Amigowisko w Brzesku to impreza bardzo kameralna i bardzo lubiana przez brać amigową. W tym roku organizator dość długo się zbierał z ogłoszeniem daty, trzeba było troszeczkę go do tego dopingować. Po ostatnim party, które miało numer szósty i było okraszone przypiskiem „Final edition” były podstawy sądzić, że kolejna edycja może się nie odbyć. Problemem był lokal, który do tej pory nas gościł – Młodzieżowe Schronisko, które jak sama nazwa wskazuje ma pełnić raczej rolę zgoła inną niż przyjmowanie rzeszy rozbestwionych, dorosłych amatorów retro sprzętów i chmielonego napoju. Recedent głowił się i głowił jak tu ugryźć problem lokalu, aż pojawiła się podpowiedź, by spróbować zorganizować to w miejscu, w którym większość z nas stołowała się na ostatniej edycji, a przypadła nam do gustu – restauracji Szyszkarnia. Po kilku rozmowach, pojawiło się światełko nadziei, że lokal można będzie wykorzystać i zaczęliśmy rozpalać swoje emocje. Ostatecznie jednak sprawy zostały domknięte i Recedent ogłosił datę imprezy na 30 marca 2019. Można było zacząć organizować wyjazd :)
Fasada budynku restauracji i parking, na który prowadziło wyjście z sali, w której odbywała się impreza. Przy takiej pogodzie część rozmówi odbywała się na parkingu, na świeżym powietrzu.
..::O trzech takich, co na party pojechało::..
Jak zwykle na portalu PPA zaczęła się tworzyć lista zapisowa, która szybciutko się uzupełniała o kolejne pozycje – osoby, które deklarowały swoją obecność. Party place Szyszkarnia, oprócz posiłków w postaci kolacji, śniadania i obiadu a’la carte oferowało również noclegi w swoim hotelu. Co może być lepszego niż udanie się do łóżeczka prosto z party place bez konieczności wychodzenia z budynku? Takie rzeczy tylko w Brzesku na Amigowisku! Zapowiadało się zatem bardzo sympatycznie, skład osobowy był zgrany, zatem pozostawało czekać spokojnie na dzień imprezki.
Spotkałem się z kolegą, bo kolega jest od tego, i wypada czasem spotkać się z nim…
Tym razem skład mojej ekipy uzupełnić ponownie miał mój wierny towarzysz imprezowy – Lokaty – oraz Vato, który postanowił do nas dołączyć w ostatniej chwili. Tym razem bracia Oktady (Quad i Tomek) nie mogli się pojawić – ponieważ niesamowicie angażuje ich własny gastronomiczny projekt – życzymy szybkiego uruchomienia lokalu i kolejnej imprezy u Was! Na kilka dni przed wyjazdem, do planu naszej wycieczki dołączył niespodziewanie jeszcze jeden punkt programu. Mianowicie w Krakowie zostało otwarte muzeum automatów arcade, a jako że obok takich przybytków bardzo trudno mi przejść obojętnie, szybko namówiłem kompanów, aby w drodze powrotnej zahaczyć o tą lokalizację. Tych też dwa razy nie trzeba namawiać i ustaliliśmy, że w niedzielę wstąpimy tam na kilka godzinek na rozpoznanie. Ustaliliśmy jeszcze z chłopakami z redakcji (Borsuk, repip, Larek), że się tam spotkamy i wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Relację z muzeum napisał już Borsuk, a wraz z Larkiem dopełnili to świetnym filmem, na którym znajdziecie również wywiad z właścicielem i pomysłodawcą tego miejsca
