Przegląd | Ulubione Gry Wszech Czasów RetroBorsuka #8 – Xbox 360 + Multiplatformy

Witam ponownie w mojej liście debeściaków wszech czasów! Tutaj znajdziecie gry, które pozamiatały mną na Xboxie 360! Wiem, że to nie jest retro, ale by dokończyć tę serię gargantuicznych wpisów – należy przecież dzisiejszą listę opublikować, jak i jej kolejne odcinki – abyście mieli wyobrażenie w czym ten paskudny Borsuk gustuje. A co się będziemy szczypać! W tej części wpisu pojawią się zarówno gry ekskluzywne na X-Klocka 360, jak i multiplatformy (obecne także na PS3, czy PC), które ja ogrywałem jednak na sprzęcie Microsoftu. W kolejnym odcinku będzie podobna sytuacja, z tym że odwrotna – pojawią się moje ulubione gry, które przechodziłem na Playstation 3. Nie martwcie się więc miłośnicy Playstation 3, czy PC – poniżej także znajdziecie coś dla siebie. Zacznijmy od początku – jak wszedłem w posiadanie tego sprzętu?

Takiego właśnie białego Falcona X360 posiadam. I ten pad – wspaniały! (z wyjątkiem krzyżaka).

Długo wstrzymywałem się z zakupem konsoli wyświetlającej obraz HD. Po pierwsze – biblioteka gier na PS2 była kolosalna, po drugie – nie posiadałem telewizora HD. Niestety pewnego dnia postanowiłem sprawdzić sobie recenzję HD z pewnej świetnie ocenianej strzelanki TPP zwanej Gears of War. – O, żesz rukwa, ja ciebie, nie pierdziuuuuu! Co ja właśnie zobaczyłem? Zakutych w wielkie pancerze kosmicznych twardzieli strzelających z jeszcze większych giwer do kosmicznego ścierwa rodem z horrorów? O takiej grze marzyłem całe życie! Później durny obejrzałem jeszcze trailer Mass Effect i po prostu musiałem udać się do sklepu… Xbox 360 kupił mnie klimatem hard sci-fi, który tu wylewał się na każdym kroku. Kiedy puściłem na żywo Burnouta Paradise na telewizorze HD to ilość szczegółów po prostu doprowadziła do zjeżenia się moich włosów na głowie. Ta konsola dostarczyła mi masę radości, zdecydowanie więcej niźli konkurencyjne Playstation 3, także dzięki świetnym konwersjom z PC i znajdziecie w tej liście wiele tytułów z rodowodem komputerowym, gdyż zamiast upgradować mojego niewyjściowego PieCa – wolałem je skończyć na 360-tce. Mój Xbox 360 Falcon przeżył nawet własną śmierć, cudownie zmartwychwstał po RODzie i do tej pory siedzi na swoim trochę zapomnianym tronie w stołowym pokoju. Heh, teraz jak uruchomiłem Borsuk Retro Gry TV to niestety wylądował już w szufladzie, ale co pograłem na nim to moje! Świetny sprzęt, na który wyszło także masę fajowych indorów (w sumie to on zapoczątkował modę na indyki po kultowych grach Braid, Dust, czy Bastion) i retro konwersji. Jadymy z koksem? Jadymy alfabetycznie!


ASSASSIN’S CREED II (Ubisoft – 2009). Pierwszy Asasyn oprócz świetnej grafiki i klimatu nie miał dla gracza nic ciekawego do zaoferowania. Była to najnudniejsza i najbardziej pusta gra w jaką kiedykolwiek grałem. Działało się tam według ciągle jednego, powtarzalnego schematu i przez ten fakt do sequela podchodziłem z dużą niechęcią. Jakież było jednak miłe moje zaskoczenie! Osadzenie akcji w XV wiecznych Włoszech spowodowało, że klimat wzrósł znacznie, śledzenie przygód Enzio od młodości poprzez wszystkie szczeble kariery przypominało trochę średniowiecznego Ojca Chrzestnego. Fabuła także była całkiem zgrabna i naszpikowana biblijnymi motywami, jednak najlepszymi zmianami były: ulepszony system walki, rozwój postaci o nowe umiejętności oraz należyte zagospodarowanie atrakcjami wielkiej mapy. Tutaj nie było sposób się nudzić. Świetne były opcjonalne grobowce, które przypominały rozgrywką Księcia Persji. Heh, skończyłem nawet wszelkie dodatki do tej gry, tak mnie zasasało! Pomimo zachwytu nad tą częścią – niestety nigdy nie sięgnąłem po żadną inną,  w sumie nie wiedzieć czemu, miałem je w kolekcji…

ASURA’S WRATH (Capcom/CyberConnect2 – 2012). A co w moich debeściakach robi tak bardzo japońska gra? Przecież ponoć ja nie lubię japońszczyzny… Musicie wiedzieć, że kiedy pierwszy raz zobaczyłem w akcji tą filmową bijatykę to zaśmiałem się wniebogłosy z głupoty twórców…. Jednak autorzy tak bardzo przegięli tutaj pałkę ze wszystkim, że gra awansowała z kiczu do przezajebistosci! Świetna, niczym prosto z filmu anime oprawa video, kapitalni bohaterowie z grubo porytymi łbami, pośród których bryluje nasz nerwus – czteroręki Asura. Oczojebne i cholernie epickie pojedynki pomiędzy nimi, świetna muzyka, widowiskowość i na koniec naprawdę fajna historia poruszająca poważne tematy. Gra to połączenie różnych gatunków: bijatyki jeden na jeden, slashera (a raczej chodzonej bitki), strzelaniny na szynach, filmowej nowelki. Bohaterowie niszczący kosmiczne floty, przepoławiający całe planety, wybuchy supernovej gdzieś na skraju galaktyki po laciu w ryj wroga, a wszędzie oceany krwi. Się dzieje! Polecam sprawdzić.

Gniew Asury to jednocześnie: wielki ser, wielka epickość i ogólnie tak przesadzony szpil, że aż fajowy! Co tu się wyprawia…

BASTION (Warner Bros/Supergiant Games – 2011). Action rpg osadzony w przepięknym, ręcznie rysowanym izometrycznym świecie, który został rozerwany na strzępy po wielkim kataklizmie. Nasz bohater musi poskładać to wszystko do kupy, wędrując po różnych krainach, walcząc z przeciwnikami (broń biała i miotana), a jego celem jest zebranie jak największej ilości okruchów świata oraz pamięci o tym miejscu. Powoli odtwarzamy ten cudowny, baśniowy ekosystem zaczynając od Bastionu – naszej bazy wypadowej, w której możemy budować różne struktury, budynki. Wpływają one na rozgrywkę (modyfikatoruy, upgrady, umiejętności naszego hersoa). Najfajniejsze jest to, że narrator w czasie rzeczywistym opowiada o wydarzeniach dziejących na ekranie, niczym czytałby piękna bajkę. Jak to? Ano całkiem zgrabnie – każda nasza mała czynność powoduje jakiś komentarz z jego strony, zaś większe wybory wpływają na treść całej opowieści. Pięknie to współgra, zaś końcówka gry potrafi wycisnąć łzy. Emocje plus piękno – to lubię! Wyszedł remaster na PS4 i inne systemy.

