Recenzje | Box Kid Adventures / Millie (PC)

Millie i box kid PCGry logiczne – jak sami pewnie wiecie gatunek Polakom nieobcy – to właśnie nasi stworzyli świetne kultowe po dziś dzień klasyki z tego gatunku: Robbo, Color Mania, Laura, Millie, różne Tetrisy, Zagadki Lwa Leona… No dobrze, ten ostatni może nie był najlepszym przykładem, w każdym bądź razie w styczniu roku 2020 powstała pewna gra z angielsko brzmiącym tytułem pochodząca jednak prosto z Polski. O jakiej grze mowa? Cóż skoro kliknęliście w recenzję to pewnie już znacie tytuł dzisiejszego szpila – nie przedłużając wstępu – przyjrzyjmy się przygodom Box Kida!


Box Kid Adventures

T-Rex Interactive – PC (2020)

Logiczno – zręcznościowa

Niby jeden z pierwszych poziomów, a już jest co w nim  robić!

Niedaleka przyszłość – w erze elektroniki robo-zabawki są ulubieńcami dzieciaków, pewien szalony naukowiec, który najwidoczniej ceni sobie dbałość o środowisko – stwarza produkt nowej generacji – robota zrobionego z… kartonu! Jednakże zarządowi jego firmy pomysł ten nie przypadł do gustu i kazał wyrzucić ten nieudany wynalazek do zsypu na śmieci! Swoją drogą – jaki jest sens wsparcia badań nad nową technologią po zapoznaniu się z planami i anulowanie jej dopiero w momencie gdy dany produkt został sfinalizowany i wyprodukowany? Wiem czepiam się ;).

Pod względem mechaniki mamy tu dość ciekawą mieszankę – otóż tytuł łączy cechy Robbo, Boulder Dasha, Sokobana, Supaplexa, Chip’s Challenge, Laury a nawet i odrobinę Dweepa. Naszym zadaniem jest zebranie określonej liczby chipów i dotarcie do bramy, brzmi prosto, prawda? Nic bardziej mylnego! O ile na początku w miarę łagodnie będziemy się uczyć mechanik i zasad rządzących grą, tak im dalej w las, tym bardziej nasza czacha będzie dymić, kombinując jak ominąć problematyczną sekcję etapu. Na szczęście twórcy zdali sobie sprawę, że nie każdy jest specjalistą w grach logicznych (tym także ja –  przeważnie grywam w gry akcji, okazyjnie próbując swoich sił w spokojniejszych tytułach) dając parę ułatwień w postaci cofania jednego, bądź kilku źle podjętych ruchów (przedstawione jest to w postaci skoku w przeszłość), a także dysponujemy możliwością zrobienia quicksave klawiszem „s” by móc wczytać poziom w dowolnym momencie za pomocą „l”.

Oficjalny trailer gry.

No dobrze, skoro znamy cel gry, to sprawdźmy co potrafi nasz kartonowy koleżka? Jako że to silny i zdolny robo-chłop to może przesuwać skrzynki, ciskać kulą do kręgli, teleportować się oraz niestety ginąć od kontaktu z pierwszym, lepszym wrogiem… A nie , chwila, zaraz,  to akurat wada i szkoda, że nie jest RoboCopem ;-). Wynika to z faktu, iż nasz heros jest zrobiony ze średnio wytrzymałego materiału podatnego na uszkodzenia (karton) to czyhające na niego zagrożenia są w w większości przypadków śmiertelne. Spotkacie tu między innymi: wirujące wiatraki, promienie elektryczności, robo-strażników, a nawet i dinozaury! Mogą oni łatwo zrobić z naszego robota cień przeszłości, miazgę, a raczej potargać go na wióry… W trakcie gry zobaczycie, że wrogów jest naprawdę wiele rodzajów, oczywiście poza odmienną wizualizacją, różnią się oni także taktyką ich pokonywania.

Podobnie jak w przypadku Angry Birds za ukończenie etapu dostajemy „gwiazdki”, tutaj zamienione na karty – brązową, złotą i niebieską.  Zdobycie każdej z nich wiąże się z ukończeniem określonego wyzwania: ukończenie planszy w określonej liczbie ruchów lub z ograniczoną liczbą zapisów, więc fani maksowywania tytułów będą uradowani! Oczywiście zdobywanie kart poza walorami estetycznymi służy do odblokowywania nowych skórek i postaci w trakcie przygody. Nie martwcie się, jest co robić w Box Kid Aventures!