Pierwsi zameldowani w Szyszkarniowym ogródku – Recedent z dzieciakami, Stoopi z żoną, juen, Lokaty i _alt ;)
W sobotni poranek umówiliśmy się jak zwykle z Vato pod moją firmą, gdzie przerzucił sprzęcik do mojego auta i pojechaliśmy na przystanek po Lokatego. Jak zwykle znaleźliśmy go w tym samym miejscu co zawsze, wyszedł uśmiechnięty z pobrzękującym plecakiem ze sklepu i zapakował się do auta. Vato szybko jeszcze wskoczył po zupę chmielową i odpaliliśmy wrotki. Po wjeździe na DTŚ w kierunku na skrzyżowanie autostrad wspominałem chłopakom jak jechaliśmy na Decrunch do Wrocławia i rozkojarzony wesołymi rozmowami pomyliłem zjazdy i pół godziny krążyliśmy, żeby wrócić znowu na dobry pas autostrady… i tak się zagadaliśmy o tym, że tym razem znowu pomyliłem zjazdy i skierowałem się na Wrocław (no bo jak mówimy o Decrunchu to chyba tam jedziemy, no nie?) – zatem pół godzinki pokrążyliśmy po zjazdach, żeby usadowić się na pas startowy na kierunek Katowice i Kraków ;) Czekam na autonomiczne auta, być może nie będą myliły drogi :) Droga do Brzeska zleciała szybciutko, i mimo, że lokal otwierali dla nas o 10:00, to już o 9:45 zameldowaliśmy się na tamtejszym parkingu. Usiedliśmy zatem w ogródku, aby schłodzić się łykiem złotego napoju w promieniach słoneczka i poczekać na otwarcie. Zameldowawszy się na PPA okazało się, że wbija za chwilę juen (dzień wcześniej był już w hotelu w okolicy i samotnie spędzał wieczór programując niespodziankę – dodatek do Bridge Strike). Szybko otworzyły się drzwi lokalu, w nich pojawił się Recedent ze swoją rodzinką i uśmiechnięte panie, które miały w tym dniu prowadzić lokal. Po chwili kolejne osoby zaczęły się meldować na naszej ławeczce i po krótkim powitaniu zebraliśmy się do sali, aby rozłożyć sprzęcik. W sali kilka osób już żwawo sobie radziło ze swoimi amigami, commodorkami i innymi zabawkami. Stoopi podłączył już swojego SNESa, którego potem katował cały dzień i wieczór, niedaleko philipo rozłożył swoje zabawki – mnóstwo konsol Nintendo razem z wieloma oryginalnymi cartridgeami, gdzieś w kąciku Nekroskop podłączał swojego Acorna i BBC Micro… na środku stał już Maag^Da, Buli, Tomuś, juen i inne osoby i rozmawiali na temat gorącego hitu ostatnich dni – Bridge Strike. Zapowiadało się znowu interesująco – można było się zatem podpiąć i rozpocząć partowanie.
Buli chyba chce sprzedać juenowi jedną sztukę Bridge Strike’a. A Tomuś już się cieszy, już w jego głowie kotłują się myśli o turnieju SWOSa (nie wiedział jeszcze w co się pakuje)
..::Co tam panie było grane w tym Brzesku?::..