BAYONETTA (Sega/Platinum Games – 2009). Najlepszy slasher na tej generacji konsol, bez dwóch zdań. Zacznijmy jednak od rzeczy, których w Bayo nie lubię! Popierdolone z lekka poczucie humoru, które do mnie akurat nie trafia, czyli większość przerywników filmowych w tej grze to dla mnie katorga… Jednak sama akcja na ekranie? O ja ciebie nie pierniczę, co się tutaj wyprawia! Zgrabną i powabną wiedźmą w latexie, która wszelkie walory ma bardzo apetyczne, napieprzamy piekielne demony i niebiańskie upadłe anioły. Ciosy kung-fu i karate ćwiczyła zapewne z bratem samego Bruce’a Lee plus strzela z pistoletów z rąk i nóg! Że rukwa co? No, ma zamontowane lufy w obcasach i robi z nich kobitka piękny użytek. Dodatkowo w trakcie walki potrafi robić tortury demonom, czyli dekapitacje, finishery, fatality, zwał jak zwał! A są one mega widowiskowe i krwawe! Szczękę będziecie zbierać tutaj z podłogi nie raz, czy nie dwa, a na pewno więcej razy, gdyż Bayonetta zasuwa bez zająknięcia w 60 klatkach na sekundę (niestety wersja na PS3 tylko w 30 klatkach więc unikajcie), urzeka architekturą i klimatem, a szczególnie powala na łopatki niespotykanym nigdzie indziej i naprawdę oryginalnym bestiariuszem. Przyznaję, że wszystkie wcielenia Devil May Cry wydane po czasach PS2 zostały zjedzone przez tą wiedźmę, i to bez popitki. I nie mówię tego bo mi dała possać suta czy coś… Chociaż mogłaby… O czym to ja? Aha wyszedł sequel, jeszcze bardziej widowiskowy, zwariowany, epicki na konsolę WiiU. Mam go, ale szczerze, to nie było kiedy pograć… Wyszedł remaster na PS4 i inne systemy.

W czasach X360 / PS3 – Dante z Devil May Cry musiał uznać wyższość wiedźmy Bayonetty!

BIOSHOCK (2K Games/Irrational Games – 2007). Kiedy po raz pierwszy przeszedłem się po Rapture City zaniemówiłem. Od niedawna byłem posiadaczem Xboxa 360 i telewizora HD, więc sama jakość grafiki mną poniewierała straszliwie, a dodatkowo podwodne miasto w tej grze jest arcydziełem designu! Majestatyczne, mroczne, nierealne, niebezpieczne i piękne zarazem. A kiedy po pierwszej walce z Big Daddym brakowało mi tchu, byłem zlany potem i oszołomiony – wiedziałem, że mam przed sobą grę na dychę! I te Małe Siostrzyczki pomagające zdobyć mi Adama… Kogo? Taki tutejszy narkotyk, dzięki któremu możemy używać nadprzyrodzonych mocy… Za co kocham Bioshocka? Za wyborny klimat będący połączeniem gry action adventure (umiejscowionej w retro stylistyce art deco) z horrorem (obrzydliwi splicerzy i walka z nimi!) oraz ze strzelaniną pierwszosobową (przedstawienie akcji i rozpierducha). Znajdziemy tu elementy znane z gier RPG – typu rozwój postaci, rozbudowany ekwipunek, zbieractwo, przeszukiwanie zwłok.. Małe Siostrzyczki są tak słodkie, że będziecie chcieli uratować je wszystkie, albo… Możecie też je zabić i wycisnąć z tych dziewczynek ostatnią kroplę Adama! Gruuuuby szajs!

BIOSHOCK 2 (2K Games/2K Marin – 2010). A dwójka? Wbrew opiniom marud jest równie świetna co pierwsza cześć, dodatkowo bardziej wymagająca pod względem walki i poziomu trudności. Największą wadą jest to, iż jest bardzo podobna do prequela, więc polecam zrobić między nimi przerwę. Nie można jednak przejść obojętnie obok faktu, że w sequelu wcielamy się w Wielkiego Tatusia! Tak, tego ogromnego skurwiela, zakutego w wielki pancerz obrońcę Małych Siostrzyczek, który wielokrotnie przeprowadził wam transfuzję krwi swoim wiertłem w  poprzedniej części…  Rozgrywka przedstawiona z jego perspektywy oraz jego historia przedstawiona w fabule są naprawdę zajmujące. I nie martwice się, że jako Big Daddy będzie zbyt łatwo… Ostrzegam, by utrudnić wam życie wypuszczono do Rapture pewną wredną sukę, która ruszy waszym tropem… Uważajcie na serduszko, kiedy ją spotkacie… Polecam także dodatek do Bishocka 2 o nazwie Minevra’s Den, który przedstawia historię jednego z pierwszych Big Daddych zwanego Subject Sigma. Dobre to!

Tutaj dla odmiany macie trailer remastera wszystkich Bioshocków – zobaczycie przynajmniej aż trzy części tej świetnej serii. To też mam na PS4, a jak!

BIOSHOCK INFINITE (2K games/Irrational games – 2013). Co prawda przeszedłem niedawno remaster tej gry na PS4, ale żeby się komponowało z poprzednimi Bioshockami oraz z powodu faktu, że gra ta wycisnęła z Xboxa 360 wszystkie soki – umieszczam ją tutaj. W tej części przenosimy się do fruwającego miasta Columbii, która poraża gracza artyzmem, projektem, wyglądem, kolorystyką, pięknem, po prostu wszystkim. Naprawdę, po podwodnym Rapture myślałem, że już nic mnie nie zdziwi  i nie zachwyci w tej serii gier, ale myliłem się! Drugim cholernie mocnym atutem tego tytułu jest Elizabeth, czyli dziewczyna, która pomaga nam w rozgrywce przez 2/3 tej niezapomnianej przygody. Bardzo urodziwa, na dodatek mądra, pomocna, odważna i uwaga, uwaga – w całej rozgrywce tylko raz walnęła focha! Aha, jeszcze pieniądze jakimś cudem organizuje szybko na boku, więc materiał na żonę byłby z niej idealny… Trzecim atutem są ogromnie emocjonujące podróże po podniebnych szynach, kolejkach, o które zaczepiamy się kołowrotkiem (możemy po nich skakać, zawracać, prowadzić z nich ostrzał) – naprawdę dynamizują one rozgrywkę. Czwartym wielkim plusem jest skrzydlaty SongBird, chociaż przydałaby się też jakaś epicka walka z tym gagatkiem, a jej niestety brak… Jednak niezaprzeczalnie największym atutem tego hitu jest fabuła! Po zakończeniu gry miałem mindfuck as hell i po napisach końcowych myślałem: najpierw – o co kaman, a później analiza całości i oświecenie. Gruuuubystuff! Kiedyś odpalę sobie jeszcze na hardzie i przejdę z wiedzą, którą mam teraz w głowie – ależ tu będzie smaczków! Mniam, mniam, mniam! Wszystkie Bioshocki wyszły w zremasterowanych wersjach na nowsze systemy.

