Na szutrze gaz do dechy daliśmy, wraz z Colinem kolejne OS’y zaliczaliśmy. Z rozwalonym autem pośród drzew, na padzie rozładowaliśmy gniew. Nie straszne nam jednak błoto, asfalt, śnieg, kolejny rekord ustalimy wnet!
Z moim starym znajomym Colinem poznaliśmy się w okolicach premiery jego drugiego krążka. Wtedy nie do końca wiedziałem o co mu chodzi, byłem po katowaniu Gran Turismo 2 oraz Need for Speed: High Stakes i potrzebowałem do rywalizacji innych uczestników w bardziej namacalny sposób. WRC ma jednak swoje zasady i z czasem do nich przywykłem. Potem już wspólnie z moim nowym szkockim znajomym rywalizowaliśmy idąc łeb w łeb, widząc siebie jedynie w tabelce, ale jaka to była rywalizacja!
“Rallyng is one of the world’s most exciting sporting spectacles”
Głównym mięskiem w Colinie jest oczywiście tryb Championship, to w nim będziemy zaliczać kolejne rajdy w różnych krajach. Ścigasz się jak to w tym sporcie bywa sam, mierzysz się z trasą, samochodem, czasem i samym sobą. Czas przejazdu jest porównywany z czasem wykręconym przez przeciwników i w ten sposób powstaje ranking. Zaczynamy od wyboru samochodu, nie jest to stajnia jak w GT, gdzie do dyspozycji czekają setki pojazdów, ale po co to komu tutaj, w tym sporcie wybór jest ograniczony. Mamy kilka fur autentycznie ścigających się wtedy po trasach w swojej podrasowanej odpowiednio do tych standardów formach jak Ford Focus firmujący swym wizerunkiem grę, czy Subaru Impreza plus kilka ciekawostek do odblokowania (np. Mini Cooper). Potem lecimy do ustawień, dostrojenie samochodu do potrzeb trasy jest tu bardzo ważne. Czeka nas wybór opon, ustawień hamulców, skrzyni biegów itp. Przykładowo jeśli na trasie jest mnóstwo długich prostych ustawiamy sobie skrzynię na wolną, dzięki czemu osiągniemy większą prędkość maksymalną cały czas się rozpędzając, a nie dławiąc już na 1/3 długości prostej. Gdy jest mnóstwo ostrych zakrętów nie dających się rozpędzić ustawiamy skrzynię na szybką, da nam to małą prędkość maksymalną, ale i tak rzadko do niej dojdziemy, za to szybko będziemy się rozpędzać urywając rywalom cenne setne sekundy. No to przygotowania za nami, pora z kumplem McRae wyjechać na trasę.
Wędrówkę po świecie zmagań WRC zaczynamy w Finlandii. Później lecimy kolejno przez Grecję, Francję, Szwecję, Australię, Kenię, Włochy i UK. Każde państwo w zależności od wybranego poziomu trudności ma w sobie kilka rajdów do przejechania. Wszystkie kraje różnią się od siebie znacząco, ustawienia samochodu i naukę jazdy zaczynamy właściwie za każdym razem niemal od zera. Pustynna Kenia to zupełnie co innego niż zawalona śniegiem Szwecja, czy „asfaltowa” Francja. Na asfalcie jeździmy bardzo szybko i agresywnie, ostro zaliczamy zakręty często ryzykując, na piaszczystym podłożu trzeba się nieco hamować, z rozwagą planować zakręty, przyczepność jest znacznie mniejsza. Ja osobiście uwielbiałem terenowe rajdy, wejścia bokiem w zakręt, „buksowanie” kół i tumany kurzu bardziej mnie kręciły niż pisk opon na asfalcie i ostre jak brzytwa skręty. Pod tym względem byłem jak mój kumpel McRae, który również preferował “teren” ponad asfalt.
“30, Turn 3 Left, Care Rocks Outside”
Z moim starym kumplem Colinem łączyła nas bardzo szorstka przyjaźń, mimo iż był bardziej doświadczony nigdy nie dawał mi fory, wymagał dyscypliny i nie przebaczał błędów. Ten tytuł nie należy do łatwych, nawet na średnim poziomie trudności wymaga wielokrotnego podejścia do rajdu, zmusza często do jazdy na granicy rozsądku, gdzie łatwo o dzwon co oczywiście od razu przekreśla wygraną. Walka toczy się o każdą sekundę, perfekcyjnie wzięty zakręt, większą prędkość na prostej, brak kolizji, dobrze dobrane ustawienia, znajomość trasy – tu wszystko gra rolę. W głowie coś ci mówi byś przyhamował, ale wiesz, że na tym odcinku trzeba jechać na pełnej piździe, więc wduszasz gaz i robisz wszystko by dobrze wejść w zakręt i nie wderzyć w drzewo. Często z Colinem rywalizowałem o pierwsze miejsce, czasem niejaki Baca wmieszał się pomiędzy nas lub Duglas wskakiwał w rolę czarnego konia. Nie zawsze jednak miałem miejsce na pudle, oj nie. Większość rajdów ozłociłem, asfaltowe drogi Włoch i Francji oraz mieszana Wielka Brytania była jednak wyjątkiem (pisałem już, że wolę trasy w terenie?).