Ja tym razem przyjechałem z Amigą 600 z Gotekiem, którą swego czasu zanabyłem drogą kupna od Rentona. Chciałem trochę się pobawić tym sprzętem, bo Goteka nigdy nie miałem w rękach – wydawał mi się ciekawą sprawą, bo jest to chyba najłatwiejszy sposób przenoszenia nowych tytułów na Amigę (wejście USB jest w każdym kompie, natomiast wejście na kartę CF już nie :P). Chciałem uruchomić HXC Floopy Emulator Managera, aby móc odpowiednio montować obrazy ADF, ale ostatecznie po kilku próbach (z przerwami) poddałem się – nie udało mi się uruchomić selektora ADFów, zatem umieszczałem na pendrive tylko kilka tytułów, aby łatwiej było się poruszać przy niewygodnym dla mnie przełączaniu obrazów przy użyciu wyświetlacza z numerkami obrazów :) Zaburzając nieco chronologię wydarzeń – bo nie chodzi tu o dokładną relację z wydarzeń przecież – uruchomiliśmy mini turniej (Lokaty, MadMan, Vato, ja) w Pinballa (Dreams) na mojej Amidze – dostaliśmy w tyłek od Lokatego, który trenował w młodości na SlamTilcie (choć ja też grałem w pinballe wiele godzin dawno temu, to jednak świadomość współzawodnictwa z takim wymiataczem robi swoje :)). Na Amidze od MadMana uruchomiliśmy też minturniej w Wormsy, którego niestety nie udało nam się dokończyć, bo Madzio tym razem jednak nie zostawał na noc i zbierał się późnym popołudniem. To nic jednak, bo zapowiedzieliśmy sobie, że dogramy turniej na Retronizacji (stan 1:1:1 dla mnie, MadMana i Lokatego). Gdzieś tam z boku porywalizowaliśmy również z kilkoma osobami (m.in. Phibrizzo, Nekroskop) we Froggera na Acornie – który naprawdę był świetną wersją automatowego Froggera. Nie było nagród, nie było zapisywania wyników, ale była dobra zabawa – z tego co pamiętam to ostatecznie najwyższy wynik uzyskał Phibrizzo (jeśli było inaczej to dajcie znać w komentarzach).
Acorn BBC Master Compact od Nekroskopa, a na nim Phibrizzo trenuje we Froggera – ta gra do dzisiaj ma klimat i jest mega grywalna.
Jako, że na party pojawił się juen, jeden z autorów świeżo wydanej gry Bridge Strike, nie mogło zabraknąć również rozgrywek w tą gierkę. Juen przywiózł ze sobą kilka egzemplarzy, które szybko znalazły swoich nabywców (jedna sztuka została również ofiarowana jako nagroda w turnieju – dzięki juen!). Co chwila na różnych komputerach pojawiała się ta gra i była w różny sposób komentowana i analizowana. Okazało się, że da się ją również odpalić na CD32 Buliego – choć widać było, że trochę się dławi i jest przez to łatwiejsza. Porozmawiałem trochę z juenem na temat tej niespodzianki, którą kodował – okazało się, że dołożył tryb „drugiego gracza”, tzn. umożliwił wystrzelenie i sterowanie pociskami przy użyciu drugiego joy-a, co wydaje się ciekawym dodatkiem i jeszcze może uatrakcyjnić grę poprzez kanapowego coopa :) Poprosiłem go również, aby pokazał mi swój warsztat pracy (jako, że zboczenie zawodowe związane z programowaniem do tego zobowiązuje) – zatem zobaczyłem jak powstaje taki tytuł. No i przyznam, że byłem pod wrażeniem – w dobie rozbudowanych narzędzi crosskompilacyjnych i edytorów kodu, juen wykorzystuje do swojej pracy Notepad++ (i to jeszcze bez kolorowania składni) a po skompilowaniu odpala grę do testów w emulatorze (to akurat jest normalne). Potem spojrzałem jeszcze na edytor map do BS-a (narzędzie webowe autorstwa juena) – też ciekawe podejście. Juen pokazał nam jeszcze kilka materiałów z projektu, nad którym obecnie pracują – znowu jest na co czekać, zatem zacieramy rączki.
Bridge Strike był wszędzie na Amigowisku. Dodatkowo, juen, przygotował jeszcze Boinga, w takiej wersji jako naklejkę na samochód – cieszyła się również dużym powodzeniem.