BRAID (Microsoft/Number One – 2008). Pierwsza gra, którą uruchomiłem na Xboxie 360, jeszcze na telewizorze CRT. Ot, zwykła tam platformówka 2D z ręcznie rysowaną grafiką… Po zakupie telewizora HD chciałem ją sprawdzić i zobaczyć jak wygląda w wysokiej rozdziałce i kiedy ją uruchomiłem to… Zalało mnie może pięknych kolorów, a wszystkie rysunki zachwyciły niesamowitą szczegółowością! Szok przejścia z grafiki SD na HD jest dla mnie porównywalny do przeskoku jakości grafiki pomiędzy 8-bitowymi komputerami, a 16-bitowymi. Podobny opad szczęki! Wróćmy jednak do Braida. Grafika – artystyczny majstersztyk; muzyka – skrzypce, gitarki, klasyczne motywy zachwycają niesamowicie; grywalność – ot zwykły platformer, gdzie skaczemy stworkom na głowy i rozwiązujemy puzzle… – Borsuk, co ty pierniczysz? No, dobra, cofam to, nie czytaliście ostatniego zdania. Grywalność – niezwykły, niespotykany i czeszący beretkę platformer, w którym dysponujemy umiejętnością cofania czasu, a później nawet większej zabawy jego upływem. Daje to naprawdę zadziwiające możliwości naszemu herosowi, zaś twórca Jonathan Blow świetnie zaprojektował wszystkie poziomy. Fabuła oczywiście związana jest z czasem i przestrzenią oraz odwiecznymi pytaniami człowieka na ich temat.  Po prostu prostuje ona zwoje mózgowe u graczy lub pozostawia ich ze znakiem zapytania na ustach… Warto! Gra otrzymała remaster na 10 lecie na nowsze systemy.

BRAID – pierwsza gra jaką włączyłem na telewizorze HD. Urzeka barwami, grafiką i pomysłem. Do tego zagwozdka umysłowa straszna!

BULLETSTORM (Epic Games/People Can Fly – 2011). Chwilka, chłopaki, muszę trochę ograniczyć wpisy o poszczególnych grach, gdyż inaczej nie skończę tego wpisu przed końcem wakacji! (Ha, już mamy 2021 rok!) Piszę go do cholery już trzeci tydzień (i dobrze mi z tym), ale palce mnie już bolą, oraz zaległości mi się na RnG porobiły coraz większe… Postaram się teraz przestrzegać zasady trzyzdaniowej, jedziemy! Bulletstorm – to bardzo widowiskowa i dynamiczna strzelania science fiction, będąca jakby przeniesieniem Gears of War w widok pierwszoosobowy: podobny świat, twardzi bohaterowie, wredne i wielkie potwory oraz zły generał, który się nie pierdoli w tańcu. Fabuła to tylko pretekst do niesamowicie rajcownego wykańczania naszych wrogów (skillshoty) za pomocą najbardziej pomysłowego arsenału w historii gier video wspomaganego przez zabójcze otoczenie (kaktusy, prąd, przepaście, pułapki). Rozgrywka to jedna wielka jazda bez trzymanki, nie dająca wytchnienia i zaskakująca różnorodnością miejscówek. Pamiętajcie, że stworzyli ją Polacy i nie ściągajcie palca ze spustu! Wyszedł także remaster tego FPS’a na PS4/Xone.

BURNOUT PARADISE (Electronic Arts/Criterion Games – 2008). Król zręcznościowych wyścigów powraca na tron w grafice HD, która wypala gałki oczne, powoduje opad szczęki oraz efekt wow (przynajmniej ja tak miałem, gdy włączyłem tę grę po raz pierwszy) oraz w wersji sandboxowej – czyli jeździmy po otwartym, wielkim i różnorodnym mieście. Wisienką na torcie jest pincet samochodów do zdobycia (a nawet motory jako darmowe dlc) oraz możliwość jeżdżenia po całym mieście w trybie online ze znajomymi i zaliczania niezliczonej ilości aktywności, wyzwań, wyścigów! Kraksy, zderzenia, wypadki samochodowe, pościgi, skoki – nigdy nie były bardziej efektowne, ładniejsze i realistyczne – tylko nie próbujcie tego w świecie rzeczywistym! Jest remaster tego Burnoucika na nowsze sprzęty PS4/Xone.

Najbardziej kompletna edycja Burnouta Paradise, czyli wersja Ultimate. Ta grafika powodowała wówczas zerwanie peruki z mego łba!

CRYSIS (Electronic Arts/Crytek – 2007). Nigdy nie rozumiałem hejtu jaki wylewał się na tę świetną strzelankę pierwszoosobową, zaprezentowaną w mrocznym klimacie science fiction godnym filmowego Predatora. W czasach liniowych do bólu gier – Crysis, a raczej nanokombinezon głównego bohatera – dostarczał możliwość przechodzenia tej gry na rożne sposoby: zabawa w Johna Rambo i koszenie wszystkich kosmitów niczym żyto za pomocą największych armat lub ukrywanie się w trybie niewidzialności i skradankowe likwidowanie celów na przykład snajperką. Dołóżcie do tego naprawdę duże i nieliniowe etapy, ciekawie zaprojektowanych wrogów, mój ulubiony klimat hard sf i przede wszystkim bardzo dobrą grafikę – i co? I mamy hit!

CRYSIS 2 (Electronic Arts/Crytek – 2011). Wszystko, co napisałem powyżej ma zastosowanie do jeszcze lepszego (moim zdaniem) sequela, tylko akcję przenieście z prawdziwej dżungli do betonowej czyli Nowego Jorku (ha, znowu podobnie jak w filmowym Predatorze...). W porównaniu do poprzednika grafika została jeszcze bardziej ulepszona i w wersji na Xbox 360 powodowała, że sprzęcik ten ledwo zipał (ha, a na PC była jeszcze ładniejsza, jednakże ja już na komputerze wówczas nie grałem…). Bojowy skafander także został ulepszony o możliwość rozbudowy, a muzyka dzięki epickości i pompatyczności zostawała w głowie na długo. Trzecia część (wydana w 2013) była według mnie najgorsza z całej trylogii (chociaż i tak dobra), przez co jej tutaj nie umieszczam. Chyba wszystkie Crysisy można znaleźć zremasterowane na nowsze systemy, albo wkrótce będzie można znaleźć…

Crysis 2 powodował, że biedny Xbox 360 krztusił się mocno! Ludzie nie wierzyli, że to może śmigać na tak leciwym sprzęcie…

DEAD SPACE (Electronic Arts/Visceral Games – 2008). Jedna z najlepszych, najbardziej klimatycznych, najbardziej przerażających, najbardziej przemyślanych gier science fiction zaprezentowanych w widoku TPP. Jako inżynier Issac Clarke, wyposażeni w najnowszy cud techniki: skafander RIG (dzięki niemu dostaliśmy najbardziej pomysłowy interfejs w historii gier, będący częścią kombinezonu, a nie tylko wskaźnikami na ekranie), zwiedzamy olbrzymi gwiezdny frachtowiec przemysłowy USG Ishimura i walczymy z przerażającymi nekromorfami. Rozczłonkowywanie wrogów swoim arsenałem (nawet narzędziami), rozbudowa skafandra, spacery w zerowej grawitacji (w przestrzeni kosmicznej poza wielkim okrętem), pomysłowe zagadki, atmosfera totalnego zaszczucia oraz krew, flaki, gore, horror, strach! Niedługo dostaniemy remaster tego killera!