Rajd składa się z kilku odrębnych przejazdów, ale ich czas się sumuje, więc jeśli np. na 1 odcinku masz 5s przewagi i tracisz po kilka setnych sekund w kolejnych to kończysz w generalce jako pierwszy. Gra wybije ci z głowy wygrywanie wszystkich OSów, są takie które pójdą ci sprawniej i to na nich będziesz bazował, bo zaraz się trafi taki w którym nie dasz rady i będziesz musiał odpuścić. Save możesz robić co 2 OSy, podobnie jak naprawę i ustawienie wozu. Wyobraźcie sobie tą kurwicę, gdy wyjdzie Wam perfekcyjny przejazd dający mnóstwo satysfakcji i przewagi, a w kolejnym walniesz 2x w drzewo i musisz powtarzać oba – masakra, ale z jaką adrenaliną! Serwis co 2 OSy wygląda tak, że masz określony czas na naprawę (60 minut), masz kilka segmentów do naprawy (karoseria, elektryka, hamulce, skrzynia biegów itp.), a każdy z nich potrzebuje określonej ilości czasu na naprawę. Jak przeszarżujesz i zbyt wiele elementów uszkodzisz to nie dasz rady wszystkich naprawić i idziesz w kolejne 2 OSy z zużytą częścią. Dlatego też dbasz o auto, nie rozbijasz się po bandach, robisz wszytko by utrzymać się na trasie. Wyżyłowany poziom trudności nie jest jednak żadnym novum w wyścigach Codemasters, już wcześniej gra w TOCA 2 dala mi nieźle po dupsku i sprawiła, że jako młodziak wywiesiłem białą flagę.
“Rally drivers race at all times of the day and in all weathers”
Z serwisem wiąże się jeszcze jedna rzecz o której było bardzo głośno podczas premiery. Mój przyjaciel z Szkocji często się tym chwalił. Chodzi o wizualizację zniszczeń, to że nie ma przeciwników na trasie dało zapewne dodatkowe możliwości programistom, tą dodatkową moc wykorzystali po mistrzowsku. Blacha się gnie, klosze świateł i szyby rozbijają, zderzak odpada z jednej strony i wlecze się za nami, błocko okala nasze całe auto – jest moc! W tamtym czasie szczena opadała gdy to widziałem, człowiek specjalnie na pełnym gazie wskakiwał ochoczo w las by zobaczyć co mu odpadnie. Nawet dziś jak wlokłem za sobą obłocony zderzak byłem pod wrażeniem. Do tego dochodzą warunki atmosferyczne, WRC ma to do siebie, że nie patrzy na pogodę, jaka jest w takiej się jedzie i nikogo to nie obchodzi. To samo gdy zapadnie noc, tu trzeba mieć jaja. Tak samo w Colinie, Grecki zachód słońca, Brytyjska plucha, czy opady śniegu mroźną Szwedzką nocą czekają na Ciebie. Walcząc w UK na mieszaninie błota i asfaltu w pełnym deszczu, wymijając masę przeszkód i starając się nie wjechać w las straciłem masę nerwów. Gdy na ostatnim OSie zobaczyłem, że przyjdzie mi jechać do tego nocą to się podłamałem bo kumpel McRae oczywiście tam czuł się jak ryba w wodzie (ostatecznie z UK przywiozłem brąz). Trzeba też powiedzieć, że na PC wygląda wszystko o wiele lepiej, dziadek szarak w dniu premiery już ledwo zipiał, ale mistrzowie kodu dali radę te rajdy i do niego wsadzić. Generalnie ząbków jest pełno jeśli się na screenie przyjrzysz (chodzi mi o PSX, na PC jest ładniej), ale uwierz mi, że w tak wymagających koncentracji wyścigach podczas grania tego nawet nie zauważysz. Do tego gra jest płynna, nie uświadczyłem zwiech, występujących w TOCA doczytywań terenu, czy (prócz pierwszego) długich loadingów, wszystko jest po mistrzowsku zoptymalizowane.
W tle nie przygrywa nam żadna muzyka, OST w tej grze złożone jest z ryku silnika, pisku opon i odgłosów dewastowanego samochodu. Do tego mamy w tle cały czas pilota serwującego nam komunikaty (zbawienny jest każdy mówiący o kamieniach na drodze, czy ostrzegający przed ścinaniem zakrętu). Wszystko to potęguje wczówkę jaką mamy i wzmacnia wizerunek gry chcącej być symulacją, a nie arcade’owym ścigaczem. Muzyka występuje w trybie arcade, który jest jedynie miłym dodatkiem. Samochody zachowują się tam nieco inaczej, gra pozwala na masę błędów, nie grzebiemy w ustawieniach i widzimy rywali. Jest to jednak jak wspomniałem tylko dodatek, którego z ciekawości skonsumujesz po daniu głównym widząc ile dzieli te oba tryby, jak model jazdy został dopieszczony w rajdach. Nastrojowa muzyka jest też w menu i tu chciałbym poświęcić nieco tekstu. Menu w Colinie 2.0 jest zrobione z pietyzmem, jego wykonanie jak i wykonanie książeczki do gry pokazuje jak dbano o detale. Menu, które zrobiło na mnie takie wrażenie pamiętam z MediEvilów (charakterystyczny szkielet wskazujący opcje) oraz Soul Reavera (zmieniający się posąg). Na ogół to pójście po łebkach, kogo obchodzi menu, wybierz opcje i startuj. A no obchodzi i w Codemasters pokazali jak w ciekawy sposób je zrobić. Muzyka nie rozbrzmiewa nam z głośników w trakcie gry, dlatego daruję sobie zwyczajową rubryczkę „do posłuchania w trakcie lektury”, ale zapodam Wam intro z gry, jest świetnym podsumowaniem wszystkiego co tu napisałem.
