Dziś na luzie i spontanie, tekst napisany na kolanie.
Są tu rzeczy dziwne, wręcz kosmiczne! Akcja rozwija się dynamicznie!
Jak to? Nie wiecie o co chodzi? Ostatnio na Xboxie gier się nie przechodzi!
By uniknąć wszelkich niedomówień i złośliwości już na wstępie zaznaczam, że uwielbiam pierwszego Xboxa, grywam na nim często i przeszedłem niejednego szpila, ale ostatnio chodzi za mną pewna przypadłość. Tyle godzin spędzonych przy takich hitach jak Panzer Dragoon Orta i Dead or Alive 3, czy perełkach jak VooDoo Vince i Quantum Redshift ostatnio zaczyna być historią. Wszystkie w/w tytuły to exy ograne na mocarnej konsoli rodem z USofA, wszystkie z radością odpalałem przy akompaniamencie ekranu budzącego tego potwora z Doliny Krzemowej. Coś tu jednak ostatnio śmierdzi i chyba wyjątkowo to nie ja, gwiazdy się uparły bym nie sforsował żadnej gry na Klocu Microsoftu. Pozwólcie że zacznę od początku, czyli od…
gdy chęci to za mało…
Drogi pamiętniczku, zaczęło się w sumie już w Roku Pańskim 2020, a dokładnie w listopadzie kiedy to zacząłem grać w Conker: Live & Reloaded. Za namową Gomlina odpaliłem odświeżonego wiewióra na maszynie zielonych. Nietuzinkowy to tytuł, w którego będę jeszcze grał… kiedyś. Po kilku godzinach miałem nieodparte ciśnienie na zupełnie innego szpila, SSX3 na PS2 wzywał i nie było mocnych na tą chcicę, góra wzywała. Sam wiewiór wydawał się spoko, grafa, postacie, humor, ale sterowanie jakieś takie koślawe, może na N64 ludki były do takiej niewygody przyzwyczajone (nie wiem, nie miałem N64, ale świadkowie potwierdzają taką wersję wydarzeń), ale do cholery to gra na Xboxa i nie chce się męczyć z przestarzałą mechaniką! To że Conker jest na kacu i słabo mu się człapie nie jest wymówką. Tak więc po może 4 godzinach mimo nagabywań Gomlina porzuciłem ten krążek by do niego “kiedyś” wrócić. Tak oto zaczęła się seria nieszczęść, która łazi za mną do dziś.
bohaterzy dzisiejszego odcinka
SSX3 skończony, w recenzji uzewnętrzniłem się co do wrażeń, ale było mi mało wirtualnych stoków, chciałem wrócić do Xboxa, a co tam mamy? Rewelacyjną serię Amped! Amped 2 to gra którą należy się delektować by… się nie frustrować. To takie Soulsy wśród gier snowboardowych, daje masę możliwości, cudownie wciąga w swój świat, ale nie wybacza niczego. Nauka systemu, dobry timing, przeszukiwanie olbrzymich połaci terenu w poszukiwaniu optymalnej trasy to coś co nie każdemu się spodoba. Ja wciągam nosem tego szpila, choć go nie ukończyłem, podobnie jak w jedynce druga połowa gry wymaga mocnego grindu, masterowania i wielu godzin spędzonych na zerowym progresie w grze. Zwiedziłem niemal wszystko, pozostał właściwie do odblokowania jeden turniej i rozszerzenie do odkrytej wcześniej trasy, nie było to warte (tak na oko, wiecie;) 10 godzin spędzonych na żyłowaniu tytułu i de facto popsuciem sobie wrażeń z gry. Po 16 godzinach cudownych zmagań postanowiłem krzyknąć “trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść” i odłożyłem krążek z A2 z powrotem do pudełka będąc mega zadowolony z gry, której jednak nie ukończyłem… znowu.