DEAD SPACE 2 (Elctronic Arts/Visceral Games  – 2011). Inwazja nekromorfów przenosi się na Ziemię, skurczybyków namnożyło się jak mrówek, wy zaś musicie zobaczyć atak tych potworów na kosmiczny szpital, albo jeszcze lepiej żłobek. Tylko nie mówcie, że was nie ostrzegałem! Dla mnie jest to najlepsza część trylogii, jeszcze lepsza technicznie oraz zdecydowanie trudniejsza od poprzedniczki, z większymi hordami wrogów, które dosłownie cały czas nie dawały mi wytchnienia, zmuszały do oszczędzania amunicji, zaś emocje w trakcie jatki non stop trzymały mnie za gardło. Dwójka jest także najbardziej epicka, w której nasz inżynier bawi się nawet w Iron Mana – lata w kosmosie i powiem szczerze – wykonano to ekstraklasowo! Trzecia część była moim zdaniem także całkiem dobra (miała nawet coopa online), jednakże jej końcówka była zbyt długa i bardziej nużąca, a starcia z wielkimi Obcymi nie były tak rajcowne, jak z nekromorfami, dltego jej tu nie umieszczam.

Każdy Dead Space porażał klimatem, w dwójce najpierw można było zesrać się w gacie ze strachu, by później kosić hordy wrogów laserowymi spluwami! To lubię.

DEUS EX HUMAN REVOLUTION (Square Enix/Eidos Montreal – 2011). Wiem, że ta część Deusa EX (cyberpunkowy rpg) nie jest wolna od poważnych wad, z których najbardziej irytują mnie trzy rzeczy: pierwsza – pomimo obiecanej wolności rozgrywki, najbardziej promowany jest styl gry skradankowy (czego nie lubię), druga: zakończenie zależy od naciśniętego przycisku a nie wcześniejszych wyborów w grze (totalna bzdura), trzecia: bossowie nie należą do przemyślanych. Jednak nie przeszkadzało mi to czerpać przyjemności z przygody jaką zaserwowała mi wędrówka po tej mrocznej przyszłości. Elektroniczne wszczepy, dylematy bohatera – czy jest człowiekiem, czy maszyną, przyjemny model strzelania FPP, a przede wszystkim klimat i bardzo nastrojowa muzyka.

DIVINITY II DRAGON KNIGHT SAGA (Focus Home Interactive/Larian Studios). Gdyby nie jeden aspekt rozgrywki, byłaby to dosyć sztampowa gra action rpg, w której naszym rycerzem biegamy po ogromnym i całkiem ładnym świecie, walczymy z klasycznym dla fantasy bestiariuszem (szkielety, gobliny, smoki), handlujemy z kupcami, ulepszamy postać, zdobywamy nowy oręż. Gra posiada fajne zagadki, jest zróżnicowana pod względem krain, niestety walka jest tutaj dosyć drewniana i gdyby nie ten jeden, jedyny motyw – nigdy bym jej tutaj nie umieścił. A o co chodzi? Ha, nasz heros potrafi zamienić się w smoka i latanie nim oraz walka w przestworzach (pełna wolność, pełen trójwymiar) jest przezajebista i od czasów stareńkiego Drakana nie została lepiej przedstawiona! Przez ten drobny szczegół skończyłem tego szpila ze wszystkimi dodatkami i świetnie się bawiłem!

DUST: AN ELYSIAN TAIL (Microsoft/Humble Hearts – 2012). Biorąc pod uwagę fakt, że ta gra została stworzona głównie przez jednego człowieka (Deana Dodrilla) – to jej jakość jest po prostu niemożliwa! Dust przedstawia przygody podobnego do lisa samuraja (wszyscy bohaterowie tej opowieści to zwierzęta z cechami ludzkimi) w mrocznej krainie fantasy. Rozgrywka skupia się na elementach bitewnych (świetny system walki bronią białą), platformowych oraz wykonywaniu questów. To jedna z najlepszych metroidvanii jakie ukazały się na nowsze systemy! Ręcznie rysowana grafika 2D wygląda jakby urwała się z kreskówki, do tego gra zawiera wiele animowanych przerywników. To naprawdę długa wędrówka w pięknych okolicznościach przygody, z nastrojową nutą w tle i zaskakującą fabułą. Wyszedł remaster na PS4 i inne systemy.

DUST to przepięknie narysowana metroidvania 2D, dzieło praktycznie jednego człowieka. Niesamowite!

FALLOUT 3 (Bethesda Softworks – 2008). Pod względem dostępnych wyborów fabularnych, kreacji postaci, dialogów, beznadziejnego wątku głównego – Trzeci Fallout to tylko popłuczyny po poprzednich dwóch częściach, które uważam za jedyne prawdziwe wirtualne gry RPG. To dlaczego się tu znalazł? Pomimo uproszczeń, beznadziejnych dialogów i podobnych do siebie lokacji – do tej pory nie powstał lepszy postapokaliptyczny RPG i pomimo mojego rozczarowania w dniu premiery – muszę z perspektywy czasu go docenić. Co z tego, że prostszy od prequeli, jak i tak bardziej skomplikowany od późniejszej papki serwowanej nam przez główny nurt wydawców na konsolach (i chyba na PC także)… Przynajmniej jeśli chodzi o klimaty hard science fiction, czy postapo. Trochę zbyt łatwy na najtrudniejszym poziomie trudności, przeszedłem wszystkie dodatki…

FARCRY 3 (Ubisoft – 20120). Po zanudzającej dwójce z odradzającymi się żołnierzami na posterunkach, UbiSoft w końcu odrobiło pracę domową należycie i dostarczyło hit. Poprzedniej części nie skończyłem, gdyż przejażdżki na misje trwały dłużej niż one same, a tutaj wsiąkłem na dobre. Po ograniu tej gry zastanawiałemm się, po co komu wczasy? Wystarczy przecież FarCry 3! – Na wczasach to ja mam niezłą zabawę i sporty ekstremalne oraz piękne panny! – odpowie jeden z drugim. Panowie takie wakacje jakie funduje nam Vaas i spółka – to lepszych nie znajdziecie na całym świecie! Pozwiedzasz i pozachwycasz się widokami, zapolujesz na zwierzęta, pojeździsz, polatasz i popływasz na czym zechcesz. Do tego nieraz pograsz w karty, łykniesz grzyba czy inne dragi, zaś na koniec pomordujesz i podupczysz! Najlepsze w tym wszystkim, że po skończeniu gry – chociaż przez chwilę zastanowisz się i pomyślisz, jak daleko posunąłbyś się będąc na miejscu naszego protagonisty? Jak byś się zachował? Zaryzykujesz i sprawdzisz jakim PSYCHOLEM jesteś w głębi duszy?! W takim razie witaj w Raju! Wyszedł remaster na PS4 i inne systemy.