Karta do karty, aż zbierze się skórka!

Dobra, było co nieco o gameplayu to pora na oprawę graficzną: wszystko jest kolorowe, barwne i dobrze animowane, pewnie co niektórzy spodziewaliby się tutaj brutalnej, realistycznej grafiki, ale hej, to jest gra logiczna dla całej rodziny, a nie shooter – więc jak najbardziej cukierkowe klimaty tu pasują, podobnie zresztą jak przyjemna muzyka. W trakcie łamania głowy przygrywa sobie spokojna nuta, która głównie służy jako tło do rozgrywki, a nie jako element główny, zresztą trochę dziwnie by się główkowało, gdyby w tle leciała nam jakaś szybka heavy metalowa muzyka, co nie?

Dla prawdziwych wymiataczy dla których podstawowa kampania to kaszka z mleczkiem i są oni żądni nowych wyzwań, twórcy przygotowali edytor poziomów gdzie możemy sami stworzyć nowe narzędzia tortur, yyy, znaczy się nowe misje dla naszego pudełkowego chłopca. Jeżeli stworzymy dzieło, z którego jesteśmy dumni to możemy go udostępnić dla innych graczy, dzięki usłudze warsztatu Steam, wprowadzonej do gry miesiąc po premierze. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie byśmy sami zobaczyli, co ciekawego przygotowali inni entuzjaści tegoż tytułu. Na pewno w Box Kid Adventures nie będziecie narzekać na małą ilość etapów do przejścia!

Już w czasach prehistorycznych były wymyślone automatyczne taśmociągi zasilane energią z znikąd!

Przejdźmy więc do podsumowania: T-Rex Interactive przygotował dla miłośników gier logicznych kawał porządnego, miłego dla oka, wymagającego, acz nie za trudnego szpila! Myślę, że wymiatacze tego gatunku już dawno posiadają ten tytuł w swojej kolekcji, a tych którzy się wahają jak najbardziej zachęcam do zakupu! Pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników Robbo, Boulder Dasha, czy Laury. Na koniec zostawię was z pewnym sympatycznym sucharem: „Jak nazywa się samochód, który waży tonę? KarTon”!

Retrometr

Bardzo solidna produkcja, z dobrego kartonu stworzona!

RETRO PRZODKOWIE: ROBBO, DIMO’S QUEST, LAURA

PS. Jeżeli was zachęciłem, to grę możecie nabyć w tym miejscu.


Millie

Forever Entertainment – PC, Android, iPad, Switch (2013)

Logiczno – zręcznościowa

Wąż jaki jest, a raczej stonoga, każdy widzi!

Snake – obiekt pożądania, dla którego kupowało się telefony marki Nokia, jedna z najbardziej rozpoznawalnych gier mobilnych, bo który retrozgred nie zagrał chociażby raz w „snejka”? Pomimo że zasady gry były proste niczym… zwierzak, którym kierowaliśmy: ot zbieraliśmy kulki, wąż robił się coraz dłuższy, my zdobywaliśmy więcej punktów, aż nasz pełzacz był w końcu tak długi, że ciężko było nim manewrować, wtedy rozbijaliśmy się o ścianę, albo zjadaliśmy własny ogon. Tylko tyle i aż tyle by człowiek spędził te parędziesiąt minut przed prostą monochromatyczną grą… Mimo że tytuł nie zyskał aż takiego rozgłosu jak chociażby Pacman lub Tetris, był bardzo znany i rozpoznawalny, a gier z wężem powstało wiele, to jednak żadna nie zyskała takiej sławy jak te najbardziej klasyczne: Snake, Snake Xenzia i Snake III wydane na komórki (swoją drogą pamięta ktoś wersję na Windows 3.11 z setką poziomów?).

