry. Owszem, mogło być nieco trudniej, czy wyświetlany obraz mógł być odrobinę większy, ale co tam… Ważne, że się podobało ;) Jeśli jesteście fanami gatunku zwanego Metroidvanią, dajcie szansę Shantae!

 

Retrometr

 


Dodatkowe informacje:

1) Pomimo pozytywnego przyjęcia (zarówno wśród graczy, jak i recenzentów), sprzedaż Shantae nie była zbytnio wielka (mówi się coś o ok. 25 000 sztuk). Powodów było kilka, a jednym z nich mógł być termin wydania gry (czerwiec 2002 roku), kiedy to Game Boy Color, na którego wyszła niniejsza produkcja, od roku był już w sumie zastąpiony „młodszym bratem”, czyli Game Boy Advance (w tym czasie na niego wyszły już takie tuzy jak Advance Wars czy Mario Kart: Super Circuit).

2) Kiepska sprzedaż pierwszej Shantae nie wpłynęła jednak aż tak źle na przyszłość serii, czego dowodem są cztery kontynuacje (Shantae: Risky’s Revenge, Shantae and the Pirate’s Curse, Shantae: Half-Genie Hero, Shantae and the Seven Sirens), a w tym roku, na Nintendo Switch/PlayStation 4/PlayStation 5/PC, ma wyjść niewydana na Game Boy Advance odsłona – Shantae Advance: Risky Revolution. Z tego, co mi wiadomo, na starą kieszonsolkę Nintendo też to ma wyjść (w limitowanej edycji rzecz jasna)…

3) Pierwsze przygody Shantae doczekały się kilku reedycji. W 2013 roku pojawiła się wersja na 3DSa (Virtual Console), natomiast w latach 2021-2023 światło dzienne ujrzał port na obecne konsole (Switch, PlayStation 4, PlayStation 5). Ta ostatnia edycja, dostępna w formie cyfrowej i fizycznej (za to drugie odpowiadało Limited Run Games), zawiera pewne dodatki, chociażby dwa tryby graficzne (GBC/GBA), możliwość zapisywania gry w dowolnym momencie (o tym chyba nie wspomniałem we wcześniejszej części tekstu) czy „wewnętrzny” artbook.

P.S. Screeny przedstawiające rozgrywkę z gry są mojego autorstwa (pochodzą one z wersji na PlayStation 4).

O Krzychu007 6 artykułów
Świeży nabytek w centrali Retro na Gazie. Wielbiciel gier z czasów III-VII generacji konsol, ale niektórymi tytułami z VIII czy IX generacji nie pogardzi. Ulubione gatunki: RPG, przygoda/akcja, platformówki, bijatyki, slasher'y/beat'em up, "doomopodobne" FPSy oraz wyścigi (gokarty). Posiadane platformy: PS2, PS3, PS4, PSTV, PC (laptop), GBC, Pegasus.