Recenzja | Fallout (PC)

War. War never changes…

Wojna niby nigdy się nie zmienia, ale patrząc na przykładzie marki Fallout, to jednak zmian doczekała się ona całkiem sporo. Seria zaczynała jako klasycznie izometryczny cRPG pełną gębą, a skończyła jako strzelanina z elementami RPG i dodatkiem minecrafto-podobnym. Najnowsza część przewidziana na ten rok ma być już czystym online. Tutaj muszę przyznać, że bawią mnie trochę płacze co poniektórych, bo plany stworzenia Fallouta Online były już na desce kreślarskiej dawno temu, ale projekt nie doszedł do skutku. Jeżeli chcecie poczytać trochę mojego marudzenia o upadku serii, to zapraszam tutaj.

Dobra, ja tu pitu pitu o ewolucji, a tekst ma być o części pierwszej, więc pora wrócić na właściwy tor. Fallout 1 nie był oczywiście grą od której zacząłem przygodę z serią, bo jak wiadomo – gardzę wszelką chronologią i porządkiem. Po zachłyśnięciu się ogromem świata i mnogością opcji zawartych w dwójce, otrzymałem bardziej kameralną część. Skromniejszą pod względem zawartości, zadań itd. Zacznijmy jednak od początku…

Fallout recenzja

Nasz start z przygodą w świecie post-apo rozpoczyna się od wyjścia z krypty. Krypty numer 13, żeby być bardziej dokładnym. Wspomniana Krypta 13 ma poważny problem, który nierozwiązany może doprowadzić do zagłady całej jej społeczności. Hydroprocesor uzdatniający wodę kopnął w kalendarz i ktoś dostatecznie bohaterski musi wyruszyć na spalone nuklearną pożogą pustkowia w poszukiwaniu nowego egzemplarza. Oczywiście tym fraje… ekhm, bohaterem jesteśmy my, czyli gracz. W tym miejscu warto wspomnieć o swoistym terminie końcowym w jakim musimy się zmieścić z dostawą sprzętu. Zegar tyka, czas się kurczy i jeżeli nie zdążymy, to cała społeczność krypty wyzionie ducha (tak, tak, wiem jak to brzmi). Hydroprocesor nie jest jednak głównym problemem świata po zagładzie i w tle majaczy rosnąca w siłę armia Supermutantów, kierowana przez tajemniczego Mistrza. O fabule tyle, żeby uniknąć zbytnich spojlerów.

Zaraz po wyruszeniu w trasę natykamy się na pierwszą wioskę zamieszkaną przez ludzi. Kilka budynków na krzyż, plus kilkunastu mieszkańców. Widać, że życie na pustkowiu to nie jest kaszka z mleczkiem i w zasadzie każde miejsce, które odwiedzimy jest przesiąknięte tym syfem i degeneracją wynikającymi z upadku cywilizacji. W tym świecie bycie altruistą, to synonim bycia frajerem, który zostanie wyciśnięty do ostatniego kapsla (waluta w grze) i najczęściej zakończy swój żywot z kulką w głowie. Brak tutaj prostego podziału na białe i czarne, ten świat tonie w odcieniach szarości. Nawet taka ostoja sprawiedliwości, za którą uważa się Bractwo Stali (jedna z frakcji) nie jest krystalicznie czysta. Czy faktycznie zależy im na bezpieczeństwie niedobitków ludzkości, czy jednak w głowie im tylko pozyskiwanie technologii i zbrojenie się na potęgę, żeby w końcu złapać wszystko i wszystkich za mordę? Odpowiedź nigdy nie jest jednoznaczna.

