Jakiś czas temu opisywałem Champions: Return to Arms – ostatnią grę na platformę PS2 w klimacie fantasy od Snowblind Studio. Jak zatem wypada ich pierwsza gra hack & slash na konsole? Za niedługo powstanie kolejna odsłona Dark Alliance na najnowsze generacje konsol. Jest to dobra okazja do zapoznania się z pierwowzorem. Baldur’s Gate to jeden z dobrych przykładów jak seria różni się na dwie inne platformy: PC z konsolami. Wrota Baldura na kompa to zupełnie inna bajka, spopularyzowały się też o wiele bardziej od konsolowego następcy. Baldur ten miał zostać wydany również na komputery jednak projekt został odwołany. W świecie konsolowych RPG zapamiętała się jako jedna z najlepszych gier typu dungeon crawler. Przeszedłem tego szpila na Gamecubie i nawet dobrze się składa, bowiem na Gacka nie wyszła już żadna następna część od Snowblind. Zatem komu w drogę… temu spieprzają potwory!
Baldur’s Gate: Dark Alliance
Snowblind Studios, Voltage Software, Magic Pockets
PS2 (2001), GCN, Xbox Classic (2002), GBA (2004)
cRPG / Hack & Slash
Po obejrzeniu intro wita nas przepięknie animowane menu z muzycznym epickim motywem głównym w tle. Od razu czuć klimat potężnego Dungeon & Dragons. Następnie wybieramy poziom trudności oraz bohatera. Na początku do wyboru mamy trzech herosów, którzy będą przemierzać Zapomniane Krainy:
- Vahn: Człowiek Arkański Łucznik – jego styl jest kombinacją sztuki łucznictwa z arkańską magią. Najbardziej zbalansowana postać w grze. Posiada trochę cech magicznych Adrianny oraz cech zbrojonych Kromlecha.
- Adrianna: Elficka Czarodziejka – piękna, egzotyczna kobieta z rodu księżycowych elfów. Zielononiebiesko włosa jest mistrzynią magii. Jej słabość to brak możliwości uniesienia broni siecznej dwuręcznej. Uważana za ważną bohaterkę opowieści Wrót Baldura.
- Kromlech: Krasnoludzki Wojownik – pochodzi z rasy górskich krasnali. Jego profesją jest rzemiosło wojenne. Niestety pozbawiany jest zdolności magicznych. Wydaje się najprostszym wyborem dla początkującego gracza.
Oto nasi główni protagoniści. Jest klimat!
Podstawowe statystyki dzielą się na: siłę, inteligencję, zręczność oraz wytrzymałość. Punkty przyznaje się po uzyskaniu kolejnego poziomu bohatera. Dodatkowo za każdy kolejny poziom zdobywa się punkty również za skille. Postacie mają swoje unikatowe “drzewko” umiejętności, które rozwija się na podobieństwo tego z Diablo 2.
Fabuła gry zaczyna się dość ciekawie. Wielcy protagoniści przybywają do Wrót Baldura, po czym od razu zostają ograbieni i obezwładnieni. Zło czai się gdzieś spowite w każdym zakamarku tego przeklętego miasta. Bohaterowie niedługo potem trafiają do tawerny Elfsong, gdzie barmanka Alyth daje swoje pierwsze proste zlecenie przypominające standardowe zadanie w RPGu – zabij szczury w piwnicy.
Drobny flirt za utylizację sporych szkodników to trochę marna nagroda, ale cóż – niech będzie
Jak się potem okazuje w owej piwnicy jest przejście do kanalizacji ciągnącej się przez całe miasto. Niebawem po odkryciu tam pewnego sekretu nasi bohaterowie wplątani są wir wydarzeń, które mają ważny wpływ na resztę historii. Tylko od nas zależy, czy mieszkańcy tytułowych Wrót będą bezpieczni. Cała fabuła zamyka się w trzech Aktach, gdzie na każdy Akt przypada jedna odległa kraina. Historia ogółem jest dość dobrze przedstawiona, a każda postać z którą przyjdzie nam rozmawiać jest dubbingowa, co wpływa dodatkowo na jej imersję.