Głównym turniejem imprezy był… oczywiście Sensible World of Soccer – w wersji 16/17. Organizatorem, jak i ogarniającym całość rozgrywek, był Tomuś – dla którego cześć i chwała. Zaciągnął do turnieju 16 osób (nawet tych, którzy w Sensibla nie grają nigdy – czyli na przykład mnie, Lokatego czy Vato) i pilnie nadzorował rozgrywek. Początkowo graliśmy na CD32 od Buliego, ale po dwóch zwiechach, które psuły nam tabelę rozgrywek przełączyliśmy się na A1200 i tabelę na kartce, którą ogarniał całkiem sprawnie Tomuś (widać, że godziny grania w wersję online z Sordanem nie poszły na marne :)). Turniej trwał wiele, wiele godzin – do późnych godzin wieczornych (przez to Tomuś prawie nie zdążyłby do baru, który już się zamykał kiedy turniej się kończył). Były emocje, była kupa śmiechu, było zgrzytanie zębami i niespodzianki (kto by powiedział, że ktoś może mnie podejrzewać o to, że jestem czarnym koniem i że wyjdę z grupy?). Ostatecznie do półfinałów dostał się Vato, Tomuś, Buli i panbeton (dzięki Recedent za podpowiedzenie ksywy). Wydaje mi się, że kolejność była taka: 1. Buli (nagroda – naklejka Boing na samochód ufundowana przez juena), 2. Vato (nagroda – uścisk prezesa Recedenta), 3. Tomuś (nagroda – Bridge Strike ufundowana przez juena), 4. panbeton (nagroda – Tanks Fury ufundowana przez juena, teraz panbeton musi tylko dokupić do nagrody Amigę). Jeśli ktoś pamięta dokładnie wyniki – to proszę o info w komentarzach, naprostujemy :)
Widział ktoś kiedyś Lokatego grać w SWOSa? Toż to po prostu bardzo rzadki widok :)
W ciągu dnia działo się bardzo dużo, na każdym stanowisku praktycznie ktoś w coś grał, ktoś rozmawiał, przeglądał prasę, rozkminiał jakieś tematy. Zaczepiony Phibrizzo opowiedział o tym co koduje na Revision w tym roku – życzę powodzenia w compo! Przyjechało dużo osób – zarówno starszych jak i młodych – Bartek nie opuści chyba żadnej imprezy :) Było też kilka dzieciaków, które miały bardzo dobrą zabawę ogrywając gry, które my znamy z naszego dzieciństwa i uczestnicząc w potyczkach ze swoimi ojcami i wujkami. Jeśli spojrzeć na spektrum tytułów, które pojawiały się na monitorach, to znowu rządziły stare tytuły, ale gdzieniegdzie można było zobaczyć również nowości. Ja na ten przykład odpaliłem sobie Celtic Heart, które powstało na tym samym silniku co opisywany przeze mnie Trap Runner. Pograłem również w Power Glove, które wydaje mi się trudniejsze (bardziej rozbudowane etapy i bossowie na końcu każdego) niż wersja na C64, ale jednocześnie bardziej kolorowe i chyba bardziej grywalne. Spędziłem również chwilę grając w Ghouls ‘n’ Ghosts na SNESie, którego bardzo długo katował Stoopi. Dla mnie jest to jedna z najtrudniejszych gier (tak samo jak jej starszy brat Ghost ‘n’ Goblins), ale daje wiele frajdy, chociaż jest bardzo frustrująca.
Vampir w akcji – Mini Metal Slug w okienku Amiga OS-a.
Stoopi nie dawał za wygraną i chciał chyba ją przejść na party, niestety – musiałby tam pewnie siedzieć z 2 tygodnie i trenować, aby to uczynić :) Na jednym ze stanowisk leżała sobie Amisia 600 z Vampirem (nie pomnę czyja była) – na której uruchamialiśmy kilka ciekawych tytułów, aby sprawdzić jak daje sobie radę ten sprzęt. Pograłem chwilę w Quake 3. Niestety tylko z botami, które mimo, że nie grzeszą rozumiem, to jednak trochę mi nastukały – z dwóch powodów, po pierwsze ostatnio w Q3 grałem jakieś 20 lat temu, więc zapomniałem układu map, a po drugie, nie chciało mi się konfigurować całej gry do ustawień, na których zawsze grałem – więc grałem na jakichś domyślnych ustawieniach. Na big screenie Recedent ogrywał Tower 57 uruchomiony na swoim MorphOS. Gra robi bardzo dobre wrażenie, nie grałem w ten tytuł nigdy, ale wygląda na ciekawą, kolorową i grywalną pozycję – być może kiedyś dodam do tytułów, które trzeba zaliczyć. Chwilę porozmawiałem sobie z Jackiem_Swidnikiem, który opowiedział mi o tym jak (i gdzie) poluje na retromaszynki, które później odrestaurowuje i wysyła w Polskę. Prezentował mi dziesiątki zdjęć sprzętów, które odnalazł w elektrośmieciach i które przywrócił do życia. Chłop ma naprawdę zacięcie do tej roboty i wymaga to od niego na pewno wiele czasu, ale i również szczęścia, aby utrafić w tych śmieciach okazy, które da się odratować.