Z Colinem na trasie spędziłem wiele miłych chwil, grając dawniej na PSX i PC, jak i dziś po latach wracając do niego na szaraku. Ogólnie nie gustuję w grach trudnych, jestem już stary i nie sprawia mi przyjemności frustrujące powtarzanie tego samego etapu. Ale! Colin poziom trudności opiera na rywalizacji, wczuwaniu się w trasę, olbrzymich emocjach towarzyszącym każdemu udanemu zakrętowi, nie wynika z błędów programistów, głupiej konstrukcji poziomów itp. To dla mnie ten sam typ trudnej gry co Donkey Kong Country Returns, taki który włączy w Tobie tryb „challenge accepted!” i Ty te wyzwanie podejmiesz! Mimo tego, że grałem na szaraku nie widziałem tych zębisk na krawędziach bo wczułem się na maxa, walczyłem z trasą, samochodem, czasem i samym sobą. Zachwycałem się zmianami pory dnia, pogody, radość sprawiał mi każdy etap w mroźnej Szwecji jak i piaszczystej Australii. Do tego zniszczenia jakie widać na naszym aucie, autentycznie boli Ciebie jak słyszysz trzask szkła i gięcie blachy, bo wiesz, że w serwisie trzeba będzie za ten błąd zapłacić cennym czasem. Nie ma tu rywali na drodze, samochodów jest kilka sztuk, OST to dźwięki silnika i otoczenia, ale to właśnie rajdy pełną gębą, które wycisną Ciebie jak cytrynę, sprawią, że będziesz walczył o każdą setną sekundy.
Piszę ten tekst 1 listopada (pisząc go jako Nacz.Os. nie wiem kiedy go opublikuję – takie rzeczy tylko na RnG;), więc automatycznie szkoda mi, że starego Latającego Szkota już z nami nie ma bo to był niezły wariat. W ogóle jak sobie pooglądałem w necie filmiki z prawdziwych zmagań w WRC i przeczytałem autobiografię Colina to dochodzę do jednego wniosku – ci ludzie to perfekcjoniści i szaleńcy. Grając w drugą odsłonę tej rajdówki również w ten sposób będziesz grać. Będziesz ryzykował mimo świadomości, że zaraz możesz zakończyć wyścig w lesie ze zniszczonym samochodem, którego nie dasz rady naprawić. Będziesz wciąż podejmował ryzyko, szlifował do perfekcji każdy brany zakręt i będziesz to robił bez przymusu, po prostu będziesz chciał. Będziesz jak kierowcy WRC perfekcyjnym berserkiem i dlatego należy Colina 2.0 docenić. Ja innego werdyktu niż medal nie widzę.
Platforma i rok ostatniego ogrania tytułu: Playstation (PSX)/2016
3 słowa do gracza: Tytuł wymagający perfekcji i szaleństwa, zmienne warunki pogodowe oraz nawierzchnie, nienaganny model jazdy i masa grywalności. Mistrz w swojej klasie.
Ciekawostki:
» Colin miał ksywkę “Latający Szkot”, odnosiła się ona do jego agresywnej jazdy na krawędzi, która nie raz kończyła się dachowaniem. 15 września 2007 r. szczęście go opuściło, zginął w katastrofie pilotowanego przez siebie śmigłowca
» sygnowanych nazwiskiem szkota gier z serii WRC wyszło łącznie 5, potem seria lekko się przeistoczyła zmieniając również nazwę na Colin McRae: Dirt. Od trzeciej części przemodelowano już nazwę na po prostu Dirt 3, śmierć Colina miała tu również znaczenie
» w 2013 roku na iOS wyszedł remake Colina 2.0. Trailer można sobie zapodać tutaj
» w pierwszych 3 częściach naszym pilotem prowadzącym nas po zakrętach był sam Derek Ringer, który w tym czasie był też pilotem Colina. W polskiej wersji CMR 2.0 (PC) głos podkłada Krzysztof Hołowczyc
» druga część rajdówki od Codemasters nie miała pełnej licencji WRC i prócz samego McRae wszystkie nazwiska były fikcyjne
» wg. instrukcji gra obsługuje egzotycznego pada jakim jest neGcon