No i Pyk! Po małych perturbacjach udało się wyskoczyć do FunHouse w Katowicach na 4 godzinki. Przywitał nas bardzo ciepło współwłaściciel tego dobrobytu Pan Mariusz, niestety nie udało nam się poznać Pana Jakuba osobiście, może na następnym zlociku, w każdym bądź razie zapraszam na relację ze spontanicznego mini zlotu w drugim największym muzeum Arcade na naszej rodzimej Polskiej ziemi.
Na zlot w FunHouse zadeklarowało się około 15 osób, ale przybyło nas 9-ciu. Niestety z różnych przyczyn osobistych niektórzy nie mogli przybyć do muzeum, no cóż ale i tak było przednio. Jak wspomniałem we wstępie udało się zamienić parę słów z współwłaścicielem oraz spędzić 4 godziny na nerdzeniu w giereczki. Przede wszystkim trzeba oddać to, że pomysłodawcom udało się stworzyć niesamowity klimat dorównujący Krakowskiemu Muzeum Arcade. Mamy do dyspozycji kilkadziesiąt sprzętów w tym flippery, maszyny arcade, ale i również retro konsole, gdzie w tego typu miejscach jest to pewnym novum, przynajmniej dla mnie.
No właśnie retro konsolki, udało mi się rozegrać kilka pojedynków między innymi z naszym Redaktorem Keczupem, gdzie dostałem wciry w Burnouta 3 (nawet nie wiedziałem, że ma co-opa kanapowego) oraz mniejsze, ale również w PES’a 6 (oj grało się za dzieciaka). Do tego na stanie były takie koksy jak PSX, SEGA MEGA Drive, SNES, N64 czy C64, nad którym ostatnio się zastanawiałem w wersji mini ponieważ chodzi w śmiesznie niskiej cenie (około 150 zł za nówkę sztukę nieśmiganą XD). Przy kasie był regał z dostępnymi tytułami, które mogliśmy sobie wymienić. Jest to naprawdę mega spoko opcja, która jest in plus dla miejscówki.
Flipery jak to one generalnie wszystkie mi siadały, ale ten typowo retro, który wyglądał niczym wzięty z dzikiego zachodu robił robotę. Co do samych maszyn Arcade były oryginalne jaki i custom’owe ale najbardziej siadły mi dwie i przypuszczam że Keczupowi też, a były to Tokyo Cop, gdzie można poczuć się jak w prawdziwym pościgu, oraz Aqua Jet, gdzie po trzech przejazdach nogi jak po serii na siłce hehehe. Na uwagę zasługuje jeszcze hokej, gdzie można szpilać nawet we 4 osoby, ot taka wariacja klasycznych piłkarzyków.
Generalnie FunHouse Katowice jest miejscem z mega klimatem, ciekawymi pomysłami oraz dość sporym asortymentem, który ma się rozrosnąć do kolejnego pomieszczenia przeznaczonego tylko i wyłącznie pod strzelanki. Niestety Muzeum i tak w moim i znajomych odczuciu jest nieco małe oraz w dość specyficznym miejscu. Pogoda nie była nadzwyczajna, wręcz idealna na wypad do tego typu miejsca, ale przez tylko blisko 4 godziny FunHouse zostało przez nas zaliczone. Mam nadzieję, że ta relacja oraz promowanie jak uczynił to Borsuk wraz z Qurtem pozwolą rozwinąć skrzydła temu muzeum, bo naprawdę jest potencjał. Liczę na to, że być może w przyszłości już oficjalnie zawitamy tam naszą gromadą Retro wyjadaczy. Moi znajomi również byli zadowoleni ze spotkanka oraz klimatu jaki zaoferowało FunHouse Katowice. No dobra to tyle ode mnie, tak więc oddajmy teraz pióro wyższego levelem redaktora Keczupa.
Keczup
Niedługi czas po zlocie w Krakowie nadarzyła się kolejna okazja, by ponownie wyskoczyć na jakieś małe giercowanie, tym razem na spontanie. Traf padł na Funhouse w Katowicach – obiecującą miejscówkę, jeszcze rozwijającą się, która pod swoimi strzechami skrywa, może nie tak imponującą ilość automatów jak ta w grodzie Kraka, ale na pewno wielce interesującą. W przeddzień wypadu, doszło u nas do małego incydentu pożarowego, co postawiło spotkanko pod małym znakiem zapytania. W dniu deadlineu na miejscu pojawił się jednak Szyszka ze swoją ekipą. Po wymianie kilku zdań weszliśmy do środka i po serdecznym przywitaniu ze strony właściciela wzięliśmy się za danie główne.
Znaczną część sprzętu stanowiły oczywiście flippery z fajną ciekawostką będącą połączeniem pinballa i kręgli, gdzie naszym zadaniem jest strącić pionki przy pomocy piłeczki. Jednak to typowe automaty arcade najbardziej mnie zaciekawiły i tu muszę wymienić dwójkę faworytów. Aqua Jet od Namco troszkę nadszarpnęło kondycję, bowiem w tej gieruni zasiadamy za sterami skutera wodnego i bierzemy udział w wyścigach tychże. Sęk w tym, że skręt w danym kierunku możemy wykonać balansując całym ciałem w odpowiednią stronę. Miazga! Jednak koronę przywdział Tokyo Cop produkcji Gaelco. Toż to przeniesione żywcem z filmów akcji pościgi policyjne, z lawirowaniem w pocie czoła pomiędzy postronnymi samochodami, tak by dorwać złoczyńcę. Wisienką na torcie jest tutaj przełożenie naszego stylu jazdy na ruchy kokpitu, w którym zasiadamy. Tak, miota nim jak szatan! Moje oko przykuł także, ekhem, analogowy hokej. Ot, taka wariacja klasycznych piłkarzyków, tyle że z możliwością gry do czterech osób. Tu namówiłem Szychę na partyjkę we dwóch i choć udało mi się wyjść zwycięsko z pojedynku, to wcale łatwo nie było, ze względu na odpowiednie skoordynowanie ruchów.
Na dużą uwagę zasługuje jeszcze salka z kilkoma retrokonsolkami jak m.in SNES, N64, PSOne, PS2. Nie mogłem przejść obojętnie obok odpalonego Donkey Kong Country (gra dzieciństwa) czy Gran Turismo. Ale super sprawą jest możliwość wypożyczenia w kasie gier z puli kilkunastu sztuk, zarówno dla jednego gracza jak i dwóch. Tutaj z Szyszkensen pocioraliśmy w Pro Evo 6 i Burnout 3 (hell yeah).
To tyle ode mnie, w tych paru chaotycznych zdaniach. Sama miejscówka jak najbardziej na plus, aczkolwiek zdecydowanie jest za mała. Oczywiście warto się wybrać i wesprzeć inicjatywę, bo jest to naprawdę świetna atrakcja w regionie, a pewnikiem pozwoli to również rozwinąć skrzydła FunHouse’owi. Dość duża ilość, zróżnicowanych automatów sprawi, że każdy znajdzie coś dla siebie.