FEZ – to absolutne arcydzieło. I tyle w temacie. Włączyłem ostatnio na chwilę remaster  (PS4) i nie mogłem się oderwać! Trailer z oryginalnej wersji.

FEZ (Trapdoor/Polytron Corporation – 2012). Absolutne arcydzieło w dziedzinie platformówek 2D przedstawionych w stylistyce retro, zawierające jeden z najbardziej nowatorskich pomysłów na rozgrywkę! Świat gry wcale nie jest dwuwymiarowy (jak wygląda na pierwszy rzut oka), tylko trójwymiarowy i możemy obracać każdy ekran co 90 stopni! Domki, pałace, katakumby, drzewa, zbiorniki wodne, całe etapy – widzimy wtedy z innej perspektywy, otwierają się przed nami przez to nowe drogi, niewidoczne wcześniej platformy, pułapki, przełączniki. Zagadki są głównie oparte na tym pomyśle (różna perspektywa, różne odległości między platformami), jednakże nie tylko – opierają się też na przykład na podnoszeniu poziomu wody, czy tajemnym języku tubylców, wymyślonym specjalnie na potrzeby FEZa. Przynajmniej dla mnie FEZ to piękna rozpikselizowana grafika i cudowna chiptunowa muzyka. Gra wyszła na wiele różnych systemów i ją zremasterowano.

GEARS OF WAR 1,2,3 (Microsoft/Epic Games – 2006). Popularne Gearsy to dla mnie bez dwóch zdań najlepsza seria gier na tę generację konsol i jedna z najlepszych w historii. Wielbię w niej wszystko, a najbardziej: niesamowity mroczny klimat hard scifi – odwiecznej i brutalnej wojny z Obcymi (zwanymi Szarańczą), kapitalną wymianę ognia, która zrewolucjonizowała strzelaniny trzecioosobowe propagując wyborny i intuicyjny w obsłudze system osłon (wiem, że Gearsy nie byli pierwsi w tym temacie, ale to oni ustanowili mechanikę krycia się za przeszkodami, która stała się standardem na lata dla innych gier) oraz naprawdę świetnych bohaterów, napakowanych testosteronem twardzieli w wielkich zbrojach, z ogromnymi spluwami, którzy nie boja się nikogo i niczego. Palą nawet cygara pomiędzy mordowaniem przerażających bestii, jednak z perspektywy całej trylogii nie są tylko bezmózgimi mięśniakami, maja swoje motywy działania, rozterki, dylematy. Fabuła nie jest w tej grze najważniejsza, ale szczerze to Gearsy nie mają na tym polu się czego wstydzić (porównując z innymi strzelankami) i naprawdę przez te trzy części serii – zżyłem się z Oddziałem Delta czyli Marcusem Fenixem, Domem Santiago, Agustusem Colen oraz Damonem Bairdem… Równe z nich chłopaki i jednocześnie prawdziwe maszynki do mielenia kosmicznego ścierwa… Więcej poczytacie w serii artykułów recenzujących wszystkie części Gears of War, które niedługo ukażą się (lub już się ukazały) na łamach Retro na Gazie. Trylogia Trybów Wojny to najlepsze gry na Xboxa 360 i basta! Aha, Gearsy Jeden dostały remake pod nazwą Ultimate Edition, też fachowy.

Gears of War – moja religia… Tutaj trailer widowiskowej dwójki. Wielkie barki na gąsienicach, Brumaki, niesamowita jatka i klimat!

HALF-LIFE 2 + EPIZODY /ORANGE BOX/ (Valve Corporation – 2007). Teraz czas na moją ulubioną grę FPP na poczciwego Kloca 360, czyli Half-Life 2 wraz z dodatkowymi epizodami. We wpisie dotyczącym gier na PC napisałem wam pokrótce o tej genialnej strzelance FPP z elementami action-adventure. Gordon Freeman w dalszym ciągu toczy nierówną walkę z Kombinatem, najeźdźcami z kosmosu, którzy podbijają naszą planetę i indoktrynują ludzkość. Świetne i różnorodne pomysły na gameplay, szczególnie pamiętny gravity gun (działo grawitacyjne) to jedna z najbardziej nowatorskich pukawek w historii tego gatunku gier. Fajnym patentem jest, że często jest ona wykorzystywana do zagadek opartych na fizyce. Jednak nie martwcie się – Half-Life 2 to nie tylko zagwozdki umysłowe, to także emocjonująca walka z żołnierzami Kombinatu, z mechanicznymi jednostkami o najróżniejszym wyglądzie. Szczególnie w pamięci zapadły mi walki z “zombiakami” w trakcie strasznej wyprawy do Ravenholm. HF2 to także ucieczki najróżniejszymi środkami transportu przed śledzącymi nas samolotami, to współpraca z przyjaciółmi, w szczególności z ponętną Alyx Vance (chyba pierwsza postać towarzysza o tak rozbudowanej AI w grach video) i jej ochroniarzem przyjacielem – mechanicznym Psem, który pięknie złomuje roboty! Końcówka Epizodu Drugiego – to jedno z najlepszych, najbardziej tragicznych, dramatycznych, wstrząsających zakończeń w grach video! Jednakże to emocjonalne arcydzieło ma jedna wadę… Pozostaje otwarte i daje nadzieję na następne epizody, albo nawet i Half-Life 3… Niestety, najprawdopodobniej nigdy nie doczekamy się losów naszej trójki bohaterów, gdyż gruby Gabe Newell (właściciel Valve) woli wpierdalać tony hamburgerów, niźli stworzyć kolejną pełnoprawną grę w tym uniwersum (chociaż coś drgnęło ostatnio i wyszło świetne Half Life Alyx dla wirtualnych bryli). Wszystko w rękach graczy i amatorskich twórców… Na koniec dodam tylko, że na konsoli Microsoftu HL-2 + epizody ukazało się w składance Orange Box i znajduje się tam także inna prześwietna produkcja. Kultowy PORTAL (o dziwo – to samo uniwersum), czyli wielce oryginalna gra FPP, w której uzbrojeni w działo tworzące portale – rozwiązujemy jedne z najbardziej wymyślnych zagadek. Bardzo pomysłowa, nowatorska i klimatyczna gra, która doczekała się świetnego sequela, ale jego jeszcze nie ograłem… Wydanie Orange Boxa na PS3 omijajcie, gdyż gubi od cholery klatek.