Jako że Polak to zdolny człek, a czasy się zmieniają to Forever Entertainment S. A. znane głównie z casualowych gier, jak chociażby dwóch przygodówek i jednej ścigałki z Misiem Uszatkiem w roli głównej (znanym też jako Teddy Floppy Ear), serii Frederic oraz Sparkle stworzyło nową wariację na temat omawianego we wstępie Węża, czyli grę: Millie. Wcielamy się w niej w dość nietypowego reprezentanta herosów w grach wideo, a mianowicie w stonogę. Pewnego słonecznego dnia nasz bohater spojrzał wysoko w niebo i ujrzał coś niesamowitego! Nie, nie chmury (chociaż może i białe obłoki na niebie też zauważył), lecz lecący samolot, nie minęło kilka chwil, a nasz skorupiak zamarzył zostać pilotem takiej podniebnej maszyny, więc czym prędzej spakował (bądź spakowała) niezbędne rzeczy by móc wyruszyć w pełną niebezpieczeństw wyprawę na lotnisko. Zaczyna się srogo!

Trailer przygód stonogi wraz z klimatycznym intro.

Po uruchomieniu prostego i przejrzystego menu oraz rozpoczęciu rozgrywki pierwsze co się rzuca w oczy (oprócz faktu że kierujemy stonogą, a nie wężem) to oryginalność i powiew świeżości w mechanice rozgrywki. Otóż nadal naszym zadaniem jest wcinanie różnorakich kulek wydłużających kierowaną przez nas postać, lecz struktura poziomów bardzo przypomina innego klasyk, no właśnie, w której to grze zjadamy okrągłe smakołyki w rytmie waka-waka? Oczywiście że w Pac-manie! Tak jest, nasza stonoga przemierza labirynty (na szczęście bez duszków), zbiera power-upy, o tym za chwilę, a przede wszystkim uważa by przypadkiem nie wpaść na siebie. O ile na początku gry nie jest tak źle, lecz im dalej w las, tym więcej krętych uliczek proszących się o game over dla naszego stworka.

Skoro była mowa o znajdźkach to sprawdźmy to co takiego potrafi nasz wielonogi towarzysz:

  • zegarek – podobnie jak we wcześniej omawianym Box Kidzie możemy cofnąć parę sekund by naprawić zgubny dla nas krok.
  • nożyczki – zapewne domyślacie do czego one służą? Nie, nie do seppuku, w żadnym wypadku – to jest gra dla najmłodszych i dla trochę starszych! Otóż możemy skrócić długość naszego ogona o te parę segmentów, by móc się wcisnąć w zawiłe korytarze, nie ryzykując że na końcu ścieżki czeka na nas własny ogon.
  • młotek – czyli idealne narzędzie do burzenia kruchych ścian (swoją drogą ileż trzeba mieć krzepy by rozbić takim narzędziem mur?) Niestety bonus trwa zaledwie kilka sekund, więc przed zebraniem należy się upewnić, w którą stronę zmierzać.
  • kogut policyjny – będziemy łapać rabusiów niczym porucznik Borewicz w swoim Polonezie FSO! A nie, przecież w tej grze nie ma przeciwników, tak więc do czego może to służyć? Będziemy nim łamać przepisy drogowe i przemykać przez jednostronne uliczki pod prąd, oczywiście też tylko na parę sekund od zebrania tego gadżetu.
  • buty – umożliwiają dostęp do kolejnych etapów bonusowych oraz nowych światów. Dwie pary są do znalezienia na planszy, a trzecią – ostatnią – dostajemy za komplet zjedzonych kropek.

Wszystkie wymienione przedmioty możemy znaleźć podczas naszego przemarszu przez labirynty, jak też i zakupić je za gwiazdki, które to dostajemy za ukończenie poziomu.

I weź tu się nie potknij jak się ma tyle nóg! Strach pomyśleć ile kasy trzeba wydać na buty u takiej stonogi. 

Co jakiś czas – jeżeli zdobędziemy wystarczającą ilość butów – będziemy mieli możliwość zagrania w etapy bonusowe będące snem naszego bohatera o lataniu. Będziemy się ścigać, pędzić na czas przez bramki, a innym razem będziemy musieli jak najdokładniej „pokolorować” dany odcinek na mapie spuszczając kolorowy dym z naszego samolotu. O ile na papierze brzmi to wyjątkowo fajnie, tak z realizacją jest nie co gorzej, owszem nie jest może tragicznie, jednak podczas zaliczania etapów specjalnych nie czułem za bardzo frajdy, na szczęście misje w przestworzach są opcjonalne i jedyną nagrodą za nie są gwiazdki, które także zdobywamy w klasycznych poziomach.