Grafika jest bardzo ładna jak na szpila wydanego na szóstą generację konsol i właśnie tu daję dużego plusa. Zachwyca płynnością, a największe wrażenie zrobiła na mnie animacja wody, nawet ta w kanałach! Interfejs uważam za dość przejrzysty, jednak w późniejszych grach od Snowblind jest bardziej dopracowany. Przykładowo takim mankamentem do którego mogę się przyczepić jest okno z nabytymi umiejętnościami. Pokazany jest w prosty sposób, a nawet zbyt prosty. Typowego drzewka ze skillami to niestety nie przypomina. Inaczej wygląda w przypadku kamer – ich praca w widoku izometrycznym spisuje się nad wyraz dobrze. Lokacje przepełnione są mrocznym klimatem Forgotten Realms. Przemierzamy rozległe podziemia, ciemne bory, góry, lodowe groty, bagna, prastare ruiny, złowieszcze krypty, przerażające katakumby. Bestiariusz niczym nie różni się od tego podręcznikowego z klasycznego D&D: gigantyczne pająki, nieumarli, gnolle, gobliny, trolle, jaszczury i inni. Są również mocarni bossowie za których można uzyskać najwięcej cennego doświadczenia.
Czarna to robota, ale czego nie robi się dla strzał i paru dukatów
Należy wspomnieć również o sterowaniu, które zostało starannie przygotowane na potrzebę konsol. Oto klawiatura i mysz, stworzona przecież do grania w klasyczne RPGi, zostaje zastąpiona padem. Możemy za pomocą jednego przycisku trigger zażyć eliksir uzdrawiający (prawy R), lub wypić napój uzupełniający manę (lewy L). Poza tym postać potrafi walczyć, parować ciosy, skakać i używać zaklęć. W przeciwieństwie do Diablo mamy do dyspozycji tylko jeden rodzaj papirusu, który nie nadaje się do walki, ale o tym za chwilę. Kamerą możemy sami swobodnie obracać (używając gałki C).
Uzbrojenia jest aż za dość, bowiem czym jest samotny protagonista bez broni w ręku na tle grobowych ścieżek? Do dyspozycji zatem mamy:
- Bronie jednoręczne – maczugi, sztylety, topory, krótkie miecze, długie miecze, skmitary,
- Bronie dwuręczne – bastardy, wojenne topory, wielkie topory, półtoraki, halabardy, włócznie, kije oraz łuki, które są również zaliczane do broni dwuręcznych.
Glosariusz obejmuje tylko parę najpotrzebniejszych dobrodziejstw. Przede wszystkim jest to złoto, eliksiry leczące, uzupełniające manę oraz strzały do łuku, bo czegóż więcej potrzeba? Jak też na starannego RPGa przystało, bohaterowie nie mogą udźwignąć wszystkiego na swoich barkach. Przedmioty mają swój określony ciężar, dlatego należy zwrócić uwagę na wagę zbieranych rzeczy. Pomocne okazuje się wracanie za pomocą Gate Scrolla do miejsca, gdzie znajduje się ów sklepikarz.