Fallout recenzja

Gra daje nam spore pole do działania w kwestii wyboru. Chcemy być zbawcą pustkowi, ratującym każdego z opresji? Nie ma problemu, możemy w taki sposób poprowadzić rozgrywkę. Z drugiej strony możemy też splądrować całe miasto, wybijając wszystkich mieszkańców. Nasze uczynki wpływają na współczynnik Karmy, który z kolei ma wpływ na to jak jesteśmy postrzegani przez innych ludzi. Świat pierwszego Fallouta daje nam dużą dowolność w tym co robimy i w jaki sposób osiągniemy zamierzony cel. Przykładowo pierwsza wioska oferuje już na samym początku naprawdę ciężkie zadanie – oczyszczenie jaskini z Radskorpionów. To czy się na to poważymy, zależy wyłącznie od nas, ale warto mieć na uwadze, że na tym etapie gry jest to naprawdę wymagająca akcja. W przypadku zadania z Radskorpionami mamy wyjście wyłącznie anihilacyjne, ale jest wiele zadań, które możemy ukończyć na kilka sposobów, używając nie tylko brutalnej siły, ale i inteligencji oraz zdolności negocjacyjnych. W tym tkwi prawdziwa siła tego tytułu i jego kontynuacji – w mnogości opcji i potencjalnych rozwiązań. Jako przykład mogę wymienić jedno z zadań w większej mieścinie o nazwie Junktown. Istnieje tam wyraźny konflikt pomiędzy lokalnym burmistrzem, a kierownikiem kasyna. W momencie gdy trafiamy do miasta jesteśmy świadkami nieudanego ataku na burmistrza przez wynajętego zbira. To jak rozwiążemy napiętą sytuację zależy od nas i naszych zdolności. Możemy zwyczajnie zabić burmistrza i jego pomocników albo złapać zleceniodawcę zabójstwa na gorącym uczynku przy użyciu podsłuchu. Kluczowe w tym przypadku będzie poprowadzenie rozmowy tak, żeby gagatek się do wszystkiego przyznał i przy okazji nie poznał, że jest nagrywany.

Za wykonywanie zadań otrzymujemy kapsle i cenne doświadczenie, które będzie potrzebne do awansowania na wyższe poziomy. Mamy nawet możliwość dorobienia się pierwszego miliona wędrując po pustyni jako ochroniarz karawany. Robota niebezpieczna, ale warta zachodu, bo oprócz dobrej kasy, wpadają dodatkowe fanty z zabitych bandytów, którzy będą próbowali nas obrabować (czasem będą realnym zagrożeniem, ale jak to w życiu – duża kasa nie przychodzi łatwo).

You think you’re S.P.E.C.I.A.L, you do

Czym byłby Fallout bez swojego znaku rozpoznawczego, czyli systemu S.P.E.C.I.A.L (pierwsze litery od nazw statystyk: Strength, Perception, Endurance, Charisma, Intelligence, Agility i Luck) i mocno z nim powiązanych perków. W moim odczuciu jest to jeden z najciekawszych i najlepiej działających systemów, jakie powstały w gatunku cRPG. Statystyki mają realny wpływ na grę np. siła pozwala nosić większe ilości ekwipunku oraz jest konieczna do użytkowania broni największego kalibru, charyzma wpływa na zdolność prowadzenia rozmowy i nakłaniania innych do swoich racji, a takie szczęście może spowodować, że przeciwnicy będą częściej wybuchać w akompaniamencie fontann krwi i mięcha (zwiększa częstotliwość trafień krytycznych).

Perki są umiejętnościami, które możemy wybierać co kilka poziomów. W celu zdobycia niektórych z nich musimy spełnić wymagania dotyczące konkretnych statystyk. Bonusy jakie dają są przeróżne np. lepsza celność w warunkach słabego oświetlenia, dodatkowe punkty statystyk, odporność na obrażenia. Mój ulubiony perk w całej serii nie ma zbytniej przydatności jeżeli chodzi o statystyki bitewne, ale zmienia animacje śmierci przeciwników na wyjątkowo brutalne i chociażby z tego powodu warto go “wykupić”. Perk zwie się Krwawa Jatka (Bloody Mess) i ludziom obeznanym z serią nie muszę go specjalnie przedstawiać.