HalfLife 2 Epizod Drugi – koniec tej gry zamiótł każdego! Tu tylko trailer, żeby nie było spoilerów…

HALO 3 (Microsoft/Bungie – 2007). Nigdy nie byłem fanem Halo i powiem szczerze, że kiedy przyjaciel Michał prezentował mi po raz pierwszy ten tytuł na Xboxie – wzruszyłem tylko ramionami. Później próbowałem przekonać się do konwersji pierwszej części Halo na PC, doszedłem gdzieś do 1/3 gry i zniesmaczony odinstalowałem. Niby space opera, niby poważny konflikt z dobrą fabułą, niby epicki bohater – a prym wiodą jakieś krasnale (tacy wrogowie), zaś bronie wyglądają niczym zabawkowe. – Pieprzone laserki, kurduple i blasterki – zakląłem pod nosem i nigdy miałem do Halo nie wracać. Jednak kiedy wpadła mi w ręce trzecia część tej sagi na Xboxie 360 postanowiłem dać jej szansę, głównie ze względu na niesamowitą muzykę jaka rozbrzmiała na ekranie tytułowym. Po rozpoczęciu rozgrywki – znowu grymas niezadowolenia wpłynął na moje lico – Znowu te karakany i pistoleciki z odpustu? Jednak spodobał mi się fakt strzelania dwoma broniami jednocześnie, nagle oprócz plastikowych gnatów wpadł w moje ręce wielki młot bojowy, a później miecz. O kurka, fajnie się dzieje! Dodatkowo wrogowie w tej grze byli o wiele mądrzejsi niźli w innych FPS’ach i trzeba się było tutaj wielce natrudzić, by wyjść zwycięsko ze starć. Adrenalinka na maksiorze! Wciągnąłem się i wiecie co? Zobaczyłem epickie bitwy na kilkadziesiąt jednostek, prowadziłem najróżniejsze pojazdy, a nawet wielki czołg (4 pancerni bez psa!), zachwyciła mnie znaczna różnorodność arsenału oraz wrogich jednostek, a dosłownie urzekła jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii gier video. Co prawda grafika trochę odstawała od Gearsów i najlepszych gier na 360-tkę, ale wysoka miodność, świetne uniwersum i możliwość przechodzenia całości w kooperacji rekompensowały średnią oprawę wizualną. Chociaż, niektóre widoczki były naprawdę cudne! Ta gra przekonała mnie do serii Halo i po niej zaliczyłem ją chyba całą (bez strategicznych części). Na Xone / XoneX pogracie w nią w składance Master Chief Collection.

HALO REACH (Microsoft/Bungie – 2010). Pomimo, że nie sterujemy tutaj Master Chiefem (brak przez to strzelania z dwóch spluw…), tylko spartanami z Oddziału Noble, zaś fabuła toczy się przed wydarzeniami z pierwszego Halo – to i tak moim zdaniem jest to najbardziej ekscytująca, najdynamiczniejsza oraz najbardziej efektowna część ze wszystkich wydanych na Xboxa 360. Pełna zapadających w pamięci wydarzeń, epickich scen (nawet w przestrzeni kosmicznej!), poświęconych ofiar i podniosłej muzyki. Powiedziałbym też, że pod względem grafiki to także najładniejsza odsłona ze wszystkich, ale wtedy trochę skłamałbym… HALO 4 to dopiero wizualna wyżerka! Polecam chociaż zobaczyć ją w akcji, a w szczególności te wspaniałe filmiki przerywnikowe! Muzyka, oraz fabuła tradycyjnie dla tej serii są także wybitne. Dlaczego więc czwarta część nie znalazła się w mym zestawieniu? No, cóż – designerzy wpadli na świetny pomysł i pozbawili Master Chiefa umiejętności strzelania dwoma gnatami jednocześnie i spowolnili mocno tempo wymiany ognia. Nie zrozumcie mnie źle, to gra co najmniej bardzo dobra, jednak trochę zbytnio spacerowa pod względem tempa i nie rzucająca gracza o glebę intensywnością starć. Chociaż możliwe, że ogrywałem ja zbyt późno, bo już w czasach PS4/Xone i miałem inne standardy wizualne…. Na Xone / XoneX pogracie w nią w składance Master Chief Collection.

Chyba najbardziej klimatyczna zapowiedź HALO 3, jednakże bez gameplayu. Miód i tak!

LIMBO (Microsoft/Playdead – 2010). Ascetyczna, straszna, brutalna, przerażająca i dająca do myślenia podróż samotnego chłopca poprzez przerażającą, tytułową Otchłań. Wielce oryginalna, hardkorowa, scrollowana platformówka 2D, przedstawiona tylko w czerni i bieli. Świetna animacja, niepokojący klimat, niejednoznaczne i trudne zagadki, absurdalnie wysoki poziom trudności. Pozostaje w głowie na długo wraz z egzystencjalnymi pytaniami na temat naszego małego protagonisty… Wielki hit mojego małego chrześniaka! Miał wówczas około 8 lat i bardzo bał się na początku grać w tę grę…  Jednak później włączał ją sobie po kryjomu, żeby rodzice nie widzieli (i dziadek) i próbował cichaczem przejść… Recenzję znajdziecie TUTAJ.

MARK OF THE NINJA (Microsoft/Klei Entertainment – 2012). Po zerknięciu na screeny możecie pomyśleć, cholera jasna, znowu scrollowana naparzanka w orientalnych klimatach. Nic bardziej mylnego – nasz bezimienny bohater potrafi co prawda upuszczać krew oprawców na wiele różnistych sposobów, lecz sama gra jest najprawdziwszym symulatorem ninji! Weźcie to wszystko co znacie z kultowego Tenchu, wsadźcie w oprawę 2D w wysokiej rozdzielczości, zmieńcie kamerę na widok z boku, dodajcie proste i intuicyjne sterowanie i voila – mamy króla dzisiejszych gier ninjowskich. Skradanie – obecne, ciche zabójstwa na wiele sposobów – także występują, chowanie ciał w ukryciu – również, wspinanie się po ścianach czy sufitach, albo zawiśnięcie pod żyrandolem i uduszenie strażnika spacerującego poniżej za pomocą linki – sam miód! Do tego dochodzą różne kostiumy w jakie może wcisnąć się nasz heros, dające dodatkowe bonusy do rozgrywki (lepsze krycie się w cieniu, więcej energii) plus wiele różnorodnych narzędzi do zadawania cierpienia. Oprócz najwierniejszego przyjaciela, czyli miecza mamy do dyspozycji: race hukowe lub ogłuszające, bomby gazowe lub nawet trujące, kolce do wysypania na podłodze, rzutki do zabijania wrogów lub niszczenia źródeł światła, żuki zjadające ciała umarłych lub przeciwników żywcem! Godne odnotowania jest też zachowanie wrogów w czasie gry. Słysząc hałas wykazują ciekawość, widząc zwłoki towarzysza – wiadomo wszczynają alarm, ale z drugiej strony będąc świadkiem brutalnej egzekucji kompana mogą wpaść w panikę i sami wykosić swoich towarzyszy! Wow, jestem pod wrażeniem! Podsumowując Mark of the Ninja to najprawdziwsza w świecie ninjowska skradanka najwyższej próby! Doczekała się remastera na nowsze systemy.