Od tego kołczanu ze strzałami to plery nawalają. A cięższe to niż miecz, który dzierżę w dłoni
Jeżeli zaś chodzi o tryb kooperacyjny to podobieństw doszukiwałbym się w Diablo na PSX. Port zbytnio nie różnił się od wersji na PC poza multiplayerem – tu dwie osoby mogły przemierzać podziemia na jednym ekranie w najpopularniejszego hack & slasha tamtych lat. Nie inaczej jest w Dark Alliance. Gra dużo lepiej wygląda z perspektywy zwiedzania Forgotten Realms w dwie osoby. Po pierwsze, po zajrzeniu do ekwipunku ekran dzieli się na dwoje dla gracza pierwszego i drugiego. Jest to bardzo wygodny system rozwijany później przez inne RPG Snowblinda. To samo tyczy kupowania i sprzedawania przedmiotów u sklepikarza. Podczas walki osoba pokonująca przeciwnika otrzymuje 60% doświadczenia, a druga walcząca jedynie 40%. Odradzanie martwego towarzysza następuje po zbliżeniu się do tajemnej księgi w której to zapisujemy stan rozgrywki. Jest to bardzo sprawiedliwe rozwiązanie, lepsze moim zdaniem od wczytywaniu stanu gry, by obaj herosi mogli przeżyć do końca scenariusza. Wskrzeszanie jednak ma swoją cenę w postaci regeneracji od połowy życia bohatera. Nie ukrywam, że nie przeszedłem tego RPGa w trybie single, ponieważ nie różni się wcale od kanapowego multi. Uznałem, że idealnie nada się do zagrania w kooperacji i miałem rację! Jedynym momentem wkurzającym, które nie podobały mi się w tej grze, to elementy zręcznościowe. Dlaczego? O ile dla pojedynczego gracza nie powinno być problemem przeskoczenie z jednej platformy na drugą w odpowiednim czasie, tak w multi momentami była to niesamowita udręka. Nie mam nic do skakania w rolejpleju, ale tu po prostu z lekka przesadzili. Poza tym nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Ta gra wprost powstała do grania w dwójkę i basta!
Żeby was pierony ogniste siarczyste!
Pisząc wcześniejszą recenzję Champions: RTA zawarłem wiele aspektów, które od czasu wydania pierwszego Dark Alliance wiele się nie zmieniły. Gra wizualnie jest starsza, mniej doszprycowana i umiejscowiona w Zapomnianych Krainach. Warto o tym wspomnieć, gdyż świat oparty o system D&D wręcz idealnie mi pasuje. Czasem wiele nie trzeba, aby mieć frajdę z eksterminacji całej hordy potworów. Aż dziw bierze, dlaczego tak mało gier z gatunku erpega akcji wyszło na konsole. Nie mówiąc już o takim Nintendo Gamecube. Mechanika się sprawdziła i mimo drobnych wad jest to tytuł godny przejścia i to nie jeden raz. Polecam po przejściu gry udać się do powtórki w postaci gry+, aby nadal rzeźbić swoją postać na trudniejszym poziomie. Oprócz tego jest możliwość importowania postaci z karty pamięci, więc jeśli ktoś z waszych znajomych posiada tą grę na tą samą platformę, może wczytać swojego bohatera na waszym sprzęcie! Jeśli macie dwa pady, obojętnie czy na PS2, GCN, XBOX i lubicie gry typu hack & slash to śmiało zagrajcie i się sami przekonajcie, co was czeka na samym końcu drogi. A warto, bowiem ostatnia walka jest naprawdę epicka. Wręczam mocną zieleń, ale nie najmocniejszą.
Ocena gry dla dwóch graczy (co-op)
Ocena gry dla samotnego wilka
PS1. Gra powstała również na handhelda konsolki Nintendo – GameBoya Advance. Osobiście w niego nie grałem, ale kto wie, może kiedyś? Ciekawy jestem jak cholera, czy jest podobnie grywalny. A tak prezentuje się wersja na GBA:
Miniatury świat Forgotten Realms
PS2. Po ukończeniu gry pojawia się nowa postać do wyboru, jest nim Myśliwy Drow (Mroczny Elf), znany fanom Wrót Baldura jako Drizzt Do’Urden. Startuje on od razu z wysokim levelem. Jego specjalną umiejętnością jest trzymanie dwóch broni w łapach kosztem tego, że nie potrafi posługiwać się łukiem.
PS3. Dzięki Drizzt Do’Urdenowi możemy odblokować specjalny tryb: Extreme Mode. Jest o wiele trudniejszy od poziomu Hard, ale dzięki temu też i ciekawszy, m.in. bossowie są silniejsi, znajdowane bronie mają lepsze statystyki, przeciwników jest o wiele więcej na ekranie.