Fallout recenzja

Jedyne do czego mógłbym się przyczepić w tym systemie to pewna “pechowość” postaci podczas walk. Jest to widoczne w trybie mierzenia, który pozwala wykonywać ataki w poszczególne części ciała wrogów. Nawet mając 95% szansy, pudła zdarzają się zdecydowanie zbyt często i albo pogodzimy się z tym, że nawet z pozoru banalna potyczka może się zakończyć nie po naszej myśli albo wykorzystamy pewien myk z zapisem gry. Pudła potrafią jednak być czasem całkiem zabawne, bo w wypadku gdy totalnie skopiemy akcję postać sama się zrani i np. upuści swoją broń na ziemię (nie takie rzadkie na początku gry).

Big Friggin Guns

Pomimo, że większość konfliktów da się rozwiązać pokojowo, to jednak walka jest istotną częścią świata Fallout. Wrogów możemy wykańczać w zwarciu lub na dystans, zależnie od upodobań i “twardości” materiału do utylizacji. Otrzymujemy szeroki wachlarz środków do niesienia przemocy – od noży, masywnych młotów wspomaganych przez pistolety, karabiny snajperskie, miniguny i bronie energetyczne. Wybór pokaźny i zdecydowanie będzie go na czym testować.

Skoro już przy testowaniu maszyn zagłady jesteśmy, to parę słów o lokalnej florze i faunie warto by rzec. Zagłada nuklearna zawsze ciągnie za sobą mordercze skutki w postaci wszechobecnych mutacji i nie inaczej jest w Fallout 1. Malutkie skorpiony zwiększyły swoje rozmiary do tych krowich (możliwe, że nawet większych), niektórzy z ludzi przekształcili się w odpychające swym wyglądem Ghoule – efekt choroby popromiennej, gdzie człowiek wygląda jak powstały z grobu zombie, ale zachowuje swoją inteligencję i nie zjada mózgów (przynajmniej większość Ghouli tego nie robi). Pojawiły się też całkowicie nowe gatunki takie jak Szpony Śmierci (Deathclaw), stojące na szczycie powojennego łańcucha pokarmowego. Są to jedne z najniebezpieczniejszych stworzeń, na jakie natkniemy się na pustkowiach i każde takie starcie może zakończyć się dla gracza błyskawiczną śmiercią. Inną abominacją przemierzającą pustkowia jest Centaur, wyglądający jak efekt nieudanej operacji chirurgicznej, której celem było połączenie kilku istot ludzkich w jednym ciele. Takich obrzydliwych poczwar napotkamy w grze pokaźną ilość. Piaski pustkowi skrywają w swoich trzewiach również i innych, niebezpiecznych wrogów np. sterowane przez SI roboty.

I don’t want to set the world on fire…

Świat Fallouta przepełniony jest również masą easter eggów, co stało się jednym ze znaków rozpoznawczych serii. Na pustkowiach będziemy świadkami wielu dziwacznych zdarzeń np. natkniemy się na ogromny ślad stwora znanego z pewnej japońskiej serii filmów albo znajdziemy rozbity statek UFO. Warto zwracać uwagę również na lokacje zamieszkałe przez ludzi, ponieważ także tam znajdziemy ukrytą zawartość.

Fallout recenzja

Po tych 20 latach gra nadal nie trąci myszką od strony audiowizualnej. W wysokiej rozdzielczości da się na to patrzeć bez grymasu na twarzy. Jedyne do czego bym się przyczepił, to fakt, że gra jest dosyć ciemna. Jest to uciążliwe zwłaszcza nocą, bo ciężko jest odnaleźć przejścia pomiędzy poszczególnymi strefami. Kolor użyty do ich oznaczenia został dobrany bardzo niefortunnie. Brudno-rdzawy, który zlewa się z piaskiem i w nocy jest praktycznie niedostrzegalny. Animacje ruchu postaci/potworów oraz walki są w porządku, zwłaszcza te przedstawiające wykańczanie wrogów. W przypadku modeli też nie ma się za bardzo o co przyczepić. Jest spora różnorodność, a w kwestii potworów powiem tyle – budzą respekt.