Mass Effect 2 – to największa i najlepsza moim zdaniem przygoda w dziejach ludzkości…

MASS EFFECT (Microsoft/BioWare – 2007). Kolejna gra będąca spełnieniem moich dziecięcych marzeń, która potwierdza, że rzeczywistość przez te wszystkie lata dogoniła, a nawet przegoniła wyobraźnię! Mogę się założyć, że wielu z was marzyło o grze, w której możemy latać wielkim kosmicznym krążownikiem po wszechświecie, odkrywać nowe planety oraz zamieszkujące je rasy, walczyć z potworami, przeżywać niesamowite przygody… To wszystko, a nawet dużo więcej umożliwia przecież do cholery Efekt Masy! Wcielając się w komandora Sheparda, dowodzimy najnowocześniejszą gwiezdną fregatą o nazwie Normandia oraz lojalną (lub nie, zależy to od naszych poczynań) załogą złożoną z przedstawicieli najróżniejszych gatunków. Prowadzimy ich do boju w misjach fabularnych na powierzchni planet, jeździmy bojowym transportowcem Mako, rozwiązujemy zagadki, stajemy przed moralnymi dylematami wpływającymi na losy galaktyki. A przede wszystkim musimy dopaść wrednego Sarena, wielbiciela przedwiecznych maszyn zwanych Żniwiarzami, którzy pragną zniszczyć całe życie we wszechświecie! Skurrrrczysyny! Bój o przetrwanie ludzkości i wszystkich istot w galaktyce właśnie się rozpoczął! Z tobą graczu w roli głównej! Co ja tu będę wam opowiadał farmazony, pierwsza cześć ma swoje wady, ale na coś takiego czekałem przez lata…

MASS EFFECT 2 (Electronic Arts/BioWare – 2010). Nasilenie space opery, epickości, zajebistości, efektu zgubionej szczęki – w drugiej części Mass Effecta jest po prostu poza wszelką skalą! To najbardziej awanturnicza ze wszystkich części tego kosmicznego RPGa, najbardziej przygodowa część, w której zarówno wątek główny, misje poboczne, a przede wszystkim zadania związane z członkami drużyny – to wielka podróż poza granicę wyobraźni. Drużyna składająca się zarówno ze starej gwardii (z części pierwszej), jak i nowych członków – to bez dwóch zdań najlepsza ekipa jaką kiedykolwiek spotkałem w grach rpg. W trakcie przygody nieraz będziecie się na nich wkurwiać, pojawią się nieporozumienia, czy wręcz animozje, albo przyjaźnie na śmierć i życie, a nawet miłości. Ostatnia, samobójcza misja na planecie Zbieraczy, w której to od wspólnych działań całego zespołu zależy ilu jego członków przeżyje – to majstersztyk dramaturgii, epickości i świetnej rozrywki w jednym! Wszechświat w Mass Effect 2 jest przepiękny, muzyka wspaniała i na koniec mogę powiedzieć tylko tyle: to jedna z największych przygód w dziejach ludzkości! A dlaczego w moim zestawieniu nie ma Trzeciej Części? Odpowiedź jest prosta – końcówka Mass Effect 3 jest tak fajna, że… że nie chce mi się tu nawet o niej pisać! To jedno z największych spartaczeń w historii gier video i zakończenia nie ratuje nawet jego wersja reżyserska. Kiedyś rozpisywałem się o moim zawodzie związanym z trzecią częścią serii, a teraz po prostu szkoda mojego czasu na ten szajs…

Max Payne 3 – czyli nie zadzieraj z alkoholikiem! Maksiu idzie na całość, na pełnej rukwie!

MAX PAYNE 3 (Rockstar – 2012). Max Payne ogolony na łyso i zasuwający w hawajskiej koszuli po favelach i ulicach Brazylii? To istna profanacja tego kultowego herosa, zakrzykną miłośnicy dwóch poprzednich części! Buerk, beknie im prosto w ryj swoim nietrzeźwym oddechem nieustraszony Max… Nie ma się co stroszyć do jasnej ciasnej, gdyż dla miłośników oryginalnych części przewidziano tu przecież etapy wspominkowe. W nich nasz bohater biega w kultowej skórze, z dwururką, w zimę po cmentarzach oraz knajpach i kosi mafiosów w ilościach hurtowych. Klimat mamy wtedy niczym wzięty z oryginału, a na dodatek tych poziomów jest od cholery! Fabuła rozgrywająca się w teraźniejszości, czyli w Sao Paulo, gdzie Payne zostaje ochroniarzem pewnych “biznesmenów” to istna jazda na wariackich papierach, na pełnej kurwie bez trzymanki, w której sterujemy człowiekiem upadłym, degeneratem, alkoholikiem, który w dupie ma cały świat. Jest zmęczony życiem i po prostu szuka śmierci… Nie pierdoli się w tańcu z nikim i z niczym i właśnie dzięki temu odstawia takie akcje, że głowa mała! Dzięki temu potrafi także osiągnąć to co innym się nie udaje… Kapitalne przedstawienie upadku, śmierci i zmartwychwstania jednego z najbardziej tragicznych bohaterów gier akcji. To nie jest gra dla grzecznych graczy…

MODERN WARFARE /CALL OF DUTY 4/ (Activision/Infinity Ward – 2007). A teraz dla odmiany najlepsza część Call of Duty w historii. Dlaczego najlepsza? Całkiem zgrabna fabuła jak na strzelankę FPP, z wyraźnie antywojennym przesłaniem, bardzo dobra oprawa audio video, oraz przede wszystkim niesamowita rajcowność naprawdę zróżnicowanych misji. Po przesiadce z realiów Drugiej Wojny Światowej w teraźniejsze starcia zostałem dosłownie zatkany przez efektowność tego co się wyprawia tutaj na ekranie. Czołgi, helikoptery, łodzie podwodne, pojedynki całych armii, pościgi, zasadzki, a przede wszystkim kultowa misja snajperska w Prypeci. Klimat można było w niej kroić nożem! No i pamiętny grzyb atomowy na końcu gry… Najlepsza kampania w historii tej wieloletniej serii. Jest remaster na nowsze systemy.

PURE – po przesiadce z PS2 po prostu nie wierzyłem w taką jakość grafiki…

PURE (Disney Interactive/Black Rock Studio – 2008). Gdyby ktoś powiedział mi kiedyś, że będę się zachwycał wyścigami quadów, a na dodatek przejdę je całe, masterując maksymalnie, to skierowałbym go do psychiatryka! Jednakże kiedy ujrzałem pierwszy raz trailer Pure, najpierw zastanowiłem się czy taka grafika jest w ogóle możliwa, a później mocno śledziłem wydanie tego tytułu. Myślałem nawet, że trailer to jakaś ściema… Jejciu, te miejscówki i widoczki są tu naprawdę tak niesamowicie przepiękne?! Niczym wyjęte żywcem z katalogu jakiegoś biura podróży, hmm? Dodatkowo wszystko tak szybciutko zasuwa bez żadnych zwolnień? Ojojojoj, a te triki takie efekciarskie? Fakt, nierealistyczne, ale za to ile adrenaliny wyzwalają! Cholera muszę to mieć! I nie była to żadna ściema. A wiecie co zrobiłem jak pierwszy raz uruchomiłem tę grę – zatrzymałem się i podziwiałem, że w roślinności widać pojedyncze źdźbła trawy… A później jeździłem do utraty tchu, skakałem, czesałem triki i wygrywałem! Cud, miód, malinka i orzeszki dla miłośników ekstremalnych sportów i wyścigów w jednym.