Było nieco o fabule i rozgrywce, pora więc zająć się aspektem wizualnym: jak już pewnie zauważyliście ze podesłanych screenshotów mamy tu przepiękną, bajeczną i co najważniejsze – czytelną oprawę graficzną, idealną by zainteresować najmłodsze pociechy. Również cutscenki są niczego sobie, może i nie jest to poziom do którego nas przyzwyczaiły tytuły AAA, ale mi to nie przeszkadzają, ręcznie rysowane zdjęcia w stylu komiksowym w przystępny sposób wprowadzają nas (i nasze dzieci) w fabularne niuanse. Jak najbardziej zaliczam to na plus. Graficznie jest dobrze, a jak jest z muzyką? Także dobrze, zważywszy na fakt, że w grach logicznych oprawa dźwiękowa jest tylko wypełniaczem, a nie elementem głównym rozgrywki. Podobnie jak w przypadku Kartonowego Chłopca mamy proste, miłe w odbiorze dźwięki, a nawet będzie nam przygrywać jeden, prosty i przyjemny utwór, który niestety z czasem może się nieco nudzić.

Niestety po paru godzinach obcowania z tą grą rozgrywka może nieco zniechęcić bardziej wymagającego gracza (dzieciaki powinny być szczęśliwe), bo przez 90 poziomów będziemy z grubsza robić to samo, przemierzać podobne korytarze (bo i sceneria zmienia się dopiero po 30 etapach), zjadać kulki i kierować się do wyjścia. W ten tytuł najlepiej się gra z wielomiesięcznymi przerwami co parędziesiąt poziomów, albo pomagając małoletnim latoroślom.

Tak to jest jak się skręci w nie tę uliczkę co trzeba…

Dla chętnych dodatkowych wrażeń powstała kontynuacja pod tytułem Zombillie, będąca level packiem ze zmienioną, mroczniejszą grafiką, gdzie tym razem wcielamy się w nieumarłą stonogę w poszukiwaniu świeżych mózgów. Nie poleciłbym raczej tej kontynuacji najmłodszym…

Nadszedł czas na podsumowanie: Millie to kolorowa, wesoła i prosta w założeniach produkcja bez grama przemocy, która może przypaść najmłodszym do gustu, a i starsze wygi znajdą w niej coś dla siebie ostro główkując na wyższych poziomach trudności, albo masterując ten tytuł. Czyli jak, będzie zielone światełko w retrometrze? No niestety nie, bo tytułowi brakuje nieco do bycia hitem, daje frajdę tylko przy krótkich posiedzeniach i do tego z przerwami, dlatego też najlepiej sprawdza się on jako wypełniacz pomiędzy większymi hitami, lub dla krótkotrwałego zabicia czasu. Na przykład znajomi zaraz przyjdą, albo trzeba iść do pracy, albo należy czymś zająć dziecko kuzynki, gdy ta wpada do nas w odwiedziny ze swoją pociechą. Zaletą jest fakt, że jest to szpil niedrogi, standardowo na Steamie kosztuje 14 i pół złotego, a jak grzecznie poczekamy na wyprzedaż to wydamy jedynie na niego 2 złocisze, czyli tyle co na butelkę z wodą mineralną! Wtedy nie pozostaje nic innego jak pomóc malcowi zrealizować marzenia o byciu stonogą, a stonodze o szybowaniu…

Retrometr

Ładne, kolorowe, dla dzieci, a etapów tyle, ile nóg u stonogi!

RETRO PRZODKOWIE: SNAKE, PACMAN

PS. Jeżeli was zachęciłem, to grę możecie nabyć w tym miejscu.


Jako, że pozostało nam kilka kluczy z grą Box Kid Adventures, które otrzymaliśmy od twórców gry (dziękujemy!), to ogłaszamy minikonkurs dla czytelników. Kto przyśle recenzję polskiej gry na jakikolwiek system / albo napisze ją w rozbudowanym komentarzu (pod tym wpisem), ten zgarnie Przygody Kartonowego Chłopca w wersji cyfrowej! Dodatkowo jeżeli będzie to długa recenzja to ją opublikujemy! Ilość kluczy ograniczona…

Informatyk z zawodu i zamiłowania. Ulubione gatunki: platformówki, gun and run, FPSy, TPSy, wyścigowe, metroidvanie oraz cała reszta co jest szybka i dynamiczna - wiek gry nie ma znaczenia. Posiadane platformy: Commodore C64, Brick Game, Pegazus, PC