Muzyka jest minimalistyczna, bardzo oszczędna. Elektronika wymieszana z muzyką plemienną idealnie komponują się z obrazem zniszczonego świata, który obserwujemy za pośrednictwem naszego monitora. Mamy tutaj też utwory przywołujące skojarzenia z krainami pustynnymi. Ścieżka dźwiękowa jest ciężka, mroczna, a z niektórych kawałków zło aż wycieka zwiastując, niewidoczną jeszcze, zgubę i zagrożenie. Wprowadza nas to idealnie w klimat zagłady. Wyrazy uznania dla kompozytora.

Fallout recenzja

Z czystym sumieniem mogę polecić pierwszego Fallouta każdemu, czy to osobom, które nie miały jeszcze z serią do czynienia, czy tym, którzy grali dawno i myślą nad tym odświeżeniem sobie serii. Pomimo ponad 20 lat na karku ten dziadek gatunku jeszcze sporo może i zaoferuje długie godziny przedniej zabawy.

Producent: Interplay

Wydawca: Interplay Entertainment

Wydawca PL: CDP

Data premiery Świat/Polska: 30.09.1997 / 23.01.1998

Retrometr

Na koniec jeszcze kilka słów o grze od Borsuka

Pierwszą oraz drugą część uważam za kamienie milowe w gatunku i chyba jedyne gry, która próbują oddać nam w pełni czym powinna być moim zdaniem idealna gra rpg. Czyli jak sama nazwa gatunku wskazuje – odgrywaniem roli – ale nie tylko! Najważniejszym elementem jest tutaj dla mnie – dosłowne wcielanie się w postać bohatera – wręcz ujednolicenie postaci protagonisty z własnym ego – i poprzez mnogość możliwości i działań, jakie daje nam gra – wpływanie zarówno na kształt naszej przygody jak i na otaczający nas świat i jego mieszkańców. Dosłownie Drogi Graczu tworzenie historii swojego życia poprzez swoje czyny, zachowania i podejmowane decyzje. Poprzez przygody zwane questami, które możesz wykonać na wiele sposobów oraz kontakty międzyludzkie zarówno werbalne jak i siłowe. Takie właśnie są moje oczekiwania od świetnych gier rpg (oczywiście każdy z Was może je mieć odmienne) – ja chcę być tutaj po prostu panem własnego losu – oczywiście w miarę możliwości.

Jeżeli twórcy oprócz tego dorzucą mi jeszcze ciekawą wielowątkową fabułę, rozbudowaną scenografię, zajebistych npc’ów z dialogami i klimatyczny świat to nie wypada im przyklasnąć! Oczywiście nie ma gier idealnych, ale ze wszystkich rpgów w jakie grałem do tej to pory właśnie Fallout 1 i 2 były temu ideałowi najbliższe! Spędziłem w nich lata czasu rzeczywistego – jak chciałem być łowcą niewolników lub z drugiej strony łowcą łowców – to byłem! Zachciało mi się być praworządnym poszukiwaczem przygód pomagającym każdej zbłąkanej duszy na pustkowiach? Nie ma sprawy, ale z drugiej strony mogłem też… “- Wybrańcze proszę uratujesz mojego zaginionego kotka za sowitą opłatą? – Mam zły dzień biczysko! Żryj ołów, a później splądruje ci chałupę!” Masz kompleksy, a chciałbyś zagrać w filmie? Zostań gwiazdą porno na pustkowiach! Zupa z trupa i kocie jaja z chrzanem na obiad? Jak najbardziej…eee trochę mnie poniosło z tym kotem chyba… Nie podobał Ci się jakiś npc lub wkurzał Cie jego akcent? Kula w łeb! Raz nawet zachciało mi się jak w życiu – być debilem i stworzyłem postać z “odpowiednio niską” wartością inteligencji, charyzmy i wiecie co? Kurrrczaczek, nikt mnie nie rozumiał! Z krowami, żeśmy sobie pomuuuuczeli ino…

Redaktor i główny czaromiotacz. Ulubione gatunki: Wbrew pozorom nie ograniczam się tylko do RPG. Posiadane platformy: PS4, N3DS, WiiU, PC