SKYRIM /THE ELDER SCROLLS V/ (Bethesda – 2011). Dovahkiin, Dovahkiin naal ok zin los vahriin, Wahdein vokul mahfaeraak ast vaal, Ahrk fin norok paal graan, fodnust vok zin dro zaan, Dovahkiin fah hin kogaan mu draal! Takie wspaniałe i pamiętne ballady będą o tobie śpiewać bardowie, jeżeli umiejętnie pokierujesz losami swojego bohatera w Skyrim. Mroźnej i groźnej krainie wzorowanej na klimatach nordyckich, ogromnej pod względem obszaru, zamieszkanej przez najróżniejsze rasy i najgroźniejsze potwory. No i oczywiście przez smoki, z którymi walki zapadną ci w pamięć na zawsze! Powtórzę jeszcze raz, na zawsze, gdyż nigdy wcześniej nie były tak widowiskowe. Będziesz zwiedzał ten piękny świat i podziwiał jego zimowe krajobrazy, eksplorował tajemnicze ruiny, walczył z olbrzymami, polował na nawiedzonych kultystów, rozwiązywał zagadki krasnoludzkich lochów, biesiadował w tawernach, modlił się w świątyniach, plądrował starożytne grobowce, poszukiwał pradawnych artefaktów, a nawet guza! I co z tego, że główny wątek fabularny to sztampa niczym z podrzędnej literatury fantasy? Wiele pobocznych questów jest znakomitych! Zresztą, dla ludzi kochających smoki, w czasach premiery Skyrima nie było alternatywy. Tak, ta gra przywróciła należyty szacunek tej pradawnej rasie… Przeszedłem wszystkie jej dodatki, zwiedziłem całą mapę wszerz i wzdłuż, ukończyłem pond 440 lochów / miejscówek. Ile spędziłem tu godzin? Pewnikiem z tysiąc. Niech to dla was będzie największą rekomendacją! Kiedyś wrócę do remastera tego hitu na PS4, ale chyba na emeryturze, jak zdążę już wszystko zapomnieć… Albo do cudnych modów na PC?

Dovahkiin kontra smok! Zawsze gdy oglądam ten trailer i słyszę tę muzykę to mam ciary. Zawsze!

SHADOW COMPLEX (Microsoft/Epic Games/Chair Entertainment – 2009). Świetna metroidvania z widokiem z boku w ujęciu 2,5D (poruszamy się tylko w dwóch wymiarach, jednak świat jest trójwymiarowy), która bardzo przypominała mi pamiętnego Flashbacka z Amigi. Główny bohater jest podobnie ubrany, na początku dysponuje tylko pistoletem i zbliżonym zakresem ruchów… Jednakże później strasznie rozwiniemy umiejętności naszego herosa (normalnie i genialnie prawie jak Metroid!), który wpadł w tarapaty (a dokładniej natknął się na jakąś opuszczoną bazę wojskową), kiedy chciał się pomigdalić ze swoją lubą. Wiecie, rozumiecie, piknik story, te sprawy, a tu jacyś naziści z Księżyca zajumali wszystkie jabłka i rogaliki… Heh, trzeba więc tężyznę fizyczną pokazać, zabić pincet chłopa, zezłomować jakieś roboty, pozbierać lasery, rakiety i inne bajery… A miało być ino bara bara po kryjomu, w okolicznościach przyrody… Ech! Lubicie Super Metroida i Flashbacka? Atakujcie więc śmiało Shadow Complex i jego remastery na nowsze sprzęty. Przeszedłem ostatnio ponownie tego szpila na PS4 i także było bardzo miodnie, tylko łatwiej niż dawniej, gdyż bardziej rozbudowałem postać. Polecam.

MULTIPLATOFRMY Z NADCHODZĄCEGO WPISU PS3. Zanim mnie zjedziecie, że nie ma na tej liście waszego ulubionego tytułu to uprzejmie informuję, że we wpisie dotyczącym ogrywanych przeze mnie gier na Playstation 3 – pojawią się następujące multiplatformowe gry: Borderlands 2, Batman Arkham Asylum, Castlevania Lords of Shadow, Majin and the Forsaken Kingdom, Mortal Kombat 9, Oddworld: Abe’s Oddyssey New’n Tasty, Rayman Legends, Rayman Origins, Sine Mora, Strider Remake, Vanquish, Brothers, Darksiders, Tekken Tag Tournament 2 i może jeszcze jakieś inne. Oczywiście w nie także można było grać na Xboxie 360, jednakże ja przechodziłem je na PS3. Wrzucam je tam, gdyż ten wpis ma już przecież ponad 6 tysięcy słów! Potraktujcie może, że ten odcinek Ulubionych Gier Borsuka to jakby dwie części rozbite na X360 i PS3.

Dishonored przejdę sobie w zremasterowanej wersji na PS4. Na X360 nie starczyło mi czasu. Kiedy? Nie wiem…

ŻYCIA NIE STARCZYŁO na przejście takich hitów jak: Dishonored, Red Dead Redemption, Fallout New Vegas, Forza Horizon, Dark Souls, Metal Gear Revengeance i po tym co widziałem, zakładam, że one też by się tutaj znalazły…

ŁAWKA REZERWOWYCH. Na ławce rezerwowych siedzą takie tuzy jak: Wiedźmin 2 (Trójka to spowodowała, he, he i zbyt dużo polityki w dwójce), Gears of War Judgement (fajne, ale trochę jednak zbytnio kolorowe i mniej klimatyczne), Halo 4 (mało klatek na sekundę plus intensywność starć spadła, przynajmniej na X360), Shank 1 i 2 (fajne to było, taki przerywnik zajebisty!), Spec Ops The Line (świetna fabuła, klimat, ale samo strzelanie tylko dobre, jednakże to bardzo ważna, antywojenna gra), Lost Planet – na premierę wymiatało, śnieg, wielkie spluwy i potwory, jednak Gearsi zjedli tę planetę… Pewnikiem jeszcze wiele innych gier…


DOTYCHCZAS W TEJ SERII WPISÓW:

#1 – AUTOMATY ARCADE#2 – ATARI XL/XE#3 – COMMODORE 64#4 – AMIGA#5 – PC (DOS/WIN), #6 – PLAYSTATION, #7 – PLAYSTATION 2, #8 – RÓŻNE SYSTEMY.

W NASTĘPNYCH ODCINKACH NOWSZE SPRZĘTY: PS3, A W PRZYSZŁOŚCI PS4 i XBOX ONE.

PS1. Wiele gier z tego wpisu zostało / lub będzie zremasterowanych na PS4, Xone, a także na PC i SWITCH – stąd znalazły się tutaj takie tagi.

O RetroBorsuk 228 artykułów
Zastępca Naczelnego, czyli prawie Nacz.Os. (właściciel Nory). Ulubione gatunki: wszystkie dobre gry! Z naciskiem na: akcja-przygoda, platformery, rpg, shmupy, run’n gun, salonówki. Posiadane platformy: Atari 800xl, C64, Amiga CD32, SNES, SMD, Jaguar, PSX, PS2, PS3, PS4, PSP, XboX, X360, WiiU, GC, DC, GBA, Game Gear.