GBA Jacka_Swidnika – tej raczej nie wygrzebał w elektrośmieciach, ale poświęcił kupę czasu, aby ją samemu polutować.
Późnym wieczorem moją uwagę przyciągnął również monitor, na którym uruchomiona była Mega lo Mania. thePalec męczył tą grę chyba przez pół dnia – pogadałem z nim chwilę i wytłumaczył mi na czym ona polega. Znałem ją z dzieciństwa, kiedy uruchomiłem ją na swojej A500, ale kompletnie nie byłem w stanie jej zrozumieć. Kiedy jednak thePalec powiedział, że w tą grę trzeba grać tygodniami – stwierdziłem, że nie jestem tego typu hardcorowym graczem i wolę jednak się tylko przyglądać. Na sam koniec imprezy na A1200, na której odbywał się turniej Sensible Soccera, został uruchomiony Mortal Kombat 2, na którym kilka osób (łącznie ze mną) oklepywało sobie mordki. W trybie, kto wygrywa ten gra dalej, graliśmy przez prawie godzinkę i mieliśmy znowu dużo uciechy – niektórzy naprawdę wiedzą jak grać w MK :) Nie będę tutaj opisywał dokładnie tytułów, które były ogrywane, ani kto w co dokładnie grał lub co robił – wystarczy powiedzieć, że klimat imprezy był naprawdę rewelacyjny i warto być w Brzesku na Amigowisku.
Klasyczne już oklepywanie mord w MK2 – tej gry nigdy nie może zabraknąć na żadnym zlocie. Pora już była późna.
..::Gościnność Szyszkarni nie miała sobie granic::..
Partowicze przyzwyczajeni byli przez poprzednie edycje do schroniskowej stołówki, która gościła nas zawsze pysznymi obiadkami oraz kolacją i śniadaniem. Nie inaczej było i w Szyszkarni – zaplecze było gotowe przyjąć naszą grupę bardzo godnie. Obiad każdy mógł zamówić jaki chciał i kiedy chciał – widać było, że wszyscy byli zadowoleni z konsumpcji. Nieoceniony był dostęp do barku, gdzie oprócz schłodzonego piwka można było zaopatrzyć się również w coś mocniejszego, jeśli ktoś chciał. W ciągu dnia zatem można było spotkać wiele osób siedzących w restauracji bądź restauracyjnym ogródku i spędzających czas na konsumpcji i rozmowach. Być może dla obsługi restauracji wyglądaliśmy nieco dziwnie, pochyleni w sali obok nad naszymi retromaszynami, a na pewno inaczej niż ich stała klientela, ale dla nas liczyła się tylko dobra zabawa i możliwość spotkania ze znajomymi. Wieczorem zostaliśmy ugoszczeni w odrębnej małej salce na drugim poziomie restauracji, gdzie dostaliśmy smaczną kolację podaną na szwedzkim stole, gdzie każdy mógł zjeść coś dobrego przed dalszym ciągiem imprezki. Szyszkarnia zapewniła nam również noclegi – w swoim małym hoteliku i kilku pokoikach, które sprawnie na początku imprezy rozdysponował Recedent. Ja wstępnie miałem spać w schronisku, ale rzutem na taśmę załapałem się na jednoosobowy pokoik w hoteliku na party place. Mimo, że początkowo nie chciano mi oddać tego pokoju, to ostatecznie kiedy powiedziałem, że nie potrzebuję ogrzewania dostałem klucze do mojej własnej, prywatnej kriokomory. Miejsce noclegowe, które jest w tym samym miejscu co party place to jedna z najlepszych rzeczy jakie mogą się wydarzyć. O poranku kiedy się