tu jest pięknie, ale ma to swoją cenę, nie każdy tu dojdzie
Kolejna gra odpalona u mnie na Xboxie to Need For Speed: Underground i w głowie kołatające się: taaaa rum-dum-dum, taaaa rum-dum-dum-dum-duuuum. Pamiętam jak ze Ślepym urwaliśmy się z lekcji w technikum by w Zabrzańskim Media Markt pograć na standzie z GameCubem w trybie 1vs1. Niedługo później miałem już swoją kopię na PieCu i z kumplem Bucolem graliśmy dosłownie do upadłego, kto przegrał wyścig robił serię na klatę na ławeczce… ludzie jakich nabawiliśmy się zakwasów! Blask młodzieżowej zajawki opadł i zaczęły wychodzić trupy z bagażnika… Szczegółowo opisałem to w recenzji, tu napiszę tylko że w 1/3 gry widziałeś wszystko, nie ma już dla ciebie tajemnic, nie masz nic do odkrycia, nie czeka na ciebie nic ciekawego, nie będziesz szlifował swoich umiejętności, a co najgorsze gra nie nagrodzi twoich starań. Masz tylko więcej okrążeń, więcej ruchu ulicznego, dajesz na easy bo hard i tak niczego nie daje, kasy masz jak lodu i nie masz co z nią robić i brniesz byle dobić do 111 wyścigu. Ja dobrnąłem do 86 eventu i podziękowałem, po raz kolejny zszedłem ze sceny przedwcześnie czując że to już ten czas. Oj Xboxie, coś w tym roku nam nie idzie! Jakim kluczem nie idę to nie kończę gry! To zaczyna być deprymujące!
a frustracja dobija…
W pewien pochmurny piątek przybył do mnie Ślepy by poszarpać do samego rana jak za dawnych czasów. Szarpaliśmy 1 vs 1 w Soul Calibur II na PS2, ale to u nas akurat norma, potłukliśmy sobie ryje i przełączyliśmy się na inny challenge. Zabraliśmy się za pokonanie ostatniego bossa w Blinx: The Time Sweeper w systemie „raz ja raz ty”. W Blinxa grałem wcześniej, niestety mimo inwestycji czasu i nerwów w tej trudnej grze przygodę zakończyłem na ostatnim bossie. Ta gra jest ładna, ciekawa, na swój sposób jest symbolem Xboxa, warta sprawdzenia, ale… wiele rzeczy tam nie zagrało, a poziom trudności to jakaś farsa pod koniec. Ten wieczór miał to zmienić! Ostatni boss to jakaś pomyłka, nie dość że czeka nas bossrusch z innymi bossami w formie UBER to jeszcze on sam ma wiele faz, a to wszystko bez checkpointów i save! Po 2 godzinach nierównej walki bez skutku (nie przeszliśmy nawet bossrusha) Ślepy upojny porażką i nie tylko zaczął chrapać, więc i ja dałem sobie spokój. W 2019 roku napisałem tekst pt. 10 rzeczy, które mnie wkurzają w grach i na drugim miejscu był bossrush z Blinxem, temat wciąż aktualny. Miało być tak pięknie, dobrze żarło i zdechło, jak ja nienawidzę tego Blinxa! Ale jeszcze kiedyś tam wrócę i im nastukam!
Blinx mnie prześladuje od lat, cholernik nie daje za wygraną
Nie idzie coś nam ostatnio z Xboxem, nie kończymy gier, sport extreme, platformer, wyścigi, przecież to nasze “koniki”, a tu dupa. Pamiętacie moje seryjne ogrywanie gier spod szyldu EA Sports BiG? Coś ostatnio brakuje tych wpisów co? Nie wiem czy to fatum, czy co, ale od SSX3 nie ruszyłem dalej z tematem, nie pytajcie dlaczego bo nie wiem. A może wiem? Kolejny na mojej misternej liście chronologicznej do ogrania jest NBA Street V3. Gra z całą pewnością bardzo dobra, taka która mi pasuje, ale… mam ją na Xboxa. PRZYPADEK!? NIE SĄDZĘ! To już chyba jakieś kosmiczne fale sprawiły, że nawet nie odpaliłem V3 do tej pory. Tutaj proszę państwa przypadku nie ma!
nie łam się, walnij klina!
Oczywiście jest to wpis na RnG typu “sranie w banie” i “problemy cywilizowanego świata”, niedokończona drabinka w NFS:U, czy niedokończony pojedynek w Blinxie są niczym przy problemach świata, ale jakaś misterna siła chce mnie skłócić z moim X’em! Nie możemy sobie na to pozwolić! Ktoś powie “wypalenie gracza”, gówno tam, na PSP i PSX przeszedłem w tym czasie dziesiątki gier i wciąż mi mało. W złe gry gram? No co ty, wiesz dobrze jak w snowboardy tnę hurtowo, a Amped 2 jest jednym z najlepszych w jakie grałem! Coś trzeba na to zaradzić, bo może się okazać że ostatnią grą jaką skończyłem na Xboxie jest The Hobbit od Sierry, a byłoby to bardzo niefortunne zdarzenie drogi pamiętniczku! Tak się nie godzi, czas tego NBA odpalić i wpakować kilka(set) wsadów tak samo jak wcześniej w NBA Street vol 2. Potrzymaj mi piwo X’ie, tatuś wraca do domu!