obudziłem, a wszyscy jeszcze spali, wyszedłem sobie na krótki spacerek po okolicy. Słoneczko świeciło, okolica była cicha i spokojna, aż uśmiech sam cisnął się na usta na myśl o dalszej części dnia. Udałem się zatem do lokalu, aby w tym samym miejscu co kolację, zjeść śniadanie, na które zapisało się tylko kilka osób. Na śniadaniu rozbawił nas syn Recedenta, który zapytał Stoopiego, czy może sobie uruchomić jego Pegasusa – musielibyście widzieć oburzenie Stoopiego, który bardzo jest chyba przywiązany do swojego SNESa i nie pozwala go nazywać Pegasusem :)
Pogoda sprzyjała temu, aby konsumpcję przeprowadzać w restauracyjnym ogródku. To wielka zaleta tego miejsca – dostęp do świeżych i smacznych posiłków oraz schłodzonego piwa z kija.
..::Ogniska już dogasa blask::..
Kiedy zatem na SNES został uruchomiony ponownie Ghouls ‘n’ Ghosts i dźwięki jego rozpłynęły się po lokalu, udaliśmy się na salę, aby zagrać jeszcze partyjkę i dokończyć pakowanie. Na sali zostało już tylko parę osób, które powoli zaczęły kierować się w kierunku wyjścia i swoich samochodów, zatem trzeba było zrobić to samo – tym bardziej, że czekał nas po drodze jeszcze jeden punkt programu – wspominane wcześniej muzeum, do którego chcieliśmy dotrzeć jak najszybciej. Ale o tym miejscu opowiem już innym razem… Droga powrotna, pomijając wizytę w muzeum, upłynęła nam bardzo szybko na wspominkach o automatach i opowieściach o kolejnych party – planowaliśmy już również wypad na Retronizację 3. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to informuję, że wydarzenie to odbywa się 11-12 maja w Pawłowicach. Zapowiedziało się już bardzo dużo osób, a ja ze swojej strony mogę tylko polecić i zaprosić na tą super imprezę, koniecznie trzeba tam być! W Gliwicach zameldowaliśmy się ok godziny 15, szybko przepakowaliśmy Vato do jego samochodu, przybiliśmy piątkę i pojechaliśmy z Lokatym na dworzec autobusowy, aby również on mógł się relokować na odpoczynek.
Vato stwierdził, że może zamieszkać w Brzesku – przymierzył się już nawet do domku i jak widać spodobało mu się.
Podsumowując, zlot był jak zwykle udany. Mimo zmiany miejscówki, wszystko udało się wyśmienicie. Szkoda, że nie dotarła część ludzi, którzy się zapowiedzieli – okolice Chełma i Amipartowa brać amigowa niestety tym razem nie zjawiła się. Nie pojawiło się również kilka osób, które wcześniej się zapowiedziały, ale czasem wypadki losowe po prostu powodują, że plany się zmieniają. Ludzie, którzy przybyli na imprezę na pewno nie żałują a ja wpisuję Amigowisko na stałe do mojego kalendarza (była to już trzecia moja edycja) – jeśli tylko Recedent będzie je dalej organizował, czego sobie, jemu i wszystkim pozostałym życzę. Ode mnie ocena zielona :)
P.S. Oczywiście na zdjęciu jest Vato – brat bliźniak _alt’a :)
P.S.2 Fajnym akcentem były przywiezione przez Rafała komiksy, które u niejednego obudziły wspomnienia z dzieciństwa. Komiksy były u mnie w młodocianych latach również bardzo ważną częścią kulturowego życia.